Trwoga pierwszych dni po wojnie

Przemysław Zieliński
Nad powiatem krąży widmo głodu - zapasy wywieźli Niemcy, a czego nie zdążyli, to rozkradli Rosjanie.
Nad powiatem krąży widmo głodu - zapasy wywieźli Niemcy, a czego nie zdążyli, to rozkradli Rosjanie. zbiory MBP w Tczewie
Koniec wojny nie przyniósł Pomorzu chwili wytchnienia. Był to bowiem początek kolejnej gehenny, tym razem w czerwonych barwach...

Stefan Linowski nazwał okres lat 1939-1945 w Tczewie „nocą okupacji hitlerowskiej” - mówi Krzysztof Korda, doktor historii i dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie. - Wielu mieszkańców grodu Sambora, jak również całej ziemi tczewskiej, widziało w oczekiwanym wyparciu wojsk niemieckich szansę na odzyskanie utraconej przed niespełna sześciu laty wolności. Nowi, sowieccy zdobywcy nie przynieśli jednak tak upragnionego „świtu”.

Dla wielu gehenna rozpoczęta w 1939 r. nie tylko się nie zakończyła, a została jeszcze spotęgowana. Jej początek przedstawił podczas sesji zatytułowanej „Koniec trwogi? Marzec 1945 roku w Tczewie i powiecie tczewskim”, historyk Marcin Kłodziński, doktorant Uniwersytetu Gdańskiego i pracownik Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie.

Gospodarzami Sowieci

7 marca 1945 r. Armia Czerwona zajmuje Gniew, a nazajutrz Pelplin. Tego samego dnia rozpoczyna się ostrzał artyleryjski Tczewa. Niemcy, myśląc, że to początek radzieckiego szturmu na miasto, zdecydowali się wysadzić mosty przez Wisłę. Oddziały 2. Frontu Białoruskiego w rzeczywistości ruszyły do ataku dopiero 11 marca, by zdobyć miasto już następnego dnia. - Gdybyśmy spotkali się w tym budynku w marcu 1945 roku, to przede wszystkim byłoby nam strasznie zimno - mówił Marcin Kłodziński do zgromadzonych na prelekcji osób. - Nie było tu okien, a konstrukcja dachu była uszkodzona.

Pierwsze szyby przyjechały od miasta dopiero w maju. Jednym z najbardziej dochodowych biznesów było właśnie szklenie budynków, bo wiele z ich zostało podczas zdobywania miasta uszkodzonych. Wracających po zawierusze wojennej do swojego miasta tczewian przywitały tablice z drogowskazami w języku rosyjskim. Ten symbol świadczył o tym, że prawdziwymi gospodarzami powiatu tczewskiego byli w marcu nie Polacy, a Sowieci. Napisy na polskie zmieniono dopiero w kwietniu. - Mieszkańcy zachowania Rosjan znali tylko z gazet - wyjaśnia Kłodziński. - Wszyscy myśleli, że żołnierze szybko sobie stąd pójdą. Tymczasem Rosjanie zaczęli się zachowywać wręcz barbarzyńsko. Mamy relację o skradzeniu świeżo wywieszonego prania na ul. Rybackiej.

Po chwili jeden z czerwonoarmistów wrócił w to miejsce, aby zabrać także i... sznurek. Kradzieże dokonywane przez żołnierzy były tylko jednym z utrapień ludności - tym najmniej dotkliwym. Kobiety padały ofiarami gwałtów, zdarzały się morderstwa, nawet na dzieciach. Żołnierze mieli nieograniczoną władzę, nie słuchali się praktycznie nikogo. Komendantura wojenna mieściła się przy ul. Gdańskiej 54, ale co najmniej dwukrotnie zmieniała siedzibę.

Ślepa tarcza systemu

Pierwszym powojennym burmistrzem Tczewa został Wojciech Dutkiewicz. Rządził zaledwie przez jeden dzień, między 13 a 14 marca. Szybko władzę przejął Tadeusz Mężyk, prawnik z wykształcenia, dwukrotnie więziony przez UB za kolaborację z Niemcami. Burmistrzem Pelplina został z kolei teść Mężyka, Heliodor Szmyciński, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, późniejszy prezydent Słupska i burmistrz Malborka.

Działacze, którzy przyjechali z centralnej Polski, aby przejąć władzę na Pomorzu, nie znali tutejszych realiów. Obaj nie zasłużyli się dobrze dla rządzonych przez siebie miast - podkreśla Kłodziński.

Zarząd miasta mieścił się w kamienicy przy dzisiejszej ul. Paderewskiego 8. Mężyk zachował Radę Miejską, która istniała przez około trzy tygodnie, ale nie wiadomo, kto wchodził w jej skład ani jakie były uprawnienia radnych. Większość miejskich urzędników pracowała w ratuszu jeszcze przed wojną. - Tadeusz Mężyk postawił na ludzi sprawdzonych, od których mógł wymagać, ale jego następcy szybko od tego odejdą - wyjaśnia Kłodziński. Wkrótce powstaje Miejska Rada Narodowa, której siedzibą była kamienica przy ul. Kościuszki 18, dzisiejsze przedszkole.

Jej pierwszym przewodniczącym został rolnik Stefan Cisłak. Na 20 miejsc w MRN komuniści z Polskiej Partii Robotniczej zajęli 9, kolejne cztery należały do PPS, ale po ślubowaniu połowa radnych bezpartyjnych wstąpiła do PPR, która zapewniła sobie tym samym przewagę w radzie. Niepokojeni przez bandytów i Sowietów mieszkańcy postanawiają zorganizować pierwszą milicję. Tworem pod nazwą Milicji Miejskiej kieruje Władysław Wawrzyniak. - Nie mieli dobrej broni ani porządnych mundurów, które w końcu ukradli strażakom, ale za to po Rosjanach zostały im dwa pianina - mówi Kłodziński.

Powstaje też lokalna komórka UB. Kieruje nią niespełna 20-letni Czesław Serafin, przed wojną członek Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej, a podczas okupacji Armii Krajowej. - To była ślepa, ale wierna tarcza komunizmu - dodaje historyk. - To czego potrzebowali, to po prostu sobie brali. Prawdopodobnie zajmowali się aresztowaniem mieszkańców podejrzanych o wrogość wobec nowego systemu oraz przynależność do pierwszej i drugiej grupy Volkslisty.

Widmo głodu i epidemii

Podczas gdy organy nowej władzy skupiały się na jej umacnianiu, mieszkańcy walczyli z codziennymi problemami. A tych było bez liku. W marcu w żadnym z miast powiatu tczewskiego nie było elektryczności i bieżącej wody. Wszystkim zagraża epidemia - zmarli są chowani szybko i płytko, w Tczewie głównie na cmentarzu ewangelickim, a żołnierze tam, gdzie leżą. Brakuje leków i lekarzy, dlatego zatrudniano doktorów niemieckich. Nad powiatem krąży widmo głodu - zapasy wywieźli Niemcy, a czego nie zdążyli, to rozkradli Rosjanie.

Co jakiś czas na wieś wysyłani są komisarze, których zadaniem jest konfiskata żywności rolnikom. Ludziom kończą się też pieniądze. Jeszcze pod koniec marca funkcjonują niemieckie marki, a gdy wreszcie pojawiają się złotówki, to kurs wymiany okazuje się nieopłacalny. Podczas wymiany maksymalnie można było otrzymać 250 zł, czyli równowartość zaledwie ośmiu bochenków chleba. W marcu nie działał jeszcze żaden zakład pracy, więc nie było szans na zarobek.

Polacy chcieli je uruchomić, ale Rosjanie mieli inne plany. Maszyny i linie miały zostać wywiezione do ZSRR. Częściowo się to udało. Rosjanie zrobili to pod przykrywką kwarantanny i rozminowania fabryk. - W najgorszej sytuacji byli miejscowi Niemcy, albo osoby uznane za Niemców - zwraca uwagę tczewski historyk. - Otrzymywali symboliczne racje żywnościowe, musieli nosić opaski ze swastyką, pracowali przymusowo bez zapłaty, a dokonywane na nich przestępstwa nie kończyły się ukaraniem sprawcy.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia