"Śmierć z nieba", książka autorstwa Leszka Adamczewskiego ukazała się w lipcu nakładem wydawnictwa Replika. Autor pisze w niej o nalotach sił alianckich na Drezno, ale także Szczecin, Świnoujście, Żary i Królewiec, przybliżając czytelnikom historię tamtych wydarzeń. W efekcie bombardowań zginęło tysiące mieszkańców wspomnianych miast. Pierwszy nalot na Żary miał miejsce 11 kwietnia 1944 roku. Tak Leszek Adamczewski pisze o tamtych wydarzeniach w swojej książce.
CZYTAJ TEŻ
Miasto Żary do 1945 roku leżało we wschodniej Brandenburgii, ale ze względu na bliskie sąsiedztwo śląskiego Sagan (Żagania) zdarzało się, że Niemcy z innych prowincji Rzeszy błędnie przypisywali je do Śląska. Na terenie Brandenburgii leżał też pobliski gigantyczny kombinat chemiczny koncernu Dynamit AG, kosztem wielu milionów marek Rzeszy zbudowany koło miasteczka Christianstadt (po wojnie były to Krzystkowice, obecnie to część Nowogrodu Bobrzańskiego). Aż wprost trudno uwierzyć, ale analitycy wojskowego wywiadu amerykańskiego, przeglądający setki zdjęć lotniczych tego rejonu Rzeszy, nie zwrócili uwagi na znakomicie zresztą maskowany kombinat Dynamit AG, a wypatrzyli leżący prawie 20 kilometrów na południe od Christianstadt i wciśnięty w miejską zabudowę Sorau zakład zbrojeniowy. A wypatrzyli dlatego, że właśnie jego szukali. A może, bo i to pytanie trzeba zadać w świetle późniejszych wydarzeń, Amerykanów zadowoliło widoczne na zdjęciach lotnisko i stojące nań hangary?… W Sorau rozpoczął się kolejny wiosenny dzień. I chociaż nie docierały tu odgłosy toczącej się od prawie pięciu lat wojny, niemal w każdej rodzinie odczuwano jej skutki. Ojcowie, mężowie, synowie i bracia walczyli na frontach tej wojny za Führera i Wielkoniemiecką Rzeszę. Wielu z nich zginęło lub zaginęło, inni wrócili, będąc kalekami. A i w samym mieście odczuwało się skutki wojny totalnej, ponad rok wcześniej proklamowanej przez ministra oświecenia publicznego i propagandy Rzeszy Josepha Goebbelsa. Nastał czas wyrzeczeń, chociaż system kartkowy sprawdzał się w praktyce. Był wtorek, 11 kwietnia 1944 roku, wielu mieszkańców Sorau wczesnym rankiem poszło do pracy. W ośmiu miejscowych zakładach przemysłowych, których produkcję już dawno przestawiono na wojenne tory, pracowało ponad 4 500 robotników. Było wśród nich bardzo wielu cudzoziemskich robotników przymusowych. Na przemysłowej mapie Sorau tamtego kwietnia ważną rolę odgrywał zakład filialny firmy Focke-Wulf Flugzeugbau GmbH z Bremy, produkujący samoloty myśliwskie Focke-Wulf 190, szybkie i zwrotne, lubiane przez pilotów Luftwaffe. Była to udana konstrukcja, stanowiąca godnego przeciwnika dla alianckich myśliwców. Niemal rok wcześniej, 17 kwietnia 1943, bombowce 8. Armii Lotniczej Stanów Zjednoczonych zaatakowały główne zakłady Focke- -Wulfa w Bremie, ale na taki dzień Niemcy przygotowywali się już od dawna. (…)O godzinie 12.08 lecące na wysokości od 3 200 do 4 800 metrów poszczególne grupy bombowców amerykańskich doleciały do celu. W tym właśnie momencie nad Sorau rozerwała się powłoka chmur i w dole ukazało się miasto. Kilku amerykańskich lotników twierdziło później, że bomby z ich samolotów zrzucono dokładnie w cel, którym były zakłady Focke-Wulfa. Drugi pilot bombowca dowodzącego, porucznik Deaue Barner, wspominał, że bomby jego eskadry trafiały bardzo dokładnie w cel. Strzelec pokładowy Ch.L. Heathershaw obserwował, jak bomby zrzucone z samolotów jego klucza trafiały dokładnie w sam środek celu. Inny ze strzelców pokładowych, którego grupa zrzuciła na cel dywan bomb, zobaczył, jak cel spowija dym i kurz.(…)