Magazyny broni nuklearnej w Polsce wybudowane zostały, by maksymalnie skrócić czas potrzebny do zamontowania głowic na rozmieszczonych w Polsce mobilnych wyrzutniach rakiet balistycznych.
(fot. Maciej Kulesza, MM Bydgoszcz/Archiwum)
Podborsko koło Białogardu. Leśna droga prowadzi do miejsca, którego historia dopiero teraz wychodzi na światło dzienne. Za pancernymi drzwiami czeka nas podróż w przeszłość. W mroczną przeszłość tego miejsca.
- To postsowiecki podziemny magazyn broni atomowej - mówią Strażnicy Historii.
Krzysztof Ferster z Fundacji Strażnicy Historii, która opiekuje się i administruje postsowieckimi bunkrami, otwiera przed nami dwoje potężnych drzwi. Każde z nich to 5 ton.
Ta masa oddzielała w drugiej połowie ubiegłego wieku zawartość czterech hal od świata. Sam bunkier ma około 2 tys. metrów podziemnej powierzchni i zlokalizowany był w miejscu, którego nie było na mapach. Na miejscu ściśle tajnym. Na terenie sowieckiej bazy wojskowej. Dziś wszystko jest jawne, a odwiedzenie bunkra to żywa lekcja historii. Tym bardziej, że jest to jedyny w Europie obiekt tego typu w tak doskonałym stanie.
- Takich magazynów było około setki - mówi Krzysztof Ferster. Ten jedyny bunkier nie jest rozszabrowany. 200 żołnierzy obsługiwało 2 bunkry. Ale na tym terenie było ich kilka tysięcy. Obiekt pracował na warunkach wojennych. Budowa bunkra rozpoczęła się w 1965 roku.
- Budowali go polscy żołnierze. Najpewniej w 1967 roku obiekt przejęli Rosjanie i obsadzili swoimi. Kosztował wówczas 180 mln złotych. Żeby wyobrazić sobie wartość tych pieniędzy, powiem, że w 1967 roku moi rodzice wybudowali dom za 80 tys. złotych - opowiada Strażnik Historii. Nasz przewodnik podejrzewa, że sowieci bunkier opuścili z początkiem lat 90.
Główna hala bunkra w Podborsku - tu z pomocą suwnicy trafiały półtonowe głowice, które żołnierze przepychali do hal magazynowych.
(fot. Maciej Kulesza, MM Bydgoszcz/Archiwum)
- Kiedy padła komuna, musieli wywieźć głowice - mówi Krzysztof Ferster. Przez kolejnych 20 lat obiekty stały puste. Zniknęło sporo rzeczy - kable, metale, które można było odsprzedać. Zniszczona została automatyka, którą Strażnicy teraz odtwarzają, by w przyszłości ich "muzeum atomu" działało, jak kilkadziesiąt lat temu. A co tu się działo?
Za drzwiami widzimy ogromną halę, która jest już ukryta pod ziemią. Czujemy przenikliwy chłód - to ważna informacja dla odwiedzających - warto zaopatrzyć się w bluzę lub kurtkę, bo w bunkrze jest zaledwie 6 stopni Celsjusza. Na suficie suwnica, hak, łańcuch. - Głowice wwożono na wózku, przyczepiano i spuszczano na dolny poziom. Następnie kierowane były do jednej z czterech hal. Każda mogła pomieścić dwadzieścia ładunków, więc mogło tu być ich osiemdziesiąt - mówi Krzysztof Ferster.
- To był magazyn śmierci, to nie był skład kasztanów. Ta broń mogła spowodować śmierć tysięcy ludzi. Jak to się mogło skończyć pokazują zdjęcia z Hiroszimy, które prezentujemy w jednej z hal. Każda hala miała oddzielny system alarmowy. W rozdzielni siedział żołnierz, który nadzorował pracę całego obiektu. Miał nadzór nad ogrzewaniem, chłodzeniem, poziomem paliwa, stanem zbiornika z fekaliami. Widział, które drzwi zostały otwarte, mógł też każde zablokować i uniemożliwić ludziom wyjście z obiektu.
W bazie tego typu jednorazowo przechowywać można było 80 głowic nuklearnych
(fot. Maciej Kulesza, MM Bydgoszcz/Archiwum)
Zwiedzać można magazyny, pomieszczenia techniczne, chemiczne, rozdzielnię z systemem alarmowym i telekomunikacyjnym - mnóstwo detali, skrzynek, sejfów i kabli pozostało nietkniętych. Dlaczego nie ma stanowiska obronnego?
- Bo obiekt nie był przeznaczony do obrony - odpowiada Krzysztof Ferster. - W czas pokoju przechowywano tu głowice. Gdyby wybuchła wojna, byłyby one wywiezione i tak skończyłaby się rola obiektu. Nie byłby broniony, bo byłby już pusty. Żeby zrozumieć historię tego miejsca, trzeba cofnąć się w czasie dalej, niż do drugiej połowy ubiegłego wieku.
- Właściwie chcąc opowiadać o "obiekcie 3001", czyli podborskim składzie głowic i bomb atomowych, oraz o naszej z nim przygodzie, powinniśmy cofnąć się o ponad siedemdziesiąt lat - opowiada Krzysztof Ferster, który sam oprowadza po bunkrze.
Bunkry - składnice broni atomowej w Polsce, nie były przygotowane do obrony. Pełniły jedynie rolę supertajnych magazynów.
(fot. Maciej Kulesza, MM Bydgoszcz/Archiwum)
- Kiedy Amerykanie i Niemcy prowadzili badania nad wykorzystaniem energii atomu do wyprodukowania broni, nikt nie był w stanie oszacować jak bardzo zmieni ona oblicze świata i jak będzie jej końcowa moc - mówi nasz przewodnik.
W roku 1945 po długich przygotowaniach Stany Zjednoczone dokonały pierwszej próbnej eksplozji bomby atomowej na pustyni Alamogordo. Siła wybuchu zaskoczyła generałów. To była karta przetargowa w rozmowach z Sowietami, dotyczącymi nowego podziału świata po właśnie kończącej się wojnie. 6 sierpnia 1945 piątego roku, bomba atomowa zostaje zrzucona na Hiroszimę, druga na Nagasaki.
- Wraz z trwającymi pracami nad amerykańską bronią atomową rozpoczęła działanie uruchomiona przez władze naczelne szpiegowska maszyna ZSRR. W cztery lata po pierwszej amerykańskiej eksplozji świat został sparaliżowany informacjami o udanej eksplozji gdzieś w Kazachstanie. Nastąpiło chwilowe wyrównanie poziomu technologicznego. Władze obu państw, a tym samym dwóch bloków (żelazna kurtyna podzieliła świat na Wschód i Zachód), dążyły do uzyskania przewagi militarnej. Liczba bomb wszelkiego rodzaju liczona była w tysiącach sztuk po obydwu stronach. Rosły stany magazynowe - kontynuuje Krzysztof Ferster.
W Polsce powstały trzy magazyny głowic nuklearnych. Oprócz zachodniopomorskiego Podborska, broń przechowywana była w Brzeźnicy w Wielkopolsce oraz w Templewie w Lubuskiem (na zdjęciu).
(fot. Kamil Andrzej Misiak, MM Poznań/Archiwum)
Po kryzysie kubańskim władze sowieckie doszły do wniosku, iż należy zwiększyć potencjał bojowy wojsk zlokalizowanych na terenie bloku wschodniego.
- Ludowe Wojsko Polskie miało być pierwszym rzutem podczas marszu na Zachód, dlatego chciano wyposażyć je w broń atomową. Nie jest już tajemnicą, że na terenie naszego kraju sowieci posiadali spore zapasy broni atomowej, przeznaczonej do użycia przez stacjonujące na naszych ziemiach wojska sowieckie.
W 1962 roku w lutym władze sowieckie postanowiły dokonać symulacji transportu broni atomowej z Rosji do baz w Polsce. Czas transportu był za długi, ryzyko sabotowania lub udaremnienia misji ogromne. Podjęto zatem decyzję o budowie obiektów magazynowych w Polsce - tłumaczy Strażnik Historii. Teren zachodniej Polski miał pozwolić Sowietom na stosunkowo łatwe zamaskowanie działań oraz pełną kontrolę nad wykonywanymi pracami.
- Wybrano trzy lokalizacje: Brzeźnica - Kolonia, Templewo oraz Podborsko nieopodal Białogardu - wylicza przewodnik.
- Podjęliśmy aktywną współpracę z międzynarodowym zespołem zajmującym się pracami nad okresem zimnej wojny, przygotowujemy szereg wystąpień i prelekcji związanych z obecnością na naszych terenach wojsk sowieckich jak i pozostawionymi obiektami o charakterze militarnym - zapowiada Krzysztof Ferster z Fundacji Strażnicy Historii.
- Rozpoczęliśmy starania o wyposażenie podziemnych magazynów w ćwiczebne wersje magazynowanych tam radzieckich bomb i głowic, jak i innych produkowanych w różnych częściach świata. Planujemy zgromadzić i wyeksponować wyposażenie jak i dokumentację związaną z atomową przeszłością Polski. Pragniemy również przywrócić funkcje techniczne obiektu odbudowując jego pełną infrastrukturę.
JOANNA KRĘŻELEWSKA, Głos Dziennik Pomorza
Od redaktora. W materiale jest mowa o trzech magazynach broni jądrowej w Polsce, które wybudowane zostały z myślą o przekazaniu tej broni jednostkom Ludowego Wojska Polskiego. W rzeczywistości głowice i amunicja jądrowa przechowywane były także w innych radzieckich bazach na terenie Polski. Piszemy o tym w materiale "Rosyjski arsenał atomowy w Polsce", w bieżącym wydaniu HM.