Zagrał hejnał na Monte Cassino

Lucyna Jadowska
Emil Czech wielokrotnie odznaczył się na polu walki pod Tobrukiem i w południowych Włoszech, ale do historii przeszedł, gdy karabin zastąpił na moment muzycznym instrumentem...
Emil Czech wielokrotnie odznaczył się na polu walki pod Tobrukiem i w południowych Włoszech, ale do historii przeszedł, gdy karabin zastąpił na moment muzycznym instrumentem... Archiwum prywatne
18 maja 1944 roku skromny policjant z Rudek koło Lwowa staje z kornetem przed zdobytym przez Polaków klasztorem. Prezentujemy unikalne zdjęcia.
Zdjęcie, które stało się symbolem wysiłku Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Emil Czech gra hejnał w cieniu biało-czerwonej flagi... Ta odbitka została
Zdjęcie, które stało się symbolem wysiłku Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Emil Czech gra hejnał w cieniu biało-czerwonej flagi... Ta odbitka została podpisana osobiście przez Czecha... Archiwum rodzinne

Zdjęcie, które stało się symbolem wysiłku Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Emil Czech gra hejnał w cieniu biało-czerwonej flagi... Ta odbitka została podpisana osobiście przez Czecha...
(fot. Archiwum rodzinne)

18 maja mija 70. rocznica zdobycia klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy 2 Korpusu Polskiego. Wzgórze broniło najkrótszej drogi z południa Włoch do Rzymu. Przez kilkanaście dni bitwy poprzedzającej atak Polaków, alianci stracili kilkadziesiąt tysięcy zabitych i rannych żołnierzy.

Generał Olivier Lesse, dowódca 8. armii brytyjskiej, która brała udział w akcji, zaproponował zdobycie wzgórza oddziałom generała Władysława Andersa. Ten bez konsultacji z naczelnym wodzem, podjął się zadania. 2. Korpus Polski, którym dowodził Anders, pierwszy raz próbował zdobyć Monte Cassino 11 maja, atak zakończył się niepowodzeniem. Klasztor, który był broniony przez elitarną niemiecką 1. Dywizję Spadochronową, nie został odbity. Druga próba została podjęta 17 maja i tym razem zakończyła się powodzeniem.

Rankiem 18 maja 1944 roku patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich dotarł do opuszczonego przez Niemców klasztoru. Na szczycie góry, w ruinach została wetknięta polska flaga. Skromny żołnierz z 3. Karpackiego Batalionu Saperów, Emil Czech, dostał rozkaz, by przedrzeć się pod niemieckim ostrzałem na szczyt wzgórza i w cieniu biało-czerwonej flagi odegrać Hejnał Mariacki.

Emil Czech i jego odłamek pod Tobrukiem

Emil Czech w libijskim szpitalu podczas rekonwalescencji po ranach odniesionych w bitwie o Tobruk.
Emil Czech w libijskim szpitalu podczas rekonwalescencji po ranach odniesionych w bitwie o Tobruk. Archiwum rodzinne

Emil Czech w libijskim szpitalu podczas rekonwalescencji po ranach odniesionych w bitwie o Tobruk.
(fot. Archiwum rodzinne)

Emil Czech urodził się 8 sierpnia w 1908 roku w Bobowej w nowosądeckim. Skończył sześć klas gimnazjum i szkołę przemysłową. Przed wojną był policjantem, a w 1927 dostał przydział do wojska w 1. Pułku Saperów Kolejowych w Krakowie, grał też w orkiestrze saperów kolejowych. W czasie kampanii wrześniowej walczył na odcinku Stryj, Krupsko, Skolisko, Wojdatycze.

20 września 1939 roku razem ze swoją jednostką przekroczył granicę węgierską i trafił do obozu dla internowanych żołnierzy, gdzie przebywał do 1940 roku. Następnie przez Jugosławię, Grecję, Turcję i Syrię przedostał się do Palestyny, gdzie wstąpił do Brygady Strzelców Karpackich. W sierpniu 1941 roku drogą morską z Aleksandrii w Egipcie został przerzucony pod Tobruk.

"Na przełomie lat 1940/1941 dotarła do nas wiadomość, że będziemy walczyć pod Tobrukiem. Trudno jest opisać radość, jaka zapanowała w związku z tym w oddziałach. Po przybyciu na miejsce zastaliśmy ponury widok. W porcie dziesiątki zniszczonych i zatopionych statków… Walkę z wrogiem utrudniał dokuczliwy upał. Temperatura powietrza dochodziła do 50 stopni Celsjusza" - opowiadał Czech w 1975 roku, w rozmowie z młodym dziennikarzem, Bogusławem Bieńkowskim.

Emil Czech w Tobruku walczył osiem miesięcy, w czasie starć został ranny w ramię i trafił do szpitala. Odłamek nosił w ramieniu do końca życia. Następnie "Karpatczycy" zostali przerzuceni do Włoch. Czech walczył o Bolonię i Anconę. 18 maja 1944 roku stanął u podnóży Monte Cassino i wyprężony na baczność wysłuchał lakonicznego rozkazu pułkownika Władysława Rakowskiego. Droga na szczyt zajęła mu przeszło 2 godziny.

Tatarska strzała "przebija" gardło Czecha

Plutonowy Emil Czech w Libii
Plutonowy Emil Czech w Libii Archiwum

Plutonowy Emil Czech w Libii
(fot. Archiwum)

Sam opowiadał o tym po latach: "Po trudnym boju odpoczywaliśmy w schronach. Sanitariusze opatrywali rannych. Wtedy pojawił się właśnie por. Wodniacki, adiutant naszego dowódcy płk. Władysława Rakowskiego i mówi do mnie: Plutonowy Czech, ubierajcie się szybko. Macie zgłosić się do dowódcy. Płk. Rakowski zwrócił się do mnie takimi słowami: "Plutonowy Czech, macie do wykonania bojowe zadanie. Pojedziecie pod klasztor i pod polską flagą odegracie Hejnał Mariacki"

Czech, by spełnić rozkaz, musiał w ciągu dwóch godzin przebyć kilkanaście kilometrów pod niemieckim ostrzałem. Trębacz dostał kornet i ruszył autem pod górę, jednak w połowie drogi kierowca oznajmił, że dalej nie pojedzie, bo boi się, że zginie. Dalszą drogę pokonał ze znajomym Stanisławem Szczeponkiem. Lekarz podwiózł go w pobliże klasztoru. Ostatni odcinek trębacz pokonał pieszo, wspinał się po skałach i tuż przed dwunastą był na szczycie.

"Podchodzę pod falującą flagę. Jestem wzruszony. Nie wiedziałem, czy potrafię w takich warunkach zagrać ten hejnał należycie. Biorę do ust trąbkę i zaczynam grać. Przypomniałem sobie wówczas, że muszę przerwać w pewnym momencie i poczuć się tak, jakby strzała tatarska przebiła gardło. Wtedy właśnie zjawili się fotoreporterzy, amerykański i polski." - wspominał to wydarzenie w rozmowie z Bogusławem Bieńkowskim.

Emil Czech dostaje wilczy bilet

Podczas jednej z nielicznych przerw w walce na pustyni W Libii
Podczas jednej z nielicznych przerw w walce na pustyni W Libii Archiwum rodzinne

Podczas jednej z nielicznych przerw w walce na pustyni W Libii
(fot. Archiwum rodzinne)

Ze 112 tysięcy żołnierzy 2 Korpusu na powrót do Polski zdecydowało się 7 oficerów i 14 tysięcy żołnierzy. Trębacz z Monte Cassino wrócił do Polski w 1947 roku. Za służbę w "reżimowym" wojsku Andersa, na przywitanie w Gdańsku od razu dostał wilczy bilet, co sprawiło, że przez kilka lat nie mógł znaleźć żadnej pracy. Piętno uczestnika walk o Monte Cassino sprawiło, że do końca nie mógł się odnaleźć w powojennej Polsce.

Jednak wrócił, dołączył do żony Marii, która znalazła pracę w służbie zdrowia w Kłodzku. Emil w końcu zdobył posadę. Zaczynał od ubezpieczeń społecznych, by później przejść do pracy w miejscowym oddziale Polskich Kolei Państwowych, gdzie był rewidentem wagonów na stacji Kłodzko Główne. Z PKP był związany do emerytury. W Kłodzku prowadził także zajęcia praktycznej nauki zawodu dla młodzieży, współpracował z Leopoldem Oleniukiem - nauczycielem, z którym walczył pod Monte Cassino.

Emil Czech po wojnie nie zapomniał o muzyce. Na początku występował w kilkuosobowym chórze męskim, który działał przy Domu Kultury "Kolejorz" w Kłodzku, był też członkiem dętej orkiestry kolejowej.

- Bez wątpienia dom kultury był jego drugim domem, bo tam miał próby z kolegami i często z żoną uczestniczył w potańcówkach organizowanych w dużej sali lub kawiarni - wspomina Bieńkowski. - Został zapamiętany przez ich uczestników, jako ta postać, która zawsze na koniec spotkania intonowała pieśń pt. "Czerwone maki na Monte Cassino".

W Domu Kultury "Kolejorz" Bogusław Bieńkowski w latach 70. po raz pierwszy spotkał się też z Emilem Czechem. Początkujący dziennikarz szukał ciekawych ludzi, o których mógłby napisać artykuł i dowiedział się, że w Kłodzku mieszka trębacz, który zagrał hejnał na Monte Cassino. Pan Emil zaprosił Bieńkowskiego do swojego mieszkania, które mieściło się przy ul. Mickiewicza, obok Sudeckiej Brygady WOP.

Dziennikarz o niezbyt popularnym w tamtych czasach temacie poinformował redakcję "Gazety Robotniczej" - wówczas organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Tematem zainteresował się jeden z redaktorów, Jan Szatsznajder, który był uczestnikiem walk pod Monte Cassino. I on jednak wątpił, czy uda się zapowiadany materiał umieścić w gazecie. W końcu do spotkania dziennikarza i trębacza doszło. Był 1975 rok.

- Pan Emil najpierw się zastrzegał, że nie potrzebuje rozgłosu, bo przecież nic takiego wielkiego nie uczynił. Potwierdził tym samym swoją skromność, o której wcześniej słyszałem - wspomina Bieńkowski. - Stopniowo jednak "rozkręcał się", bo widział moje zainteresowanie. W niewielkim mieszkaniu państwa Czechów, na pierwszym piętrze, snuł opowieść o wydarzeniach sprzed 36 lat. Pamiętam, że bardzo musiałem się starać, aby jak najwięcej zanotować, bo wtedy długopis był jedynym narzędziem pracy dziennikarza.

Kanarki Czecha latały w Kłodzku

Emil Czech z żoną
Emil Czech z żoną Archiwum rodzinne

Emil Czech z żoną
(fot. Archiwum rodzinne)

Artykuł o Czechu udało się opublikować, pojawił się w jednym z majowych wydań "Gazety Robotniczej". Publikacją mile zaskoczony był Emil Czech. Do tej pory miał jedynie okazję przywoływać przeżycia swoje i kolegów podczas sporadycznych spotkań z kombatantami i młodzieżą. Spotkania były rzadkie, bo także w Kłodzku w tamtych latach "zapominano" o żołnierzach, którzy nie chcieli walczyć pod wpływami Sowietów.

O udziale Emila Czecha w drugiej wojnie światowej pamiętała za to jego rodzina, choć żyjący dzisiaj krewni podkreślają, że Czech nieczęsto wracał do wydarzeń z przeszłości.

- Gdy byliśmy mali, często spędzaliśmy u Czechów wakacje - wspomina Stanisław Laszecki (żona Emila Czecha była jego ciotką). - Emil nie mówił dużo o latach wojny, nie chciał do tego wracać, wspominał tylko, że były to okropne czasy, panował głód, nieznośny gorąc - dodaje krewny.

Czech oprócz tego, że lubił muzykę, kochał przyrodę. W skromnym mieszkaniu małżeństwa w Kłodzku jeden z pokoi przedzielony był "żywą ścianą" tworzoną przez klatki z kanarkami. Emil Czech zawsze kochał ptaki, wśród jego krewnych krąży historia z czasów drugiej wojny światowej, kiedy to zaopiekował się rannym wróblem, którego znalazł w czasie walk. Ptak był z żołnierzem przez pewien czas, potem zaginął podczas jednego z bombardowań.

Jako mały chłopiec Emila Czecha odwiedzał też Andrzej Chrustek, który pamięta, jak stryj pokazywał mu trąbkę, na której odegrał Hejnał Mariacki na Monte Cassino. Potem okazało się jednak, że kornet, na którym odegrano hejnał, zaginął. Czechowi na pamiątkę został najprawdopodobniej tylko ustnik.

Trębacz z Monte Cassino zmarł wiosną 1978 roku. W tym samym czasie odeszła jego żona. Grób państwa Czechów znajduje się na cmentarzu w Kłodzku. W budynku, w którym mieszkał z żoną oraz w jego sąsiedztwie pozostało niewielu sąsiadów ich pamiętających. Państwo Pawliczakowie, dziś sędziwi ludzie, uwagę zwracają na ciepło, które zawsze biło od pana Emila. Jak mówią - kochał przyrodę, a szczególnie ptaki, które mógł godzinami oglądać przez okno. To m.in. z myślą o nich przed domem posadził jabłonkę, która rośnie i owocuje do tej pory.

Emil Czech został odznaczony Gwiazdą za Wojnę 1939-1945, Gwiazdą Afryki i Gwiazdą Italii, dostał też Medal Za Obronę Imperium Brytyjskiego 1939-1945 i Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino. Został także odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami, odznaką Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, odznaką Za Poniesione Rany z Jedną Gwiazdą oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jego grobem opiekuje się Szkoła Podstawowa nr 2 im. Żołnierzy z Monte Cassino z Polanicy-Zdroju.

Podczas walk o wzgórze Monte Cassino zginęło ponad tysiąc polskich żołnierzy. Emil Czech odszedł z przekonaniem, że zagrał ten hejnał na gruzach klasztoru przede wszystkim w ich imieniu.

LUCYNA JADOWSKA, Moje Miasto

Korzystałam m. in. z publikacji:

Teresa Bazała "Słynny trębacz spod Monte Cassino" "Ziemia Kłodzka"
Bogusław Bieńkowski "Hejnalista z Monte Cassino" "Gazeta Robotnicza"

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia