Bohater podziemia w ubeckim uniformie

Cezary Kassak
Po zdekonspirowaniu Stanisław Ludwikowski był torturowany w śledztwie przez byłych "kolegów" z UB
Po zdekonspirowaniu Stanisław Ludwikowski był torturowany w śledztwie przez byłych "kolegów" z UB Archiwum rodzinne
Decyzję o unieważnieniu wydanego na niego przez komunistów wyroku o eliminacji dostał kilkanaście dni przed śmiercią

Pracując w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie, Stanisław Ludwikowski był wtyczką niepodległościowego podziemia.

"W pracy zachowuje się bez zarzutu. Politycznie jest uświadomiony. Wróg faszyzmu, w każdej chwili gotowy do walki" - tak w październiku 1945 r. charakteryzował swojego podwładnego, starszego kuriera Stanisława Ludwikowskiego, kierownik poczty specjalnej Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie.

Przeciwnikiem faszyzmu Ludwikowski zapewne był. Niechęć odczuwał też wobec… komunizmu. Ubekiem był tylko formalnie. Tym, co w okresie służby w WUBP stanowiło właściwy sens jego działalności, była współpraca z niepodległościowym podziemiem: Armią Krajową, Delegaturą Sił Zbrojnych na Kraj, a po jej rozwiązaniu - z organizacją Wolność i Niezawisłość.

Ludwikowski nie był jedynym informatorem antykomunistycznej partyzantki, który tuż po wojnie działał w WUBP w Rzeszowie, ale z zachowanych materiałów wynika, że był informatorem najaktywniejszym.

Meldunki sporządzał 2-3 razy w tygodniu. Uprzedzał w nich o akcjach planowanych przez bezpiekę, m.in. o mających nastąpić aresztowaniach.

"Przybiegał do mnie często prosić, żeby wyrąbać UB. Nie mógł patrzeć na metody śledztwa. Jeśli od 1944 do maja 1945 r. pięć procent aresztowań mogło się w rzeszowskim jedynie udać, to dlatego, że on ostrzegał. 90 procent naszych akcji z 44/45 r. to jego zasługa. Jest to prosty chłopak z Wołynia, ale wspaniały charakter" - mówił o Ludwikowskim jego przełożony z konspiracji, Mieczysław Kawalec, od 1945 roku szef wywiadu okręgu rzeszowskiego WiN.

Stanisław Ludwikowski urodził się 11 stycznia 1926 roku w kolonii Chołopiny (pow. łucki). W okresie gdy UPA dokonywała rzezi ludności polskiej na Wołyniu, walczył w ramach samoobrony. Należał do oddziału mjra Józefa Sobiesiaka, przemianowanego z czasem na Brygadę "Grunwald".

- Pamiętam, jak kiedyś pojechaliśmy do rodziny mieszkającej koło Trościańca. Pracowaliśmy przy żniwach. Z tym że mnie posadzono na drzewie - miałam za zadanie obserwować okolicę. W pewnym momencie zauważyłam, że biegnie w naszym kierunku grupa ludzi. Zaczęli do nas strzelać. Staszek miał broń i odpowiedział ogniem. Na szczęście zdążyliśmy uciec do lasu - wspomina Jadwiga Łapczuk, siostra Stanisława Ludwikowskiego.

Po zajęciu Wołynia przez Sowietów Ludwikowski znalazł się w "ludowym" wojsku. Służył w zapasowym 2. pp w Rzeszowie.

Z końcem października 1944 r. skierowano go do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Najpierw zajmował stanowisko młodszego referenta, a potem był kurierem w poczcie specjalnej.

W listopadzie 1944 r. łączniczka AK Katarzyna Fuglewicz ps. "Jadwiga" zaproponowała mu współpracę z podziemiem. Ludwikowski zgodził się; złożył przysięgę i przyjął kryptonim "99".

Zachowały się niektóre jego meldunki. Na przykład opis aresztu w budynku WUBP przy ul. Jagiellońskiej 17: "Cztery cele (…), wymiary mniej więcej 4x4, wysokie [na] około 2 metry, bez okien. (…) W celach przeciętnie po 30 ludzi. Do stania może 2 metry kwadratowe przy drzwiach, reszta zajęta przez prycze (…). Na pryczach żadnego siennika lub słomy, nic do przykrycia. Drzwi masywne, drewniane, o dwóch zawiasach. (…) Nad drzwiami otwór 15x15 cm (…). Ten otwór jest jedynym doprowadzającym powietrze. (…) W piwnicach wilgoć, z mokrych sufitów spadają krople wody".

Pokusił się także o charakterystykę samych pracowników urzędu. "(…) Cywile wyglądający na szpiclów, ubrani raczej kiepsko (…), ogólnie określając >>marne typy<<. Żołnierze młodzi, 20-27 lat. Zupełnie nierozgarnięci, sposób wyrażania taki, jakby nie słyszeli nigdy mowy literackiej, np. >>westa sufelka<<, >>znacy się<<. St. sierżant (…) pisze ulicę Bema przez małe b. (…) Oficerowie mało inteligentni, słyszano, jak rozmawiają z NKWD po rosyjsku dość płynnie. (…) Gdy przychodzi [ktoś] z NKWD, widać, że on tu jest gospodarzem (…)".
Zamierzali rozbić siedzibę WUBP

Do pracy na rzecz podziemia Ludwikowski namówił innych funkcjonariuszy WUBP w Rzeszowie: Mariana Babińskiego (ps. "98"), który również pochodził z Wołynia, i Stanisława Graczkowskiego ("97").

W porozumieniu z Ludwikowskim Babiński zwerbował Franciszka Topolskiego ("96"), a kiedy ten zginął w potyczce z… akowcami - Mieczysława Dzieniowskiego ("96").

W oparciu o ich informacje Mieczysław Kawalec opracował plan zdobycia budynku WUBP.

Do rozmów na ten temat doszło w kwietniu 1945 r. Ludwikowski i Babiński opowiedzieli Kawalcowi o strukturze gmachu przy Jagiellońskiej, dyslokacji posterunków wartowniczych, istniejących punktach oporu.

Ludwikowski, Babiński i Graczkowski mieli wziąć czynny udział w akcji. Kawalec przydzielił im konkretne zadania do wykonania (m.in. rozbrojenie plutonu ochrony i przejęcie łączności).

Do ataku jednak nie doszło, bo w ustalonym terminie grupa szturmowa nie dysponowała autem i nie była w stanie dotrzeć na miejsce.

Wyznaczono wprawdzie drugi termin, ale Ludwikowski ostrzegł, że w budynku zarządzono ostre pogotowie i kierownictwo podziemia najwyraźniej uznało, że akcja niesie ze sobą zbyt wielkie ryzyko.
Spektakularne uwolnienie

Powiodła się za to próba zlikwidowania groźnego agenta bezpieki o pseudonimie "Szarotka", w czym miał swój udział Ludwikowski. Dołożył też cegiełkę do odbicia z więzienia na zamku mjra Józefa Maciołka, występującego pod nazwiskiem Wolny.

Maciołka aresztowano w lutym 1945 r. W czerwcu Kawalec poprosił Ludwikowskiego o pomoc w oswobodzeniu "Wolnego".

Początkowo zakładano, że Ludwikowski wyprowadzi oficera z więzienia i obaj uciekną. Ostatecznie Maciołkowi dostarczono, przy udziale Ludwikowskiego, środek farmakologiczny, który wywołał u majora podwyższoną temperaturę oraz objawy tyfusu i spowodował konieczność przewiezienia go do szpitala.

- Spod konwoju Maciołek został uwolniony przez bojówkę dowodzoną przez Kazimierza Dziekańskiego. Potem przedostał się do Anglii - wyjaśnia Dariusz Fudali, autor pracy doktorskiej o powojennym więziennictwie na Rzeszowszczyźnie.

Latem 1945 roku Stanisław Ludwikowski, podobnie zresztą jak Babiński i Graczkowski, otrzymał od zwierzchników z konspiracji pisemną pochwałę za sumienną i efektywną pracę. Był przedstawiony do awansu.
Oskarżony o obalanie "demokracji"

Po tym, jak z Rzeszowa wyjechał Mieczysław Kawalec, Ludwikowski utrzymywał łączność z Zygmuntem Ziębą. Pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa zakończył 1 lutego 1946 r. Odszedł na własną prośbę, którą uzasadnił chęcią kontynuowania nauki.

- Przyjechał do Malborka, do rodziny. Zrobił "małą" maturę, ale ponieważ pełnej matury nie można było w tamtej szkole uzyskać, przeniósł się do Opola, gdzie też miał krewnych - tłumaczy jego siostra. - Uczęszczał do liceum, egzaminu dojrzałości zdać jednak nie zdążył…

W toku śledztwa przeciwko IV Zarządowi WiN został zdekonspirowany. Osadzono go w więzieniu na warszawskiej Pradze i oskarżono o "udział w związku przestępczym mającym na celu obalenie demokratycznego ustroju Państwa Polskiego".

- W śledztwie był torturowany - nadmienia Jadwiga Łapczuk.

- W celi ulokowano konfidenta, który po rozmowach z Ludwikowskim sporządzał raporty i przekazywał je władzom więzienia - wyjaśnia Dariusz Fudali. - W jednym z donosów pisze, że pytał Ludwikowskiego o to, jakiej kary się spodziewa. Ludwikowski raz miał wyrazić nadzieję, że "dużo nie dostanie", innym razem jednak przyznawał ponoć, że obawia się kary śmierci.

Czarny scenariusz zdawał się urzeczywistniać, bo 30 listopada 1948 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał Stanisława Ludwikowskiego na karę śmierci.

Na szczęście sąd kolejnej instancji obniżył wyrok do 15 lat pozbawienia wolności. Były konspirator ps. "99" znalazł się w zakładzie karnym w Sztumie.

- Naszą rodzinę na każdym kroku spotykały szykany - wspomina pani Jadwiga. - Kiedy siostra chodziła do szkoły, panowie z UB przyszli do dyrektora i zapowiedzieli, że ona nie ma prawa przejść do następnej klasy. Starszego brata wzięli do wojska, ale musiał służyć w kopalni, w karnej kompanii.

Razem z Ludwikowskim sądzony był Stanisław Graczkowski. Marian Babiński w tym czasie już nie żył. Zginął w podobnych okolicznościach jak Franciszek Topolski.

- Został zastrzelony podczas akcji wymierzonej w 5. Wileńską Brygadę AK - tłumaczy Robert Jamroz, członek Stowarzyszenia Historycznego im. 5. Wileńskiej Brygady. Ci, którzy strzelali do Topolskiego i Babińskiego, oczywiście nic o ich prawdziwej tożsamości nie wiedzieli.

Stanisław Ludwikowski w 1955 roku opuścił mury więzienia. Mieszkał w Sławnie, a później w Koszalinie. Ożenił się z Janiną Różyło; miał dwóch synów i córkę.

- Zmarł 18 listopada 1991 roku - informuje Jadwiga Łapczuk. - Dożył więc wolnej Polski. I doczekał się rehabilitacji. Decyzję o unieważnieniu wydanego na niego kiedyś wyroku brat dostał dosłownie kilka czy może kilkanaście dni przed śmiercią…

CEZARY KASSAK, Nowiny

ŹRÓDŁA: Dokumenty znajdujące się w rzeszowskim oddziale IPN; A. Augustyn, Stanisław Ludwikowski (1926-1991) [w] Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956. Słownik biograficzny, t. 3, Kraków-Warszawa-Wrocław 2007.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia