Trwała II wojna światowa. Wojska alianckie dominowały na froncie spychając żołnierzy Wehrmachtu. Żeby przyspieszyć kapitulację III Rzeszy, alianci zdecydowali się uderzyć w przemysł wojenny. W związku z tym od połowy 1944 roku bombardowali zakłady paliw syntetycznych w Kędzierzynie-Koźlu i Zdzieszowicach. Samoloty zrzucały bomby w nalotach dywanowych, by spotęgować straty.
Helmut Polewka, pasjonat historii z Rozwadzy, tak zapamiętał bombardowanie z 9 lipca 1944 r.
- Miałem wtedy 11 lat, byłem w szkole. Gdy zawyły syreny, całą szkołę ewakuowano do piwnicy w pobliskiej gorzelni. (...) Usłyszeliśmy huk bombowców, a potem głośny świst lecących bomb i zatrzęsła się ziemia. Z grozy wojny zdaliśmy sobie sprawę, jak zobaczyliśmy zniszczoną rozwadzką cukrownię. W gruzach zbombardowanego budynku zginęła cała rodzina Reinhardta.
Prawdziwa tragedia miała się dopiero wydarzyć.
17 grudnia 1944 roku amerykańscy lotnicy przez pomyłkę, zamiast zaatakować zakład w Zdzieszowicach, zrzucili 45 bomb na sąsiednią Żyrową. Zrównały one z ziemią młyn i kilka domów. Część bomb spadła na pola i las. Cudem nikt wtedy nie zginął.
18 grudnia Amerykanie pomylili się po raz drugi. Tego dnia było pochmurne niebo, a smog pochodzący z pobliskich zakładów dodatkowo ograniczał widoczność. Piloci Boeingów i Liberatorów mieli kłopot ze zlokalizowaniem fabryki. Po "ustaleniu" celu, zrzucili 83 bomby, z czego największe miały blisko tonę trotylu. Zamiast na zakład spadły one na Rozwadzę zabijając 24 osoby i rujnując domy.
Jak ustalił Jerzy Szołtysek, autor monografii o ziemi zdzieszowickiej, wśród zmarłych były w większości kobiety z dziećmi. Część zwłok była rozszarpana na strzępy do tego stopnia, że nikt nie był w stanie określić do kogo mogły one należeć.
Bombardowanie Rozwadzy było błędem nie tylko z humanitarnego, ale także militarnego punktu widzenia - Amerykanie nie osiągnęli bowiem swojego celu, a zmarnowali część swojego arsenału. Pogrzeb ofiar feralnego dnia odbył się 21 grudnia 1944 r. Wszystkie osoby pochowano w zbiorowym grobie na cmentarzu w Żyrowej.
Dziś w tym miejscu znaleźć można jedynie dwa krzyże upamiętniające ofiary. Mogiła jest jednak zaniedbana i aż prosi się o uporządkowanie. W jej miejscu nie ma dziś nawet nazwisk zmarłych ofiar.
Radosław Dimitrow
NOWA TRYBUNA OPOLSKA