Czar Aleksandra Żabczyńskiego

Paweł Stachnik
Aleksander Żabczyński i Tola Mankiewiczówna w filmie „Manewry miłosne”
Aleksander Żabczyński i Tola Mankiewiczówna w filmie „Manewry miłosne” archiwum
31 maja 1958. Umiera Aleksander Żabczyński, jeden z najpopularniejszych aktorów międzywojnia. Występował w teatrze, rewii i kinie. Był oficerem wojska polskiego

Zanim nasz bohater stał się gwiazdą scen i ekranu, wcale nie miał pewności co do wyboru swojej życiowej drogi. Był synem Aleksandra Daniela Żabczyńskiego, pułkownika armii rosyjskiej, a później generała WP i zapewne pod jego wpływem po ukończeniu szkoły średniej wybrał karierę wojskową. Wstąpił mianowicie do Szkoły Podchorążych Artylerii w Poznaniu, którą ukończył w 1921 r. jako podporucznik. Zawodowej służby wojskowej jednak nie rozpoczął.

Interesował się sztuką i architekturą, a matka namawiała go na studia prawnicze. Odszedł więc z wojska i zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Studiowanie szło mu średnio (przy pierwszej okazji oblał ważny egzamin z prawa cywilnego), a zainteresowania artystyczne nie dawały o sobie zapomnieć. Za radą jednego z kolegów wstąpił do prywatnej szkoły aktorskiej prowadzonej w Warszawie przez niejaką Ninę Novillę, a potem zdał trudne (trwające 10 dni!) egzaminy do szkoły aktorskiej działającej przy słynnym eksperymentalnym teatrze „Reduta” Juliusza Osterwy. Dopiero wtedy okazało się, że odnalazł życiowe powołanie. Polska palestra straciła przeciętnego być może adwokata, ale polska scena zyskała wybitnego aktora.

Wysoki i przystojny

W „Reducie” uczono aktorstwa w oparciu o metodę Stanisławskiego. Nad postaciami i scenami pracowano długo i solidnie, wspólnie budując koncepcję przedstawienia. Aktorzy mieli zajęcia z literatury pięknej, wymowy, dykcji i tańca klasycznego. Żabczyński zadebiutował w przedstawieniu „Pastorałka” w reżyserii Leona Schillera. Zagrał Archanioła Gabriela. „Reduta” stała się dla młodego Żabczyńskiego prawdziwą szkołą aktorskiego rzemiosła. Grywał początkowo niewielkie role, ale od razu dał się poznać jako utalentowany aktor z dobrymi warunkami fizycznymi.

Wysoki, przystojny, o pięknym uśmiechu i miłym tembrze głosu, nadawał się do ról kochanków, rycerzy, wytwornych mężczyzn. Bardzo też podobał się kobietom, co stało się dlań z jednej strony źródłem satysfakcji, z drugiej zaś pewnym obciążeniem wynikającym z natarczywości niektórych wielbicielek. W „Reducie” Żabczyński poznał swoją przyszłą żonę, aktorkę tego teatru, Marię Zielenkiewicz, nazywaną potocznie Maryną. Pobrali się szybko, 28 czerwca 1923 r., i przez długie lata byli kochającym się małżeństwem mimo licznych romansów Żabczyńskiego (m.in. z Lodą Halamą).

Znany dziennikarz Ryszard Wolański, autor wydanej właśnie najnowszej biografii Żabczyńskiego, podaje w niej charakterystyczny fakt: na ślubie Żabczyńskich pojawiło się kilka pań ubranych na czarno. Były to wielbicielki Ala, które przyszły opłakiwać swojego ukochanego… Po dwóch latach pracy w „Reducie” Żabczyński zaczął – zwykle razem z żoną – występować w kilku warszawskich teatrach, a w 1927 r. opuścił stolicę i grał na scenach Lwowa, Poznania i Łodzi. Przełomem w jego karierze stał się rok 1929 i… Powszechna Wystawa Krajowa w Poznaniu.

To wielkie przedsięwzięcie miało pokazać dorobek niepodległej Rzeczypospolitej 10 lat po odzyskaniu państwowości. Wystawie osiągnięć gospodarczych towarzyszył bogaty program kulturalny dla zjeżdżających z całego kraju i zagranicy gości. Była w nim rewia łącząca śpiew i taniec pt. „Jazda na wystawę”, w której wystąpił Żabczyński. Oglądał go w niej Andrzej Włast, właściciel warszawskiego teatru „Morskie Oko”, który zachwycony rewiowym aktorstwem Żaby (tak Ala nazywano w środowisku) zaproponował mu angaż. W ten sposób rozpoczął się nowy rozdział w scenicznej karierze naszego bohatera.

Okazało się, że Żabczyński prócz talentu dramatycznego ma również ogromne umiejętności rewiowe: dobrze tańczy, śpiewa i świetnie wygląda. To otworzyło mu drogę do najważniejszych scen kabaretowo-rewiowych w kraju. Prócz „Morskiego Oka” występował też w „Perskim Oku”, „Cyruliku Warszawskim”, „Wesołym Oku” i „Kameleonie”. Tańczył, śpiewał, konferansjerował. Prócz tego pojawiał się w rewiach, operetkach i teatrach dramatycznych oraz w filmie. I to właśnie filmowi Żaba zawdzięcza status jednej z największych gwiazd aktorskich II Rzeczypospolitej.

Pierwszy amant

Na wielkim ekranie zadebiutował już w 1926 r. w filmie kryminalnym „Czerwony błazen”. Notabene wystąpił w nim z Eugeniuszem Bodo, z którym później rywalizował o tytuł pierwszego amanta polskiego kina. Potem dobrze odnalazł się w filmie dźwiękowym, występując w takich hitach, jak „Manewry miłosne”, „Ada, to nie wypada”, „Pani minister tańczy” i „Zapomniana melodia”. Śpiewał wiele filmowych piosenek, które do dziś zachowały popularność, m.in. „Już nie zapomnisz mnie”, „Nie kochać w taką noc”, „Całuję twoją dłoń, madame” czy „Jesienne róże”. Grywał zwykle postacie paniczów z dobrego domu, bogatych kawalerów, hrabiów i oficerów.

– Grał siebie, czyli człowieka z dobrego domu, wykształconego, umiejącego śpiewać i zachować się w towarzystwie. Takie role były nawet pisane pod niego, bo jego nazwisko przyciągało ludzi do kin. Zdarzało się, że ogłaszano, że będzie kręcony film z Żabczyńskim, choć nie było jeszcze scenariusza i reszty obsady – mówi Ryszard Wolański. Wystąpił też w polskim dubbingu słynnego Disneyowskiego hitu „Królewna Śnieżka”, podkładając głos pod Królewicza. Kino dało mu niezwykłą popularność. Klatka schodowa domu przy ul. Zielnej 49, gdzie mieszkali Żabczyńscy, była od parteru po piąte piętro ozdobiona kwiatami, wierszami, listami miłosnymi i fotografiami zostawionymi przez jego wielbicielki. Podobno Żabczyński zmuszony był dwa razy do roku na własny koszt ją malować…

Karierę sceniczną Żaba przez lata łączył ze służbą wojskową. Co roku udawał się do Poznania na ćwiczenia oficerów rezerwy. Gdy w 1939 r. wybuchła wojna poszedł na front w stopniu porucznika. Służył w 11. Dywizjonie Zmotoryzowanym 1. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej. Jego jednostka broniła najpierw nieba nad Warszawą, a potem odeszła na wschód przydzielona do grupy, z którą wyjeżdżał prezydent Mościcki. Dywizjon przez Lublin, Zamość, Lwów i Stanisławów przeszedł na Węgry, gdzie został internowany. Żabczyński został tam komendantem obozu w Fölsehangony.

Starał się utrzymać dyscyplinę wśród żołnierzy, a potem organizował ucieczki kolejnych grup do Francji. Sam też przedostał się tam w 1940 r. W kampanii francuskiej nie zdążył wziąć udziału. Ewakuowany do Wielkiej Brytanii przeszedł kurs języka angielskiego i został przydzielony do 1. Dywizjonu Artylerii Plot. W 1942 r. skierowano go na Bliski Wschód do stacjonującego tam 1. Pułku Artylerii Plot. Pułk wszedł potem w skład 3. Dywizji Strzelców Karpackich i razem z II Korpusem wziął udział w bitwie pod Monte Cassino.

Żabczyński został tam ranny, choć brak szczegółów, w jakich okolicznościach. Niektóre źródła podają też, że za udział w walkach otrzymał Krzyż Walecznych. Potem przydzielono go do Wydziału Dobrobytu Żołnierza II Korpusu i wysłano do Austrii, gdzie zajmował się organizowaniem opieki nad uwolnionymi polskimi więźniami i pracownikami przymusowymi. Szybko, bo już w grudniu 1946 r., wrócił do kraju i do żony.

Aktor dramatyczny

Jego powrót odbił się głośnym echem. Gazety zamieszczały z nim wywiady, do współpracy zaprosiło Polskie Radio. Zaczął grać w teatrach warszawskich i prowincjonalnych. – W przeciwieństwie do okresu przedwojennego, teraz grał głównie w poważnym repertuarze dramatycznym i historycznym, zyskując uznanie krytyków. Był przecież dobrze wykształconym w „Reducie” aktorem teatralnym – mówi Ryszard Wolański.

Nigdy nie zagrał w filmie: żadna ze złożonych mu propozycji filmowych nie doszła do skutku. – Skończył się świat utracjuszy i ludzi z dobrego domu. To była już zupełnie inna epoka. Nie było już ról dla Żabczyńskiego. On zdawał sobie sprawę, że do tego kina nie pasuje – dodaje biograf. Jako były andersowski oficer został objęty rozpracowaniem przez UB. Otoczono go donosicielami, którzy próbowali znaleźć dowody na jego współpracę z wywiadem amerykańskim.

Jako że starania nie przyniosły efektu, sprawę zamknięto. Pod koniec życia chorował na serce i wątrobę. Zmarł na zawał na swojej warszawskiej działce 31 maja 1958 r. Na pogrzeb przybyły tłumy ludzi. Była wśród nich jego dawna miłość Loda Halama, która wiedziona jakąś dziwną siłą po raz pierwszy po wojnie przyjechała do Polski właśnie tego dnia…

***

Ryszard Wolański, „Aleksander Żabczyński. Jak drogie są wspomnienia”, Rebis, Poznań 2015

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia