11 lipca 1989 roku na dworcu w Krynicy Morskiej odnaleziono zwłoki księdza Sylwestra Zycha. Co wiemy o ostatnich godzinach życia tego duchownego? Jak doszło do jego śmierci? Oficjalna wersja ówczesnych władz (premierem i szefem MSW był jeszcze Czesław Kiszczak), mówiąca o tym, że ksiądz zmarł po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu, była absurdalna… W lipcu 1989 r. ksiądz Sylwester Zych wypoczywał w Braniewie, w parafii Świętej Katarzyny, u ówczesnego proboszcza. I często wybierał się na drugą stronę Zalewu Wiślanego, do Krynicy Morskiej. Do Fromborka, skąd wypływał statek kursujący przez Zalew, odwoził go Kazimierz Gursztyn, miejscowy nauczyciel, członek Rady Parafialnej. 10 lipca 1989 r. Kazimierz Gursztyn podrzucił samochodem ks. Zycha do portu we Fromborku. Był on ostatnią osobą z bliskich znajomych, która widziała go żywego. Gdy ks. Zych nie wrócił na noc 10 lipca, jego gospodarze nie byli zdziwieni. Wiedzieli, że ma wielu znajomych w Gdańsku, których często odwiedzał. Mogli zakładać, że do nich pojechał, tym bardziej, że 11 lipca 1989 r. w Gdańsku miał gościć prezydent USA George Bush, a w planie było m.in. złożenie kwiatów pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Było jasne, że ks. Zych mógł chcieć być blisko tych wydarzeń.
Ostatecznie nie udało mi się jednak ustalić, czy był w Gdańsku. Generalnie od momentu, gdy wysiadł z auta Gursztyna we Fromborku, do momentu znalezienia zwłok, nie wiemy co się z nim działo. Niemniej 11 lipca, w Krynicy Morskiej, na dworcu PKS koło dyspozytorni, kilkoro młodych ludzi dostrzegło ciało mężczyzny. W pobliskiej kawiarni zadzwonili po pogotowie - zgłoszenie zostało przyjęte o godz. 2,25. Lekarka, która przybyła na miejsce stwierdziła zgon, ale mimo tego prowadziła akcję reanimacyjną (ze względu na obecnych ludzi). Jakiś mężczyzna jej to utrudniał.
Na posterunku był wówczas na dyżurze tylko jeden milicjant – niemal cała obsada została bowiem skierowana do zabezpieczenia wizyty George’a Busha w Gdańsku. Funkcjonariusz ten nie miał samochodu do dyspozycji, czynności prowadził dość nieudolnie, wręcz zacierał zacierał ślady – zapewne z braku wiedzy. Mam takie przypuszczenie, że być może specjalnie zostawiono na dyżurze kogoś, na kim nie można było za bardzo polegać.
Zwłoki księdza przewieziono do Elbląga, a prokurator zdecydował o przeprowadzeniu sekcji, co w tej sytuacji było oczywiste. Została ona przeprowadzona, ale jak stwierdził później prokurator nadzorujący śledztwo z ramienia Ministerstwa Sprawiedliwości, była „daleka od przyzwoitości”. Dlatego później przeprowadzono ponowną sekcję.
W tym czasie gospodarze ks. Zycha z Braniewa przeczytali notkę w „Głosie Wybrzeża” o zwłokach mężczyzny odnalezionego na dworcu PKS w Krynicy Morskiej. Byli zaniepokojeni, a straszne przypuszczenia potwierdziły się, gdy okazano im zwłoki. Ciało rozpoznały także siostry księdza, które przyjechały do Elbląga. 14 lipca w Gdańsku, w Zakładzie Medycyny Sądowej, doszło do ponownej sekcji zwłok ks. Zycha. Już wtedy uczestniczyła w tej procedurze, obok resortowej, strona, nazwijmy ją, niepodległościowa. Jej przedstawiciele zwracali uwagę na kluczowe kwestie, np. ślady bicia na ciele duchownego. Uznano je jednak oficjalnie za takie, które nie mogły doprowadzić do zgonu. Stwierdzono za to wysokie stężenie alkoholu we krwi i uznano, że to jego przedawkowanie stało się przyczyną śmierci.
Tak też pokazała sprawę ks. Zycha telewizja, w oszczerczym reportażu. Wypowiadał się m.in. barman, który miał tamtego wieczoru podawać duże ilości alkoholu księdzu Zychowi. Nikt inny jednak tego nie potwierdzał, a potem okazało się, że ów człowiek miał kryminalną przeszłość. Widzimy więc niemal klasyczne metody działania „bezpieki” w tej sprawie – dyskredytowanie, szantaż, zabójstwo, potem na etapie dochodzenia, mataczenie, zatajanie i budowanie niejasności i sprzeczności.
18 lipca 1989 r. odbył się pogrzeb ks. Zycha. Był on trzecim, zamordowanym kapłanem 1989 roku. Zginął on, przypomnę, w przededniu symptomatycznej wizyty prezydenta USA w Polsce, i po wyborach 4 czerwca, po których przecież Joanna Szczepkowska powiedziała, że tego dnia skończył się w Polsce komunizm. Było to zbyt optymistyczne stwierdzenie patrząc na to, co się działo po śmierci ks. Zycha, tego, w jaki sposób prowadzone było śledztwo.
Na początku 1989 r. zginęli w okolicznościach wskazujących na zabójstwa, ale nigdy nie wyjaśnionych, ks. Stanisław Suchowolec i ks. Stefan Niedzielak, obaj związani z opozycją antykomunistyczną. Potem zginął ks. Zych. Wszyscy byli wcześniej zastraszani, dyskredytowani, do czego wykorzystywano m.in. alkohol. Ks. Zych został napadnięty, a sprawcy próbowali wlać mu siłą do ust wódkę…
To zdarzenie miało miejsce w Warszawie. Rzeczywiście próbowano go siłą napoić alkoholem. Spłoszyła sprawców przechodząca kobieta. Sądzę, że jeszcze wówczas było to zastraszenie, a nie próba zabójstwa. Swego rodzaju ostrzeżenie. Warto podkreślić, że ks. Sylwester Zych, po wyjściu z więzienia, nie zaprzestał swojej opozycyjnej działalności. Stąd groźby, anonimy… Podobnym działaniom byli poddawani niewygodni księża Suchowolec i Niedzielak, sprzeciwiający się władzy. Nie dali się zastraszyć. Ks. Zych brał udział w ich pogrzebach. Sądzę, że wiedział w jakiej jest sytuacji, że może być następny.
Tu dodajmy, ks. Zych został skazany na 6 lat więzienia po sprawie zabójstwa funkcjonariusza MO, Zdzisława Karosa. Jednak wcześniej narażał się władzy PRL. W więzieniu siedział razem z Leszkiem Moczulskim i został następnie kapelanem Konfederacji Polski Niepodległej.
Ks. Zych popierał NSZZ „Solidarność”, inicjował także akcję wieszania krzyży w szkolnych klasach w latach 70. Krytykował otwarcie wprowadzenie stanu wojennego. W lutym 1982 roku zgodził się przechować broń – pistolet TT, który młodzi opozycjoniści z konspiracyjnej organizacji Siły Zbrojne Polski Podziemnej odebrali, po napaści, sierżantowi Zdzisławowi Karosowi z MO. To zdarzenie miało miejsce w Warszawie, a Zdzisław Karos zginął w czasie szamotaniny. Ks. Zych uznał, że musi tych młodych opozycjonistów bronić, że musi im zapewnić swego rodzaju opiekę. Pistolet został znaleziony na plebanii św. Anny w Grodzisku Mazowieckim, u ks. Zycha. Duchowny został zatrzymany i oskarżony o udział w grupie zbrojnej, przechowywanie broni bez zezwolenia. W więzieniu ks. Zych dowodził swojej niezależności. Karano go w czasie odsiadki 41 razy, był też poniżany i bity, tracił zdrowie. Po opuszczeniu więzienia działał jako kapelan KPN-u i pracowników Huty Warszawa. Co jednak ważne, nawet po skazaniu ks. Zycha na więzienie, władze chciały go zniszczyć. Mimo tego, że on usiłował odwodzić młodych opozycjonistów od pochopnych czynów, to w sprawie Zdzisława Karosa władze uznawały go za winnego śmierci milicjanta. Czesław Kiszczak mówił o tym publicznie w 1986 roku.
Wszyscy księża, o których rozmawiamy, byli znajomymi ks. Jerzego Popiełuszki, który został zamordowany przez członków Samodzielnej Grupy D (od dezintegracja) Departamentu IV MSW – głęboko zakonspirowanej komórki w strukturach PRL, której zadaniem było „rozpracowywanie” Kościoła. Wiele wskazuje, że stali oni i za śmiercią m.in. ks. Zycha. W zeszłym roku IPN ponownie wszczął śledztwo w sprawie niewyjaśnionych zabójstw duchownych w czasach PRL. Zostały jakieś ślady, dokumenty, które mogłyby pomóc ustalić sprawców i zleceniodawców?
Myślę, że trzeba próbować te sprawy wyjaśniać. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Sądzę, że rozkazy dotyczące tak radykalnych działań, jakie stosowano wobec księży, wydawano ustnie, bez zapisu w dokumentach. Z drugiej strony, gdy prokuratura, już po całkowitym upadku PRL, zwróciła się o przekazanie teczki z inwigilacji ks. Zycha, okazało się, że ona została zniszczona. Nie jest żadna tajemnicą, że dokumentacja SB była likwidowana jeszcze w 1989 r. Ewidentnie nie chciano, żeby prawda wyszła na jaw. Jednak myślę, że to się jednak stało, wbrew temu co planowali „esbecy”. Już nikt chyba nie wierzy w wersję, że ks. Zych zmarł z przedawkowania alkoholu, a nie dlatego, że sprzeciwiał się ówczesnej władzy, był dla niej niewygodny i mówił prawdę o tym, czym ona jest.
Trzeba zwrócić uwagę na czas – księża Suchowolec i Niedzielak zginęli, gdy trwały przygotowania do obrad Okrągłego Stołu, a ks. Sylwester Zych ponad miesiąc po wyborach 4 czerwca 1989 r. To była forma zemsty SB? Nawet w obliczu upadku systemu komunistycznego w Polsce?
Kiedy rozmawiałam z ludźmi z dawnego PZPR, z aparatu władzy, także tymi, którzy kandydowali z ramienia partii w wyborach 4 czerwca 1989 r., z ich słów wynikało wyraźne przeświadczenie, przekonanie, że uda im się wygrać. Zawsze wygrywali, to dlaczego wtedy miałoby się nie udać? W 1989 roku wcale nie uważali swojej sprawy za straconą. Walczyli do końca przeciw swoim wrogom. Zbrojne ramię władzy komunistycznej walczyło swoimi metodami, które wypracowało przez cały okres PRL-u, i jeszcze wcześniej. I warto zwrócić uwagę jeszcze na jedno - dotarłam kiedyś do pewnej osoby, która w latach PRL-u była w lokalnym wydziale SB, zajmującym się działalnością antykościelną. Powiedziała mi przez telefon, że oni pracowali dla dobra Polski. Zapytałam wówczas, czy zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki było dla dobra Polski… Nastąpiło milczenie i na osobistą rozmowę ten człowiek się nie zgodził.
Gdy pytałem o sprawę ks. Zycha, jeszcze całkiem niedawno, jednego z przedstawicieli lokalnych struktur PZPR, powiedział mi wyraźnie: „zostaw to”…
To są niewygodne kwestie dla ludzi ówczesnej władzy. Pewnie do tego stopnia, że sami uwierzyli w to, że pracowali po to, by świat był lepszy. Każdy chce być przecież dobrym człowiekiem prawda? Ja mam zawsze przy okazji podobnych ocen pewną refleksję - przeciw komu tamta władza, ze swoim wielkim aparatem występowała? Jak napisał Norwid: „Ogromne wojska, bitne generały, policje tajne, widne i dwupłciowe, przeciwko komuż tak się pojednały? Przeciwko kilku myślom, co nie nowe”. Oni chcieli zniszczyć prawdę, idee, wartości obowiązujące w naszej cywilizacji. Oczywiście może to się udać, ale na krótko. Nie da się człowieka zabić do końca. Prawda o nim zostanie, będzie nazywany męczennikiem. Mówiąc o ks. Zychu i jego związkach z Gdańskiem zauważmy, że jego właśnie tak nazwano w czasie jednego z nabożeństw w kościele św. Brygidy. O męczeństwie ks. Zycha mówił proboszcz w jednym z kazań, wskazując, że jest on więźniem politycznym komunistycznej władzy.
Mimo że dziś dworzec PKS w Krynicy Morskiej, gdzie znaleziono zwłoki duchownego, już nie istnieje, to pozostaje kwestia upamiętnienia postaci ks. Zycha. Niedawno w krynickim kościele odbyła się uroczysta msza, w rocznicę jego śmierci (organizowały ją stowarzyszenia Elbląscy Patrioci, Wilk Morski i Środowisko Patriotyczne Polski Północnej). Wygłosiłaś wówczas prelekcję. Są także plany odsłonięcia pamiątkowej tablicy.
Dziś chyba trudno nawet byłoby określić, gdzie znajdowało się miejsce porzucenia zwłok ks. Zycha… Cały teren dawnego dworca został mocno przebudowany. Niemniej plan umieszczenia pamiątkowej tablicy w Krynicy Morskiej jest, a dobrą okazją do jej odsłonięcia byłaby przypadająca w przyszłym roku 35 rocznica śmierci duchownego. Liczę, że ta sprawa nie zostanie zapomniana, że po ks. Sylwestrze Zychu zostanie świadectwo, by mieszkańcy i turyści przyjeżdżający do Krynicy Morskiej wypoczywać, mogli zatrzymać się na chwilę i pochylić w zadumie nad czasami, które minęły, i nad tym, jak próbowano zabić prawdę - fizycznie i duchowo. Ks. Zych może być wzorem dla kolejnych pokoleń. Jego przykład uczy, jak być wiernym swoim wartościom, przekonaniom, niezależnie od sytuacji. Wszyscy zamordowani księża wiedzieli jaka może być cena wystąpienia przeciw komunistom. Dlatego należy podziwiać ich odwagę.
CZYTAJ TAKŻE:
"W drodze na salony". Felieton Wojciech Wężyka