Na dowód, że amerykańska maszyna rzeczywiście zakończyła swój ostatni lot w sąsiedztwie potoku Ryjec, Paweł Przybyła, pasjonat historii Sławic, pokazuje zdjęcie pochodzące z marca lub kwietnia 1945 roku. Na wraku samolotu widać z daleka polskich żołnierzy z pułku artylerii lekkiej.
Samolot niezniszczalny
- Jeśli dobrze się przyjrzeć, na fotografii można zobaczyć charakterystyczną linię napowietrzną zasilającą przepompownię "Wróblin" - zwraca uwagę pan Przybyła. - Samolot musiał lądować na zamarzniętym, twardym gruncie. Można to poznać po wygiętych od uderzeń w ziemię łopatach śmigieł przypominających trochę korkociągi. Ponieważ samolot ugrzązł podczas lądowania kołami w rowie, kabina pilota utknęła w ziemi. Nie dało się więc już poderwać maszyny do lotu. Był 6 lutego 1945 roku, około południa.
Dwa dni wcześniej załoga amerykańskiego samolotu należącego do 8. Armii Powietrznej i 861. dywizjonu bombowego USA zrobiła sobie na lotnisku w Anglii pamiątkowe zdjęcie na tle swojej maszyny. Żołnierze pochodzili z różnych części Stanów Zjednoczonych: z Teksasu, z Arizony, Nowego Jorku, Ohio i Louisiany. Pierwszym pilotem był porucznik Warren P. Whitson.