80. rocznica powstania AK. Wyroki na Niemców i kolaborantów, likwidacja szmalcowników to okupacyjna konieczność

Mariusz Grabowski
Najbardziej spektakularna akcja Kedywu to zamach na dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski GG Franza Kutscherę, dokonany 1 lutego 1944
Najbardziej spektakularna akcja Kedywu to zamach na dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski GG Franza Kutscherę, dokonany 1 lutego 1944 Fot. Wikipedia/domena publiczna
W czasie okupacji jedną z palących kwestii stała się sprawa wymierzania sprawiedliwości Niemcom, którzy nazbyt gorliwie dawali się we znaki ludności polskiej, kolaborantom i szmalcownikom, którzy żerowali na tragedii Żydów. Przy wykonywaniu wyroków sądownictwo wojskowe korzystało często z pomocy powołanych do tego struktur organizacji podziemnych

W maju 1942 r. powołano do życia Organizację Specjalnych Akcji („Osa”) podporządkowaną szefowi Związku Odwetu. Jednostka zajmowała się przeprowadzaniem operacji szczególnych, w tym uderzeń w przedstawicieli aparatu okupacyjnego. Od 1943 r. oddział funkcjonował w ramach Kierownictwa Dywersji („Kedyw”) pod zmienioną nazwą „Kosa”.

Akcja „Kutschera”
W wydanym przez komendanta AK gen. Stefana Roweckiego specjalnym rozkazie nr 84 nie tylko dokonano przekwalifikowania strukturalnego oddziału likwidacyjnego, ale i zmieniono część strategii bojowej poprzez połączenie Związku Odwetu i „Wachlarza” i utworzenie jednej organizacji bojowej - tzw. Kedywu. „Osa-Kosa” odznaczyła się przeprowadzeniem szeregu akcji bojowych, wśród których wymienić należy zamachy bombowe na niemieckich dworcach, ale także próbę zlikwidowania Wyższego Dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera z 20 kwietnia 1943 r.

Najbardziej spektakularna akcja Kedywu to jednak zamach na dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski GG Franza Kutscherę, dokonany 1 lutego 1944 r. w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Była to także najważniejsza i zakończona sukcesem akcja bojowa wymierzona w wysokiego funkcjonariusza niemieckiego aparatu terroru.

Legalność wyroków
W przypadku likwidacji obywateli polskich podstawę prawną dla wykonania wyroku stanowić mogły wyłącznie legalne wyroki sądowe. I tak, w sprawach tych „orzekały Wojskowe Sądy Specjalne (powoływane przez komendantów okręgów), rozpatrujące wykroczenia godzące w bezpieczeństwo Sił Zbrojnych w Kraju oraz Cywilne Sądy Specjalne (powoływane przez okręgowych delegatów Rządu), rozpatrujące przewidziane w przepisach karnych przestępstwa popełniane na szkodę państwa i narodu polskiego, jak np. zdrada, szpiegostwo, prowokatorstwo, prześladowania”.

Ciekawą instytucję stanowiła likwidacja podejmowana na tzw. własną odpowiedzialność. Jej przeprowadzenie było jednak obwarowane licznymi warunkami, wśród których wymienić należy: nagłe zagrożenie organizacji bądź jej członka; uzasadnioną konieczność likwidacji; przesłanie doniesienia do prokuratury przy Wojskowych Sądach Specjalnych w terminie 3 dni od przeprowadzenia likwidacji. Historycy dokumentują, że akcje likwidacyjne były skrupulatnie kontrolowane przez dowództwo Armii Krajowej, które wymagało całkowitej dyscypliny i podporządkowania planom operacyjnym. Uważano przede wszystkim na bezpieczeństwo osób postronnych, zazwyczaj cywilów pochodzenia polskiego.

Stefan Dąmbski ps. „Żbik I”, żołnierz grupy dywersyjnej podobwodu AK Rzeszów-Południe i wykonawca wyroków śmierci, wspominał: „Musieliśmy się podporządkować specjalnemu prawu wojennemu, za którego przekroczenie czekały nas różne kary dyscyplinarne. Tak jak w regularnym wojsku: raporty karne, a nawet sąd polowy”.

Najlepsi są harcerze
Kogo rekrutowano do roli likwidatorów? Na głęboko zakonspirowaną komórkę Kedywu składali się głównie członkowie grup harcerskich. To oni reprezentowali etos odwagi, posłuszeństwa i - co ważne - dochowania tajemnicy.

Przed akcją składano oświadczenia podpisywane przez uczestników. Taką Procedurę składania podpisów pod oświadczeniami zastosowano m.in. w okresie przygotowań do likwidacji wyższego dowódcy SS i policji „Wschodu” Wilhelma Koppe. Nieudany zamach na niego przeprowadzono 11 lipca 1944 r. w Krakowie w ramach tzw. Akcji Główki. Koppe został ranny, lecz udało mu się zbiec.

Złamanie przyrzeczenia traktowano w tych samych kategoriach co złamanie innych tajemnic wojskowych. W późniejszym okresie proces selekcji egzekutorów oparty był na ich doświadczeniu. Nieco więcej światła na działalność likwidatorów rzucają słowa wspomnianego już Stefana Dąmbskiego: „Na poszczególne likwidacje chodziło się przeważnie na ochotnika (…). Byli to ludzie zawsze przygotowani na każdą robotę, dobrze znani dowództwu, mający tak wyrobioną markę, że po prostu wybierano ich rutynowo w zależności od kwalifikacji”.

Zdarza się, że w historiografii akcje likwidacyjne AK określa się mianem „akcji terrorystycznych”. To wyjątkowo niefortunne sformułowanie, bowiem może nasuwać skojarzenia z terroryzmem żołnierzy Armii Krajowej, gdy tak naprawdę wykonywali oni akcje będące odwetem za zbrodniczą działalność okupanta.

Wyrok na Igo Syma
Przytoczmy przykład akcji wymierzonej osobie uznanej za kolaboranta - Igo Syma, polskiego, austriackiego i niemieckiego aktora. Już pod koniec 1939 r. Sym rozpoczął współpracę z okupantem, proponując odbudowę środowiska teatralnego w Warszawie.

Urząd propagandowy Generalnego Gubernatorstwa powierzył mu nawet stanowisko dyrektora Theater der Stadt Warschau (dawnego Teatru Polskiego) oraz zarządzanie kinem nur für Deutsche „Helgoland” (przedwojenne „Palladium”).

W dniu 5 marca 1941 z oskarżenia prokuratora Tadeusza Dyzmańskiego za współpracę z okupantem Wojskowy Sąd Specjalny ZWZ wydał wyrok śmierci na Syma. Akcję wykonania wyroku przeprowadził 7 marca 1941 r. zespół bojowy kontrwywiadu Okręgu Warszawa-Miasto ZWZ.

O szczegółach akcji wiemy od jej uczestnika Romana Rozmiłowskiego „Zawady”: „(Sym) mieszkał na czwartym piętrze przy ul. Mazowieckiej 10. O godzinie 7.10 zapukaliśmy do drzwi. Otworzyła służąca. - Czy pana dyrektora Syma możemy prosić? - W tej chwili ukazał się Sym. - Czy pan Igo Sym?” - Tak. Czym mogę panom służyć? W tej chwili wystrzeliłem, mierząc z Visa prosto w serce. Strzał był celny. Szpicel upadł na twarz bez jęku. Ze schodów zbiegliśmy pędem. Później spokojnie rozeszliśmy się do domów”.

Problem bandytyzmu
Sadystyczni Niemcy i kolaboranci nie byli jedynymi problemami dla morale społeczeństwa.

W okresie okupacji jednym z ważniejszych problemów społecznych stał się również rozwój pospolitej przestępczości i bandytyzmu. Wynikał głównie z demoralizacji wojną, a jego narastanie, zwłaszcza na prowincji Generalnego Gubernatorstwa, doprowadziło do wydania 15 września 1943 r. przez gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, nowego dowódcę Armii Krajowej, tzw. Instrukcji 116/I „w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego”.

W dokumencie czytamy m.in.: „Bezpieczeństwo i porządek publiczny nie istnieją w niektórych obwodach zupełnie lub istnieją w stopniu niewystarczającym. Ludność miejscowa narażona jest na grabież mienia, szykany, gwałty i niejednokrotnie na utratę życia ze strony bandytów różnego pochodzenia. Okupant nie przeciwdziała zasadniczo temu stanowi faktycznemu. Z reguły stosuje represje na niewinnej, nękanej przez bandytów ludności (…). Polecam Kom(endantom) Podokr(ęgów) i Kom(endantom) Obw(odów) wystąpić tam, gdzie zachodzi tego potrzeba, przeciwko [elementom] plądrującym bądź wywrotowo-bandyckim”.

Po wojnie, w trakcie stalinowskiego terroru i represji wymierzonych przeciw żołnierzom AK, dokument „Bora” używany był chętnie przez śledczych do oskarżeń o wydawanie rozkazów mordowania Żydów i komunistów. W trakcie tzw. procesów sierpniowych, funkcjonariusze UB - zgodnie z komunistyczną propagandą - kreowali AK na organizację zbrojną „współpracującą” z Niemcami.

Szmalcownicy na celowniku
Eksterminacyjna polityka Niemców w stosunku do Żydów i pojawienie się ludzi, zwanych „szmalcownikami”, którzy wydawali okupantowi ukrywających się Żydów, zmusiła do reakcji struktury państwa podziemnego. 18 marca 1943 r. Kierownictwo Walki Cywilnej, podlegające bezpośrednio Delegaturze Rządu na Kraj, wydało w tej kwestii specjalną odezwę. Czytamy w niej: „Każdy Polak, który współdziała z ich [Niemców] morderczą akcją, czy to szantażując, czy denuncjując Żydów, czy to wyzyskując ich okrutne położenie lub uczestnicząc w grabieży, popełnia ciężką zbrodnię wobec praw Rzeczypospolitej Polskiej i będzie niezwłocznie ukarany”.

Dalej, w tzw. wytycznych w sprawie walki z przestępczością podkreślono, aby zbrodniarzy, schwytanych na gorącym uczynku bandytów i sprawców szantażu tracono na miejscu, a ich nazwiska ogłaszano w prasie podziemnej. Wskazano też, że szczególnie piętnowane mają być „szantaże i wymuszanie korzyści materialnych na tle pochodzeniowym i działalności politycznej”.

„Na podstawie szczątkowych archiwaliów, które przetrwały wojnę, można stwierdzić, że do czasu wybuchu powstania warszawskiego, w stolicy zostało ukaranych w ten sposób kilkadziesiąt osób” - twierdzi Mateusz Gawlik, historyk z Muzeum Armii Krajowej im. gen. Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie.

Dla przykładu podajmy akcje wymierzone w szmalcowników: 28 października 1943 r. oddział Kedywu zastrzelił w Warszawie plutonowego z 1 Agentury Kryminalnej Bolesława Szostaka; 5 listopada 1943 r. w kawiarni „Swann” przy Nowym Świecie zastrzelono Tadeusza Stefana Karcza; dwóch kolejnych szmalcowników, kaprala granatowej policji Antoniego Pietrzaka oraz konfidenta Gestapo Jana Żmirkowskiego, AK zabiła w początku 1944 r. Z kolei 24 lutego 1944 r. wykonano wyrok śmierci na Janie Łakińskim, który mógł być także odpowiedzialny za denuncjację tzw. bunkra „Krysia” na Ochocie, w którym ukrywało się kilkudziesięciu Żydów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia