Warszawa–Mariupol – miasta ruin, miasta walki, miasta nadziei
Oficjalne otwarcie wystawy odbędzie się 1 sierpnia o godzinie 11:30 na placu marszałka Piłsudskiego w Warszawie, a dokładniej przed gmachem Dowództwa Garnizonu Warszawa. Ekspozycja będzie się składać z szesnastu fotografii, na których zestawiono zniszczoną w trakcie Powstania Warszawskiego Warszawę z Mariupolem i jego okolicami po ataku Rosjan.
Gospodarzami spotkania będą pomysłodawczyni wystawy wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska oraz przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy Rusłan Stefańczuk.
Wystawę będzie można oglądać do 13 sierpnia.
Pani wicemarszałek, wystawa "Warszawa–Mariupol – miasta ruin, miasta walki, miasta nadziei" zestawia ze sobą zdjęcia dwóch miast dotkniętych totalitaryzmami. Z jednej strony stolica Polski, która została zrównana z ziemią w imię niemieckiej nazistowskiej ideologii, z drugiej Mariupol zniszczony przez rosyjski totalitaryzm. Skąd pomysł na takie porównanie?
Ten pomysł [na wystawę] nasunął się w gruncie rzeczy sam. Oglądając zdjęcia z Mariupola, szczególnie te z dronów, widziałam zrujnowane miasto. Zniszczone tak samo jak Warszawa po powstaniu. Dlatego to skojarzenie było naturalne. Każde kolejne zdjęcia przypominały fotografie z powstańczej stolicy. To wtedy pojawił się pomysł, żeby pokazać współczesnym Polakom, że historia dzieje się na naszych oczach. Pokazać też, jak działają totalitaryzmy i imperializmy, które nie walczą tylko z państwami, ale również w sposób bezpośredni z ludnością cywilną. Chcieliśmy też wyraźnie zaznaczyć, co po sobie pozostawiają. O tym będzie nasza wystawa.
Wiele osób podkreśla, że w pełni dostrzegło niewyobrażalne okrucieństwo Rosji, gdy światło dzienne ujrzały między innymi zdjęcia Mariupola i Buczy. Później zaczęły się pojawiać kolejne nagrania, fotografie, zdjęcia satelitarne, relacje osób, które przeżyły to okrucieństwo. Czy panią również wstrząsnęły te relacje?
Z tego typu zbrodniami wojennymi spotykałam się od 2014 roku. Najgorsze dla mnie było to, że oprócz ekspertów, którzy interesowali się Europą Wschodnią i jej polityką, nikt więcej o tym nie mówił. Wracałam z Donbasu ze zdjęciami i historiami, które zarejestrowałam w postaci raportu o rosyjskich zbrodniach wojennych i nie było żadnej reakcji.
Obecnie na Ukrainie sytuacja jest o wiele gorsza niż w 2014 roku, a przecież tam wtedy też były gwałty, było znęcanie się nad ludźmi i bestialskie torturowanie, po to, żeby strachem kontrolować wszystkich i wszystko. Jednak to, co świat zobaczył po 24 lutego, zwłaszcza kiedy wojska ukraińskie dotarły do podkijowskich miejscowości, to w końcu poruszyło i opadła maska Putina - polityka, który był obecny na europejskich salonach przez wiele lat. Dodam, że dla mnie nie było to nic nowego. Tak działał ten zbrodniarz i na to mu pozwalano!
Wystawa zadebiutuje 1 sierpnia. Wówczas najprawdopodobniej będziemy już w trakcie corocznej debaty na temat zasadności Powstania Warszawskiego. Jaki jest pani stosunek do tych dramatycznych wydarzeń?
Za chwilę usłyszymy głosy tak zwanych ekspertów, historyków czy publicystów, którzy będą kwestionować jakąkolwiek potrzebę powstania i deprecjonować bohaterstwo walczącej Warszawy. Myślę, że to, co robi obecnie ten postsowiecki imperializm na Ukrainie pokazuje tylko, że trzeba się przed nim bronić. Powstańcy warszawscy walczyli o te same wartości, o które obecnie walczą Ukraińcy. Ich bohaterstwo pokazuje, że to poświęcenie ma bardzo głęboki sens.
Każdy totalitaryzm i imperializm jest złem absolutnym! Przypomnę ten niemiecki, gdy okupanci gwałcili Polki w trakcie rzezi Woli. Ci oprawcy, w trakcie niszczenia tej dzielnicy zachowywali się tak samo jak teraz tzw. rosyjscy żołnierze na Ukrainie. Wyraźnie widać, dlaczego temu - postsowieckiemu imperializmowi - musimy się przeciwstawić tak, jak niemieckiemu nazizmowi. Dlatego stale musimy pomagać Ukrainie w różnych formach. I robimy to. Nasza pomoc w postaci wsparcia militarnego dla Ukrainy już teraz jest trzykrotnie większa niż łączna pomoc Niemiec, Francji i Włoch.
lena