Wojna to głównie ofiary. Wraki są częścią tej opowieści

Tomasz Chudzyński
Listopadowo-grudniowa ekspedycja Baltictechu doprowadziła do nowych odkryć wraków.
Listopadowo-grudniowa ekspedycja Baltictechu doprowadziła do nowych odkryć wraków. Marek Cacaj/Piotr Cybula/Tomasz Stachura
Portal Polska Hekatomba powstaje nie po to, by wzbudzić nienawiść do Niemców czy Rosjan, ale wzbudzić wśród młodego pokolenia Polaków świadomość tego, co wydarzyło w czasie II wojny światowej. By dzięki temu sprzeciwiali się jakiejkolwiek nienawiści, agresji, by robili wszystko, by do kolejnej wojny nie doszło - mówi Tomasz Stachura, jeden z autorów edukacyjno-historycznej inicjatywy Polska Hekatomba. Z trójmiejskim nurkiem rozmawiamy także o najnowszych odkryciach wraków spoczywających na dnie Bałtyku.

Bałtyk okazał się łaskawy dla pana i ekipy nurków Baltictechu. Całkiem niedawno, późną jesienią ub. roku udało się wam odkryć wraki, nieznane do tej pory.

Sporządziłem jakiś czas temu mapę lokalizacji zatopionych jednostek w polskiej strefie Bałtyku. Plan jest taki, by je systematycznie sprawdzać, a poszukiwania z jesieni 2021 r. się w niego wpisują. Przypomnę, że zatonęło w tej części morza wiele statków - niektóre w czasie II wojny światowej, m.in. w czasie niemieckiej ewakuacji ludności Prus Wschodnich (Operacja Hannibal), inne już po wojnie, na skutek sztormów, wypadków. Niektóre wraki z tej mojej listy czekały 10 lat na ekspedycje, które mogłyby potwierdzić ich lokalizację. W listopadzie i grudniu sprawdziliśmy sześć pozycji zatopionych jednostek. W czterech przypadkach potwierdziły się - były tam wraki. Jeden może być szczególnie ciekawy - wszystko wskazuje, że to „drewniak”. Trudno w tej chwili jednoznacznie wskazać, czy to szczątki żaglowca. Leży dość głęboko, niemal na 80 metrach. Będziemy starali się do niego wrócić i dokładnie zbadać. Znaleźliśmy też wrak niewielkiej łodzi, na której znajdował się brykiet. Tomek Zwara, nasz historyk, doszukał się informacji, że zimą i wczesną wiosną w 1945 r. na Helu, gdzie przebywało nawet 250 tys. uciekinierów ewakuowanych z Prus Wschodnich, brakowało opału. Niemcy dostarczali brykiet z Gdańska drogą morską, by ogrzać tych ludzi. Mamy zatem wskazówkę, że ten mały wrak może mieć ciekawą historię. W innej lokalizacji znaleźliśmy szczątki metalowego kadłuba. Znalezisko to może być związane z zatonięciem na polu minowym, pod koniec II wojny światowej, trzech niemieckich okrętów, dwóch torpedowców i jednego u-boota. Torpedowiec T5, po wybuchu miny, został rozerwany na pół. Wiemy od dawna, gdzie spoczęła na dnie jego część dziobowa, ale rufa nigdy nie została odnaleziona. Fragment, który znaleźliśmy ostatnio, jest mocno zniszczony, ale kształt wskazuje, że może to być część kadłuba T5. Efekty naszych nurkowań wymagają jednak kolejnych badań. Urząd Morski otrzymał już raport z naszych ostatnich prac. Chcemy tymi obiektami zainteresować muzealników, archeologów.

Zabytki z bałtyckich głębin, czyli lunety, armaty, dzbany na...

Wspominał pan jakiś czas temu o statku Neuwerk, czwartej pod względem liczby ofiar (po Gustloffie, Goyi i Steubenie), stracie floty niemieckiej w czasie Operacji Hannibal. Tego wraku też szukacie...

Losy Neuwerka to jedna z ciekawszych historii Zatoki Puckiej. W kwietniu 1945 r. statek ten, płynąc z Piławy na zachód, pomylił w gęstej mgle kurs. Nie ominął Helu od północy, tylko wpłynął na Zatokę Pucką. Nad ranem 10 kwietnia 1945 r., gdy minął Gdynię, jednostki Kriegsmarine wysłały w kierunku Neuwerka żądanie sygnału rozpoznawczego, a on nie odpowiedział. Eskorta statku doszła błędnie do wniosku, że może to być jednostka radziecka i zaatakowały. Neuwerk zatonął, zginęło około 900 osób. Raporty mówią, że tragedia rozegrała się 2 mile od Gdyni. Dokopaliśmy się nawet w archiwach do przybliżonej pozycji zatonięcia statku. Dowiedzieliśmy się też, że na początku lat 50 XX w. część dziobowa Neuwerka została wydobyta. Nurkowie Polskiego Ratownictwa Okrętowego raportowali, że 8 lat po wojnie we wraku wciąż znajdowały się zwłoki ludzi - niemieckich cywilów i żołnierzy - po 10 osób w małych, dwuosobowych kabinach. Polscy nurkowie wykonali nieprawdopodobną pracę, wydobywając te ciała. Zostały one pochowane na Cmentarzu Witomińskim. Zachowały się notatki w archiwach, że w 1953 r. w zbiorowej mogile pochowano szczątki 500 osób z Neuwerka.

Do odnalezienia pozostaje rufa tego statku...

Znamy jej lokalizację, sprawdzamy ją od trzech lat, jeszcze bez skutku. Prawdopodobnie, jeśli znajdziemy pozostałości Neuwerka, to będą to fragmenty blach, stalowych wręg. System multi beam, którego używamy do sondowania obiektów pod wodą, wskazał w jednym miejscu mocno naruszone dno morza. Jest to jednak zbyt słaba wskazówka, by mówić, że jest to miejsce spoczynku szczątków Neuwerka.

Nurkowaliście w listopadzie i grudniu. Czy warunki w tych miesiącach pozwalają na bezpieczną pracę pod wodą?

Sprzęt nurków bardzo się zmienił. Dziś pozwala nawet na nurkowanie w wodzie o temperaturze 0 st. C, i to przez dłuższy czas. Póki sprzęt działa, jest ogrzewanie, kombinezon jest suchy, temperatura nie jest barierą. Warto też pamiętać, że Bałtyk wychładza się dość wolno. W listopadzie, a nawet w połowie grudnia, woda ma w tym morzu temperaturę 10 st. C, co jest dla nurków, mających dobry sprzęt, dość komfortową temperaturą. Pamiętać też należy, że niższe temperatury wody oznaczają dobrą widoczność. Nurkowanie w lipcu, gdy morze ma co prawda temperaturę 20 st C, ale konsystencją przypomina wodę po ogórkach, nie jest przyjemne. Oczywiście trzeba wspomnieć, że im głębiej, tym temperatura wody staje się niższa, ale sama woda jest bardziej przejrzysta. Natomiast nie nurkujemy głęboko w styczniu, lutym, marcu. Temperatura i występujące zazwyczaj w tych miesiącach falowanie morza zwiększają poziom ryzyka w tym i tak dość ryzykownym zajęciu.

W ubiegłym roku nie było poszukiwań ORP Orzeł.

Przyrzekliśmy sobie kiedyś, że Orła będziemy szukać aż do skutku, i tego się trzymamy. W 2019 roku nawiązaliśmy bardzo dobrą współpracę z Gertem Normanem z duńskiego Muzeum Wojny Morskiej. Rok później odbyliśmy wspólnie jedną z większych ekspedycji poszukiwawczych. To wtedy trafiliśmy na brytyjski okręt podwodny z I wojny światowej. M.in. dzięki naszej współpracy ORP Orzeł wzbudza największe zaciekawienie wśród brytyjskich i duńskich poszukiwaczy wraków. ORP Orzeł wraz holenderskim okrętem podwodnym O-13, który zaginął w bardzo podobnych do Orła okolicznościach, zajmują na europejskiej liście jednostek do odnalezienia czołowe lokaty.

Rozumiem, że badania zmierzające do zlokalizowania naszego okrętu cały czas trwają…

Zgadza się. Współpracujemy z niemieckimi archiwistami, którzy dzielą z nami pasję i dostarczają ciekawych informacji. Mimo że w 2021 r. nie zorganizowaliśmy ekspedycji na Morze Północne, mieliśmy dość ciekawy sygnał związany z jedną z teorii dotyczących zatonięcia Orła. Zgodnie z nią okręt miał wejść na pole minowe niedaleko portu Rosyth, skąd wychodził na patrol. Na Orle o tych świeżo postawionych minach mogli nie wiedzieć. Tam okręt miał zatonąć. W tamtym miejscu jest zresztą sporo wraków. Natrafiliśmy na zapis, który mówił, że spoczywa tam m.in. „niezidentyfikowany okręt podwodny”. Musieliśmy to sprawdzić. By nie organizować kosztownej ekspedycji poprosiliśmy o sprawdzenie tropu naszych znajomych, brytyjskich nurków. Zgodzili się. Fundacja Santi Odnaleźć Orła zapewniła wsparcie finansowe, był też na miejscu nasz człowiek, Piotr Michalik. Nurkowie zeszli pod wodę, ale znaleźli tylko rozwleczone szczątki zatopionego parowca. Coś, co na echosondzie wskazywało na kadłub okrętu podwodnego z kioskiem, okazało się… parowym kotłem.

Nie jest pan rozczarowany tym, że na wraku statku Karlsruhe nie odnaleziono Bursztynowej Komnaty? Były takie przypuszczenia, nadzieje…

Zakładałem od początku, że szanse, że na tym wraku jest Bursztynowa Komnata, wynoszą 1 proc., ale jednocześnie śmiałem się, że nigdzie indziej nie ma na świecie miejsca, w którym ten procent byłby wyższy. Dlatego Karlsruhe trzeba było sprawdzić. Zrobiliśmy przy tym wraku olbrzymią robotę, jak na nurków rekreacyjnych, bo przypomnę, że wrak spoczywa dość głęboko, na 88 metrach. Sprawdziliśmy wszystko w ramach posiadanych zezwoleń. Nie mogliśmy np. kopać, a tymczasem część ładowni spoczywa poniżej dna, jest zasypana. Zatem wiemy, co było w skrzyniach znajdujących się w ładowniach, ale tylko tych na samej górze. W tym wraku „coś” na pewno jeszcze jest. Nie jestem fanatykiem i nie uważam, by trzeba było ten wrak usilnie eksplorować. Niemniej jeśli natrafimy na jakąś historyczną wskazówkę, będziemy starali się nią zainteresować administrację morską. Ja zresztą mam wewnętrzne przeczucie, że ten wrak nie powiedział nam jeszcze wszystkiego, że jego historia tak się nie skończy.

Ciekawe jaki może być ciąg dalszy tej opowieści…

Skontaktowała się z nami córka człowieka, który przetrwał katastrofę na Karlsruhe. On ma w tej chwili 86 lat. Umówiliśmy się na spotkanie. W drugiej połowie marca lecimy do Stuttgartu, by porozmawiać z tym człowiekiem. Co ciekawe, dokument o tym statku realizuje od kilku dni National Geographic, więc wśród nas ta historia znowu się ożywiła.

W najbliższy poniedziałek odbędzie się w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni konferencja dotycząca projektu edukacyjno-historycznego Polska Hekatomba, który realizuje fundacja o tej samej nazwie. Pan jest jednym z założycieli. Projekt ma zebrać dane o wszystkich miejscach kaźni Polaków w czasie II wojny światowej, a zbiór w formie portalu ma funkcjonować w internecie.

Projekt Polska Hekatomba powstał z potrzeby serca i działania. Mówi się, że Polacy mają narzekanie we krwi. I to narzekanie widać w naszych społecznych postawach. Do tego jest też obecny bardzo często brak zaangażowania, przejawiający się w haśle „to nie jest zakres moich obowiązków”. Nawet papierka na ulicy nie podniesiemy, zasłaniając się tym hasłem. I edukacja przyszłych pokoleń, mam wrażenie, też przestała być naszą sprawą. Bardzo mnie to porusza. Dwa lata temu spotkaliśmy się z inicjatywy Macieja Adamczyka, dziś prezesa Stowarzyszenia Polska Hekatomba, w gronie 20 przyjaciół i zaczęliśmy o tym dyskutować. Stwierdziliśmy, że nie chcemy prezentować aspołecznej postawy - przyglądać się jedynie lub, co gorsza, narzekać. Jeden z nas zwrócił wówczas uwagę, że nie istnieje zbiorcza baza danych w internecie, żaden portal, w którym można znaleźć dane o np. wszystkich ofiarach terroru nazistowskich Niemiec i sowieckiej Rosji na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej. Wszyscy słyszeli na Pomorzu o Piaśnicy, o KL Stutthof, czy szerzej o KL Auschwitz. Ale już o rozstrzelaniu trzech osób w Borkowie nie słyszał niemal nikt spoza grona badaczy czy bliskich, lub bliskich świadków tego mordu. Uznaliśmy, że powinna powstać swego rodzaju encyklopedia, w formie internetowego portalu. Nazwę zaczerpnęliśmy z jednego z artykułów Pawła Lisickiego w „Do Rzeczy”. Poprosiliśmy go zresztą o zgodę, a on nam bez wahania jej udzielił. Z dumą podkreślam, że Polska Hekatomba jest oddolną inicjatywą, od początku finansowaną ze składek członkowskich. Wiele osób pracuje przy niej na zasadzie wolontariackiej. Wiemy, że zabraliśmy się za potężny temat, bardzo pracochłonny, bo sama weryfikacja informacji o zbrodniach pochłania wiele wysiłku i czasu. Obecnie szacujemy zaawansowanie prac przy zbiorach na 20 proc. Stwierdziliśmy, że uruchomimy portal i, wykorzystując zainteresowanie, poprosimy świadków zbrodni na Polakach w czasie II wojny światowej o pomoc. Portal uruchomimy w poniedziałek 7 lutego, o godz. 10.

To chyba ostatni moment na społeczne wsparcie tej pracy, bo pokolenia świadków wojny odchodzi...

Nie ma już także praktycznie ludzi, którzy pamiętaliby II wojnę światową, okupację, którzy żyli w takim niepokoju jak pokolenia wojenne. Co ciekawe, tę naszą inicjatywę zaczęliśmy przed pandemią, przed zagrożeniem rosyjską inwazją na Ukrainę, czyli w czasach bezpiecznych. I myślę dziś, że słusznie podjęliśmy to działanie, w myśl słynnego hasła George’a Santayany, „Kto nie pamięta historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie”. Polska Hekatomba nie powstaje po to, by wzbudzić nienawiść do Niemców czy Rosjan, ale wzbudzić wśród młodego pokolenia Polaków świadomość o tym, co się wydarzyło. By dzięki temu sprzeciwiali się jakiejkolwiek nienawiści, agresji, by robili wszystko, by do wojny nie doszło. Chcemy pobudzać pamięć nie po to, by rozbudzać nienawiść. Pamięć powinna być częścią naszej wiedzy organicznej, narzędziem pozwalającym odróżnić kłamstwo od prawdy.

Z drugiej strony mówi pan również o ofiarach Operacji Hannibal, które liczy się w dziesiątkach tysięcy. Byli to przeważnie Niemcy.

Wiele lat po wojnie znaczna część Polaków nie żałowała Niemców, którzy zginęli na Gustloffie. Rozumiem tę postawę, bo rzeczywiście z rąk Niemców nasz kraj i jego obywatele doznali wielkiego zła. Dziś pokolenia 20, 30-latków myślą nieco inaczej. Wojna nie ma zwycięzców. Są tylko przegrani - ofiary, bez względu na to, po której występują stronie.

Baltictech, kim są?

Tomasz Stachura jeden z najbardziej aktywnych nurków wrakowych na Morzu Bałtyckim. Specjalizuje się w podwodnej fotografii wraków na dużej głębokości. Jest pomysłodawcą i szefem „Santi Odnaleźć Orła” - długofalowego projektu mającego na celu odnalezienie zaginionego w 1940 roku na Morzu Północnym wraku okrętu podwodnego ORP Orzeł. Z kolei Baltictech to grupa nurkowa z Trójmiasta zajmująca się badaniem wraków Bałtyku i propagująca Bałtyk, jako jedno z najciekawszych miejsc do nurkowania na świecie. Jedną z najważniejszych aktywności grupy jest lobbowanie na rzecz większej dostępności bałtyckich wraków dla społeczności nurkowej. Co dwa lata organizują w Gdyni konferencję, na której nurkowie wymieniają się wiedzą i doświadczeniem.

Baltictech tworzą m.in.: Tomasz Stachura, Łukasz Piórewicz, Marek Cacaj, Tomasz Zwara, Jacek Kapczuk, Piotr Lalik, Łukasz Pastwa, Kamil Macidłowski, Karol Jacob, Piotr Michalik, Benedykt Hac, Phil Short, Sami Paakkarinen, Oscar Svensson, Jenni Westerlund, Daniel Pastwa, Maciej Honc, Jaro Belicki.

Prace archeologiczne w Nowym Porcie. Odnaleziono szkielety w miejscu dawnego cmentarza

"Wyszły" z ziemi i wody! Tajemniczy dysk, Rzymianin bez głow...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Waldemar Kulej: Ojciec był jak doktor Jekyll i mister Hyde".

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia