„Habakkuk” czyli superlotniskowiec z lodu i trocin

Michał Pomorski
Wizualizacja lotniskowca z pykretu
Wizualizacja lotniskowca z pykretu
Z czego można zbudować wielki okręt, gdy brakuje stali? Podczas II wojny światowej powstał projekt budowy superlotniskowca z lodu zmieszanego z trocinami

Jeśli wierzyć przekazom historycznym, było tak: w lutym 1943 r. w siedzibie brytyjskich premierów przy Downing Street 10 (choć inna wersja głosi, że stało się to w łazience Winstona Churchilla) pojawił się lord Louis Mountbatten, szef brytyjskich Operacji Połączonych. Położył na biurku stertę papierzysk z rysunkami technicznymi.

- Sądzi pan, że ten projekt ma ręce i nogi? - spytał gościa zamyślony Churchill. - Tak, panie premierze. Ta jednostka sprawi, że zapewnimy ochronę lotniczą naszym konwojom do USA i szybszy transport na Wyspy amerykańskich bombowców - lord Mountbatten odparł z całym przekonaniem. - Ale przecież budowa takiego kolosa pochłonie tyle stali, co kilkanaście pancerników? - Dlatego nie będziemy go budować ze stali. - A niby z czego? Chyba nie z papieru - przemówił kpiącym tonem Churchill. - Z lodu, panie premierze, z lodu - padło w odpowiedzi.

Churchill spojrzał na gościa jak na przybysza z Marsa, ten jednak z naciskiem powtórzył raz jeszcze: - Okręt zbudujemy z lodu, panie premierze.

I tu pojawia się genialny Geoffrey Pyke, pracownik brytyjskiej Kwatery Głównej Operacji Połączonych, ze swoim pomysłem, który miał odmienić losy wojny. Był to sprzyjający czas dla państw osi, ich wojska odnosiły sukcesy na wszystkich frontach, a konwoje ze sprzętem i surowcami dla Wielkiej Brytanii były atakowane i zatapiane. Tylko w listopadzie 1942 r. hitlerowskie U-Booty posłały na dno na Atlantyku 150 statków z zaopatrzeniem. Nie było sił i środków, by zapewnić transportom wsparcie z powietrza. „Wilcze stada” - grupy okrętów podwodnych działające w tej części Atlantyku - były poza zasięgiem maszyn aliantów. Skutek był taki, że praktycznie żaden konwój płynący przez ocean nie dobijał do portu bez strat. Kapitanowie niemieckich okrętów do perfekcji opanowali taktykę odciągania jednostek eskorty od transportowców, by te powolne i bezbronne statki niszczyć potem bez litości.

W tej sytuacji alianci gorączkowo szukali sposobu na odwrócenie biegu wydarzeń na Atlantyku. Nie wchodziła w grę masowa produkcja lotniskowców, które z samolotami na pokładzie mogłyby zapewnić osłonę konwojom. Do ich budowy potrzeba było bowiem dużych ilości stali, aluminium oraz innych metali i ich stopów. Ich deficyt był ogromny, a każdy kilogram materiałów od razu pożerała zbrojeniówka.

Prowadzono też badania nad wykorzystaniem alternatywnych technologii przy budowie okrętów. Brano pod uwagę tworzenie ogromnych żelbetonowych platform jako lotnisk na Atlantyku, a bardziej śmiałe koncepcje zakładały odrywanie potężnych kawałków lodowca i zamianę ich w przenośne lotniska. Taką lodową platformę miał holować na linach statek, a kiedy ładunek topił się, miano odcinać kolejną i potem następną część lodowej bryły. Tym właśnie tropem poszedł Pyke, proponując - ni mniej, ni więcej - budowę lotniskowców z lodu. Szybko jednak przekonał się, że lód nie był wcale tak dobrym materiałem, jak mu się wydawało. Do ochrony okrętów przed torpedami wroga potrzebny był bardziej solidny budulec.

I wtedy przyszedł Pyke’owi z pomocą austriacki naukowiec Max Perutz, który przed wojną uciekł z Niemiec do Wielkiej Brytanii przed prześladowaniami nazistów. Stworzył on materiał złożony w 86 proc. z lodu i w 14 proc. z trocin. Powstała mieszanka była odporna na urazy mechaniczne, wybuchy bomb i granatów oraz topnienie. Na cześć swojego przyjaciela Perutz nazwał ją pykecrete - pykretem.

Zanurzany w wodzie blok pykretu pokrywał się warstwą drewnianej pulpy, ta chroniła resztę przed topnieniem. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że z mieszanki zamarzającej wody i miazgi drzewnej nie powstanie nic szczególnego. A jednak… Wykorzystanie w pykrecie miazgi drzewnej sprawiło, że roztapiał się znacznie wolniej niż zwyczajny lód. Dawało to gwarancję, że okręt nie rozpłynie się. Trzeba jednak dodać, że musiałby mieć odpowiedni system chłodzący, by zapobiec rozmiękaniu pykretu. To nie wszystkie zalety tego materiału. Dzięki swojej szczególnej strukturze pykret był nie tylko sprężysty, ale także odkształcał się. Ustawiając pancerz okrętu pod odpowiednim kątem, można było uzyskać niecodzienny efekt: pociski odbijałyby się od jednostki.

Mieszanka wody i trocin po zamrożeniu stawała się tak wytrzymała jak zbrojony beton. Z czasem powstał jego silniejszy brat - superpykret, kombinacja wody i sprasowanych gazet. Mniejsze tempo topnienia pykretu niż zwykłego lodu spowodowane było niższą przewodnością cieplną. Pykret był też bardziej od lodu wytrzymały na uderzenia, eksplozje, a nawet strzały z broni palnej. Trudniej go było jednak otrzymać niż beton, bo rozszerzał się podczas zamrażania.

I z takiego materiału chciał Pyke zbudować gigantyczny lotniskowiec. Jego plany zapierały dech w piersiach, bo rozmiarami jednostka miała przewyższać wszystko, co pływało do tej pory po morzach i oceanach. 610 m długości, potężne uzbrojenie artyleryjskie i zespół lotniczy złożony z 300 samolotów. Taki lotniskowiec odporny na torpedy U-Bootów i operujący pośrodku Atlantyku miał zapewnić osłonę konwojów z powietrza.

Kiedy wynalazca miał już gotowy projekt wraz z obliczeniami, posłał go swemu przełożonemu lordowi Louisowi Mountbattenowi. Ten przedstawił go od razu Winstonowi Churchillowi i aby zachęcić premiera do niecodziennego pomysłu, zademonstrował cudowne właściwości nowego materiału. Może tak było, a może to tylko anegdota, ale wspominano często incydent, do którego doszło podczas spotkania najwyższych dowódców sił alianckich. Uczestniczyli w nim również brytyjski premier Churchill oraz amerykański prezydent Franklin Delano Roosevelt. Wtedy to lord Mountbatten, który nadzorował prace projektowe, zademonstrował na pokładzie jednego z okrętów możliwości nowego materiału. Postawił obok siebie dwa bloki tej samej wielkości. Jeden był z lodu, drugi z pykretu. Mountbatten wyciągnął z kabury rewolwer i wypalił w każdy z bloków. Lód rozleciał się na setki kawałków (o czym lord ostrzegał). Tymczasem kula, która trafiła w pykret, odbiła się od niego i rykoszetem ugodziła w nogę admirała Ernesta Kinga.

Admirałowi nic poważnego się nie stało, za to uczestnicy spotkania nie mogli się nadziwić pomysłowi budowy gigantycznego lotniskowca. Plan Pyke’a imponował rozmachem. Nawet dziś nikt nie marzy o stworzenia podobnego kolosa. Pomyśleć tylko: superlotniskowiec o 2 mln ton wyporności, długości 610 m, szerokości 91 m i wysokość 61 m (16 pięter), co pozwoliłoby mu oprzeć się nawet 15-metrowym falom. Trudno nawet porównywać rozmiary największych obecnie lotniskowców klasy Nimitz z okrętem Pyke’a. Ten współczesny jest prawie dwa razy krótszy (333 m) i ponaddwukrotnie węższy (40,5 m). Wyporność amerykańskiego okrętu wynosi 114 tys. ton, wyporność lotniskowca Pyke’a miała wynosić, przypomnijmy, 2 mln ton!

Amerykański lotniskowiec USS „Enterprise”, rok 1939. Gdyby „Habakkuk” kiedykolwiek powstał, byłby 2,5 razy dłuższy niż „Enterprise”.  Lotniskowiec z
Amerykański lotniskowiec USS „Enterprise”, rok 1939. Gdyby „Habakkuk” kiedykolwiek powstał, byłby 2,5 razy dłuższy niż „Enterprise”. Lotniskowiec z lodu i trocin zabierałby też na pokład pięciokrotnie więcej samolotów

Na pokładzie i w hangarach kolosa było miejsce na 300 bombowców i myśliwców. Załogę pykretowego lotniskowca miało stanowić prawie cztery tysiące marynarzy. Do obrony kolosa miały służyć: 80 sprzężonych podwójnie armat kalibru 5,2 cala i szybkostrzelne działa przeciwlotnicze. Na wyposażeniu okrętu miały też być zespoły nocnych szperaczy. Dwunastometrowej grubości pancerz wykonany z pykretu miał sprawić, że nawet największe pociski i torpedy nie byłyby w stanie zagrozić kolosowi. Bez użycia dużych ilości materiałów wybuchowych był on praktycznie nie do zniszczenia. Według pomysłu Pyke’a napęd okrętowi miało zapewnić 26 potężnych śrub (po 13 na każdej burcie). Do ich zasilania służyć miały parowe turbogeneratory ulokowane w sponsonach na zewnątrz okrętu. Dlaczego właśnie tam? Bo tradycyjne silniki, umieszczone w środku okrętu, emitowałyby zbyt duże ilości ciepła, co groziłoby stopieniem kolosa. Kolejnym wreszcie atutem lotniskowca miała być jego cena. Suma 10 mln funtów nie wydawała się w tamtych czasach wygórowana. Nie pozostało więc nic innego, jak zacząć budowę.

Pływającą fortecę chciano ochrzcić „Habakkuk”. To od imienia jednego z proroków ze Starego Testamentu, który w swej księdze napisał:

Spójrzcie na ludy wokoło, a patrzcie pełni zdumienia i trwogi; gdyż Ja dokonuję za dni waszych dzieła - nie dacie wiary, gdy wieść o nim przyjdzie

Pyke nie był pierwszym, który wpadł na tak niezwykły pomysł. Próby z pływającą lodową wyspą, na której lądowałyby samoloty, prowadził już w 1930 r. pewien niemiecki naukowiec na Jeziorze Zuryskim w Szwajcarii. Zdaniem brytyjskich wojskowych była to czysta utopia, nie traktowano tego pomysłu poważnie. Teraz jednak mieli oni zaopiniować wynalazek Pyke’a.

Zaczęto więc od budowy niewielkiego modelu na jednym z kanadyjskich jezior. Jednostka miała rozmiary 18 na 9 m, ważyła tysiąc ton i wyposażono ją w zaledwie jednokonny silnik napędzający aparaturę chłodzącą. Próby wypadły rewelacyjnie, okręcik sprawował się jak należy, nie szkodziły mu symulowane uszkodzenia, nie topniał latem i - co bardzo ważne - kilkunastu chłopa potrzebowało tylko tygodnia, by go zbudować. Co więcej, kanadyjscy specjaliści zarzekali się, że wybudują prawdziwego „Habakkuka” już w następnym roku.

Były to, jak się niestety szybko okazało, obietnice na wyrost. Po zbilansowaniu potrzebnych materiałów wyszło, że potrzeba było aż 300 tys. ton drewna do uzyskania pykretu, z którego miał powstać gigant. Takiej ilości surowca nie można było pozyskać w dłuższym nawet czasie. A sam pykret nie załatwiał sprawy, bo budowniczowie złożyli jeszcze zamówienie na 25 tys. ton płyt pilśniowych i 10 tys. ton stali. Pykret miał być cudownym materiałem, wytrzymałym i łatwym do pozyskania. Jednak okazał się o niebo droższy, niż początkowo przypuszczano.

Wizualizacja lotniskowca z pykretu
Wizualizacja lotniskowca z pykretu

Pojawiły się kolejne trudności. Z obliczeń specjalistów wynikało, że maksymalna prędkość „Habakkuka” nie przekroczy sześciu węzłów, podczas gdy inne okręty w tym czasie rozwijały już nawet po 30 węzłów. Poza tym na pokładzie lotniskowca potrzebna była elektrownia, by dostarczyć ogromne ilości prądu do silników elektrycznych napędzających śruby. Pojawiły się także problemy z zapewnieniem chłodzenia pancerza okrętu wykonanego z pykretu, by nie stopniał ani nie stracił swej niezwykłej wytrzymałości. Myślano o obłożeniu go osłonami termicznymi i zamontowaniu skomplikowanego systemu chłodzenia zasilanego przez kilkadziesiąt turbosprężarek o dużej mocy. W tej sytuacji Kanadyjczycy zaangażowani w projekt postawili sprawę jasno: nie jesteśmy w stanie wybudować lotniskowca przed końcem 1944 r.

Wyrok na sztandarowy pomysł Pyke’a zbliżał się szybkimi krokami. W tym czasie Portugalia pozwoliła aliantom korzystać z lotnisk na Azorach, a prawdziwym gwoździem do trumny „Habakkuka” była pogarszająca się sytuacja militarna Niemiec. W tej sytuacji „Habakkuk” przestał być niezbędny dla zapewnienia konwojom podążającym przez Atlantyk osłony lotniczej i w grudniu 1943 r. projekt ostatecznie zawieszono.

Sam Geoffrey Pyke skończył tragicznie, popełnił samobójstwo w roku 1948. Okrzyknięto go jednym z najbardziej genialnych ludzi tamtego czasu. Porównywano go nawet z Albertem Einsteinem, a szacowny „The Times” uznał wynalazcę za jedną z najbardziej „oryginalnych postaci” XX w. Potem Pyke popadł niemal w całkowite zapomnienie, choć wielu historyków i pisarzy przypominało od czasu do czasu postać ekscentrycznego wynalazcy, który podczas II wojny światowej zadziwił naukowców i polityków.

Wizualizacja lotniskowca z pykretu
Wizualizacja lotniskowca z pykretu
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia