Trzy razy Malbork. Wystawa, jakiej jeszcze nie było

Dariusz Olejniczak
Dyrektor Muzeum Zamkowego w Malborku, dr Janusz Trupinda
Dyrektor Muzeum Zamkowego w Malborku, dr Janusz Trupinda OKNOstudio
Do końca grudnia trwa w malborskim zamku wystawa zatytułowana „Królestwa bronię dobytym mieczem i osłaniam skrzydłami”. To druga odsłona wystawienniczego tryptyku przygotowanego przez muzealników z tej dawnej, największej i najbardziej znanej siedziby rycerzy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli Krzyżaków. Tym razem ekspozycja opowiada o polskim okresie w dziejach twierdzy. Okazuje się bowiem, że czasy panowania Krzyżaków były ważnym, ale nie najdłuższym epizodem zamkowej historii. Znacznie dłużej, bo 315 lat, zamek w Malborku znajdował się we władaniu polskich królów. Między innymi, o tym okresie i o tej wystawie, rozmawiamy z dyrektorem Muzeum Zamkowego w Malborku dr. hab. Januszem Trupindą.

- Jeśli potraktować trwającą wciąż wystawę jako element większej całości, to jest to przedsięwzięcie zakrojone nie tylko na dużą skale, jeśli chodzi o zasób obiektów zgromadzonych na jej potrzeby, ale także pod względem okresu, w jakim przedsięwzięcie jest realizowane. Skąd pomysł na takie właśnie zaprezentowanie dziejów malborskiego zamku?
- Od 2019 opowiadamy historię Malborka z trochę innej perspektywy. Chodzi o to, żeby spojrzeć na zamek z zewnątrz w kontekście tego, co działo się wokół. Dzięki temu możliwe jest wyeksponowanie jego roli w historii regionu, kraju i Europy na tle kolejnych okresów historycznych. Do tej pory wystawy na zamku pokazywały, co działo się wewnątrz. Najwięcej było tych dotyczących konserwacji zamku i jego odbudowy w XIX i XX wieku. Wystaw historycznych było niewiele. Przy okazji zbieramy materiał, który posłuży do konstruowania jednej dużej opowieści o zamku w formie wystawy stałej.
Zaczęliśmy od wystawy „Mądrość zbudowała sobie dom”, która pokazywała władztwo krzyżackie w Prusach i oczywiście Malbork jako zamek stołeczny i centrum tego władztwa. Teraz przyszedł czas na wystawę prezentująca okres polski w dziejach zamku – „Królestwa bronię dobytym mieczem i osłaniam skrzydłami. Malbork w Prusach Królewskich”, pokazującą 315 lat funkcjonowania Malborka w granicach Rzeczypospolitej. Była to rezydencja królewska, rezydowało tu dwunastu królów, a ich wizyty nie miały charakteru wypoczynkowego, tylko roboczy. Sprawowali tu władze, wystawiali dokumenty, sądzili. Był też Malbork mennica królewską za Stefana Batorego, Zygmunta III Wazy, Jana Kazimierza. Wybijane tutaj monety pokazujemy na wystawie. No i wreszcie Malbork jako miejsce działalności jezuitów, którzy otrzymali tutaj przywilej od Jana Kazimierza i do Malborka się sprowadzili. Dostali od króla kościół zamkowy i kaplicę Świętej Anny. Rezydując na zamku stanowili ostoję katolicyzmu i ten wątek także na wystawie się pojawia. Jest więc ta ekspozycja mozaiką, z której każdy może sobie złożyć własną opowieść o Malborku. Nie narzucamy jednej narracji, nie mówimy, jak to było z perspektywy wszechwiedzącego kustosza czy kuratora wystawy. Zostawiamy ludziom możliwość samodzielnego budowania opowieści, bo wiadomo, że nie wszyscy są zainteresowani całą opowieścią. Część ludzi przyjeżdża tu zobaczyć konkretne artefakty, militaria, numizmaty…

- Zostawiliście publiczności sporo swobody.
- To nowa koncepcja, którą od trzech lat wprowadzamy, wynikająca z założeń nowej muzeologii. Tworzymy Muzeum nie tylko dla publiczności, ale ma być to muzeum publiczności. Z dużą sferą własnej interpretacji. Trzecia część wystawy będzie kontynuacją i poprowadzimy ją najprawdopodobniej do roku 1989.

- Jak wyglądają przygotowania do realizacji każdej z trzech części ekspozycji?
- Wystawę planujemy z trzyletnim wyprzedzeniem, a prace nad jej przygotowaniem trwają zwykle dwa lata. Zaczynają się od powołania przeze mnie zespołu pracowników, którzy mają przygotować scenariusz, a zanim to nastąpi, robią rozeznanie, badania i kwerendy. Potem następuje etap korespondencji z instytucjami. Pytamy adresatów, czy byliby skłonni użyczyć nam dane obiekty. Powstaje scenariusz będący podstawą do opracowania projektu plastycznego ekspozycji. Dotychczas za te wszystkie etapy odpowiadali pracownicy muzeum, jednak w przypadku trzeciej części i kwestii związanych z XX wiekiem, aż tylu specjalistów nie mamy i zapraszamy do współpracy badaczy z zewnątrz. Staramy się też mieć wsparcie naukowe, co owocuje ścieżką naukową przy kolejnych projektach wystawienniczych. Każdej z dotychczasowych części towarzyszyła konferencja naukowa. W przypadku średniowiecza podsumowywała ona stan wiedzy, a w przypadku wystawy o okresie nowożytnym miała dostarczyć nam materiałów, bo niewiele wiemy na ten temat. Poza badaniami Karola Górskiego z lat 60 nikt się tym tematem poważnie nie interesował. Trudno powiedzieć dlaczego badacze się tym nie zajmowali, być może ulegliśmy polityce historycznej władz pruskich, które lansowały tezę o „nowym odkryciu Malborka” i podkreślały znaczenie i zakres prac nad jego odbudową. To, że konserwatorzy pruscy podnieśli obiekt z ruiny i przywrócili mu pełną postać, a Fryderyk Wilhelm III łaskawie zakazał dalszego niszczenia Malborka i objął go ochroną konserwatorską, potem Wilhelm II też bardzo się wszystkim co zamku dotyczy, interesował w domyśle wskazywało, że zniszczenie nastąpiły w okresie polskim. A skoro tak, skoro nic się tu nie działo, to nie ma czego badać. Okazuje się, że było zupełnie inaczej. Zniszczenia naprawiane przez pruskich konserwatorów były zniszczeniami dokonanymi przez Prusaków, którzy po 1772 r. z Zamku Wysokiego zrobili koszary, w Pałacu Wielkich Mistrzów urządzili tkalnię pracującą na rzecz wojska i mieszkania dla tkaczy. Wielki Refektarz to była wielka ujeżdżalnia. To wszystko składa się na zakres zniszczeń, z których oni nie mogli być dumni, więc stworzyli zupełnie odwrotną opowieść.

- Dla wielu zwiedzających fakt, że krzyżacka historia zamku, choć bardzo istotna i niemal emblematyczna, nie jest dominującą częścią opowieści o jego dziejach, może być nie lada odkryciem.
- Tak. Dzięki wystawie opinia publiczna dowiedziała się, że był taki okres dziejach Malborka i że tak naprawdę zamek był dłużej w rękach królów polskich, niż Krzyżaków. Od Kazimierza Jagiellończyka, przez m.in. Zygmunta Starego, Zygmunta Augusta, Stefana Batorego, który podczas wojny z Gdańskiem urządził tu swoja bazę , Zygmunta III Wazę, który bywał w Malborku najczęściej, Władysława IV, czy Jana Kazimierza.

- Czy z chwilą przejęcia Malborka przez polskich władców zamek zaczął się jakoś radykalnie zmieniać?
- Okres polski nie był dla zamku jakimś przełomowym czasem. To wielki, ponad 20-hektarowy obiekt. Po wyprowadzce Krzyżaków zmienił charakter. Nie był już siedzibą konwentu i ośrodkiem władzy państwowej na Zamku Średnim, nie był też wielkim ośrodkiem administracyjno-gospodarczym, jaki mieścił się dotąd na przedzamczu. Z natury rzeczy zamek został wykorzystany inaczej. Najbardziej zadbane były Zamek Wysoki i Średni, a przedzamcze stopniowo było dzielone między nowych właścicieli. Oczywiście mury były utrzymywane w takim stanie, na jaki pozwalał skarbiec królewski, który przecież często był pusty. Nie popadały jednak w ruinę. A Pałac Wielkich Mistrzów był cały czas w gotowości na przyjęcie króla i jego dworu.

- Wróćmy do wystawy, czego mogą spodziewać się zwiedzający? Co chciałby pan im zarekomendować jako szczególnie warte zobaczenia?
- Bez przesady mogę powiedzieć, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nie tylko w sferze historii, ale i dawnej kultury, poczynając od rękopisu kroniki Jana Długosza – jeden z tomów leży w gablocie, po kronikę jezuitów malborskich notujących wszystko co się tu działo, dzień po dniu, rok po roku. Są dokumenty związane z zarządzaniem dobrami królewskimi, w których przyjeżdżający na wystawę mieszkańcy okolicznych miejscowości odnajdują swoje miejsca zamieszkania na mapach z XVII i XVIII wieku. Do tego dochodzą dokumenty królewskie z pieczęciami i autografami władców, którzy tutaj przebywali. Mamy bardzo bogaty zbiór kartograficzny, potężny zasób militariów z królewskich zbrojowni i monety. Rarytasem w kolekcji numizmatycznej jest 3 öre wybite za Zygmunta III Wazy w Malborku. Na świecie są dwie takie monety. Jedna z nich jest w zbiorach szwedzkich i udało się nam ją sprowadzić, natomiast druga kilkanaście lat temu pojawiła się na aukcji w Sztokholmie i Muzeum Zamkowe przystąpiło do licytacji przegrywając z nieznanym nam kolekcjonerem z Ukrainy. To było jeszcze w czasach, kiedy muzeum nie mogło liczyć na takie wsparcie władz centralnych, jak dzisiaj. Gdyby ta licytacja odbywała się dziś, na pewno byśmy tej aukcji nie przegrali mając pełne wsparcie finansowe ministerstwa.
Wypożyczyliśmy jeszcze wiele wyjątkowych przedmiotów pozostałych po Wazach mamy sporo doskonałych portretów królewskich i dworskich urzędników i wreszcie pokaźny zbiór pamiątek po jezuitach, na przykład wystrój kościoła, jaki powstał po usunięciu średniowiecznego wyposażenia i przedmioty z krypty jezuickiej. Mało znany jest fakt, że w kaplicy Świętej Anny, gdzie była krypta dawnych mistrzów krzyżackich, jezuici urządzili własna kryptę. Wiedzieliśmy, że ona gdzieś tam jest, ale nikt jej dotąd nie szukał. W 2015 r., przy okazji prac konserwatorskich zlokalizowaliśmy tę kryptę i otworzyliśmy. Poza pochówkami było tam wiele ciekawych przedmiotów. Wydobyliśmy je i poddaliśmy konserwacji, a szczątki ludzkie ponownie zostały pochowane.

- Dlaczego wystawy odbywają się jesienią i zimą? Okres letni wydaje się bardziej odpowiedni z punktu widzenie potencjalnych zwiedzających.
- W takich obiektach, jak nasze realizowanie muzealnictwa na wysokim poziomie jest bardzo trudne. Po pierwsze Malbork, Kwidzyn, Sztum to bardzo atrakcyjne turystycznie miejsca. Ludzie przyjeżdżają tu poczuć klimat średniowiecza, zobaczyć Krzyżaków i poznać ich życie. Większość chciałaby, żeby ci Krzyżacy przechadzali się po zamku, a najlepiej żeby jeszcze można było sobie z nimi zrobić selfie. My te życzenia spełniamy, ale jednym z zadań, jakie sobie postawiłem i zaprezentowałem ministerstwu jest dążenie do tego, by pracować nad poziomem malborskiego muzeum właśnie od strony muzealnej, żeby było ono godne miana narodowej instytucji kultury. Po drugie, poza stworzeniem dobrego produktu turystycznego, problemem są warunki klimatyczne panujące w zamku. Mamy tu sale zamkowe, w których trzeba utrzymać stabilne warunki klimatyczne zgodne z normami konserwatorskimi. Niesłychanie o to trudno, ale zrobiliśmy sporo żeby sprostać wymaganiom. Strategiczne, duże wystawy, „przerzuciliśmy” poza sezon, na jesień. Publiczność się przyzwyczaja i frekwencja z każdą następną wystawą rośnie. Druga rzecz to nowe technologie, które stosujemy w zakresie wystawiennictwa. Mamy najnowocześniejsze w Polsce i jedne z najnowocześniejszych w Europie, gabloty. Każda ma oddzielny system wentylacji i nawilżania obsługiwane przez bardzo zaawansowane systemy elektroniczne. Do tego mocno zainwestowaliśmy w dobre oświetlenie, które pozwala należycie wyeksponować każdy obiekt.

- Jednym słowem – nowe technologie tak, ale nie za wszelka cenę i nie w każdym aspekcie funkcjonowania muzeum?
- Idziemy w stronę, o której trochę opowiedziałem, natomiast nie idziemy w stronę multimediów, które miałyby urozmaicać ekspozycję. Naszym największym eksponatem jest architektura i nie chcemy jej zasłaniać. Poza tym, nowe technologie szybko się starzeją, nie mamy szans za nimi nadążyć, a jeszcze dochodzi kwestia kosztownego serwisu. Tego typu „nowinki” przydatne są w muzeach narracyjnych, które nie mają zbyt wielu swoich eksponatów. One muszą kreować opowieść innymi środkami.
Inwestujemy natomiast w systemy oprowadzania. Pracują u nas przewodnicy, ale mamy też audioprzewodniki, które tak naprawdę są słuchowiskami, z narracja rozpisaną na głosy, wspomagane przez system geolokalizacji. Całość uzupełniają fragmenty muzyki z epoki. Ludzie poznają zamek oglądając go, ale komentarz też jest istotny, musi być ciekawy. Mamy audioprzewodniki nagrane w kilkunastu językach, jest też wersja dla dzieci.
Zatrzymała nas trochę pandemia, ale chcemy wprowadzić tablety działające w oparciu o system rekonstrukcji przestrzeni historycznej z systemem lokalizacji. I tak, jeśli ktoś znajdzie się w jakimś pomieszczeniu i będzie chciał zobaczyć, jak ono wyglądało w XVIII czy XIX wieku, to przy użyciu tego urządzenie będzie miał taką możliwość.

- A jaka będzie trzecia część tryptyku wystawienniczego i kiedy publiczność będzie mogła ja oglądać?
- Trzecia część, ze względu na ogrom materiału, podzielona zostanie na dwie części. Pierwszą z nich będzie można oglądać we wrześniu przyszłego roku. Jej zakres obejmuje czas od I rozbioru Polski, do roku 1872. To będzie opowieść o zamku pruskim i pierwszych próbach wciągnięcia go w tryby ideologii państwowej. Hohenzollernowie – dynastia przecież protestancka – na potrzeby polityczne wciągnęła Krzyżaków do swojej opowieści o początkach dynastii i legitymizacji jej obecności tutaj. A jak wciągnięto, Krzyżaków – zakon ultrakatolicki,– to wciągnięto i Malbork. I od tego momentu zaczyna się biała legenda zakonu. Ona z kolei generuje czarną legendę, obecną w naszej literaturze i sztuce. To instrumentalne wykorzystywanie Krzyżaków. Proces ten zaczął się w średniowieczu, potem nasilił się w XIX w., a z czasem został wykorzystany w PRL-u, którego władze korzystają z tych wzorców, by budować czarną legendę Krzyżaków jako „nazistów”. To będą dwie bardzo ciekawe wystawy, bo pokażemy współczesne stereotypy, legendy, mity, nacjonalizm i instrumentalizm w wykorzystywaniu historii. Materiału jest bardzo dużo, dlatego podzieliliśmy ekspozycję na dwie części. Nigdy takiej wystawy nie było.

Dyrektor Muzeum Zamkowego w Malborku, dr Janusz Trupinda

Trzy razy Malbork. Wystawa, jakiej jeszcze nie było

- Skoro wspomniał pan o białej i czarnej legendzie Krzyżaków, jacy oni byli naprawdę? Powinniśmy ich postrzegać wyłącznie z perspektywy tej czarnej legendy, czy jednak niekoniecznie?
- Na pewno byli specyficzni, bo człowiek wstępujący do zakonu rezygnował ze wszystkiego, na czym zależało rycerzom. Rycerstwo średniowieczne było nastawione na blichtr, sławę, powodzenie u kobiet, na piękne zbroje, modne fryzury. Rycerz musiał mieć na to wszystko środki, które zdobywał na wojnach i na turniejach, tymczasem, w chwili wstąpienia do zakonu rezygnował z tego wszystkiego, godził się na to, że nie będzie posiadał żadnej własności i będzie ubierał się w takie same stroje, jak jego współbracia, a miecze i zbroje będzie brał ze zbrojowni. Do tego dochodziła dyscyplina, liturgia godzin, msze. To wszystko sprawiało, że musieli to być ludzie ideowi, bo starali się godzić to, co wydawało się nie do pogodzenia – chrześcijaństwo, nauka Chrystusa, a równocześnie zabijanie. Mimo, że w imię wiary, to jednak jest tu spora sprzeczność. O pierwszych generacjach Krzyżaków, którzy trafili na te ziemie w XIII, XIV w. można powiedzieć, że to byli prawdziwi „rycerze Chrystusa” i jeśli czynili zło – zabijali, palili, to można to tłumaczyć ideą krucjatową. Ale z czasem, kiedy zaczęli gospodarować coraz większymi dobrami, kiedy właściwe dookoła nie było już pogan, musieli sami siebie oszukiwać, że jadą na wyprawę krzyżową mając za przeciwników dawno ochrzczonych Litwinów. Fundamenty ich tożsamości zaczęły się chwiać i przestali rozumieć, kim są. To prowadziło do zeświecczenia, naruszeń reguły, zatrzymywania własności, problemów z czystością, odejście od reguły zakonnej. Konsekwencją była utrata władzy. Przegrana na polach Grunwaldu podkopała ich autorytet wśród poddanych, którzy zobaczyli, że Krzyżacy nie są tak potężni, niepokonani, jak im się wydawało. Z czasem doprowadziło to do wojny trzynastoletniej i podziału państwa. W 1457 r. Malbork został sprzedany przez najemników czeskich królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi, a Krzyżacy opuścili swoją dotychczasową twierdzę na zawsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia