W Galicji za sprawą Jakuba Szeli lała się krew i płynęły łzy

Mateusz Drożdż
„Rzeź galicyjska”, Jan Nepomucen Lewicki
„Rzeź galicyjska”, Jan Nepomucen Lewicki Wikimedia Commons
Obraz krwawych zapustów, rzezi czy rabacji wprawił w przerażenie europejską opinię publiczną połowy XIX wieku i na długo zapadł w pamięć polskim elitom. Wydarzenia z Galicji, gdzie zbrojne chłopskie bandy zamordowały tysiąc lub więcej osób, były porównywane do wydarzeń z czasów powstań kozackich. Podobnie przerażające, krwawe, brutalne i służące obcym interesom

"Rzeź w roku 1846 jest niewątpliwie najczarniejszą kartą dziejów naszych porozbiorowych. Rzucenie się braci na braci, rabunki, pożogi, strumienie łez i krwi, rozlane ręką rozwścieklonego ludu. To zaiste obraz tak szatański, że co do piekielnych barw jego, groza wojny domowej ledwo porównywalna być może" pisał po latach historyk i naoczny świadek rabacji Henryk Słotwiński w swoim opracowaniu pod wymownym tytułem "Z krwawych dni".

Na gorąco sytuację opisał poeta Kornel Ujejski w swoim "Chorale": "Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej/Do Ciebie Panie bije ten głos", który zauważył, że należy odróżnić sprawców od podżegaczy: "Ależ, o Panie, oni niewinni,/ Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,/ Inni szatani byli tam czynni:/ O! rękę karaj, nie ślepy miecz!".

I faktycznie, miał rację. Rabację wymyślili Austriacy, którzy polskimi, chłopskimi rękami chcieli stłumić przygotowywane powstanie narodowe, a przy okazji wcielić do swojego państwa Rzeczpospolitą Krakowską, ostatni w miarę wolny kawałek Polski. Chłopi, najczęściej biedni i skłóceni z dworami pół-niewolnicy obciążeni pańszczyzną, nadawali się do tego celu idealnie, a zaborcy nie mieli żadnych skrupułów przed zachęcaniem do przelewu krwi.

Szela. Oczy dzikie, cera śniada, głos donośny

Symbolem wydarzeń z Galicji stał się chłopski cieśla ze Smarzowej niedaleko Jasła (obecnie Smarżowej w powiecie dębickim) o nazwisku Jakub Szela. To on pojawia się jako Upiór w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego, chcący umyć w wodzie zakrwawione ręce, gębę i sukmanę. "Nie będzie znać" mówił do przerażonego jego obecnością Dziada. W momencie rabacji Jakub Szela miał już około 60 lat.

"Ogromny chłop, silnie i muskularnie zbudowany, (…) oczy dzikie spuszczone, czoło wysokie, cera śniada, zarost gęsty szpakowaty, brwi najeżone, wąsy obwisłe, (…) głos donośny ochrypły (…), trochę naprzód pochylony" opisywał go Roman Bończa Łubkowski na wiosnę 1846 roku.

Ten chłopski przywódca nie umiał czytać i pisać, ale miał swój cel. Solą w oku była wysokość pańszczyzny, którą miał odrabiać na polach rodziny Boguszów - dziedziców wsi, w której mieszkał. Procesował się z nimi przez długie lata, odwoływał się do urzędów austriackich, chodząc pieszo do Tarnowa i Lwowa z petycjami, które pisał mu znajomy. Boguszowie próbowali okiełznać aktywnego społecznie chłopa, ale bezskutecznie. Ich starania spowodowały, że Szela po prostu ich znienawidził.

Krwawe zapusty w całej Galicji

Okazja do zemsty na dziedzicach nadarzyła się w lutym 1846 roku. Szela i inni współpracujący z Austriakami chłopi od Podhala po Przemyśl, od Karpat po Wisłę, dostali zadanie, aby stanąć w obronie dobrego "cysorza" i bronić go przed złą polską szlachtą. Wcześniej urzędnicy habsburscy rozpuszczali plotki, że cesarz pragnie uwolnić chłopów od pańszczyzny, ale polscy dziedzice są temu przeciwni i planują powstanie. Pogłoski trafiły na podatny grunt.

Naiwność, pańszczyzna, częste spory z dziedzicami, dwa lata nieurodzaju, ogólnie panująca bieda i obietnica nagród pieniężnych spowodowały, że chłopi uwierzyli pogłoskom i gdy w ostatnim tygodniu karnawału 1846 roku ogłoszono powstanie, galicyjscy włościanie zostali poszczuci na szlachtę. Chłopskie grupki atakowały maszerujące na miejsca zbiórek oddziałki powstańcze. Ci zaskoczeni byli brani do niewoli, a stawiający opór byli mordowani.

Po wsiach zbierały się nawet kilkusetosobowe grupy chłopskie, zwane czerniawami. W ciągu kilku dni "krwawych zapustów" - między środą 18 a poniedziałkiem 23 lutego 1846 roku - w Galicji chłopska czerń zaatakowała paręset dworów, zamordowano łącznie 1-2 tys. osób, wielu zostało mocno pobitych, niektórzy - okaleczeni. Agresja tłumów skupiła się głównie na dziedzicach i powszechnie znienawidzonych administratorach, ofiary i ich dwory zrabowano. Precyzyjna liczba ofiar jest już niemożliwa do odtworzenia.

A teraz kochać cysorza i marsz do domu!

Niebezpieczeństwo groziło jednak wszystkim Polakom, nawet szanowanym na wsiach księżom. W Siedliskach - w obszarze działania grupy Jakuba Szeli, chłopi zrabowali plebanię, a miejscowego proboszcza uratowała miejscowa dziedziczka Apolonia Bogusz tłumacząc chłopom, że "jak księdza zabiją, to nie będzie komu odprawiać nabożeństwa". Złapanych, rannych lub zabitych chłopi odstawiali do austriackich urzędów, gdzie dostawali pieniądze za dostarczenie buntowników.

Austriacy płacili więcej za martwych niż za żywych, więc chłopi często dobijali swoje ofiary, aby zainkasować większą kwotę. Szela ze swoją czernią, działając pod hasłem "Bóg i cesarz", opanował władzę na terenie kilkunastu gmin w pobliżu Jasła. On sam podobno nie zamordował nikogo, ale na takie działania dawał polecenia lub przyzwolenie.

Najpierw wyrównał rachunki z Boguszami. Wiktoryn Bogusz został złapany przez chłopów na gościńcu, uwięziony w karczmie i tam śmiertelnie ugodzony w głowę metalowym prętem. Stanisław Bogusz próbował się okupić pieniędzmi, ale ugodzono go zrabowanym pałaszem w głowę, skonał po kilku godzinach. Włodzimierza Bogusza zabito cepami, a Tytusa Bogusza znaleziono na strychu, gdzie ukrywał się pod dachem. Kłuto go widłami, aż spadł na posadzkę i połamał nogi. Potem go dobito. Zabito także Nikodema Bugusza w Smarzowej i Stanisława Bogusza w Pilźnie.

Jakub Szela darował życie jedynie kobietom i dzieciom, które uwięził we własnej chałupie. Niekiedy okazywał łaskę też innym pojmanym.

Poraniony syn dziedzica z pobliskiej wsi, wspomniany już Henryk Słotwiński, trafił wraz z bratem przed oblicze Szeli, który urzędował za zdobycznym biurkiem w Smarzowej. Wiejski przywódca na początek ich okrzyczał: "A czego to lompy, ciarachy buntujecie się na cysorza! Widzicie psio pary, cóście sobie narobili!", ale całą tyradę zakończył łaskawie: "A teraz cicho, spokojnie, kochać cysorza i marsz do domu!".

Szela oszukany. Kraków dla Austrii

Szela zaczął też realizować swoje porządki, likwidować pańszczyznę i zbierać procent od łupów od chłopów ze swojej czerni. Gdy polskie powstanie narodowe stłumiono, a chłopi przestali być potrzebni, do Galicji powrócił spokój, który zaprowadziło austriackie wojsko.

Większych problemów z pacyfikacją wsi żołnierze nie mieli, bo nie szukali winnych morderstw ani rabunku. Łaskawość zaborcza była jednak ograniczona. Wbrew nadziejom Szeli, Austriacy nie zlikwidowali pańszczyzny, a nawet wydawali stanowcze rozkazy, by nadal ją odrabiać. Chłopski przywódca doszedł do słusznego wniosku, że został oszukany, "ale kiej kazano, to trzeba - befel [befehl - po niemiecku rozkaz] jest befel" stwierdził. Nie pomogła nawet kolejna petycja, z którą poszedł do lokalnego starosty. Niepotrzebny już chłop trafił do aresztu w Tarnowie, gdzie jednak zachował liczne wygody.

Austriacy za zgodą pozostałych mocarstw zaborczych włączyli do swojego państwa Kraków, a habsburscy urzędnicy winni rabacji dostali premie, odznaczenia, a niektórzy także szlachectwo. Nagrodzono również Jakuba Szelę, który otrzymał od zaborców 30-morgową zagrodę w Bukowinie. Choć część badaczy dziejów twierdzi, że była to zsyłka na peryferie cesarstwa, a nie nagroda. Jakub Szela cieszył się pewnym mirem na galicyjskich wsiach, ale od jego działań odżegnywali się późniejsi politycy ruchu ludowego.

Bohaterem ludu i bojownikiem o sprawiedliwość społeczną próbowano go uczynić w okresie PRL, aby jego rewolucyjne metody były przeciwwagą dla demokratycznych działań Wincentego Witosa w nowej tradycji Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia