Wolność droższa nad życie. Rocznica legendarnej bitwy pod Zaborecznem

Bogdan Nowak
1943 rok. Wysiedlenia Zamojszczyzny
1943 rok. Wysiedlenia Zamojszczyzny ze zbiorów APZ
To nie był jedynie akt rozpaczy. Partyzanci z Batalionów Chłopskich starli się na Zamojszczyźnie ze znacznie silniejszymi niemieckimi jednostkami: najpierw pod Wojdą, a 1 lutego 1943 r. pod Zaborecznem. Na jakiś czas powstrzymało to wysiedlenia i pacyfikacje w powiecie zamojskim. Bitwy uznawane są za początek Powstania Zamojskiego.

- Nigdy o tych wydarzeniach nie zapomnieliśmy – podkreśla Marcin Kurzępa, sekretarz gminy Krynice. - Doszło u nas do wielu prześladowań. Niemcy wysiedlili podczas II wojny światowej mieszkańców m.in. Dzierążni i Huty Dzierążyńskiej. Odpowiedzią na niemiecką akcję pacyfikacyjno-wysiedleńczą była bitwa pod Zaborecznem oraz cały ciąg walk i innych wydarzeń, które odbyły się nie tylko na naszym terenie.

Jak do tych partyzanckich batalii doszło?

Opór

„W dniu 31 stycznia roku 1943 zaroiło się od partyzantów w Kolonii Zaboreczno, zwanej również Rowiskami (...)” – czytamy we wspomnieniach Konstantego Korzeniowskiego ps. „Wiśnia”, żołnierza Batalionów Chłopskich. „Szczególnie pełno było u mnie, u Władysława Wazoły, Leona i Jana Gontarzów i innych. Dowództwo zarządziło ostre pogotowie, toteż i u nas rozstawiono wzmocnione warty na wszystkich drogach i ścieżkach”.

Skąd taka mobilizacja? Na początku grudnia 1942 r. odbyło się w Zamościu ważne spotkanie. Była to odprawa szefów obwodów Batalionów Chłopskich. Uczestniczył w niej komendant główny BCh Franciszek Kamiński ps. „Zenon Trawiński”. Odczytywano meldunki z całego regionu. Układały się one w ponurą całość. Niemcy rozpoczęli właśnie na Zamojszczyźnie wielką akcję pacyfikacyjno-wysiedleńczą (w nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. wysiedlili Skierbieszów). Uznano, iż nie należy się temu biernie przyglądać. Franciszek Bartłomowicz ps. „Grzmot”, komendant tomaszowskiego obwodu BCh, ogłosił stan wojenny w gminach: Tarnawatka, Komarów, Krynice, Rachanie i Kotlice.

Zmobilizowano siły zdolne do obrony. Szacuje się, że w obwodzie tomaszowskim przebywało wówczas ok. dwa tysiące chłopskich partyzantów (w 13 kompaniach). „Grzmot” zorganizował też m.in. I Kompanię Kadrową BCh i przekazał ją pod dowództwo porucznika Jerzego Mara-Meyera ps. „Vis”. Był to doświadczony oficer AK. W jego kompanii znalazło się ponad 100 wybranych żołnierzy BCh. 28 grudnia 1942 r. niedaleko Bliżowa spotkali się oni z 37-osobowym sowieckim oddziałem partyzanckim, dowodzonym przez kapitana Wasyla Wołodina.

Dwa dni później owe połączone siły stoczyły pod Wojdą (gm. Adamów) pierwszą bitwę partyzancką z Niemcami w okupowanej Polsce. Bój trwał sześć godzin. W końcu „Vis” zarządził odwrót do lasu Grabina (partyzantom zabrakło amunicji). W odwecie Niemcy spalili Wojdę. Częściowo spłonęła też pobliska Szewnia Dolna. Także oddziały Armii Krajowej rozpoczęły liczne akcje dywersyjne i sabotażowe. Atakowano posterunki policji i żandarmerii, zniszczono wieże ciśnień na stacjach kolejowych w Krasnobrodzie, Szczebrzeszynie i Ruskich Piaskach, mosty kolejowe w Suścu i Werbkowicach. Uszkodzono torowiska i linie telefoniczne w okolicach Miączyna. Atakowano także zasiedlone przez niemieckich kolonistów miejscowości.

W odwecie, na początku stycznia 1943 r., Niemcy zastrzelili w Wierzbie 40 osób, w Krasnem - 25, w Ujazdowie - 14, a w Nieliszu – 22. Nie zrezygnowali także z planów wysiedleń kolejnych wsi. Natrafili jednak na zdecydowany opór. Gdy 1 lutego do miejscowości Antoniówka (gmina Krynice) przyjechały niemieckie samochody, zostały ostrzelane przez grupę „leśnych” z miejscowej placówki BCh.

Niemcy poddali tył

Z Władysławem Pióro, jednym z miejscowych bechowców, rozmawiałem blisko 20 lat temu (ten zasłużony kombatant już nie żyje). Opowiadał, iż mieszkańcy Antoniówki zaczęli wówczas w panice uciekać w pola, w kierunku wsi Zaboreczno. Niemcy ruszyli za nimi. Jednak na skraju młodnika czaili się chłopscy partyzanci. Skąd się tam wzięli? Jak tłumaczył pan Władysław, kompanie BCh pełniły w tym czasie stałe warty. - Podpuściliśmy szkopów na jakieś sto metrów i daliśmy ognia ze wszystkich rdzewiaków (oddział wyposażony był w broń, którą przechowywano po walkach we wrześniu 1939 r.) - wspominał Władysław Pióro.

Tak początek walki wspominał natomiast Konstanty Korzeniowski: „Odpowiadaliśmy skąpo na długie serie przeciwnika, atakujących staraliśmy się przypuścić do siebie nawet na kilkanaście kroków, byleby darmo nie tracić tych kilkunastu sztuk, które każdy otrzymał”.

Niemcy byli zaskoczeni. Musieli się cofnąć. Około godziny 11 zastosowali na swoich pozycjach zasłonę dymną. Wtedy bechowcy ruszyli do ataku. „Obok mnie biegli Adolf Korzeniowski, Grzegorz Kupicz i Stanisław Schab. Na prawo dostrzegłem Michała i Stanisława Sachajków” – notował „Wiśnia”. „Niemcy poddali tył. Uciekli w stronę Suminka przez pola, nie tą samą drogą, którą przyszli”.

Do szturmu ruszyły też inne bechowskie oddziały. - Zaczęliśmy za Niemcami gonić. Oni jednak dopadli do wsi i zajęli stanowiska. Jednak ich obrona szybko się załamała. Znowu zaczęli uciekać, tym razem w stronę Tarnawatki. Chłopcy znów krzyczą: Gonim ich! - wspominał jakiś czas temu w rozmowie ze mną, także już niestety nieżyjący, Franciszek Gromek, jeden z żołnierzy BCh. - Jednak mjr Bartłomowicz wiedząc, że w okolicy są inne niemieckie jednostki, kazał cofnąć się nam w okoliczne lasy.

Po południu Niemcy znowu pojawili się w tej okolicy. Było ich tym razem znacznie więcej. „Wróg rozpoczął atak w kierunku Zaborecznego. Nasze oddziały zajęły stanowiska na skraju lasu Zadnowskiego, Buczyny i Sadzonek” – pisał „Wiśnia”. „Jak na nasze siły linia wynosząca trzy kilometry była bardzo długa. Tym razem Niemcy wprowadzili nie tylko większą ilość wojska, lecz i broni maszynowej, w końcu granatniki (…). Bitwę rozpoczęli wściekłą kanonadą. Po przygrywce poszli do ataku”.

Bechowcy jednak uderzenie wytrzymali. A potem odpierali atak za atakiem. Nie tyko. „W oczach mi stoi jakiś gruby, niemiecki, zdaje się major, który gdy zelżał ogień z naszej strony z powodu topniejącej coraz bardziej amunicji, tak bagatelizował naszą linię, że z założonymi w tył rękoma przechadzał się przed frontem swej tyralierki (...)” - wspominał Konstanty Korzeniowski. „Próbowali go różni chłopcy dosięgnąć, lecz jakoś kule nie chciały się imać szwaba. Wreszcie wziął się za niego któryś, mający opinię dobrego strzelca. Przysiadał, opierał lufę, celował (…), major dalej chodził przed frontem jakby na manewrach. Mierzący doń aż zgrzytał w podziwie: „Co za skur...syn”. W końcu majora postrzelił, zdaje mi się, Antoniewicz z Polan (chodzi prawdopodobnie o Czesława Antoniewicza)”.

W bitwie odbyło się kilka niemieckich natarć i przeciwnatarć. W sumie w zmaganiach wzięły udział cztery kompanie piechoty BCh z powiatu tomaszowskiego (ponad 250 partyzantów). Były one dowodzone przez majora Franciszka Bartłomowicza. Słabo uzbrojeni partyzanci musieli walczyć ze zmotoryzowanym batalionem żandarmerii (dowodził nim Ernst Schweiger), dwiema kompaniami Wehrmachtu oraz kilkuset kolonistami. W sumie było to ponad 2 tys. ludzi. Batalia skończyła się dopiero gdy zrobiło się ciemno.

Niemcy postanowili się wycofać. Mieli 103 zabitych i kilkudziesięciu rannych. Partyzanci naliczyli natomiast w swoich szeregach zaledwie sześciu zabitych i trzech rannych. Bechowcy odnieśli sukces, o którym mówiła cała okupowana Polska.

Skutek szalejącego terroru

Upojenie zwycięstwem nie trwało długo. 2 lutego 1943 r. stacjonującą w miejscowości Róża (gm. Susiec) V kompanię BCh oraz znajdujący się tam punkt opatrunkowy napadł niespodziewanie niemiecki oddział. Wielu bechowców zginęło. Polegli m.in. por. Włodzimierz Biront, Czesław Biront, Jan Kostrubiec i Genowefa Kołodziej. 4 lutego 1943 r. rozegrała się natomiast bitwa pod Lasowcami. Stacjonujący tam oddział AK por. Piotra Złomańca ps. „Podlaski” został zaskoczony przez zmotoryzowaną kompanię Niemców.

Poległo kilkudziesięciu żołnierzy AK oraz kilkunastu Niemców. Rozwścieczeni Niemcy rozstrzelali dziewięciu mieszkańców tej miejscowości i rozpoczęli pościg za oddziałami partyzanckimi. Zwozili też silne oddziały w lasy krasnobrodzkie i józefowskie. W tej sytuacji partyzanci podjęli 12 lutego decyzję o przerwaniu walk. Rozproszyli się. Część z nich wróciła do domów. Jednak ich opór przyniósł rezultaty. Niemcy przerwali na jakiś czas akcję wysiedleńczo-pacyfikacyjną w powiecie zamojskim.

- Nasza IV kompania BCh wycofała się po bitwie pod Zaborecznem w okolice Łabuń. Pamiętam, że mieliśmy ze sobą radio. Ktoś z chłopaków złapał audycję z Londynu. I wtedy spiker powiedział, że chłopi z Zamojszczyzny zrobili powstanie, że to jeszcze za wcześnie, szkoda krwi. Do tej pory pamiętam żal, jaki poczuliśmy - wspominał Franciszek Gromek.

W kraju widziano to inaczej. „Na skutek szalejącego terroru okupanta zmuszeni byliśmy zareagować zbrojnie, by dać dowód siły, oporu i zdecydowania do walki z metodami, które eksperymentalnie, ale w najbrutalniejszy sposób zaczął stosować nowoczesny barbarzyńca (...)” – czytamy w rozkazie wydanym 14 lutego 1943 r. przez majora Franciszka Bartłomowicza do podległych mu oddziałów. „(Polegli w boju) śmiercią swoją dali dowód, że Polak nigdy nie ugnie się przed żadnym najeźdźcą, bo droższa nam jest nad życie wolność”.

Obchody rocznicy bitwy pod Zaborecznem odbędą się w Krynicach w środę, 2 lutego. - Ze względu na sytuację pandemiczną będą one skromne – mówi Joanna Jamroż, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Krynicach. - O godz. 9 rozpocznie się w naszym kościele parafialnym msza św.. Potem uczestnicy przejdą przed miejscowy pomnik poświęcony żołnierzom BCh. Tam zostaną złożone wieńce i kwiaty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia