Jan Zumbach. Bohater i awanturnik

Tomasz Kapica
Jan Zumbach jako pilot Dywizjonu 303. Na swoim samolocie namalował kaczora Donalda
Jan Zumbach jako pilot Dywizjonu 303. Na swoim samolocie namalował kaczora Donalda Wikimedia Commons
Podczas bitwy o Anglię Jan Zumbach latał w słynnym Dywizjonie 303. Ale najciekawsze przygody przeżył po wojnie.
Jan Zumbach (z lewej) i porucznik Jan Kazimierz Daszewski podczas służby w Anglii. Zumbach dosłużył się podczas wojny stopnia podpułkownika Wojska Polskiego
Jan Zumbach (z lewej) i porucznik Jan Kazimierz Daszewski podczas służby w Anglii. Zumbach dosłużył się podczas wojny stopnia podpułkownika Wojska Polskiego i Królewskich Sił Powietrznych. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygn.: 37-747-5

Jan Zumbach (z lewej) i porucznik Jan Kazimierz Daszewski podczas służby w Anglii. Zumbach dosłużył się podczas wojny stopnia podpułkownika Wojska Polskiego i Królewskich Sił Powietrznych.
(fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygn.: 37-747-5)

10 lipca 1967 roku, Nigeria. Zdezelowany bombowiec B-26 z wymalowaną na nosie paszczą rekina przelatuje tuż nad drzewami kauczukowymi, niemal muskając ich korony.

Za sterami siedzi Jan Zumbach, w Afryce lepiej znany jako John "Kamikaze" Brown. Tym razem pracuje dla Republiki Biafry, państwa, które powstało zaledwie trzy tygodnie temu. Cel to lotnisko Makurdi w Nigerii, kraju, z którym wojnę toczy Biafra.

Zumbach trzyma w ręku sznurek, którego drugi koniec przywiązany jest do siedzącego na pozbawionym oszklenia dziobie samolotu czarnoskórego żołnierza z plemienia Ibo. Gdy dowódca pociągnie za sznur, zadaniem Murzyna będzie naciśnięcie spustu starego czechosłowackiego karabinu maszynowego i walenie na oślep.

Za Zumbachem siedzi inny Ibo. Jego rola będzie polegała na ręcznym wypchnięciu z dziur samolotu beczek napełnionych fosforem, benzyną i kawałkami złomu. "Kamikaze" sprawdza, czy wszystko jest gotowe, i wybucha śmiechem.

- Gdyby mnie teraz mogli zobaczyć moi kumple z RAF-u. Mnie, siedzącego za sterami tego złomu, który bombarduje afrykańską dżunglę - krzyczy rozbawiony do żołnierzy, którzy w przeciwieństwie do niego robią ze strachu w gacie.

Zumbach nabija się w ogóle ze swoich afrykańskich towarzyszy broni, którzy mają dziwne dla niego zasady. Na przykład nigdy nie atakują wroga w nocy.

- Chodzicie na wojnę jak do biura, na 9.00 - wypomina im. Jeszcze większy ubaw ma, gdy rozmawia z szefem sił powietrznych Biafry, pułkownikiem Ojukwu. Pułkownik uwielbia używać zwrotów "siły powietrzne" czy "panowanie w powietrzu".

To o tyle śmieszne, że owe siły to właśnie jeden jedyny zdezelowany bombowiec Zumbacha, z którego się strzela, ciągnąc Murzyna za sznurek albo ręcznie zrzucając wybuchowe beczki. Polak jest jedynym człowiekiem w tym kraju, który potrafi prowadzić bombowiec. Nauczył się tego z książeczki "How to be a pilot of B-26", którą kupił w Lizbonie, zanim jeszcze uprowadził stamtąd samolot.

Szef armii Nigerii ginie w nalocie

Znakiem rozpoznawczym Zumbacha był wymalowany na jego samolocie Kaczor Donald. Polski as myśliwski zestrzelił podczas wojny 13 samolotów na pewno i kilka
Znakiem rozpoznawczym Zumbacha był wymalowany na jego samolocie Kaczor Donald. Polski as myśliwski zestrzelił podczas wojny 13 samolotów na pewno i kilka prawdopodobnie. Odznaczony został krzyżem Virtuti Militari oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych. Wikimedia Commons

Znakiem rozpoznawczym Zumbacha był wymalowany na jego samolocie Kaczor Donald. Polski as myśliwski zestrzelił podczas wojny 13 samolotów na pewno i kilka prawdopodobnie. Odznaczony został krzyżem Virtuti Militari oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych.
(fot. Wikimedia Commons)

Dowódca B-26 wywołuje wieżę kontroli lotów w Makurdi. Ta, nie spodziewając się podstępu, podświetla zasnuty mgłą pas startowy. Dopiero gdy z samolotu wylatują beczki z benzyną i fosforem, załoga lotniska i zgromadzeni tam żołnierze nigeryjscy przekonują się, że maszyna wcale nie chciała tu lądować. Na ziemi rozpętuje się piekło, giną rozszarpani ołowiem i poparzeni fosforem żołnierze.

- Obrona przeciwlotnicza, trafili nas - krzyczy jeden z członków załogi B-26 tuż po pierwszym nalocie. Lekko uszkodzona maszyna robi jednak koło i wraca nad lotnisko.

- No i co z tego, teraz my ich trafimy - odpowiada niewzruszony pilot i ciągnie za sznur strzelca pokładowego.

Samolot ze szczerzącym kły rekinem na dziobie zestrzeliwuje podrywający się do lotu śmigłowiec i zamienia w dymiące wraki dwie inne maszyny, które nie zdążyły wzbić się w powietrze. Bombarduje też samochód cysternę, kolejni nigeryjscy żołnierze umierają, płonąc niczym pochodnie.

Już w drodze powrotnej pilot dowiaduje się, że jedną z ofiar brawurowego nalotu jest szef sztabu generalnego nigeryjskiej armii. Gdy wieść ta później rozejdzie się po Republice Biafry, kraj będzie tańczyć z radości. A mister John Brown utonie w morzu wina i whiskey, które strumieniami lać się będzie na przyjęciu wydanym na jego cześć.

Już z małego Jasia był niezły urwis

Od maja 1942 roku Jan Zumbach był dowódcą legendarnego dywizjonu myśliwskiego 303, a potem kolejno dowódcą 3. i 133. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego
Od maja 1942 roku Jan Zumbach był dowódcą legendarnego dywizjonu myśliwskiego 303, a potem kolejno dowódcą 3. i 133. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. Archiwum

Od maja 1942 roku Jan Zumbach był dowódcą legendarnego dywizjonu myśliwskiego 303, a potem kolejno dowódcą 3. i 133. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego.
(fot. Archiwum)

Zanim Jan Zumbach stanie się bohaterem narodowym jednego z afrykańskich krajów, zapisze piękną kartę w historii polskiej armii. Przychodzi na świat w 1915 roku w małej wówczas wiosce Ursynów pod Warszawą. Jego ojciec, choć urodzony w Polsce, jest z pochodzenia Szwajcarem.

Jan dzięki temu zdobędzie obywatelstwo szwajcarskie, które bardzo mu potem pomoże w poruszaniu się po świecie. Jego bliscy szybko przekonują się, że rośnie im niezły urwis. Gdy ma pięć lat, do rodzinnego domu w Ursynowie przyjeżdża brat mamy, kawalerzysta w pięknym mundurze i długich butach. W drzwiach krzyczy z dumą: - Zwyciężyliśmy, Rosjanie się cofają!

Przez całą noc opowiada rodzinie o bitwie z bolszewikami. Pięcioletni Jasio podnieca się tą opowieścią tak bardzo, że postanawia ukraść wujowi… kilka naboi z karabinu. Zastanawiając się, gdzie je ukryć, uznaje, że najlepszym miejscem będzie kuchenny piec. Nazajutrz tuż przed kolacją cała kuchnia wylatuje w powietrze, a on sam dostaje pierwsze lanie.

Do lotnictwa wstępuje na ochotnika w 1936 roku. Służy w 111 eskadrze myśliwskiej, tuż przed wojną zderza się na pasie startowym z samochodem i trafia do szpitala. Wojna wybucha, gdy przebywa na rehabilitacji, w ogarniętym chaosem kraju nie potrafi odnaleźć swojej jednostki.

Ucieka do Rumunii, a potem przez Bejrut dostaje się do Francji, a po jej ewakuacji trafia do Wielkiej Brytanii. W 1940 zostaje przydzielony do legendarnego Dywizjonu 303, z czasem stając się jednym z jego dowódców. W czasie bitwy o Anglię strąca co najmniej 8 samolotów wroga. Na swoim samolocie maluje sobie podobiznę Kaczora Donalda. Zostaje odznaczony m.in. Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych.

Bezczelny do granic absurdu

Piloci i obsługa naziemna dywizjonu 303 sfotografowana przy samolocie Hurricane, którym latał Jan Zumbach. Legendarna jednostka przeszła do historii
Piloci i obsługa naziemna dywizjonu 303 sfotografowana przy samolocie Hurricane, którym latał Jan Zumbach. Legendarna jednostka przeszła do historii Bitwy o Anglię z największą liczbą zestrzelonych niemieckich samolotów. Archiwum

Piloci i obsługa naziemna dywizjonu 303 sfotografowana przy samolocie Hurricane, którym latał Jan Zumbach. Legendarna jednostka przeszła do historii Bitwy o Anglię z największą liczbą zestrzelonych niemieckich samolotów.
(fot. Archiwum)

Pod koniec wojny trafia jednak do niemieckiej niewoli. Ale i tu nie traci rezonu. Dzieje się to w Holandii, a konkretnie w Arnhem, które Niemcy po rzezi spadochroniarzy alianckich znów przejęli w swoje ręce. Zumbach orientuje się, że pilnujący go w oflagu niemiecki kapitan drży ze strachu przed i tak już przesądzoną klęską III Rzeszy oraz wynikającymi z tego konsekwencjami.

- Daję panu sześć godzin na przeniesienie nas do najlepszego hotelu w okolicy - wypala Zumbach do oficera, z trudem powstrzymując się od śmiechu.

Niedługo potem żartuje sobie po raz kolejny, żądając natychmiastowej kapitulacji niemieckiej załogi obozu. - Wojna i tak jest już skończona, więc niech podda mi pan ten garnizon i uniknie przelewu krwi - krzyczy do kapitana, rechocząc przy tym.

Pozwala sobie na taką zabawę, bo morale niemieckich żołnierzy, w tym konkretnym wypadku złożonych akurat ze Ślązaków siłą wcielonych do armii, jest zerowe. Kilku z nich Zumbach podpisuje nawet zaświadczenie, że nie są prawdziwymi żołnierzami niemieckimi. Takie pismo być może uratuje im potem życie.

Woli przemycać diamenty, zamiast tyrać w fabryce

Jedno z najsłynniejszych zdjęć polskich pilotów z dywizjonu 303. Od lewej idą: Mirosław Ferić (1915-1942), John A. Kent (194-1985), Bogdan Grzeszczak
Jedno z najsłynniejszych zdjęć polskich pilotów z dywizjonu 303. Od lewej idą: Mirosław Ferić (1915-1942), John A. Kent (194-1985), Bogdan Grzeszczak (1908-1941), Jerzy Radomski (1915-1978), Jan Zumbach, Witold Łokuciewski (1917-1990), Zdzisław Henneberg (1911-1941), Jan Rogowski (1917-1997) i Eugeniusz Szaposznikow (1917-1991). Wikimedia Commons

Jedno z najsłynniejszych zdjęć polskich pilotów z dywizjonu 303. Od lewej idą: Mirosław Ferić (1915-1942), John A. Kent (194-1985), Bogdan Grzeszczak (1908-1941), Jerzy Radomski (1915-1978), Jan Zumbach, Witold Łokuciewski (1917-1990), Zdzisław Henneberg (1911-1941), Jan Rogowski (1917-1997) i Eugeniusz Szaposznikow (1917-1991).
(fot. Wikimedia Commons)

Po uwolnieniu przez Amerykanów wraca do Wielkiej Brytanii. Dla wielu polskich bohaterów koniec wojny oznacza jednak początek dramatu. Legendarny generał Stanisław Maczek, pozbawiony świadczeń przysługujących alianckim żołnierzom, wyjeżdża do szkockiego Edynburga, gdzie pracuje w hotelach jako barman.

Zdemobilizowany generał Stanisław Sosabowski ciężko haruje jako robotnik w fabrykach silników elektrycznych, a później telewizorów. Ci, którzy wrócili do Polski, często trafiają do stalinowskich więzień. Zumbach w tym czasie zaczyna przemycać diamenty z Belgii do Wielkiej Brytanii.

- Zawsze kochał pieniądze, a pieniądze kochały jego - mówi Jerzy Pawlak (rocznik 1920), były pilot, żołnierz AK, historyk lotnictwa, a prywatnie przyjaciel Zumbacha, którego poznał w Anglii i wypił z nim niejedną wódkę. - Był wspaniałym człowiekiem, ale spotykał na swojej drodze niebezpiecznych ludzi.
Pawlak wspomina coś o mafii, ale im bardziej pytamy o powojenne losy przyjaciela, tym mocniej nabiera podejrzliwości, przerywając ostatecznie rozmowę. Widać, że Janek miał wielu wrogów i trzeba się mieć na baczności, jeśli ktoś pyta o niego zbyt natarczywie.

W listopadzie 1946 roku Zumbach zakłada lotnicze przedsiębiorstwo taksówkowe Flayaway Ltd. Czteroosobowy samolot pozyskuje z demobilu. Oficjalnie przewozi bogatych ludzi po zrujnowanej wojną Europie, po której najłatwiej podróżować właśnie takimi podniebnymi taksówkami. Ale z samymi pasażerami latają tylko lalusie.

Ci, którzy mają jaja, zabierają na pokład samolotu ekstraładunki, niekoniecznie legalne. Zumbach skupuje we Francji stare angielskie funty za 30 procent ich realnej wartości. Bardzo duża część tych banknotów jest fałszywa. To robota Niemców, którzy w ten sposób chcieli zdestabilizować angielską gospodarkę. Podejrzane funty z Francji lecą do Anglii, gdzie są wymieniane w banku na nowe, prosto z drukarni. Już po kursie 1:1. Gotówka leci potem do Szwajcarii, którą "taksówkarz" wydaje u tamtejszych jubilerów.

"Dostałem raz dwie tykające walizki. Myślałem, że to bomby starego typu. Tymczasem to było trzy tysiące zegarków" - napisze później w swoim pamiętniku Jan Zumbach.

Te zamienia potem na kolejne olbrzymie ilości starych funtów, które wymienia na nowe banknoty z drukarni. Niepewne funty służą także jako wypełnienie tapicerskich obić firmy taksówkowej Flayaway Ltd.

Prezydent prosi na spotkanie

Na liście polskich asów myśliwskich Jan Zumbach (z lewej) znajduje się na 5. pozycji. Na zdjęciu gratuluje Stanisławowi Skalskiemu, największemu z polskich
Na liście polskich asów myśliwskich Jan Zumbach (z lewej) znajduje się na 5. pozycji. Na zdjęciu gratuluje Stanisławowi Skalskiemu, największemu z polskich asów (18 zestrzeleń). Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygn.: 37-733-3

Na liście polskich asów myśliwskich Jan Zumbach (z lewej) znajduje się na 5. pozycji. Na zdjęciu gratuluje Stanisławowi Skalskiemu, największemu z polskich asów (18 zestrzeleń).
(fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygn.: 37-733-3 )

Zumbacha oszukuje jednak jego wspólnik, Adam Schulmann. Zabiera 50 tys. funtów i ucieka do Brazylii. Nasz bohater leci za nim do Ameryki Południowej, ale nie udaje mu się odszukać zdrajcy. Firma rozpada się, bo służby celne coraz lepiej rozpracowują kontrabandę. W 1955 otwiera w Paryżu klub nocny.

Kilka kolejnych lat mija mu na popijaniu whisky i zabawach. Dla legendy RAF-u to jednak nuda. Aż pewnego grudniowego wieczoru 1961 roku do knajpy dzwoni telefon.

- Hallo, Johnny Zumbach?
- Przy aparacie.
- Nasz wspólny przyjaciel powiedział mi, że wciąż nie stracił pan zamiłowania do przygód. I że z chęcią jeszcze by pan polatał. Wkrótce pana odwiedzę…

Zumbach dostaje zaproszenie na spotkanie z prezydentem Katangi, afrykańskiego państwa powstałego zaledwie w 1960 roku, którego niepodległość uznała jedynie Belgia.

- Mój drogi pułkowniku, Katanga potrzebuje porządnych sił powietrznych - oznajmia prezydent Czombe.
Pod dowództwo Czombego zaciągają się setki najemników, największe szumowiny z całego świata. Zumbach vel Braun bierze udział w masakrze tubylców, którzy nie chcą się podporządkować nowej władzy. Bywa, że powodem zbombardowania wioski jest tylko dezercja jednego z mieszkańców.

Prezydenta Czombego wielu robi jednak w konia, znikają tajemniczy pośrednicy z pieniędzmi, za które miała być zakupiona broń. Dług prezydenta wobec Polaka w pewnym momencie przekracza już milion franków szwajcarskich. Czombe obiecuje, że spłaci zaległości, jak tylko wywiezie z kraju 22 tysiące karatów diamentów. Ostatecznie kontyngent ONZ niszczy skromne siły powietrzne Katangi. Pusty jak dzwon weteran RAF-u wraca do Paryża, by kilka lat później ponownie wrócić do Afryki na wojnę o niepodległość Biafry.

W latach 70. wplątuje się w handel złotem, nawiązuje kontakty z agentami bezpieki PRL. Ci ostatni rabują kosztowności na Zachodzie, powstaje wówczas zalążek polskiej mafii, która być może stać będzie później za śmiercią Zumbacha. Handluje też z Arabami wojskowymi celownikami optycznymi, jego interesami zaczyna się także interesować izraelski Mossad.

3 stycznia 1986 roku zostaje znaleziony w swoim domu martwy. Śmierć owiana jest tajemnicą. Żyjący w Zurychu brat Jana ujawni później, że ciało denata było strasznie poranione. - Mój brat zajmował się rzeczami, o których nie chcę wiedzieć - będzie brzmiał jego jedyny komentarz.

15 września 1986 roku, cmentarz na Powązkach. Urna podpułkownika Zumbacha zostaje złożona do grobu w asyście kompanii Wojska Polskiego i trzykrotnej salwy pożegnalnej. Zgromadzeni ludzie rzucają kwiaty i grudki ziemi. Jan Zumbach będzie spoczywał jak bohater narodowy. Na jego miano zasłużył sobie podczas wojny. A to, co robił po niej, to już tylko historia na fajny reportaż…

TOMASZ KAPICA, Nowa Trybuna Opolska

Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia