W Niemczech noszą go na rękach, w Polsce wzbudza wciąż przeróżne komentarze...

Miroslav Josef Klose (ur. 9 czerwca 1978 w Opolu jako Mirosław Marian Kloze) – niemiecki piłkarz polskiego pochodzenia występujący na pozycji napastnika, reprezentant Niemiec, z dorobkiem 16 goli najskuteczniejszy piłkarz Mistrzostw Świata w historii [1]
Miroslav Josef Klose (ur. 9 czerwca 1978 w Opolu jako Mirosław Marian Kloze) – niemiecki piłkarz polskiego pochodzenia występujący na pozycji napastnika, reprezentant Niemiec, z dorobkiem 16 goli najskuteczniejszy piłkarz Mistrzostw Świata w historii [1] Wikimedia Commons/Michael Kranewitter
Miroslav Klose wykorzystał szansę, aby dołączyć do grupy piłkarzy rodem z Polski, którzy zostali piłkarskimi mistrzami świata. Niestety nie w biało-czerwonych barwach

Urodzony w Opolu Miroslav Klose znalazł się w gronie najwybitniejszych piłkarzy Niemiec. Tam noszą go na rękach i uwielbiają, a w Polsce - jak pokazały ostatnie dni - budzi skrajne emocje

- Nie ma Polaków na mundialu, ale mamy komu kibicować - mówi Antoni Piechniczek, były trener Odry Opole i reprezentacji Polski. - Mirek Klose to nasz chłopak i mocno za niego ściskam kciuki. Urodził się w Opolu i jest przedstawicielem Polski na mistrzostwach. Cieszę, się że wciąż gra i że zdobył swoją szesnastą bramkę. Zapisał się tym na stałe w historii światowej piłki. To jest dla nas powód do satysfakcji.

W domach na Opolszczyźnie, ale nie tylko, to właśnie Miroslav Klose - nazywany "naszym chłopakiem" - przysporzył reprezentacji Niemiec kibiców.

W mieszkaniu Bogdana Jeża w Ozimku - Mirek był zawsze nr. 1. Pan Bogdan, starszy brat Barbary Klose i wujek Mirka, ogląda z rodziną każdy mecz. Od lat zbiera też wycinki prasowe, zdjęcia i pamiątki. Jest ich już całe pudło, a w nim historia kariery siostry, szwagra Józka i Mirka.

Wszyscy zapewne pamiętają gole strzelane przez Klosego podczas mundialu z 2002 roku i "buziaki" przesyłane do kamery. Skierowane były do siedmioletniej wówczas Oli, najmłodszej w rodzinie fanki słynnego wujka i jego ulubienicy. Dziś świeżo upieczona maturzystka wciąż ściska kciuki za wujka. A z nią dziadek i cała rodzina.

- Jak się ma kogoś takiego w rodzinie, to trudno mu nie kibicować - mówi Bogdan Jeż. - Czekamy na jego występy, przeżywamy, siedzimy po nocach przed telewizorem. To nie jest tylko świetny piłkarz, ale przede wszystkim fantastyczny i skromny człowiek. Jest naszą dumą.

Miroslav Klose jest już najwybitniejszym piłkarzem Niemiec. Wyprzedził w liczbie występów w kadrze i w klasyfikacji strzelców samego Gerda Muellera.

Jest też najskuteczniejszym piłkarzem w dziejach mistrzostw, a za nim wielki Ronaldo.

- Nie powiem, czy będziemy mieli w rodzinie mistrza świata, bo nie jestem prorokiem - mówił przed meczem finałowym Bogdan Jeż. - Za długo jestem już na świecie, żeby nie wiedzieć, że piłka to sport, a mecz meczowi nie jest równy. Po wygranej Niemców z Brazylią 7-1 rozmawiałem z siostrą i powiedziała, że sami Niemcy są zaskoczeni tym wynikiem i że wręcz współczują Brazylii. Na pewno niemiecka drużyna pokazała moc, wysłała ostrzeżenie, może nawet ma jakąś przewagę psychologiczną. Ale wszystko może się odwrócić. Argentyna też ma klasowych graczy i też mierzy w tytuł. W niedzielę będę kibicował Mirkowi, zawsze skupiałem się na nim i wspierałem zespół, który reprezentuje. Życzę mu bramki, zwycięstwa, pucharu. Ale jak będzie?

Mirosław Klose urodził się w Opolu 9 czerwca 1978 roku. Jego ojciec, piłkarz Odry Opole Józef, właśnie sposobił się do przeprowadzki do Auxerre. Kiedy Mirek miał rok, wyjechał z Opola po raz pierwszy. Po 3,5 roku cała rodzina wróciła, ale ostatecznie w 1987 roku opuścili opolskie Chabry, gdzie mieszkali, i przenieśli się do Niemiec. W poszukiwaniu pracy i lepszego życia.

Tam nastolatek, który wyjeżdżając - znał dwa słowa po niemiecku: "ja" i "danke", z Mirosława stał się Miroslavem i zaczął trenować na poważnie. To - jak przyznał - ułatwiło mu aklimatyzację. Najpierw był w zespole amatorów Kaiserslautern, gdzie zaczynał pod okiem Stefana Majewskiego, byłego kadrowicza, a potem dyrektora sportowego PZPN. Klose do polskiej reprezentacji jednak nie trafił.

- Kiedy pojawił się temat gry dla Polski, ja już byłem zdecydowany na niemiecką kadrę - przyznał Klose. - Nie było szans na zmianę decyzji. Niemal całe życie spędziłem w Niemczech i jasne było dla mnie, że będę grał dla tego kraju. Jednak oczywiście pamiętam, gdzie sięgają moje korzenie i skąd pochodzę.

Gra w amatorskiej drużynie okazała się przedsmakiem i przedsionkiem do sukcesu. Klose zaczął robić błyskawiczną karierę. Przebił się do pierwszej jedenastki Kaiserslautern, zdobywał regularnie gole, co zaowocowało powołaniem do kadry Niemiec prowadzonej przez Rudiego Völlera. Klose zadebiutował w meczu z Albanią i strzelił bramkę. Kilkanaście miesięcy później był już bohaterem reprezentacji. W Korei i Japonii zdobyła ona srebrny medal, a napastnik rodem z Opola był wicekrólem strzelców.

Po Miro ustawiła się kolejka, a najszybszy okazał się Werder Brema, który kupił go za 5 mln euro. Dwa lata później Miro został królem strzelców Bundesligi.

Kolejny krok postawił na mundialu w Niemczech w 2006 roku. Tam błyszczał i zdobywając pięć goli - został królem strzelców. W Ozimku po raz kolejny rodzina pękała z dumy.

Tymczasem w Polsce budził skrajne emocje. Jedni go uwielbiali, inni nienawidzili. Miano mu za złe, że identyfikuje się tylko z Niemcami i że - w przeciwieństwie do Lukasa Podolskiego - śpiewa niemiecki hymn.

Nazywano go zdrajcą. Te opinię miała też potwierdzać postawa piłkarza w Korei i Japonii, kiedy nie chciał rozmawiać z polskimi dziennikarzami w ojczystym języku.

- Urodziłem się w Polsce i polskiego nie zapomnę - mówił później Miro. - Nie odpowiem na pytanie, czy jestem bardziej Polakiem, czy Niemcem. Łatwiej mi mówić po niemiecku, ale z rodzicami i żoną staram się mówić po polsku. Synowie tego języka uczyli się najpierw. Mam w Polsce bliską rodzinę, a Polska jest dla mnie ważnym krajem.

Koledzy Józefa Klosego z boiska i nie tylko dziś spotykają się i kibicują juniorowi - wszak to syn kolegi.

- Miro jest dla Polaków powodem do dumy - mówi zdecydowanie Piechniczek. - Przecież urodził się w Opolu. Doskonale znam jego ojca Józefa, z którym pracowałem jako trener w Odrze Opole, jego mamę Barbarę - reprezentantkę Polski w piłce ręcznej.

Z takimi genami Miro był niemal skazany na sportowy sukces. Mirek mógł grać dla nas, ale jego rodzina wyjechała na Zachód zarobkowo. - Takie były czasy, sytuacja i życie zmusiły ich do tego, do czego dziś wielu naszych rodaków. Mamy swojego chłopaka w Brazylii, który, co więcej, powinien zostać mistrzem świata. Zarówno Miro, jak i Niemcy na to zasługują - dodaje Piechniczek.

Dla jednych Miro to powód do dumy, dla innych - niekoniecznie. Pomysł, by został honorowym obywatelem Opola, podzielił mieszkańców stolicy województwa.

Miro tymczasem jest chyba już u szczytu kariery. Dochodził do niego konsekwentnie: kolejny udany mundial z 2006 roku dał mu kontrakt w Bayernie Monachium. Przez dwa sezony spisywał się doskonale, strzelił 40 bramek we wszystkich rozgrywkach. W eliminacjach do mundialu w RPA strzelił siedem bramek, a w Afryce stanął przed szansą zdetronizowania Ronaldo. Do wyrównania rekordu Brazylijczyka brakło jednego gola (Klose zdobył w RPA cztery). Przeniósł się do Lazio Rzym. Po raz czwarty pojechał na mistrzostwa świata. I znów jest na topie.

Wujek z Ozimka: - Pozostał normalnym człowiekiem. W Rzymie po treningu pomaga gospodarzowi ściągać siatki z bramek. Taki jest właśnie nasz Mirek.

MARCIN SABAT, Nowa Trybuna Opolska

Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia