"Trzeba było dosłownie zdobywać Bydgoszcz, walcząc z dywersantami"

Redakcja
Polski ksiądz w Bydgoszczy. Wrzesień 1939 roku.
Polski ksiądz w Bydgoszczy. Wrzesień 1939 roku. Wikimedia Commons
Joseph Goebbels wydarzenia z 3 i 4 września 1939 roku w Bydgoszczy nazwał "krwawą niedzielą" i uczynił jednym z oręży propagandy III Rzeszy. Co zdarzyło się 75 lat temu?
Volksdeutsch denuncjuje Polaka – rzekomego uczestnika "Krwawej niedzieli".
Volksdeutsch denuncjuje Polaka – rzekomego uczestnika "Krwawej niedzieli". Wikimedia Commons

Volksdeutsch denuncjuje Polaka - rzekomego uczestnika "Krwawej niedzieli".
(fot. Wikimedia Commons)

3 września około godziny 10 na ul. Gdańskiej ostrzelano z kilkunastu miejsc jednocześnie część polskich oddziałów 22 Pułku 9 Dywizji Piechoty Armii "Pomorze" oraz 15. i 27. Dywizje Piechoty, które w porządku wycofywały się przez miasto w celu zajęcia pozycji obronnych nad rzeką Brdą.

Uchodźcy znajdujący się na ulicach słysząc odgłosy broni maszynowej ostrzeliwującej wojsko, wpadli w panikę sądząc, że Wehrmacht już wkroczył do miasta.

Na miejsce strzelaniny natychmiast udał się komendant miasta mjr Wojciech Albrycht, który zauważył, że strzały padają z gmachów na skrzyżowaniu ul. Gdańskiej i Jagiellońskiej, oraz że zabitych zostało pięciu cywilów.

Zameldował o wydarzeniach gen. Zdzisławowi Przyjałkowskiemu, który przydzielił mu do pomocy dwie kompanie 62. Pułku Piechoty. Do akcji oczyszczającej miasto z dywersantów przystąpił też mjr Sławiński z rezerwami 82. Batalionu Wartowniczego oraz ochotnicy.

Całością działań dowodził gen. Przyjałkowski oraz mjr Wojciech Albrycht. Do akcji przeciwko dywersantom spontanicznie przyłączali się także mieszkańcy miasta.

W sprawozdaniu, major Jan Gunerski pisał:

"W ciągu tego dnia o godz. 10:00 rano w Bydgoszczy wybuchła planowo przygotowana akcja dywersyjna niemiecka, która przybrała tak poważne rozmiary, że tyłowe oddziały zmuszone zostały do wycofania się na skraj miasta ze stratami i dopiero po zorganizowaniu ich trzeba było dosłownie zdobywać Bydgoszcz, walcząc z dywersantami"
Strzelanina ogarnęła ulice Bydgoszczy w wąskim pasie wzdłuż linii z północy na południe, a w jej czasie zdarzało się, że polscy żołnierze omyłkowo celowali do swoich. W poszukiwaniu dywersantów aresztowano osoby narodowości niemieckiej, na których ciążył choćby cień podejrzenia, a gdy znaleziono przy nich broń, zgodnie z prawem stanu wojennego rozstrzeliwano je na miejscu.

Dochodziło także do mordowania niewinnych Niemców, co w warunkach trwającego boju było praktycznie nie do uniknięcia, zwłaszcza że oficerowie w punktach dowodzenia stracili częściowo kontrolę nad działającymi pojedynczo grupami bojowymi.

"Ciągłe strzelanie na tyłach. Samosądy w stosunku do ludności niemieckiej dokonywane przez żołnierzy wspólnie z ludnością cywilną są nie do opanowania, gdyż policji na większości obszaru już nie ma" - meldował generał Władysław Bortnowski 3 września o godzinie 20.

Około godziny 16 strzały ucichły, sytuacja wyglądała na opanowaną, wojska polskie mogły dalej swobodnie wycofywać się przez Bydgoszcz. Zebrano około 600 podejrzanych Niemców w koszarach 62. Pułku Piechoty. Spośród zabitych dywersantów tylko część zidentyfikowano jako mieszkańców Bydgoszczy. Meldunki policyjne donosiły o odebraniu od dywersantów kilku karabinów maszynowych, jakich używano w wojsku niemieckim.

"Na Rynku Zbożowym zobaczyliśmy 5 trupów rozstrzelanych Niemców. Zwracał uwagę charakterystyczny ubiór tych "cywilów". Wszyscy ci młodzi ludzie mieli sportowe ubrania i grube wełniane swetry ściągane pod szyją. Ponieważ w gorących tych dniach wrześniowych nikt absolutnie tak ubrany w Bydgoszczy nie chodził, można było bezwzględnie stwierdzić, że nie są to miejscowi ludzie" - powiedziała po latach Joanna Mieszko-Wiórkiewicz, świadek tych zdarzeń.
Do wieczora stwierdzono, że zginęło w wyniku niemieckiej dywersji od 30 do 45 polskich żołnierzy oraz około 100 Niemców. Zwolniono przetrzymywanych w koszarach Niemców, ponieważ wojsko i policja otrzymało rozkaz nocnej ewakuacji. Do ochrony miasta pozostawiono jedynie słabo uzbrojoną Straż Obywatelską złożoną z rezerwistów i weteranów. Faktycznie miasto pozostało bez władzy.

W nocy niemieccy dywersanci ostrzelali kompanię 61 pp Wojska Polskiego podczas przekraczania Kanału Bydgoskiego, a rankiem zostały ostrzelane oddziały baterii 15. Dywizji Piechoty, które zaatakowano z ukrycia na Czyżkówku.

W związku z tym, przy pomocy Straży Obywatelskiej i cywili, oddziały te przystąpiły do walki z niemieckimi dywersantami. Doszło do licznych starć w dzielnicy Szwederowo. W odróżnieniu od dnia poprzedniego, podejrzanych rozstrzeliwano na miejscu.

"Meldunki polskich oddziałów zostały sporządzone 3 września i opierały się na informacjach, które pochodziły z samej Bydgoszczy. To przesądza o ich wiarygodności jako źródła historycznego. Nie powstały, jak to bywa w przypadku później spisywanych relacji, z myślą o wyjaśnieniu wydarzeń bydgoskich, ale miały służyć informowaniu władz wojskowych o sytuacji panującej w mieście. Nie ciążą też na nich emocje związane z tragicznymi doświadczeniami niemieckiego zmasowanego odwetu z jesieni 1939 r.

|Innymi słowy, nie można przyjąć, że sporządzający meldunki polscy oficerowie już 3 września 1939 r. celowo fałszowali rzeczywistość, wiedząc, że będą oskarżani przez propagandę niemiecką o bydgoską krwawą niedzielę. Za prawdziwością tych meldunków przemawia też fakt, że obok informacji o niemieckiej dywersji znajdują się w nich także wzmianki o samosądach na Niemcach.

Meldunki polskiego wojska nie podają jednak, która z instytucji III Rzeszy zorganizowała w Bydgoszczy dywersję oraz kto konkretnie brał w niej udział. W Bydgoszczy przeprowadzenie działań dywersyjnych planowała zarówno Abwehra, jak i SS" czytamy w książce Tomasza Chincińskiego, "Niemiecka dywersja w Polsce w 1939 r. w świetle dokumentów policyjnych i wojskowych II Rzeczypospolitej oraz służb specjalnych III Rzeszy.

Żołnierze Wehrmachtu pokazują zagranicznym dziennikarzom ciała jako niemieckie ofiary polskiego pogromu w Bydgoszczy. Fotografia propagandowa.
Żołnierze Wehrmachtu pokazują zagranicznym dziennikarzom ciała jako niemieckie ofiary polskiego pogromu w Bydgoszczy. Fotografia propagandowa. Bundesarchiv / Bild 183-2008-0415-505 [1]

Inspekcja jednostki bydgoskiego Volksdeutscher Selbstschutzu.
(fot. Wikimedia Commons)

5 września, przed południem, do opuszczonego miasta wkroczyli niemieccy żołnierze 123. Pułku Piechoty należącego do 50. Dywizji Piechoty. Straż Obywatelska walczyła z wkraczającymi oddziałami niemieckimi również po wycofaniu się regularnych jednostek Wojska Polskiego.

Według Leszka Moczulskiego, dywersja w Bydgoszczy, dokonana rankiem 3 września 1939 roku, miała stanowić argument dla dyplomacji III Rzeszy wobec Wielkiej Brytanii o konieczności ograniczenia agresji Niemiec na Polskę do ram lokalnych i niewypowiedzenia przez Wielką Brytanię wojny Niemcom w wykonaniu brytyjsko-polskiego układu sojuszniczego.

Przełomowym - zdaniem Chincińskiego - opracowaniem udowadniającym pogląd o niemieckiej dywersji w Bydgoszczy jest książka Güntera Schuberta "Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy", którą wydano w 1989 roku.

Autor, historyk i dziennikarz, wbrew dotychczasowemu i obowiązującemu stanowisku niemieckiej historiografii dowodzi, że 3 września 1939 w Bydgoszczy doszło do "powstania", przygotowanego przez oddziały dywersantów z III Rzeszy. Akcja była pomyślana i przeprowadzona jako samodzielny czyn Sicherheitsdienst (organ wywiadu SS). Schubert ustalił m.in. istnienie tajnego oddziału Rotter Kühl powołanego do "specjalnych zadań Reichsführera SS" i wysunął przypuszczenie, że to ów oddział przeprowadził operację w Bydgoszczy.

Do dywersantów przerzuconych z Niemiec przez Gdańsk mieli dołączyć niektórzy mieszkańcy Bydgoszczy i utworzyć wraz z nimi kilkuosobowe grupy, które rozlokowano w różnych punktach miasta. Schubert uważa jednak, że w trakcie dwudniowych walk z dywersantami mogło dojść do przypadków mordowania niewinnych Niemców.
Historiografia niemiecka po roku 1945 poświęcała bydgoskiej "krwawej niedzieli" niewiele miejsca. Niemniej jednak, poza Günterem Schubertem, właściwie wszyscy pozostali historycy niemieccy są przekonani o braku niemieckiej dywersji.

Polskim historykiem, który wbrew dotychczasowemu i obowiązującemu stanowisku polskiej historiografii dowodzi nieobecności niemieckich dywersantów w Bydgoszczy jest profesor Włodzimierz Jastrzębski, przez lata zwolennik poglądu o wystąpieniu dywersji, który zanegował swoje dotychczasowe ustalenia w 2004 roku, podczas konferencji zorganizowanej w Bydgoszczy z inicjatywy i przy współpracy niemieckiej Ostsee Akademie.

Jastrzębski jest przekonany, że dywersja niemiecka nigdy nie miała miejsca, a jest to jedynie uzasadnienie dla rzezi urządzonej przez polskich obywateli. Nigdy nie znaleziono żadnego bezpośredniego dowodu dywersji - wzmianki w niemieckich dokumentach Abwehry organizującej akcje dywersyjne w Polsce ani nie znaleziono przy niemieckich cywilach broni - a jedynie dowody pośrednie, jak raporty wojska "walczącego z dywersantem" czy wspomnienia, spisywane często wiele lat po wydarzeniach z 1939 roku.

O braku akcji dywersyjnej świadczyć mają straty ludnościowe - około 350 niemieckich cywilów i maksymalnie 50 polskich żołnierzy - "w wyniku walk" zniszczono również jeden protestancki kościół. Negowany jest propagandowy sens dywersji i podkreślane jest że do miasta lada chwila miały wkroczyć regularne oddziały niemieckie, a Bydgoszcz nie odgrywała ważnej roli w czasie kampanii wrześniowej.

Rozstrzelanie Polaków. Bydgoszcz, 9 września 1939.
(fot. Wikimedia Commons)

Po rozpoczęciu okupacji niemieckiej w Bydgoszczy działała od 15 września do końca grudnia 1939 roku niemiecka Specjalna Komisja Policyjno-Kryminalna ds. Wyjaśnienia Polskich Zbrodni, która stwierdziła, że większość ofiar zginęła od broni używanej przez polskie wojsko.

Na podstawie zachowanych dokumentów (akt USC w Bydgoszczy, ksiąg parafialnych, akt miasta, nekrologów zamieszczanych w prasie i ksiąg zgonów) historyk IPN Paweł Kosiński ustalił, że 3 i 4 września w mieście zginęło 365 osób. Spośród nich 33 nie zostały zidentyfikowane, 263 były zameldowane w Bydgoszczy, a pozostałe poza miastem.

Wśród nich 254 było ewangelikami, a 86 katolikami.

Biorąc pod uwagę panujące przed wojną stosunki wyznaniowe, można założyć, że większość zabitych ewangelików była Niemcami, a katolików - Polakami. Wśród ofiar byli też polscy żołnierze w liczbie 20, którzy zginęli 3 i 4 września. Nie wiadomo jednak, czy wszyscy zginęli w wyniku ostrzału na ulicach, czy też niektórzy zmarli w szpitalu z ran odniesionych na froncie. Ponadto polscy żołnierze ranni w walkach zostali ewakuowani wraz z opuszczającymi miasto jednostkami Wojska Polskiego.

Po zajęciu Bydgoszczy żołnierze Wehrmachtu zgromadzili na rynku miasta cywilnych zakładników; 3/4 z nich oskarżono o udział w krwawej niedzieli. W ciągu pierwszego tygodnia okupacji, plutony egzekucyjne Wehrmachtu i Einsatzgruppen rozstrzelały w Bydgoszczy około 600-800 Polaków. W ciągu kilku następnych miesięcy członkowie miejscowego Selbstschutzu oraz specjalnego oddziału Einsatzkommando 16 działającego w ramach Operacji Tannenberg zamordowali w "Dolinie Śmierci" na bydgoskim Fordonie według różnych źródeł od 1200 do 3000 mieszkańców Bydgoszczy pochodzenia polskiego i żydowskiego.

Zamordowany został m.in. przedwojenny prezydent miasta Bydgoszczy Leon Barciszewski, który powrócił do miasta, wobec publicznych oskarżeń propagandy niemieckiej o nadużycia finansowe w zarządzaniu Bydgoszczą, którym to zarzutom chciał się osobiście przeciwstawić. W ciągu pierwszych czterech miesięcy okupacji Niemcy zamordowali około 5 tys. mieszkańców Bydgoszczy i powiatu bydgoskiego, z czego prawdopodobnie do 2 tysięcy ofiar pochodziło z samej Bydgoszczy.

Celem maksymalnego wykorzystania propagandowych korzyści, które dostarczała narracja "krwawej niedzieli" Niemcy postanowili oficjalnie osądzić część spośród "sprawców" rzekomego pogromu niemieckiej ludności cywilnej.

Żołnierze Wehrmachtu pokazują zagranicznym dziennikarzom ciała jako niemieckie ofiary polskiego pogromu w Bydgoszczy. Fotografia propagandowa.
(fot. Bundesarchiv / Bild 183-2008-0415-505 [1])

Zadanie to zostało powierzone Sądowi Specjalnemu w Bydgoszczy (Sondergericht Bromberg). Sąd rozpoczął działalność 9 września 1939 i już dwa dni później wydał trzy wyroki śmierci.

Do końca wojny w sprawach dotyczących rzekomych prześladowań volksdeutschów we wrześniu 1939 przed bydgoskim sądem specjalnym stanęło 545 oskarżonych. 243 osoby (w tym jedna narodowości niemieckiej) zostały skazane na karę śmierci. 10 oskarżonych zostało skazanych na karę dożywotniego pozbawienia wolności, 89 na karę ciężkiego więzienia, a 83 na karę zwykłego więzienia. 84 oskarżonych uniewinniono, a w przypadku 36 osób sprawę "załatwiono w inny sposób".

Rozprawy prowadzone przed Sondergericht Bromberg były parodią uczciwego procesu, a w ich trakcie łamano nawet przepisy nazistowskiej procedury sądowej.

Większość wydanych przez ten sąd wyroków śmierci można zakwalifikować jako mord sądowy.

Ponadto w Boryszewie k. Sochaczewa Niemcy zamordowali 22 września 1939 pięćdziesięciu wziętych do niewoli żołnierzy bydgoskiego batalionu Obrony Narodowej. Jeńców zamordowano w odwecie za rzekomy udział w wydarzeniach 3-4 września, mimo iż w tych dniach batalion nawet nie przebywał w mieście.

Propaganda niemiecka określiła wydarzenia z 3- września mianem Bromberger Blutsonntag - pol. "bydgoskiej krwawej niedzieli". Joseph Goebbels zadbał, aby wydarzenia w Bydgoszczy zostały przedstawione w sposób poruszający i stanowiły propagandowe uzasadnienie dla nazistowskiej polityki eksterminacyjnej prowadzonej na ziemiach polskich, jak również, aby przedstawiano "krwawą niedzielę" jako "dowód" potwierdzający tezy nazistowskiej propagandy o masowych prześladowaniach volksdeutschów w Polsce, co stanowiło wcześniej dla III Rzeszy jeden z oficjalnych pretekstów do napaści na Polskę we wrześniu 1939 r.

W instrukcji Urzędu Propagandy Rzeszy pisano:

"Muszą figurować wiadomości o barbarzyństwach Polaków w Bydgoszczy. Określenie "krwawa niedziela" musi wejść jako trwałe pojęcie do słownika i obiec całą kulę ziemską. Dlatego należy nieustannie podkreślać to określenie".

Fotografia propagandowa przedstawiająca zwłoki volksdeutschów jako ofiary zbrodni dokonanej przez Polaków.
(fot. Bundesarchiv / Bild 183-E10612 [2])

Już w listopadzie 1939 roku ukazał się pierwszy zbiór dokumentów dotyczący mordów popełnianych na członkach mniejszości niemieckiej w Polsce, w którym mówiono o 5437 zamordowanych Niemcach.

Kilka miesięcy później w kolejnym wydaniu owego zbioru liczba ta uległa zwiększeniu do 58 tysięcy przez… dopisanie zera na polecenie ministra propagandy Rzeszy.

Jednym z kluczowych dowodów na "polskie bestialstwa" w Bydgoszczy miał być tzw. "Album chwały Selbstschutzu", zawierający m.in. wstrząsające zdjęcia, rzekomo przedstawiające ciała pomordowanych volksdeutschów.

Niektóre fotografie zwłok, ze względu na zauważalny stan rozkładu, wskazują jednak, że zwłoki te znacznie dłużej musiały spoczywać w ziemi aniżeli przez krótki czas między zakopaniem ich przez "polskich sprawców" a odkryciem przez Niemców, co miało nastąpić zaraz po zajęciu Bydgoszczy przez Wehrmacht.

Zdjęcie udostępnione jest na licencji:

[1], [2] Creative Commons
Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach. 3.0. Niemcy

Oprac. na podstawie artykułu z Wikipedii, autorstwa, udost. na licencji CC-BY-SA 3.0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia