Dęblińska „Szkoła Orląt". Kuźnia najsłynniejszych polskich lotników

Małgorzata Szlachetka
Prezentacja sprzętu lotniczego na dęblińskim lotnisku. Początek lat 30. XX wieku
Prezentacja sprzętu lotniczego na dęblińskim lotnisku. Początek lat 30. XX wieku archiwum WSOSP w Dęblinie
Podchorążym „Szkoły Orląt" nie wolno było zhańbić lotniczego munduru. Do tego zobowiązywał ich kodeks. Dziś o ich męstwie i podniebnych bitwach podczas wojny młodzi uczą się w szkole

Plany utworzenia szkoły lotniczej w Dęblinie sformułowane zostały już w 1919 roku. Na miejsce przyjechała nawet komisja rządowa z Warszawy, by obejrzeć teren. W tym czasie było tam tzw. pole wzlotów, czyli lotnisko założone przez Rosjan przed I wojną światową. Ale plany te musiały zostać odłożone na później ze względu na wojnę polsko-bolszewicką. Przez chwilę tylko, a dokładnie przez pięć miesięcy 1920 roku, stacjonowała w Dęblinie Francuska Szkoła Pilotów.

Jednak historia dęblińskiej kuźni polskich lotników wcale nie zaczyna się w Dęblinie. Powstała 1 listopada 1925 roku w Grudziądzu, jako Oficerska Szkoła Lotnictwa. Później co najmniej kilkakrotnie ta nazwa się zmieni, a ostatecznie przejdzie do historii jako „Szkoła Orląt". Ale po kolei. Początki nie były łatwe. Do 1934 roku szkoła miała prawo kształcić tylko obserwatorów, a nie pilotów. Także wtedy, gdy 14 kwietnia 1927 roku została przeniesiona z Grudziądza do Dęblina na Lubelszczyźnie. Pierwsze szkolenie podchorążych pilotów odbyło się jesienią 1934 roku. Dwuletni kurs zaczęło wtedy 40 kandydatów. Wśród podchorążych byli także uciekinierzy z Czechosłowacji. Znaleźli się w Polsce po przyłączeniu części terytoriów tego państwa do Rzeszy Niemieckiej.

- Trzech z nich zginęło w czasie niemieckiego bombardowania 2 września 1939 roku, są pochowani w Dęblinie. Inni ewakuowali się z kolegami ze szkoły do Rumunii - mówi pik rezerwy nawigator dr Andrzej Marciniuk związany z dęblińską placówką

Najsłynniejszym z tej grupy był Josef Fiantiśek, walczący w czasie II wojny w Dywizjonie 303. Frantiśek był najskuteczniejszym pilotem polskich sił powietrznych w czasie bitwy o Anglię. Jego rezultat to 17 pewnych zestrzeleń i jedno prawdopodobne. W połowie 1939 roku personel szkoły liczył ponad 500 osób, z czego jedna piąta to oficerowie. Samych podchorążych było 528. Do 1 września 1939 roku odbyło się 13 promocji podchorążych. Według najnowszych ustaleń szkołę skończyło 1200 absolwentów, pilotami zostało 458 z nich. - W czasie szkolenia, do momentu wybuchu wojny, zginęło 52 podchorążych oraz absolwentów - podaje płk rezerwy nawigator dr Andrzej Marciniuk.

A więc wojna!

Najtrudniejszy sprawdzian w życiu wielu wychowanków szkoły zdało w czasie II wojny światowej. W polskich siłach powietrznych na Zachodzie walczyło 780 pilotów i obserwatorów, czyli 66 proc. absolwentów szkoły w Dęblinie. Co najmniej 350 przypłaciło tę próbę życiem.

Walka w czasie kampanii wrześniowej, a potem m.in. we Francji i Wielkiej Brytanii, stworzyła legendę „Szkoły Orląt".
Tak pierwsze dni wojny wspominał pilot Witold Urbanowicz (1908-1996), we wrześniu 1939 roku instruktor w Dęblinie, później jeden z dowódców słynnego Dywizjonu 303 w czasie bitwy o Anglię: „Wszystkie bez wyjątku niemieckie samoloty miały większą szybkość i pułap od naszych P-7. (...) A jednak stawialiśmy czoło. Jednak udawało nam się nawet rozbijać wyprawy niemieckie. Może dlatego, że w tych wysłużonych siódemkach siedzieli instruktorzy, stare wygi, zrośnięte z maszyną: tak bardzo zgrani w powietrzu, że i bez radia wystarczył ruch dłonią, czy kiwnięcie skrzydłem, aby było wiadomo, o co chodzi".

Niemcy zbombardowali lotnisko w Ułężu. Samoloty szkoły lądowały, żeby zaraz wystartować do dalszej walki. Płonęły budynki szkoleniowe. Wszędzie widać było leje po bombach. „Dach kasyna poszarpany. W prawym skrzydle - tam gdzie była sala balowa - wywalona ściana. Ani jednego okna w budynku. Wchodzimy na taras. Piękne kolumny pokaleczone i obryzgane błotem, pod stopami trzeszczy szkło" (cytaty za: Witold Urbanowicz, „Początek jutra. Wrzesień 1939 oczami dowódcy Dywizjonu 303").

Urbanowicz przekroczy rumuńską granicę, później razem z innymi lotnikami szkolonymi w Dęblinie, znajdzie się we Francji, a po wkroczeniu Niemców nad Sekwanę, zostanie ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Opowieść o okupacyjnych losach absolwentów „Szkoły Orląt" to materiał na odrębną opowieść z wieloma zwrotami akcji. „W księdze asów lotnictwa myśliwskiego, obejmującej 42 pilotów, aż 29 wywodzi się z dęblińskiej szkoły lotniczej. (...) Łącznie zestrzelili oni ponad 260 samolotów pewnych (...)" - wyliczał generał w stanie spoczynku dr Jan Celek w artykule „Dorobek dęblińskiej uczelni w latach 1925-1939. Czyn wojenny jej wychowanków."

Radzieccy instruktorzy

Szkoła lotnicza została reaktywowana 31 października 1944 roku - wojna jeszcze się nie skończyła, ale Lublin i okolice były już wolne od Niemców. Pierwszą siedzibą szkoły zostały koszary wojskowe w Zamościu. Chętni do bycia lotnikami, podobnie jak inni kandydaci do wojska polskiego, byli na początku koszarowani w barakach zlikwidowanego w lipcu 1944 roku obozu koncentracyjnego na Majdanku.

Przyszli żołnierze spali na tych samych pryczach, co wcześniej więźniowie. Wróćmy jednak do szkoły lotniczej. Do Zamościa 13 grudnia 1944 roku przyjechało ostatecznie 750 kandydatów. „Warunki życia i nauki w tym okresie były bardzo trudne. Większość uczniów nie miała umundurowania, albo też otrzymała umundurowanie niekompletne i złej jakości" - pisał ppłk Roman Kozłowski w artykule „Szkoła Orląt w latach 1945-2000. Zmiany organizacyjne. Fakty i wydarzenia". Brakowało opału do ogrzewania kwater w zamojskich koszarach. Po 13 kwietnia 1945 roku piloci znowu kształcili się w Dęblinie. - Instruktorami byli Rosjanie nieznający języka polskiego, co stwarzało pewne problemy - przyznaje Józef Zieliński, autor publikacji o historii lotnictwa polskiego. I dodaje: - W wolnym czasie podchorążowie odgruzowywali zniszczony przez Niemców Dęblin. Z budynków szkolnych ocalało około 30 procent. Do dyspozycji podchorążych były dwie studnie. Myli się w strumyku.
Pierwsza powojenna promocja absolwentów odbyła się 21 czerwca 1945 roku - szkołę skończyło w tym dniu 49 pod-chorążych, 19 z nich zostało na stanowisku instruktorów.

Pochowani w anonimowej mogile

Drugim komendantem „Szkoły Orląt", po Józefie Smadze, Rosjaninie polskiego pochodzenia, był przedwojenny oficer płk pilot obserwator Władysław Madejski. To on napisał nowy statut szkoły. Jego następcą ustanowiony został płk pilot obserwator Szczepan Ścibior.

Ścibior Oficerską Szkołą Lotniczą kierował od 1947 do 1951 roku. To absolwent pierwszej promocji „Szkoły Orląt", później walczył na Zachodzie. Po zakończeniu wojny zdecydował się wrócić do Polski. - Komendant Ścibior nawiązywał do przedwojennych tradycji szkoły. Na przykład wprowadził ceremoniał porannego podnoszenia flagi i opuszczania jej wieczorem - przypomina Józef Zieliński. Ta historia skończyła się tragicznie. 9 sierpnia 1951 roku komendant został wezwany do Dowództwa Wojsk Lotniczych w Warszawie, pod pretekstem zastrzeżeń dotyczących rekrutacji. Do Dęblina nigdy już nie wrócił. Przeciwko pułkownikowi zostało wszczęte śledztwo. Oprócz Ścibiora aresztowano siedmiu innych oficerów lotnictwa. Komuniści sfabrykowali zarzuty, a Ścibiora oskarżono o szpiegostwo na rzecz Anglii. W więzieniu poddawany był wielogodzinnym przesłuchaniom, pozbawiany snu i jedzenia.

- Powód usunięcia komendanta był jednak inny. Po wybuchu wojny w Korei, Rosjanie kazali skrócić okres szkolenia na samolotach odrzutowych z trzech lat do półtora roku. Komendant Ścibior nie zgodził się na to, bo zdawał sobie sprawę z tego, że to za krótki okres, żeby właściwie wyszkolić lotnika i będzie dochodzić do śmiertelnych wypadków - wyjaśnia płk rezerwy nawigator dr Andrzej Marciniuk. Szczepan Ścibior został stracony przez komunistów w więzieniu mokotowskim, a potem pochowany w anonimowej mogile. - Więcej dowiedzieliśmy się z oświadczenia, jakie w 2005 roku złożył Adam Popiel, podchorąży „Szkoły Orląt" z roku 1946. Nie skończył jej z powodów politycznych - dodaje Marciniuk.

- W Centralnym Archiwum Wojskowym w 1974 roku Popiel spotkał pułkownika Ścibiora, który w zaufaniu powiedział mu, że ciała 18 zamordowanych oficerów wojska polskiego zostały wywiezione na cmentarz w Trojanowie pod Sochaczewem i zakopane w anonimowych mogiłach. Dowiedział się o tym od grabarza, który widział to na własne oczy - opowiada Marciniuk. Jednocześnie zaznacza: - Potwierdzić mogłyby to tylko badania archeologiczne. Oświadczenie Popiela zostało przed laty przekazane do IPN.

Z Dęblina w kosmos

Od 1987 do 1990 roku komendantem „Szkoły Orląt" był Mirosław Hermaszewski, pierwszy i jedyny Polak, który odbył lot w kosmos. Absolwent dęblińskiej placówki z 1964 roku był prymusem. A niewiele brakowało, żeby w ogóle nie został lotnikiem. Na wojskowej komisji dostał kategorię „C", bo miał niedowagę. Mimo to zgłosił się do szkoły w Dęblinie. Przeszedł pozytywnie wszystkie testy, a spytany o książeczkę wojskową stwierdził, że jej nie ma, bo zapomniał. Na wątpliwości dotyczące wagi kandydata na lotnika komisja odpowiedziała: „Odkarmimy!".

- On otworzył szkołę na świat. Do Dęblina przyjeżdżali dziennikarze zagraniczni, ale też kosmonauci, bo nazwisko Hermaszewskiego działało jak magnes. Komendant przyjmował ich wszystkich w sali tradycji i opowiadał o chwalebnych losach absolwentów szkoły - mówi Andrzej Marciniuk. - Pod komendą miałem wtedy 11 tysięcy ludzi. Też w jednostkach podległych, na przykład w Radomiu, Tomaszowie Mazowieckim i Modlinie - wspomina Hermaszewski.

W 1988 roku odbył się światowy zjazd absolwentów „Szkoły Orląt". W tym samym roku Mirosław Hermaszewski dostał awans na generała. Do Dęblina w 1988 roku przyje-chało około tysiąca gości. - Wielu z Anglii i Stanów Zjednoczonych. W jednym miejscu spotkali się trzej dowódcy Dywizjonu 303. Dla przedwojennych absolwentów to była podróż sentymentalna. Dla nas możliwość uściśnięcia im ręki była przeżyciem - podkreśla generał Mirosław Hermaszewski. Od 1 września 1994 roku uczelnia funkcjonuje jako Wyż-sza Szkoła Oficerska Sił Powietrznych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia