Jak polska armia na Zachodzie czekała na III Wojnę Światową

Winston Churchill, Franklin D. Roosevelt i Józef Stalin na konferencji w Jałcie
Winston Churchill, Franklin D. Roosevelt i Józef Stalin na konferencji w Jałcie Wikimedia Commons
Przekonanie, że Churchill sprzedał nas w Jałcie Stalinowi, nie do końca odpowiada prawdzie. Wcale nie uważał porządku, który zapanował w Europie, za dany raz na zawsze

O tym, że Churchill nienawidził Rosji Sowieckiej i zdawał sobie sprawę z tego, jakie niebezpieczeństwo ideologia komunistyczna stanowi dla świata, świadczy wiele faktów. Historycy przypominają na przykład niezrealizowany plan pod kryptonimem "Operacja Pika" - bombardowania sowieckich instalacji naftowych na Kaukazie w 1940 r.

Przypomnijmy, że przed 22 czerwca 1941 r. ZSRR był oficjalnie sojusznikiem Hitlera, więc zniszczenie Baku, Batumi i Groznego mogło gospodarczo sparaliżować oba kraje. Po inwazji niemieckiej Związek Radziecki stał się nieoczekiwanie aliantem Wielkiej Brytanii, zatem plan odłożono ad acta.

Sekretny plan Churchilla

W polityce sojusze nie trwają wiecznie, szczególnie w polityce brytyjskiej. Gdy więc w kwietniu 1945 roku Churchill zdał sobie sprawę, że Sowieci na dniach zdobędą Berlin i staną u wrót Europy, polecił komórce sztabowej British Armed Forces Joint Planning Staff opracować sekretny plan powstrzymania radzieckich dywizji. Przeszedł on do historii jako "Operacja Unthinkable" ("Operacja nie do pomyślenia") i był tak naprawdę wstępem do III wojny światowej.

Dziś brzmi to niewiarygodnie, ale stratedzy brytyjscy serio rozważali zbrojne starcie ze Stalinem mającym apetyt na połknięcie Europy, ale osłabionym gromieniem III Rzeszy.

W raporcie przesłanym Churchillowi sztabowcy planowali zmasowany atak na Rosję, a nawet ustalono jego datę - III wojna miała wybuchnąć 1 lipca 1945 r.
Do krucjaty mieli dołączyć Amerykanie, choć zaznaczono, że ich rola będzie większa na dalekowschodnim teatrze wojny - obawiano się, że Stalin sprzymierzy się z Japonią. Co brzmi dla nas chyba najbardziej szokująco, u boku aliantów zachodnich na Stalina miało też pomaszerować 100 tys. niemieckich żołnierzy ze świeżo rozgromionego Wehrmachtu.

Militarna strona "Operacji Unthinkable" to jedno, propaganda to drugie. Otóż - jak zapisano w raporcie - oficjalnie celem działań zbrojnych miało być "Wyrwanie Europy Wschodniej spod okupacji rosyjskiej", a szczególnie zapewnienie "uczciwego ładu dla Polski". Ale bądźmy świadomi, że Brytyjczycy nie kierowali się sympatią dla naszego kraju, ale czystym wyrachowaniem. Troska o Polskę zręcznie usprawiedliwiała prewencyjne uderzenia na wroga. Wymienienie w dokumencie Polski świadczyło jednak o tym, że polscy żołnierze też mieli być użyci w tej wojnie.

Totalna III wojna

Oddajmy głos Jonathanowi Walkerowi, brytyjskiemu historykowi, który dotarł w archiwach do zakurzonych planów sztabowców i napisał na ich podstawie książkę "Trzecia wojna światowa. Tajny plan wyrwania Polski z rąk Stalina".

Gdy czyta się, jak wojskowi wyobrażali sobie pokonanie Rosjan, można przekonać się, jak bardzo brytyjskie wyobrażenia odbiegały od rzeczywistości: "Główna bitwa pancerna rozegrałaby się zatem na wschód od nowej granicy na Odrze i Nysie, gdzieś między Szczecinem a Bydgoszczą. Gdyby ta potężna konfrontacja zakończyła się pomyślnie, kolejnym celem aliantów byłoby zabezpieczenie liczącej blisko 400 kilometrów linii Gdańsk - Wrocław; wszelka dalsza ofensywa przed zimą wiązałaby się z wydłużeniem południowej flanki". Tu dodajmy, że także z niebezpieczeństwem ataku Czechów, którzy - jak dowodzili sztabowcy - stanęliby u boku Stalina.

III wojna miała mieć charakter totalny. Czołgi, lotnictwo, zmasowane bombardowania, niszczenie nie tylko wojsk, ale też miast, a niektórzy z wojskowych sugerowali nawet w przyszłości użycie atomu, nad którym gorączkowo pracowały laboratoria. Do tego spotęgowana akcja propagandowa skierowana do podbitych narodów: szpiedzy, wywiadowcy i dezinformacja. Na żart historii zakrawa fakt, że alianci poszliby wzorem Niemców i ich operacji "Barbarossa" - parliby prosto na wschód, w kierunku Mińska i Smoleńska.

Pisze Walker: "8 maja 1945 roku, w Dniu Zwycięstwa, o godzinie 15 premier Winston Churchill wygłosił z sali narad przy 10 Downing Street orędzie do narodu brytyjskiego. Mówił z charakterystyczną gestykulacją, jak gdyby zwracał się do ulicznego zgromadzenia, nie dając po sobie poznać, jak wyczerpujące było dla niego pięć ostatnich lat. Za pośrednictwem głośników słuchały go nieprzebrane tłumy na Parlament Square, Trafalgar Square i w całym kraju. Przemówienie nadały rozgłośnie radiowe w Europie i na świecie. Churchill oznajmił, że wojna z Niemcami nareszcie dobiegła końca, i przypomniał słuchaczom o ogromnym trudzie, jaki ponieśli. »Możemy sobie dziś pozwolić na krótkie świętowanie - zaznaczył - lecz nie zapominajmy ani na chwilę o nadchodzących wyzwaniach«. Przypomniał rodakom, że trzeba jeszcze pokonać groźną Japonię, wiemy jednak, że był też świadom innego, bardziej nieprzewidywalnego zagrożenia, które czaiło się na wschodzie. Później wspominał: »Kiedy w czasie tych burzliwych dni świętowania poproszono mnie o wygłoszenie przemówienia do narodu, ponosiłem główną odpowiedzialność na tej Wyspie już od prawie dokładnie pięciu lat. Lecz z pewnością w niewielu sercach gościło tyle niepokoju, co w moim«".

Owo niebezpieczeństwo "czające się na Wschodzie" to Stalin i jego dywizje.

Wycieńczone dopiero co zakończoną wojną, ale gotowe do marszu na Paryż i Madryt. Co ciekawe, o ile planowana "Operacja Unthinkable" była ściśle tajna, przekonanie, że kolejna wojna musi wybuchnąć, utrzymywało się z wielką siłą, szczególnie w Europie Wschodniej. Choć podziemie w Polsce zostało w styczniu 1945 r. formalnie rozwiązane, NKWD przejęło kontrolę nad terytorium, Brytyjczycy liczyli na poparcie ze strony antykomunistycznej opozycji.

Nie tracić wiary

Ostatnie słowa rozkazu gen. Okulickiego rozwiązującego AK brzmiały wszak nieprzypadkowo: "Obecne zwycięstwo sowieckie nie kończy wojny. Nie wolno nam ani na chwilę tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem słusznej sprawy, triumfem dobra nad złem, wolności nad niewolnictwem".
"Mimo stopniowego rozpadu podziemia - pisze Walker - większość Polaków żywiła nadzieję, że lada moment wybuchnie zbrojny konflikt między Zachodem a Związkiem Radzieckim". Podobne nadzieje żywiły polskie władze na uchodźstwie.

Profesor Jan Ciechanowski, powstaniec i historyk, twierdzi, że w III wojnę najgoręcej wierzyli były wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski i gen. Władysław Anders. Im najtrudniej wśród polskiego politycznego establishmentu w Londynie było się pogodzić z tym, że Polska utraciła niepodległość. Militarne zderzenie Wschodu z Zachodem wydawało się jedynym sposobem na wyzwolenie Polski spod sowieckiej okupacji.

Jaką rolę w przyszłej wojnie mieli odegrać Polacy? "Po zdemobilizowaniu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, o czym mało kto wie, nasze wojsko wcale nie przestało istnieć. Przeszło raczej w stan uśpienia. Zachowano struktury poszczególnych jednostek, tzw. koła oddziałowe, w oparciu o które w każdej chwili - na wypadek III wojny światowej - można było odtworzyć armię. W Londynie działał nawet sztab generalny gen. Andersa" - mówił Ciechanowski w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" w 2010 r.

Szczegółowe plany

Rewelacji prof. Ciechanowskiego jest więcej. Choćby ta, że plany udziału Polaków były aktualne jeszcze w latach 50., że w razie wybuchu wojny na terenie Wielkiej Brytanii mieli być zmobilizowani byli żołnierze z terenów Europy Zachodniej, że przyszła polska armia miał liczyć trzy dywizje, w tym nowoczesne formacje zmotoryzowane, wzorowane na US Army, albo że jej liczebność miała być powiększana o dezerterów z LWP. "W Londynie zakładano, że wojsko ludowe jest do wzięcia. Naturalnie należałoby usunąć politruków, sowieckich oficerów i tym podobne elementy. Masa żołnierska miała jednak pójść z nami" - twierdzi Ciechanowski. Wedle historyków siły polskie na Zachodzie liczyły 200 tys. żołnierzy. W połączeniu z tymi z LWP stanowiło to znaczną siłę bojową.

I jeszcze jeden fragment z prof. Ciechanowskiego dobrze ilustrujący złudne polskie nadzieje na wojnę z Sowietami: "Przydzielono mnie do 1. Pułku Legionów im. Józefa Piłsudskiego. Na ulicach Londynu symulowaliśmy walkę w mieście. Nasza armia miała być bardzo nowoczesna".

Jak przygotowania Polaków do wojny wyglądały w praktyce? "Jeździliśmy na specjalną farmę, gdzie mieliśmy ćwiczenia bojowe. Ćwiczyliśmy również w londyńskim Richmond Parku.

To, co mówi Ciechanowski, zasługuje na baczną uwagę. Na przykład wątek legionów, które pod dowództwem Andersa miały walczyć z komunistami w Korei: "Z takim pomysłem wystąpił Jerzy Giedroyc. Ale Anders podszedł do tego z dystansem. Jemu chodziło bowiem nie o tworzenie jakichś legionów, ale o odbudowę Wojska Polskiego, które ma się bić o niepodległość ojczyzny. Nie zamierzał więc pakować się do Korei. Trudno byłoby przecież wytłumaczyć żołnierzom, że w azjatyckich dżunglach walczą o wyzwolenie Polski. Lata jednak upływały i z czasem przestano myśleć o zbrojnym marszu na PRL i skupiono się na innej działalności".

Wojna, ale zimna

Brytyjczycy porzucili plany wojenne znacznie wcześniej, nim wybuchła wojna koreańska. Konfrontacji ze Stalinem odmówili też Amerykanie, a i sam Stalin zatrzymał się na Łabie. Wśród brytyjskich sztabowców coraz częściej było słychać, że wojna z ZSRR jest nierealna, bo jest zbyt potężny. Z upływem czasu Churchill zdawał sobie sprawę, że wojny nie będzie. A przynajmniej w takim sensie, o jakim myślał. Europę czekał inny rodzaj konfrontacji - zimnowojenne okowy.

Idea polskiej armii, której przewodziłby gen. Anders na białym koniu wjeżdżający do Warszawy, pojawiała się w publicystyce co bardziej buńczucznych generałów aż do późnych lat 60.

Realnie jednak, po roku 1956, gdy Zachód zaczął forsować politykę odprężenia i koegzystencji z Sowietami, szanse na konfrontację coraz bardziej malały. Skończyło się na tym, że plany trzeciej wojny odłożono do archiwów, gdzie pokrył je kurz. Z szeroko zakrojonej "Operacji Unthinkable" przetrwał jedynie jej odprysk odnoszący się do działalności wywiadowczej na terenach okupowanych przez Rosjan.

Sprawa nosiła kryptonim "Polish link", zaś jej plan zakładał szersze wykorzystanie do szpiegowania Armii Czerwonej dawnych, jeszcze przedwojennych funkcjonariuszy II Oddziału Wojska Polskiego. Mieli pracować dla brytyjskiego MI6. Mało kto wie, ale tacy agenci - ponoć było ich w sumie kilkudziesięciu - skutecznie działali na terenie komunistycznej Polski i Czechosłowacji aż do 1976 r.

Niezawodny Jan Ciechanowski twierdzi nawet w swoich publikacjach, że agentów tych obowiązywały surowe obostrzenia. Nie mogli kontaktować się z podziemiem poakowskim ani samoistnie powstającymi grupami oporu. Historyczna legenda mówi, że jeden z takich "dwójkarzy" zainstalował się nawet w otoczeniu gen. Zygmunta Berlinga, gdy ten był szefem Komunistycznej Akademii Sztabu Generalnego.

Czy mogłaby to być prawda? Poczekajmy na kwerendę historyków, którzy zdecydują się wypełnić wciąż istniejące białe plamy w powojennych dziejach Polski.

Mariusz Grabowski
Głos Koszaliński

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia