Jerzy Gogołkiewicz mieszkał z mamą i dziadkiem, miał 18 lat, gdy pierwszy głównodowodzący Powstania umierał w 1960 roku w Malborku. Po latach swoimi wspomnieniami podzielił się 27 stycznia 2023 roku w Muzeum Powstania Wielkopolskiego w poznańskim Odwachu, przywożąc w darze dla przyszłego Muzeum Powstania Wielkopolskiego, jakie będzie budowane w stolicy Wielkopolski, pamiątki, m.in. Order Orła Białego, przyznany Taczakowi pośmiertnie w setną rocznicę wybuchu Powstania, w 2018 roku.
- To było zaskoczenie, że Powstanie wybuchło, choć było przecież przez wiele lat przygotowywane, a w tym niespodziewaną rzeczą był fakt, że Wojciech Korfanty, członek Naczelnej Rady Ludowej, dał Taczakowi dokument, że ten jest głównodowodzącym polskich wojsk w zaborze pruskim – mówił Przemysław Terlecki, dyrektor Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości, przedstawiając Jerzego Gogołkiewicza, architekta z wykształcenia, a historyka z zamiłowania. Pan Jerzy podjął się przedstawienia swojego dziadka, takim, jakim go poznał i zapamiętał.
Stanisław Taczak był inżynierem, absolwentem Akademii Górniczej we Freibergu, pracował w kopalniach, działając przy tym w polskich organizacjach patriotycznych. Od 1898 roku odbywał służbę w armii pruskiej, rok później przeniesiono go do rezerwy. Jednak w 1904 roku otrzymał promocję na stopień podporucznika rezerwy, w 1913 – porucznika, w w 1915 – kapitana. Służył na froncie, gdzie został ranny. Gdy tylko nadarzyła się sposobność, wstąpił do 6 pułku piechoty Legionów Polskich w Nałęczowie, by współtworzyć następnie Polską Siłę Zbrojną, w której pracował w Inspekcji Wyszkolenia...
Zobacz też: Bohater, postać historyczna i po prostu - dziadek. Wnuk generała Stanisława Taczaka odwiedził Poznań
- W czasie walk I wojny, około 7 grudnia 1916 roku, wybuch granatu o mało nie pozbawił go życia, został ranny w głowę i trafił do szpitala – opowiada Jerzy Gogołkiewicz. - Tam poprosił o przeniesienie do Polskiego Korpusu Posiłkowego w Warszawie, do generała Beselera. gdzie trafił już 11 grudnia. W lutym 1917 roku pracuje w sztabie w Warszawie, tam zostaje szefem departamentu VII naukowego, gdzie tłumaczą regulaminy z niemieckiego i rosyjskiego na polski. Jest współuczestnikiem przekształcania się legionu w wojsko: zmieniają się komendy, z legionisty powstaje żołnierz. W październiku 1918 roku, Beseler przekazuje władzę Radzie Regencyjnej, Legiony przechodzą z automatu pod komendę polską, gorzej było z oficerami niemieckimi w Polskiej Sile Zbrojnej. Dziadek pisze: „w listopadzie 1918 roku znalazłem się jako oficer wojska niemieckiego w Warszawie, rozbrajano wtedy Niemców na ulicach, a kiedy grupa młodych chciała to uczynić ze mną, ostro ich ofuknąłem po polsku. Powiedziałem im, że jestem Polakiem i niezwłocznie wstępuję do Wojska Polskiego, co niebawem uczyniłem, Przydzielono mnie do sztabu generalnego”... Okazało się, że Dziadek robił to samo co wcześniej - tłumaczył regulaminy i przystosowywał je do potrzeb Wojska Polskiego. Został przewodniczącym Komisji Regulaminowej…
Wiadomo, że w listopadzie 1918 roku Stanisław Taczak zgłosił się do dyspozycji Ministerstwa Spraw Wojskowych, 15 listopada został przyjęty do Wojska Polskiego i skierowany – jak opowiadał Jerzy Gogołkiewicz – do Oddziału VII Naukowego Sztabu Generalnego WP.
- Jest 15 grudzień 1918 rok, dowództwo generalne w Warszawie, Taczak udaje się do szefa sztabu i prosi o urlop – jak pisze, „w związku z moimi obowiązkami i koniecznością załatwienia spraw osobistych – dostałem urlop dla załatwienia spraw rodzinnych i innych” – opowiada Jerzy Gogołkiewicz. - Ja osobiście twierdzę, że 15 grudnia jest tu ważną datą: Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z Berlinem. Dowództwo chce więc wiedzieć, co się dzieje w Berlinie. Dziadek dostaje więc pozwolenie od generała Szeptyckiego, w cywilnym ubraniu jedzie do Berlina, tam już trwa rewolucja. Dziadek przyjechał więc do rodziny do Lichtenfelde – to sypialnia Berlina, osiedle podmiejskie, tam spędza czas i zbiera potrzebne informacje. Panowała wówczas duża inflacja, drożyzna, brakowało jedzenia. Pamiętajmy jednak, że Dziadek od 1900 roku pracował w Berlinie, tam miał znajomych, wszakże moja babcia Ewa była Niemką, miała całą rodzinę w Berlinie, miał On więc dobre kontakty.
Zobacz też: Jak zginął Franciszek Ratajczak? "Głos Historii" to nasz nowy cykl filmowy! Zobacz pierwszy odcinek
Jerzy Gogołkiewicz opowiada, że Polacy spotykali się wówczas w hotelu Kaiserhof, gdzie mieszkali posłowie polscy, i tam Taczak odświeżył swoje kontakty.
- Wydaje mi się, że spędzał w Lichtenfelde czas do świąt, i wówczas dowiedział się, że Paderewski przyjeżdża do Poznania. Pakuje więc swoje rzeczy i 26 - go grudnia przyjechał do Poznania, do siostry Marianny Śniegockiej – Taczak, żony Zygmunta Śniegockiego, który miał sklep fotograficzny. Marianna wówczas mieszkała na Ritterstrasse, czyli dziś Ratajczaka, i u niej rodzina zebrała się na obiedzie, a wieczorem poszli wszyscy witać Paderewskiego. Przyjechał wówczas najstarszy brat Ignacy, lekarz w Ostrowie, działacz i społecznik, pierwszy polski przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Ostrowie, był Teodor Taczak, ksiądz, młodszy od Stanisława, duszpasterz powstańców w Gnieźnie, to byli ludzie zaangażowani w polskość. Jest jeszcze jeden szczegół: zebrali się w domu narożnikowym Bronisława Śniegockiego, jednego z trzech komendantów Straży Ludowej w Poznaniu, przedsiębiorcy, handlowca szanowanego w Poznaniu, przy dzisiejszych ulicach Święty Marcin i Ratajczaka.
W grudniu 27-go na pewno słyszał co się dzieje w Poznaniu, wiedział, że były zamieszki. Kompanie Służby Straży i Bezpieczeństwa uspokoiły sytuację, jednak doszło do strzałów, seria z karabinu maszynowego poleciała w stronę apartamentów Paderewskiego, zginął też Franciszek Ratajczak. Dziadek wspominał: „27-go udałem się do Hotelu Bazar, do komisariatu Naczelnej Rady Ludowej, wprowadził mnie komisarz Adamski”. To był zasłużony organizator spółek gospodarczych i banków, założył Towarzystwo Katolickich Robotników. Powstanie nie wybuchło tak sobie, ono miało grunt, wystarczyła iskra i nie można było tego już opanować. Stanisław Taczak wspomniał wówczas, że Komisariat zaproponował Mu objęcie dowództwa Powstania Wielkopolskiego, na co za zgodą naczelnego dowództwa warszawskiego się zgodził.
Jerzy Gogołkiewicz przypuszcza, że sytuacja wyglądała tak: 27-go grudnia, po godz. 18-tej, Taczak wszedł do Bazaru, powiedział pewnie, że jest z Dowództwa Generalnego w Warszawie, co można było sprawdzić, bo był tam Mikołaj Łapicki z Polskiej Organizacji Wojskowej i z Legionów, szef sztabu obrony Lwowa, oficer który w Polskiej Sile Zbrojnej współpracował z dziadkiem przy tłumaczeniu regulaminu.
- Na miejscu byli Korfanty i Marian Seyda, poseł, członek Komitetu Narodowego Polskiego – opowiada Jerzy Gogołkiewicz. - Dla Taczaka to znajomi z koła poselskiego z Berlina. Seyda do tego wcześniej bywał w domu u dziadków. 28-go odbywa się spotkanie w Towarzystwie Ziemskim, padają stanowcze słowa Romana Wilkanowicza, dziennikarza, powstańca, że musi powstać dowództwo. I o 20-tej wieczorem zaproponowano Taczakowi dowództwo. Podobno propozycję poprzedziły dwugodzinne rozmowy, Taczak zgodził się pod warunkiem, ze zgodzi się Warszawa – a stamtąd ze sztabu popłynęły słowa: chcecie to róbcie, dajemy Taczakowi urlop bezterminowy na jego własną odpowiedzialność. Wcześniej Komisariat NRL zorganizował komisję wojskową, było więc do dyspozycji dużo cennych ludzi - Korfanty mógł więc powołać dowództwo główne Powstania i Komendę Miasta, która otrzymała pod zarząd wszystkie jednostki w Poznaniu.
Taczak zatem organizuje sztab, ma dwóch oficerów ze sztabu generalnego plus miejscowych oficerów. Siedzibą sztabu staje się Hotel Royal, należący do Świtalskich, w którym Leokadia Świtalska przekazała 23 pokoje, z czego 5 od razu, 28-go grudnia. Nie było to łatwe, bo hotel miał komplet gości, wszakże wcześniej przyjechał do Poznania Paderewski i ludzie chcieli go zobaczyć. Sztab jednak dostał jedno skrzydło poddasza i od 29 - go rozpoczyna się praca dowództwa. Organizowano etaty, żołd, tworzono regularne wojsko. Taczak jednak nie miał za wiele możliwości – mówił pod adresem Korfantego, który miał wcześniej resort spraw wojskowych, że „obiecali wszystko, nie dostałem nic”. Mimo to chciał grupy powstańcze organizować w bataliony, w pułki, w normalną formację wojskową. 2 stycznia dostał legitymację, w której napisano: Pan major Stanisław Taczak jest naczelnym wodzem wojsk polskich w zaborze pruskim. Podpisani byli Korfanty i Seyda.
Dalej wypadki toczyły się szybko, 3- go stycznia w Poznaniu zwołano Naczelną Radę Ludową, ciało ustawodawcze, sejmowe, rozwiązano Rady Robotniczo - Żołnierskie i Komendę Miasta, cała władza wojskowa przeszła w ręce naczelnego dowództwa. Ogłoszono to 8 stycznia. Taczak doprowadził do takiego układu, że wszystkie oddziały powstańcze były pod rozkazami Naczelnego Dowództwa a nie rad ludowych, i taką organizacje powstania doprowadził do połowy stycznia, by przekazać następnie swojemu następcy, generałowi Dowborowi Muśnickiemu. Dodam, że Naczelna Rada Ludowa nominowała wielu oficerów, a mojego Dziadka awansowała na majora. Dowbor z kolei przywiózł własnych oficerów, niewątpliwie dobrych, sprawdzonych, ale uznając nominacje Rady, jednej nie zaakceptował – właśnie Taczaka. Dopiero w marcu przyszła z Warszawy nominacja na majora, ale ze starszeństwem jeszcze od listopada.
Jerzy Gogołkiewicz wspomina, że Stanisław Taczak w 1930 roku już był na emeryturze, mimo to 1 września 1939 roku ubrał się w mundur generalski pojechał do Warszawy, by oddać się do dyspozycji dowództwa.
- Tam był totalny bałagan, poradzili mu, by szukał Armii „Poznań”. W następnych dniach dostał się do niewoli niemieckiej i Niemcy chcieli go rozstrzelać, jako powstańca wielkopolskiego. Zorientowali się jednak, że wcześniej był oficerem niemieckim i zaproponowali, by ponownie założył niemiecki mundur. Dziadek odpowiedział jednak pytaniem - czy można mieć dwie ojczyzny? Oficer niemiecki zasalutował, a Dziadka przewieziono go do obozu jenieckiego.
Jerzy Gogołkiewicz przypomina że Stanisław Taczak był apolityczny, uważał, że żołnierz służy narodowi, a nie zajmuje się polityką. Generał wrócił do kraju w 1947 roku, w Poznaniu nie miał już czego szukać, mieszkanie było rozkradzione.
- Tak trafił do Janikowa, do moich rodziców. W 1948 próbował reaktywować Towarzystwo Powstańców Wielkopolskich, w Gdańsku spotykał się z kolegami z Powstania. Ale ta tematyka nie była mile widziana przez władze. Dziadek dostał jedynie dyplom uczestnika Powstania, a w 1959 dostał Krzyż Powstańczy. Władze wiedziały jednak kim jest: a że grał w brydża doskonale, to w jego towarzystwie trafił się usłużny młody człowiek, który też chętnie grał w brydża, ale do tego codziennie pisał raport do swoich przełożonych. Dziadek zdawał sobie z tego sprawę i nic nie mówił. A był człowiekiem o szerokich horyzontach, znał łacinę, grekę, francuski…
Gdy Stanisław Taczak w 1947 roku wrócił do kraju, nie spotykał się już wcale z wyrazami uznania, ani pamięci. Otrzymał wprawdzie dyplom weryfikacyjny z dn. 27 XII 1948, ale już później zupełnie o nim zapomniano. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych doszedł do siebie po śmierci żony i później siostry, kontaktował się też z powstańcami i historykami. Nie został zaproszony na obchody 40. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego, ale mimo to nadal, jak tylko mógł, pielęgnował pamięć o zrywie. Od 1959 roku mieszkał w Malborku, gdzie zmarł 2 marca 1960 roku. Gdy umierał, miał nadzieję i prosił, by „spocząć w ukochanym Poznaniu”. Pochowano go jednak w Malborku i dopiero później ekshumowano Jego prochy i przewieziono wojskowym śmigłowcem do Poznania. Tak jak za życia generał był prawie zapomniany, tak w ostatniej drodze na armatniej lawecie, z Cytadeli na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan, towarzyszyły mu tłumy poznaniaków, z garścią żyjących jeszcze kombatantów, jego towarzyszy broni na czele.
Ksiądz major Marian Sternik, proboszcz poznańskiego kościoła garnizonowego Wojska Polskiego pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego, przyznał nad grobem, że „trzeba było odwagi ze strony władz wojskowych, administracyjnych i politycznych, by ten pogrzeb odbył się w tak uroczystej oprawie. Świętej pamięci generał Stanisław ma wreszcie pogrzeb żołnierski i katolicki zarazem”. Nad grobem kompania honorowa oddała trzykrotną salwę, odegrano hasło Wojska Polskiego. I tak zakończył się poznański pogrzeb generała, będący wówczas jednym z głównych punktów obchodów 70. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego...