Władysław Marszałek: sędzia, półanalfabeta

PATRYK PLESKOT
Jedno z niewielu zdjęć mordercy sądowego Władysława Marszałka
Jedno z niewielu zdjęć mordercy sądowego Władysława Marszałka FOT. AIPN
Jak mogliśmy się już przekonać, personel orzekający Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie tworzyli zarówno przedwojenni, dobrze wykształceni inteligenci, jak i osoby, które nie miały praktycznie żadnego przygotowania ani doświadczenia. Władysław Marszałek zaliczał się do tej drugiej grupy.

Jego kariera to jeden z najbardziej kuriozalnych przejawów mechanizmu formowania kadr „ludowego” wymiaru sprawiedliwości w kontekście działalności WSR w Warszawie.

„Pastuch robotnik”

Władysław Marszałek przyszedł na świat 3 sierpnia 1923 r. we wsi Grzechynia, między Wadowicami a Rabką. Ojciec Stanisław był robotnikiem fizycznym w tartaku, poza tym miał pół hektara ziemi (zmarł już w 1931 r.), a matka Eleonora pracowała w domu. W 1938 r. Władysław ukończył szkołę powszechną w Grzechyni i nie podjął dalszej nauki z braku pieniędzy. Jak twierdził później w życiorysie, „do wybuchu wojny w 1939 r. pracowałem u kułaków jako pastuch robotnik”. Niedługo potem Marszałka wywieziono w głąb Rzeszy: od kwietnia 1940 aż do połowy 1945 r. był przymusowym robotnikiem rolnym w okolicach Hamburga. Potem wrócił do Polski. Imał się różnych prac, m.in. w listopadzie i grudniu 1945 r. zarabiał jako robotnik fizyczny w Elektrowni „Nysa”, po czym zatrudnił się w charakterze strażnika przemysłowego w kamieniołomach w Strzelinie, jednocześnie wstępując do PPR.

Rzucony na „front”

W październiku 1946 r. Marszałek został instruktorem kolportażu prasy partyjnej w Komitecie Powiatowym PPR w Strzelinie. Między kwietniem a wrześniem 1947 r. powrócił do pracy fizycznej jako tkacz w Mieroszowie (pod Wałbrzychem), wstępując jednocześnie do miejscowej szkoły partyjnej. W grudniu 1947 r. znów został strażnikiem: tym razem w strukturach ORMO w Mieroszowie. Szybko, bo już w styczniu następnego roku, mianowano go sekretarzem mieroszowskiej PPR. Kariera partyjna Marszałka postąpiła naprzód w sierpniu 1948 r., kiedy został I sekretarzem PPR/PZPR w Hucie „Kowal” w Wałbrzychu. Funkcję tę sprawował przez rok, po czym zgłosił się na ochotnika do LWP, widząc tam zapewne lepsze perspektywy kariery. Trafił na czteromiesięczny kurs oficerów politycznych przy Wyższej Szkole Oficerów Politycznych, który ukończył w styczniu 1950 r. z czwartą lokatą. Tego aparatczyka i politruka, mimo zaledwie podstawowego wykształcenia i tylko z zaliczonym kursem politycznym bez żadnego przygotowania prawniczego, 18 stycznia 1950 r. od razu rzucono na „front” - został asesorem w największym WSR: w Warszawie. Nie ma drugiego takiego przypadku w gronie personelu orzekającego tego sądu. Początkowo, co prawda, zajmował się czynnościami sekretarskimi i kancelaryjnymi, ale szybko zyskał prawo przewodniczenia rozprawom. Naprędce uzupełniał wykształcenie, ucząc się jako ekstern na OSP. Można się domyślić, ile wart mógł być kurs w trybie zaocznym w placówce stanowiącej bardzo tandetny zamiennik formacji akademickiej. W każdym razie w lutym 1951 r. – po roku pracy w Warszawie, ale jeszcze przed (!) zaliczeniem zaocznego kursu na OSP – Marszałek awansował na p.o. sędziego. Funkcję tę pełnił do 14 lutego 1952 r.

Objawy religijności

Co ciekawe, niedługo przed awansem Marszałek otrzymał naganę za „obłudne stanowisko w kwestii poglądów religijnych”. Chodziło o zawarcie ślubu kościelnego. Jednocześnie przełożony młodego asesora, szef WSR Aleksander Warecki, nie mógł nie przyznać, że na początku pracy w stołecznym sądzie nadawał się on tylko do prostych spraw. Niemniej – jak oceniał szef WSR – robił postępy: „opanowuje [...] w sposób właściwy zasady prawne, do brze ocenia sprawy pod względem klasowym i nabiera coraz większej praktyki”. W perspektywie orzecznictwa WSR te pochwały brzmią zdecydowanie złowrogo. Pokazują zarazem, że sędzią WSR mógł zostać praktycznie każdy. W lipcu 1951 r. Marszałek ukończył wreszcie kurs na OSP (z oceną... dostateczną). Niewiele później Warecki pisał o nim: „wykazał się oficerem pilnym, zdyscyplinowanym, obowiązkowym i sumiennym, jako też energicznym i ambitnym w pracy”. Ponadto „ma sporo inicjatywy i zdolności organizacyjne, posiada również poczucie odpowiedzialności”. Przede wszystkim jednak „jest bardzo aktywny w pracy politycznej i społecznej”, co świadczyło „o jego oddaniu w sprawie [sic] budownictwa socjalizmu oraz całkowicie pozytywnym stosunku do Zw[iązku] Radz[ieckiego] [...]. Jest dobrym mówcą i występuje bojowo”. Co prawda – przyznawał Warecki – Marszałek zdradzał wcześniej objawy religijności, a także zarozumiałości i zbytniej pewności siebie (zapewne odwrotnie proporcjonalnej do wiedzy), to jednak pracował nad sobą i wyzbywał się wad, choć wobec kolegów pozostawał „raczej szorstki i niespecjalnie lubiany”. Ogólnie „zajmowanemu stanowisku p.o. sędziego wojskowego odpowiada” – zwłaszcza że „jako sędzia podchodzi do orzekanych przez siebie spraw klasowo, wydając wyroki w zasadzie słuszne i sprawiedliwe”. Przy okazji Warecki zwrócił uwagę na dość szczególny problem gorliwego sędziego: „poważnie szwankuje styl motywów jego orzeczeń, nie opanował jeszcze całkowicie gramatycznych zasad piśmiennictwa”. Marszałek mógł mieć problemy z ortografią, ale „podejście klasowe” rekompensowało tę słabość. Warecki wykazywał pod tym względem pewną wyrozumiałość, związaną zapewne z własnymi brakami w polszczyźnie.

„Wrodzony spryt”

Poznawanie meandrów gramatyki okazało się na tyle trudnym wyzwaniem, że jesienią 1951 r. szef warszawskiego WSR doszedł mimo wszystko do wniosku, że „powinien on [Marszałek] przejść jeszcze dłuższą praktykę w którymś z mniejszych sądów na prowincji”. Stało się nieco inaczej: w lutym 1952 r. został przeniesiony do Sądu Wojsk Lotniczych w charakterze pełnoprawnego sędziego. Został więc tak naprawdę awansowany, choć trafił do mniej ważnej niż WSR placówki. Próbował teraz podjąć studia zaoczne na UW, ale szybko z nich zrezygnował. Marszałek pracował w Sądzie Wojsk Lotniczych bardzo krótko: formalnie do stycznia 1955 r., kiedy rozkazem ministra obrony narodowej został ukarany usunięciem z zawodowej służby wojskowej (w stopniu porucznika). Powodem tej decyzji nie były jednak braki w elementarnym wykształceniu, tylko sprawa dyscyplinarna: awantura wywołana niewiele wcześniej po pijanemu podczas jednej z sesji wyjazdowych sądu w Zamościu. Mimo to końcowa opinia zawodowa krewkiego sędziego okazała się pozytywna. Jak pisał Oskar Karliner, szef Zarządu Sądownictwa Wojskowego, „porucznik rez. Marszałek Władysław posiada wrodzony spryt i stąd też uważam, że może być skierowany do pracy administracyjnej natury gospodarczej”. Tak też się stało. Marszałek zatrudnił się najpierw w charakterze urzędnika w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Warszawie (1955–1962), a potem w stołecznej Powszechnej Kasie Oszczędności (od 1962 r.). Według innych danych między 1957 a 1962 r. był kierownikiem działu Przedsiębiorstwa Państwowego Warszawska Gra Liczbowa „Syrenka”. Dawny sędzia mógł dalej ćwiczyć swój „wrodzony spryt”. Zmarł na początku 1989 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia