Dawno temu, kiedy istniała jeszcze Czechosłowacja, bardzo popularny w Polsce był serial wyprodukowany w tym kraju „Szpital na peryferiach”. Z zazdrością oglądaliśmy w nim czeską prowincję, która była równie nierealistyczna dla nas jak amerykańska, z tą różnicą, że Czesi mieli gorsze samochody i z reguły takie same. Skody. Jednym z bohaterów serialu był Josef Štrosmajer, grany przez bardzo popularnego aktora Miloša Kopeckiego. To był lekarz, który często nie krył tego, co myśli. Do niezbyt lotnej pielęgniarki, siostry Hunkovej, powiedział barwnie i dosadnie: „Gdyby głupota miała skrzydła, pani fruwałaby jak gołębica”.
Przypomniałem sobie te słowa, słysząc słowa pewnej znanej pani występującej w telewizji, niesłusznie nazywanej dziennikarką. Dlatego nie warto przytaczać jej nazwiska. Otóż ta pani poczuła misję i zaczęła przychodzić do Sejmu, gdzie przysłuchiwała się pracom specjalnej komisji zajmującej się zmianami w prawie łowieckim. Jako że pani jest znana z tego, że jest znana, powiedziała później, co myśli. - Według nie mojego zdania, tylko obliczeń naukowców, taka dewastacja (przyrody) nie występowała nawet w trakcie okupacji hitlerowskiej - powiedziała pani.
Postanowiłem o tym napisać nie tylko ze względu na głupotę naszej pani bohaterki. Od zakończenia II wojny światowej minęły 73 lata. Szmat czasu. I coraz częściej różni ludzie, nawet tacy, którzy pamiętają czechosłowacki serial, walą się głową w sufit i sięgają po porównania do Hitlera i nazistów. Jeśli nielubianego szefa partii rządzącej porównuje do wodza III Rzeszy słabo wykształcony były prezydent Lech Wałęsa, to wiemy, że grają emocje. Ale jeśli po takie porównania sięga czynny sędzia, człowiek, który siedzi z ciężkim łańcuchem sędziowskim, akurat z orzełkiem na szyi, to myślę sobie: mamy chyba jakiś problem. Jeden, że osobom publicznym w ogóle przychodzi do głowy mówić takie rzeczy. Drugi, że nie spotyka ich za to przynajmniej ostracyzm.
Przypomnę tylko w pigułce: Polska poniosła relatywnie największe straty osobowe w okresie II wojny światowej ze wszystkich państw świata. Niemcy przeprowadzili w Polsce ludobójstwa, masowe wysiedlenia i deportacje. Łącznie zginęło pod okupacją niemiecką 2,7 mln Polaków (to liczba orientacyjna, nawet nie ma pewności co do liczby ofiar dla samej Warszawy) oraz około 2,9 mln Żydów, którzy byli obywatelami polskimi. W samych niemieckich obozach śmierci zginęło ich ponad 1,86 mln.
Polska w czasie II wojny światowej na każdy tysiąc mieszkańców straciła 220 osób. Dla porównania: USA - 2,9, Belgia - 7, Wielka Brytania - 8, Francja - 15, Holandia - 22, ZSRR - 116. Zginęło 39 proc. lekarzy, 33 proc. nauczycieli szkół niższych szczebli, 30 proc. naukowców i wykładowców wyższych uczelni (700 profesorów), 28 proc. księży, 26 proc. prawników. Tuż po wojnie, w 1946 r., według materiałów przedstawionych na Międzynarodowej Konferencji Reparacyjnej w Paryżu straty rzeczowe w Polsce wyniosły 258 mld złotych przedwojennych, co stanowiło równowartość około 50 mld dolarów amerykańskich (w 1939 r.). Gdyby przeliczyć te pieniądze na współczesną wartość, mówilibyśmy o kwocie 800-900 mld dolarów amerykańskich. W tym straty wojenne samej stolicy Polski, Warszawy, wynoszą równowartość 45 mld dolarów. W czasie wojny straciliśmy 38 proc. stanu majątku narodowego, 43 proc. dóbr kultury. I jeszcze jedna liczba, specjalnie dla naszej pani z telewizji: straty w leśnictwie w wyniku rabunkowej gospodarki - wycięcie 75 mln metrów sześciennych grubizny, co odpowiada 400 tys. hektarów lasu.
Przeczytajcie Państwo w tym wydaniu „Naszej Historii” kilka tekstów o zbrodniach Niemców, o ich bestialstwie. Może jeśli ktokolwiek sięgnie po porównanie z czystym złem, chwilę się zastanowi. Warto pomyśleć.
Paweł Siennicki,
redaktor naczelny Naszej Historii