Boryszew nazywany jest "małym Katyniem". W tym pod Smoleńskiem ofiarami byli polscy oficerowie, "zatwardziali wrogowie ZSRR". We wsi pod Sochaczewem niemiecki Wehrmacht zamordował 50 bydgoszczan, żołnierzy Września. Za coś, czego nie zrobili.
Kłamliwe oskarżenie
1 września 1939 roku BBON znalazł się w składzie 15. Dywizji Wielkopolskiej. Od pierwszych godzin wojny bydgoszczanie prowadzili walki w okolicach Trzemiętowa. W kolejnych dniach byli zmuszeni opuścić zajmowane pozycje i wycofywać się za wschód. Batalion został rozbity 17 września w rejonie Iłowa nad Bzurą. Tam Niemcy wzięli do niewoli prawie 5 tys. żołnierzy, w tym 200 z BBON. Przez kilka dni, w okropnych warunkach, przetrzymywano ich na stadionie w Żyrardowie. 21 września kazano wystąpić tym, którzy należeli do bydgoskiego batalionu. Kolumnę licząca około 180 żołnierzy pognano do Sochaczewa.
Następnego dnia żołnierze usłyszeli, że ponoszą winę za zamordowanie 5000 (sic!) bydgoskich Niemców-cywilów, w czasie tzw. krwawej niedzieli. Wyselekcjonowano 50, których pod silną eskortą poprowadzono w kierunku wsi Boryszew, gdzie w okolicach glinianki był już wykopany płaski dół. Po wojnie świadkowie opowiadali, że egzekucja trwała kilka minut.
3 października w domu Kowalczyków przy ul. Matejki 8 w Bydgoszczy zjawiło się dwóch mężczyzn. - To byli panowie Stachowiak i Majer. Udało im się uciec z niemieckiej niewoli. Od nich mama dowiedziała się, że tato, razem z 49 żołnierzami został rozstrzelany pod Sochaczewem - mówiła nam przed laty Krystyna Kowalczyk, córka Franciszka Kowalczyka, żołnierza BBON, zamordowanego w Boryszewie.
Ludwigsburg nie pomaga
Pani Krystyna jest jedną z niewielu krewnych ofiar, które złożyły już zeznania w śledztwie prowadzonym przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie.
Dlaczego śledczy IPN wracają do zbrodni w Boryszewie, która - jak się wydaje - została dokładnie opisana przez historyków? - Postępowanie ma wyjaśnić wszystkie okoliczności tego zabójstwa, ustalić listę pokrzywdzonych i zidentyfikować sprawców. Zobowiązuje nas do tego nie tylko ustawa o IPN, ale także przepisy kodeksu postępowania karnego - tłumaczy prok. Małgorzata Ziółkowska z bydgoskiego IPN.
Jak się dowiadujemy śledztwo w tej sprawie prowadziła w latach 1977-1987 Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Łodzi. - Przesłuchano wtedy jeńców z obozu w Żyrardowie i okoliczną ludność. Wiem również, że był przesłuchiwany Rajmund Kuczma (autor monografii pt. "W obronie ojczyzny. Bydgoski Batalion Obrony Narodowej 1939" - przyp. red.). Kiedy możliwości dowodowe zostały wyczerpane, śledczy zwrócili się o pomoc prawną do Ludwigsburga W 1987 r. postępowanie zostało zawieszone - mówi prok. Ziółkowska.
W pismach, które nadeszły z Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu mowa jest o... 53 jeńcach i o zbrodni dokonanej 3 października. - Nie zgadza się ani liczba ofiar, ani data rozstrzelania. Odpowiedzi prokuratorów niemieckich na nasze zapytania są więcej niż lakoniczne. Wobec tego pod znakiem zapytania staje ustalenie nazwisk zbrodniarzy. Wiemy jedynie, że akcją dowodził oficer w stopniu majora - kończy prok. Ziółkowska.
Jak podaje Rajmund Kuczma, żołnierzy BBON sądził sąd polowy jednej z dywizji 8. Armii, którą dowodził gen. Johannes Blaskowitz.
IPN apeluje do krewnych żołnierzy BBON o kontakt telefoniczny (22 530 86 26) lub listowny: Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, plac Krasińskich 2/4/6, 00-207 Warszawa.
Hanna Sowińska
GAZETA POMORSKA