Jest krzyczącym lektorem, zwłaszcza podczas kluczowego momentu rekonstrukcji. - Dla mnie to pasja życia. Nie mogę spokojnie mówić o bohaterach Armii Krajowej - mówi Dionizy Krawczyński, prezesa Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych "Jodła", autor scenariuszy i lektor podczas rekonstrukcji historycznych.
Zaczęło się w 1986 roku. Dionizy Krawczyński był uczniem V Liceum Ogólnokształcącego imienia księdza Piotra Ściegiennego w Kielcach. - Trochę przez kolegów, trochę przez mojego profesora Kazimierza Kantykę trafiłem na Wykus - mówi Dionizy Krawczyński.
To były jeszcze lata komuny, kiedy hasło Armia Krajowa wypowiadało się szeptem, a w szkole mówiono głównie o bohaterskiej bitwie Wojska Polskiego pod białoruskim Lenino. O tym, co stało się w oddalonym o 60 kilometrów od Lenino Katyniu nie było wzmianki w podręcznikach. Na Wykusie tajemnic nie było. - Poczułem inny klimat. Ogniska z żołnierzami, którzy opowiadali niesamowite historie.
Słuchałem z zapartym tchem, zbierałem książki - mówi.
Pojawiła się myśl o studiowaniu historii. Znajomi powiedzieli, że lepiej, aby tego nie robił. - Bo mi wybiją Armię Krajową z głowy. Poszedłem na geografię na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach. Koledzy z historii przychodzili do mnie pożyczać książki.
Z żoną i synem Patrykiem na kadrówce
(fot. Archiwum rodzinne)
Kolejną przygodą był Marsz Szlakiem I Kompanii Kadrowej. Od 1924 roku pasjonaci historii 6 sierpnia wyruszają z krakowskich Oleandrów na sześciodniową trasę do Kielc. Aby upamiętnić marsz 144 "rycerzy wolności". Tak nazywano żołnierzy kompanii założonej przez Józefa Piłsudskiego, która niosła Polsce wolność po długich latach zaborów. I choć marsz nie dotyczy Armii Krajowej, Dionizy Krawczyński stał się piechurem. Szczególnie pamięta jeden z marszów Kadrówki. - To było 18 lat temu. Byłem świeżo upieczonym mężem, moją żonę Edytę zabrałem w podróż poślubną na marsz szlakiem Kadrówki - mówi Dionizy Krawczyński.
Do dziś jest wdzięczny żonie, która znosi jego historyczną pasję, ciągłe wyjazdy, wydatki. - Wie, że bez tego nie mógłbym żyć. Cierpliwie pozwala mi je realizować. Kiedy ja po nocach piszę scenariusze, żona zajmuje się rodziną - mówi.
Synów już zaraził bakcylem historii. Myślą o jej studiowaniu, podobnie jak tata przed laty. W latach dziewięćdziesiątych został dziennikarzem. Przez trzy lata pracował w "Słowie Ludu". - Trafiłem do działu gospodarczego, bo nie chciałem pisać o polityce. Pisałem relacje z marszu Kadrówki, jako jego uczestnik. Jakoś gospodarka mnie nie pociągała, zajmowałem się historią - mówi.
Ważnym wydarzeniem był pogrzeb generała Antoniego Hedy "Szarego", który zmarł w 2008 roku. "Szary", jako dowódca oddziału Armii Krajowej, zasłynął brawurową akcją w dniu 5 sierpnia 1945 roku. Rozbił więzienie kieleckie, w którym ubecy trzymali żołnierzy i sympatyków polskiego podziemia niepodległościowego. - Staliśmy z przyjaciółmi nad grobem generała. Pomyśleliśmy, że teraz już nikt nie przyjdzie pod pomnik w Szewcach - mówi Dionizy Krawczyński.
W Szewcach żołnierze "Szarego" tradycyjnie spotykali się w rocznicę heroicznej bitwy z 1944 roku. - Wiedzieliśmy, że trzeba coś zrobić, aby zatrzymać pamięć. Coś, co przyciągnie młodych ludzi - mówi Dionizy Krawczyński.
Tak powstało Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych "Jodła" i pomysł odtworzenia bitwy pod Szewcami. AK-owcy nie byli początkowo zachwyceni. - Zastanawiali się, jak będzie wyglądać rekonstrukcja w miejscu ich prawdziwej bitwy. Znów usłyszą strzały, zobaczą niemieckie mundury. Kiedy zobaczyli, że na pierwszy piknik historyczny przyszło 700 osób, dużo więcej niż zwykle, zrozumieli, że warto robić takie rzeczy - mówi.
AK-owcy są podczas rekonstrukcji najbardziej wymagający. Siedzą w pierwszym rzędzie, dyskutują, wnoszą poprawki. - Odbierają rekonstrukcję inaczej niż młodzi widzowie. To dla niech nie jest tylko historia, ale własne wspomnienia. Ich reakcja jest dla nas bardzo ważna - mówi Dionizy Krawczyński.
Przygoda z "Jodłą" trwa już pięć lat. Cały czas trzeba zbierać odpowiednie stroje, uzbrojenie, przygotowywać scenariusze. Kompletny mundur niemiecki jest w cenie markowego garnituru - kosztuje około 1,5 tysiąca złotych. Polskie mundury są nieco tańsze. - Koszty są ogromne. Mamy to szczęście, że grupy rekonstrukcyjne z różnych miast wspierają się wzajemnie, uzupełniamy się. Na przykład trudno znaleźć sekcje niemiecką, bo mało jest ludzi w mundurach niemieckich. Ale to da się załatwić, trzeba tylko wykonać kilka telefonów do znajomych - mówi Dionizy Krawczyński.
Grupy rekonstrukcyjne są w wielu miastach, jedni mają samochody, inni wyszukaną broń albo mundury. Łączy ich pasja i przygoda. Z Radomia czy Częstochowy przejeżdżają do Kielc, nasza "Jodła" jedzie do Nowego Targu.
Rekonstrukcja to nie tylko stroje, broń, pojazdy. To też odpowiednie nagłośnienie i światło. - Jeśli impreza zaczyna się o godzinie 12.40, to my już od ósmej rano przygotowujemy miejsce. Liczy się każdy detal, to nie jest zabawa - podkreśla Dionizy Krawczyński. Czasem pojawiają się inne problemy, nie związane ze sprzętem. - Zdarza się, że jakiś polityk, wójt albo burmistrz wtrąca się do scenariusza. Chce przemawiać. My sprawę stawiamy jasno, podczas rekonstrukcji nie ma żadnych przemówień. To nasza zasada, której się trzymamy. Głos ma tylko historia - mówi Dionizy Krawczyński.
To on rządzi mikrofonem podczas rekonstrukcji, jest narratorem wydarzeń. Nie potrafi mówić spokojnie, jak lektor w filmie przyrodniczym. Ponoszą go emocje, krzyczy, buduje nastrój. Czasem głośno upomina widzów, którzy przeszkadzają na planie. Wie o tym każdy, kto był na choćby jednej rekonstrukcji z udziałem "Jodły". - Nie chcę być tylko lektorem. To moja pasja, nie potrafię mówić obojętnie o bohaterach Armii Krajowej.
Rekonstrukcja nie jest łatwa. - Zwłaszcza dla tych, którzy dostają rolę w plutonie egzekucyjnym i muszą wykonać egzekucję. Pojawiają się emocje, nie każdy sobie z tym radzi. U nas robią to nauczyciele, bo są silni psychicznie. Zamówień nie brakuje. To nie tylko spektakularne akcje, jak piknik w Szewcach, czy rozbicie więzienia w Kielcach. Tylko we wrześniu "Jodła" pojawi się na pięciu imprezach. - To także imprezy gminne, szkolne. Praktycznie w każdej gminie można znaleźć bohatera o którym nikt nie pamięta, nikt nie przypomina. Uwielbiam takich "cichych" bohaterów, szukam informacji, dopytuję.
PIOTR BURDA, Echo Dnia