Kiedy rodzi się Felek, jego ojciec Bernard Świerczyna jest już w łapach gestapo. Ten polski oficer, urzędnik skarbowy, działacz Związku Walki Zbrojnej i Orła Białego, trafia do obozu w Auschwitz w lipcu 1940 roku. Synka zobaczy na jakimś widzeniu w więzieniu, ale chłopiec tego nie pamięta. Po ojcu zostanie mu niezwykły prezent. Tomik bajek pisanych z samego dna piekieł. Ojciec za drutami spolszczył dla niego czeską bajkę "O zajączku, lisie i kogutku".
To historia zająca, którego lis wygonił z domu. Lis był silny, ale gdy zając poprosił o pomoc koguta, to we dwójkę, sprytem i odwagą pokonali groźnego przeciwnika. Pointa: "Tak to łotrom zwykle bywa, gdy cudzego się zachciewa", była pocieszeniem dla małego synka, że kiedyś sprawiedliwość zwycięży. Bajkę czytali też chętnie więźniowie. Jej autorowi groziła kara śmierci.Nikt go nie wydał.
Świerczyna urodził się w Chropaczowie, dzisiaj dzielnicy Świętochłowic, w 1914 roku. Był synem uczestnika trzech powstań śląskich. Nic dziwnego, że kiedy wybuchła II wojna światowa, Bernard od razu rzucił się w wir konspiracji. I wpadł. W obozie pomagała mu dobra znajomość języka niemieckiego, którego nauczył się w rodzinnej miejscowości. Działał w Radzie Wojskowej Obozu.
Kiedyś ogromne wrażenie na grupie więźniów, wśród których był Bernard, zrobił stos książeczek po zagazowanych dzieciach. Był 1943 rok. Pomyśleli wtedy, jak prostymi słowami, nie przerażając, opowiedzieć swoim dzieciom o tym, co czują ich ojcowie? I jak sprawić, żeby bajki dotarły do adresatów? Sposoby były różne; Felkowi bajkę ojca przyniósł do domu niemiecki oficer. Nie wiedział, że opowieść polskiego więźnia ukryta jest w słowniku języka niemieckiego. O tę przysługę poprosił go ktoś z łańcuszka życzliwych osób, do których trafiły przemycone z obozu bajki. Ryzyko było wielkie. Bo inny Niemiec, któremu zaufał Świerczyna, zdradził go i wydał na śmierć.
Zbliżał się koniec wojny. Bernard zdecydował się na ucieczkę z Auschwitz, razem z czterema współwięźniami. W plan trzeba było jednak wtajemniczyć jakiegoś Niemca.Padło na kierowcę, Johanna Rotha. To był fatalny błąd. Miał ich wywieźć w samochodzie pełnym brudnej bielizny do lasu, gdzie czekał kontakt partyzantów. Ale Roth całą grupę zawiózł pod blok śmierci. Dwóch Polaków połknęło wtedy truciznę. Trzech więźniów, w tym Świerczyna, zginęło w ostatniej w Auschwitz egzekucji, w grudniu 1944 roku. "Zdradą przemoc mnie pojmała i zamknęła pośród krat, lecz honoru nie złamała, nawet go nie złamie kat" - napisał na ścianie bunkru śmierci swoje ostatnie słowa.