Brytyjskie Lancastery zniszczyły Szczecin

Marek Jaszczyński
Staromiejski ratusz po jednym z brytyjskich nalotów dywanowych
Staromiejski ratusz po jednym z brytyjskich nalotów dywanowych Reprodukcja fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego
"Większość okien, mimo, że były zaklejone na krzyż paskami papieru, wypadła. Mama płacząc mówiła coś o czterech jeźdźcach Apokalipsy." To zaledwie jedna z relacji, która oddaje klimat jednej sierpniowej nocy, która zmieniła miasto na zawsze. Szczecin jaki znano wcześniej, już nie wrócił.

Pierwsze bomby spadły na Szczecin już w 1940 roku. Miasto było ważnym ośrodkiem przemysłowym, który znajdował się z dala od granic potencjalnych przeciwników. To miało zapewnić bezpieczeństwo, jednak te przypuszczenia okazały się złudne. Tu znajdował się port, stocznie i zakłady motoryzacyjne Stoewera.

Naloty na niemieckie miasta miały rzucić na kolana przeciwnika. Maszyny RAF (Royal Air Force - brytyjskiego lotnictwa) i lotnictwa USAAF (amerykańskie lotnictwo armii) bombardowały falami setek samolotów przy pomocy bomb zapalających i burzących. Taktyka ta niosła za sobą niszczenie całych dzielnic.

Bodaj pierwszym ciężkim nalotem był przeprowadzony przez RAF w nocy 20 IV 1943 r. Niemcy przewidywali, że alianci będą chcieli wykorzystać propagandowy efekt urodzin Hitlera i nadlecą na Berlin. Wówczas to ściągnięto do Berlina artylerię przeciwlotniczą skąd tylko się dało - w tym ze Szczecina. Miasto nie było więc bronione feralnej nocy.

Bombardowania skoncentrowane wdłuż linii Odry zniszczyły infrastrukturę portową Niemców, ale też okazały się zabójcze dla zwykłych szczecinian
(fot. Reprodukcja fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego)

Apogeum nalotów przypadło na 1944 rok. Nalot z 17 na 18 sierpnia był najcięższy. Brytyjskie bombowce zbombardowały Gocław, Stare Miasto, Śródmieście i Niebuszewo. Zginęło ponad 1100 osób, a około półtora tysiąca było rannych. Również tragiczny okazał się kolejny sierpniowy nalot, przeprowadzony z 29 na 30 sierpnia. Lista ofiar powiększyła się o 1300 osób zabitych i 90 tysięcy szczecinian pozostało bez dachu nad głową.

Ich efektem były zniszczenia szacowane na około 90 procent, dotyczące praktycznie wszystkich elementów portu: urządzeń przeładunkowych, magazynów, nabrzeży, barek i holowników. Zniszczenia były na tyle poważne, że pierwsze statki, które przybywały po wojnie do Szczecina rozładowywano i załadowywano ręcznie. Dotyczyło to nawet towarów masowych, np. węgla.

Prof. Tadeusz Białecki, historyk:

- Sierpniowe naloty z 1944 roku były druzgocące dla miasta. Miały wpływ na zabudowę Szczecina. Wiele dzielnic legło w gruzach. Skutki bombardowań można odnaleźć w dzisiejszym Szczecinie. Już po wojnie, gdy trwała odbudowa zmieniono układ przestrzenny miasta. Dla przykładu ulica Wielka (dzisiejsza Wyszyńskiego) została znacznie poszerzona. Na Starym Mieście wiele uliczek już nie odbudowano.

dr Grzegorz Ciechanowski, historyk

- Do nalotów w tym okresie wojny RAF używał ciężkiego bombowca Lancaster, był to najbardziej efektywny bombowiec drugiej wojny światowej: zabierał najwięcej bomb, miał największy zasięg i osiągał najwyższy pułap, chociaż odbyło się to kosztem uzbrojenia obronnego. Do linii wszedł z końcem 1941 roku. Był też powodem zadrażnień między sojusznikami, bo Brytyjczycy wytykali, że amerykańska "latająca forteca" (Boeing B-17) przenosi "tylko" 1,5 tony bomb.

Polacy także używali lancasterów, na przykład 300 dywizjon bombowy Ziemi Mazowieckiej.

Zbombardowanie szczecińskiej starówki w sierpniu 1944 roku nie było przypadkowe. Taktyka RAF zakładała niszczenie centrów niemieckich miast po to, żeby rzucić Niemcy na kolana. W ten sposób zniszczono nie tylko Szczecin, ale także Lubekę, czy Hamburg.

MAREK JASZCZYŃSKI, Głos Szczeciński

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia