Księgi z reguły poświęcone są konkretnym gminom żydowskim. Tradycja ich pisania sięga średniowiecza. Wówczas na obszarze Szwajcarii oraz południowych i zachodnich Niemiec powstał zwyczaj odczytywania podczas nabożeństw nazwisk zmarłych członków gminy. Listy te nazwano memorbuchami.
W międzywojennej Polsce utrwalił się natomiast obyczaj wydawania ksiąg ku pamięci żydowskich ofiar pogromów, które miały miejsce w okresie walki o granice II Rzeczypospolitej. W 1919 powstała księga ku pamięci Żydów z Żytomierza, następnie z Płoskirowa, a w 1937 r. z Felsztyna. Ta ostatnia stała się po drugiej wojnie światowej modelową, która stanowiła dla ocalałych Żydów pewien wzorzec. Stało się tak, ponieważ do listy zamordowanych przez Ukraińców dodano historię żydowskiej gminy wyznaniowej w Felsztynie oraz wspomnienia żydowskich mieszkańców.
W księgach wydawanych po drugiej wojnie światowej Zagłada stanowi główny punkt odniesienia. Dominuje tu trójdzielny układ: omawiane są dzieje społeczności przed Zagładą, w jej trakcie i po, choć nie jest to regułą. Opisy okresów historycznych często prezentują zmitologizowaną przeszłość, która silnie kontrastuje z destrukcją społeczności, jaka miała miejsce podczas Zagłady. Jednak mimo pewnych mankamentów, podstawowym walorem tych opisów jest ich dokładność i skłonność do detalu, które to cechy pozwalają na odtworzenie przykładowo dom po domu dawnej zabudowy czy biegu wypadków niemal z godziny na godzinę w kluczowych momentach deportacji do obozów zagłady.
Pod względem literackim i kompozycyjnym yizkor buchy reprezentują daleko posunięty synkretyzm gatunkowy. Niektóre teksty pisali uznani izraelscy historycy, lecz większość powstała piórem zwykłych, dawnych mieszkańców sztetli, dlatego teksty te często mają amatorski charakter. Czasami narrację uzupełniano poezją, przedrukami dokumentów, gazet, zamieszczano biogramy, rysunki, mapy, a nawet pojawiały się miejscowe legendy.
Niestety większość z nich powstała w języku hebrajskim i jidysz, rzadko w języku angielskim, co bez uprzedniego przygotowania językowego utrudnia ich lekturę, choć coraz częściej całe publikacje lub obszerne ich partie są tłumaczone na język angielski w Internecie. Na podkreślenie zasługuje również to, że wszystkie księgi, z małymi wyjątkami, są zamieszczone w sieci, co sprawia że dostęp do nich jest ułatwiony. Największe zbiory wyeksponowane online posiadają dwie instytucje działające w USA: New York Public Library oraz Yiddish Book Center. Obok tych ośrodków wybijają się również polscy badacze – ogromne zasługi na polu naukowego rozpoznania ksiąg mają badacze z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, na czele z prof. Monika Adamczyk-Garbowską i prof. Adamem Kopciowskim.
Z terenu regionu kielecko-radomskiego zachowało się około 50 ksiąg, w tym dwie z Kielc – Sefer Kielc; toledot kehilat Kielc mi-jom hiwasda we-ad churbana (1956) oraz Al bejtenu sze-charaw (1981). Obie zostały wydane w Tel Awiwie, a ich przeważającym językiem jest hebrajski. Te i inne księgi, choć obfitują w opowieści o życiu i śmierci kieleckiego getta, to zawierają zarazem bardzo skąpe dane o Polakach i relacjach polsko-żydowskich.
O ludności polskiej w księgach mowa jest najczęściej w newralgicznych momentach dziejów Żydów podczas drugiej wojny światowej – gdy panował w getcie głód, i gdy trwały niemieckie akcje likwidacyjne prowadzone w ramach Aktion Reinhardt.
Nie są to jednorodne opinie. W kieleckiej księdze z 1956 r. relacjom obu narodów poświęcono osoby rozdział. Przeczytamy w nim radykalną opinię o postawach ludności polskiej podczas nienieckiej okupacji: „Kiedy sługusy Hitlera najechały Polskę, znaleźli Polaków, którzy już się z nimi zgadzali, bo w kwestii zagłady Żydów byli Polacy, którzy byli zgodni z nazistami”.
Zarazem w tej samej publikacji zawarte zostały opisy kontaktów handlowych Polaków z Żydami zamkniętymi w getcie, które umożliwiały tym drugim przetrwanie i walkę z głodem. Żydzi sprzedawali swój dobytek, a w zamian otrzymywali żywność od podchodzących pod druty kieleckiego getta Polaków przybyłych z okolicznych wiosek. I jedni i drudzy ryzykowali niemieckimi represjami, ponieważ prowadzona w sposób niezakłócony od przedwojnia wymiana handlowa między Żydami, a chłopami, która budowała równowagę gospodarczą w regionie, była przez Niemców zakazana, zagrożona karą śmierci. Jedzenie od chłopów pozyskiwali także ci, którzy codziennie na piechotę wychodzili z getta do obozów pracy w zakładach przemysłowych Ludwigshütte (Ludwików) i „Henryków”.
Ciekawa z punktu widzenia badania relacji polsko-żydowskich jest również blisko 600-stronicowa księga sandomierska – Et azekera; sefer kehilat Cojzmir (Sandomierz), wydana w 1993 r. w języku hebrajskim i jidysz. Opublikowano w niej świadectwo Polaka – inżyniera Włodzimierza Orłowskiego na temat pierwszej akcji likwidacyjnej getta (29 października 1942 r.) Orłowski, będąc naocznym świadkiem deportacji Żydów, zauważył w swojej relacji, jak niebezpieczne było zbliżanie się do uformowanej kolumny Żydów, którą pędzono na stację kolejową w Sandomierzu. Gdy próbował się przyjrzeć jej na odległość 50-60 metrów, posypały się w jego kierunku niemieckie strzały – „Padło w naszym kierunku kilka strzałów z końca kolumny i kule świsnęły w pobliżu uszu”. Jak widać, w takich warunkach ludność polska miała ograniczone możliwości reakcji na to, co działo się w mieście.
Księgi pamięci nadal są źródłem nieodkrytej jeszcze wiedzy o pomocy Polaków. W tej opublikowanej przez ziomkostwo Ostrowca Świętokrzyskiego zwraca uwagę szersza akcja wydawania Żydom polskich kenkart. Sprawę tę opisuje Berisz Brikman, nakreślając sytuację w getcie po 10 października 1942 r. Wówczas Żydzi zostali zgromadzeni na niewielkim terenie w okolicach cmentarza. Warunki bytowe i sanitarne, jakie tam panowały, były bardzo trudne. Wedle Brikmana w tym okresie popularne stało się wyrabianie „agnieszek” (jid. agniszkies), czyli nazywanych tak przez Żydów kenkart (wprowadzonych przez władze niemieckie kart rozpoznawczych). Jak pisze autor, nie wiadomo, w jaki sposób utarła się ta nazwa. Prawdopodobnie upowszechniła się, gdy pierwsza Żydówka z nowym nadanym jej polskim imieniem Agnieszka przeszła z powodzeniem na stronę „aryjską”.
Dzięki „agnieszkom” wielu Żydów, jako polscy robotnicy z Ostrowca, mogło wyjechać na roboty przymusowe do III Rzeszy. Niestety, z relacji Brikmana niewiele dowiemy się o inicjatorach tej akcji. „Twórcą” tych dokumentów miał być nieznany bliżej 17-letni żydowski chłopiec, syjonista, który „późno w nocy chodził – często w towarzystwie żydowskiego policjanta – do urzędnika miejscowego magistratu, aby przywieźć ze sobą fotografie na aryjskich legitymacjach”. Następnie na puste blankiety naklejano zdjęcie, nadawano fałszywą tożsamość i sygnowano stosownymi urzędowymi podpisani.
Lektura innych wspomnień w tej samej księdze odkrywa przed nami nazwisko osoby, która dokumenty te w magistracie wydawała. O tym przeczytać możemy w relacji Heleny Kaleckiej. Fałszywą kenkartę na polskie nazwisko otrzymała tak ona, jak też jej siostra od pracownika magistratu nazwiskiem Płotwiński. Z pewnością nie działał on w tym urzędzie sam, jednak nie znamy żadnych szczegółów na temat osób uczestniczących w procederze wystawiania kenkart.
Z pewnością wymienione wyżej i inne tego typu publikacje są ważnym źródłem historycznym, jednak należy je analizować z dużą ostrożnością badawczą, szczególnie gdy chcemy na ich podstawie analizować relacje polsko-żydowskie. Księgi z natury rzeczy, jako macewet zikaron (macewa pamięci), cechuje bardzo subiektywny i pełen emocji opis.