Lokalizacja baz z ładunkami jądrowymi była najpilniej strzeżoną tajemnicą wojsk Układu Warszawskiego. Na podstawie odtajnionych dokumentów wojskowych profesor Andrzej Paczkowski z Polskiej Akademii Nauk ustalił, że trzy takie supertajne obiekty zbudowano w latach 1967-1970 na terenie Polski. Jednym z nich był tzw. skład specjalny nr 3003 nad jeziorem Buszno w gminie Sulęcin.
Dla mieszkańców pobliskich wsi ustalenia naukowca nie są rewelacją.
- Podczas świąt Bożego Narodzenia 1989 r. gościłem w domu zastępcę dowódcy do spraw politycznych z tej jednostki. Przy wódce zapytałem go, czego pilnują w tych lasach, bo ludzie gadali, że mają tam bomby atomowe. Aż się zaczerwienił, ale nie zaprzeczył - opowiada Stefan Wiernowolski z Sulęcina. - Dwa tygodnie później Rosjanie ewakuowali jednostkę.
W czasach PRL Sowieci utrzymywali, że w Polsce nie mają broni atomowej. Tymczasem wśród materiałów, do których dotarł prof. Paczkowski jest m.in. porozumienie z 25 lutego 1967 r. podpisane przez ówczesnego ministra obrony PRL Mariana Spychalskiego i ministra obrony narodowej ZSRR marszałka Andrieja Grieczkę. Dokument dotyczy rozmieszczenia na terenie naszego kraju amunicji jądrowej i budowy tzw. składów specjalnych. Jeden z nich powstał właśnie nad Busznem koło przysiółka Templewko.
Żelbetowe magazyny zamaskowano, sadząc na stropie drzewa. Broniły ich zasieki, betonowe ogrodzenie i kilka pierścieni bunkrów z bronią maszynową.
- Obiektów chronili komandosi ze Specnazu, czyli radzieckich wojsk specjalnych - mówi były żołnierz batalionu rozpoznawczego, który w latach 80. stacjonował w Międzyrzeczu.
Mieszkańcy pobliskich wsi omijali bazę szerokim łukiem.
- Wystarczyło zejść z drogi, a już zza drzewa wyskakiwał krasnoarmiejec z odbezpieczonym kałachem - opowiada sołtys pobliskiej wsi Zarzyń Ryszard Czarnecki. - Tymczasem do rosyjskich baz w Kęszycy Leśnej i Wędrzynie można było wejść bez większych ceregieli.
Baza nazywała się Wołkchodar
- Można to przetłumaczyć jako pasterz wilków - mówi emerytowany pułkownik Andrzej Lisiecki, który od lat bada fortyfikacje i obiekty militarne w zachodniej Polsce. - Podobne bazy Rosjanie wybudowali koło Brzeźnicy-Kolonii pod Wałczem oraz w Podborsku niedaleko Białogardu. Jabłek z pewnością tam nie trzymali.
Rosjanie opuścili bazę na początku 1990 r. Później chronili ją polscy żołnierze z pobliskiego Wędrzyna. Obecnie to teren nadleśnictwa, który jednak nadal użytkuje wojsko.
- Obiekty nie stanowią zagrożenia radiologicznego czy chemicznego, bo zostały zbadanie pod tym kątem - zapewnia Krzysztof Szczechowiak z Wojskowej Administracji Koszar w Wędrzynie.
Kilka lat temu zasypano wejścia do magazynów. Szczechowiak wyjaśnia, że chodzi o bezpieczeństwo ewentualnych turystów. Tymczasem Wiernowolski zwraca uwagę na fakt, że okolice jeziora Buszno to jeden z najbardziej malowniczych zakątków Ziemi Lubuskiej.
- Była baza to nie lada gratka dla turystów. Trzeba tylko jakoś ją zagospodarować - postuluje.
Dariusz Brożek
GAZETA LUBUSKA