Miał charyzmę i potrafił zjednać sobie ludzi. Porywał nie tylko tłumy. Za pomocą szantażu, intryg czy przemocy dostawał to, czego chciał. Adolf Hitler - bo o nim mowa - nigdy nie doszedłby do władzy, gdyby nie pomoc wpływowych i majętnych głów. Choć kulisy jego dojścia do władzy nigdy nie zostały w pełni wyjaśnione, nie sposób pominąć roli Watykanu, zwłaszcza jego sekretarza Eugenio Pacellego, czy niemieckiego kanclerza Franza von Papena.
Odkąd 30 maja 1932 r. Kurt von Schleicher ustąpił z urzędu kanclerza Niemiec, a prezydent Paul von Hindenburg mianował na to stanowisko Franza von Papena, miały nastać dobre czasy dla Hitlera. John Cornwell napisał w swojej książce „Papież Hitlera. Tajemnicza historia Piusa XII” o von Papenie jako o niedocenionym w Reichstagu prawicowym katolickim pośle partii Centrum. Kiedy pod nadzorem Schleichera, który objął z kolei stanowisko ministra obrony, utworzył on gabinet zdominowany przez nikogo z niereprezentujących arystokratów i bogaczy, z miejsca naraził się członkom własnego ugrupowania. Kolejnych wrogów znalazł, gdy rozwiązał Reichstag i wyznaczył na 31 lipca nowe wybory. Jego następnym krokiem było zaś cofnięcie zakazu działalności SA, brunatnych koszul Hitlera.
Żar lał się z nieba, ale okres przedwyborczy rozgrzewał z innego powodu - w czerwcu na ulicach niemieckich miast doszło do setek starć. W bójkach nazistów z komunistami zginęło kilkadziesiąt osób. Zrzucając winę na komunistów za najgorsze akty przemocy w Prusach, von Papen skłonił von Hindenburga do usunięcia pruskiego premiera, dzięki czemu sam przejął władzę jako Reichskommissar. Już dwa tygodnie później naziści cieszyli się bezsprzecznym zwycięstwem w wyborach do Reichstagu.
Zdobyli wówczas 37,4 proc. i wyrośli na największą siłę polityczną w Niemczech. Dysponowali 230 miejscami w parlamencie, elektoratem liczącym 13,7 mln wyborców, a także czterystutysięczną armią brunatnych i czarnych koszul. Te liczby robiły wrażenie.
Tuż po lipcowych wyborach niemiecka hierarchia kościelna potępiła wielkich wygranych.
„Jeśli partia ta zmonopolizuje władzę w Niemczech, o co tak usilnie zabiega, to interesom katolików wróży to jak najgorzej”
- pisali biskupi.
Odmiennego zdania byli jednak papież i von Papen, którym koalicja z Hitlerem jawiła się jako świetny interes. Dla Papena była to najlepsza perspektywa na zachowanie stanowiska kanclerza. Dla Eugenio Pacellego (ówczesnego nuncjusza apostolskiego w Berlinie, późniejszego papieża Piusa XII) - nadzieja na pokonanie komunistów. Za nic nie chciał on dopuścić do bolszewizmu w Niemczech. Hitler pragnął zaś pełni władzy - zająć fotel kanclerza, a swoich ludzi mianować najważniejszymi ministrami. Von Hindenburg miał jednak w tym czasie inne plany, nie widział bowiem na tym stanowisku nikogo, kto „pogardza konstytucją”.
Hitler był jednak coraz bliższy osiągnięcia upragnionego celu. Podczas pierwszego posiedzenia Reichstagu 12 września 1932 r. von Papen otrzymał wotum nieufności i zwołał na 6 listopada nowe wybory. Atakowany z dwóch stron - przez nazistów i komunistów - wciąż jednak sprawował urząd kanclerza. I choć w nowych, piątych z kolei wyborach do Reichstagu naziści pozostali największą partią, poparcie dla nich diametralnie spadło. Von Hindenburg podtrzymywał swój głos - nie widział Hitlera w roli niemieckiego kanclerza.
Wszystko zmieniło się 2 grudnia, gdy von Hindenburg przyjął dymisję von Papena i kanclerzem został na krótko Schleicher. Mężczyzna nie ukrywał, że zależy mu na podziale nazistów w Reichstagu i stworzeniu z częścią z nich nowej koalicji, tyle że bez Hitlera. Z planów tych jednak nic nie wyszło - podobnie jak von Papen nie stworzył stabilnego rządu.

W nowym roku von Papen zaproponował von Hindenburgowi, by ten mianował kanclerzem Hitlera, lecz to on, jako wicekanclerz, miał zachować prawdziwą władzę. Chcąc uchronić się przed ujawnieniem skandalu związanego ze sprzeniewierzeniem pomocy dla ziemian i ziemskimi oszustwami podatkowymi, von Hindenburg przystał na tę propozycję. Liczył, że doświadczony von Papen będzie w stanie kontrolować nieopierzonego politycznie Hitlera. Zacznie pełnić funkcję swoistego bezpiecznika - gdyby się okazało, że nowy kanclerz rzeczywiście zamierza łamać konstytucję, jego zastępca zdoła go zablokować albo przynajmniej zawiadomić opinię publiczną i ostrzec ją przed tym, co się dziać może.
30 stycznia 1933 r. Hitler osiągnął swój cel - został zaprzysiężony na kanclerza, a jego najbliższy człowiek Hermann Göring objął dwa stanowiska: ministra lotnictwa i ministra spraw wewnętrznych Prus.
Nowo wybrany kanclerz zwołał na 5 marca kolejne wybory. Swoje rządy rozpoczął od zdobycia kontroli nad mediami, gnębienia przeciwników oraz prześladowania Żydów. 27 lutego jego ludzie podpalili Reichstag, o co Hitler oskarżył holenderskiego komunistę. Rozpętało się prawdziwe piekło. Von Hindenburg upoważnił go do zawieszenia swobód obywatelskich, co miało pozwolić kanclerzowi zdobyć większość w parlamencie, a tym samym uprawomocnić dyktaturę. Nie udało mu się jednak zapewnić NSDAP absolutnej większości głosów. Walka trwała dalej.
W czasie, gdy demokratyczne państwo słabło, Hitler osiągnął kolejny sukces, bratając się z Watykanem. W lipcu 1933 r. Pacelli i Hitler (który w styczniu został kanclerzem) podpisali konkordat, układ, który budził kontrowersje przez kolejnych kilkadziesiąt lat.
„Zawarcie przez Watykan traktatu z nowymi Niemcami oznacza uznanie przez Kościół katolicki państwa narodowosocjalistycznego. Traktat ten jasno i wyraźnie pokazuje całemu światu, że twierdzenie o wrogości narodowego socjalizmu do religii jest kłamstwem” - pisał Hitler do swojej partii NSDAP.
Pacelli odpowiedział na słowa przyszłego dyktatora artykułem zamieszczonym w gazecie „L’Osservatore Romano”. Stanowczo zaprzeczył, jakoby konkordat oznaczał poparcie narodowego socjalizmu: „Układ ten jest pełnym, historycznym zwycięstwem Stolicy Apostolskiej, gdyż bynajmniej nie oznacza poparcia przez nią państwa nazistowskiego, lecz przeciwnie, całkowite uznanie i przyjęcie przez to państwo prawa kościelnego” - uspokajał wiernych.
Ale wróćmy do politycznej układanki w Niemczech po objęciu władzy przez Hitlera. Nowy kanclerz od samego początku dążył do jak najszybszej kumulacji władzy w swoich rękach. Noc z 29 na 30 czerwca 1934 r. przeszła do historii jako noc długich noży. Przewodniczący partii nazistowskiej chciał, z jednej strony, rozprawić się z kierownictwem partyjnej bojówki SA, której zarzucał zdradę (głównie zaś z jej dowódcą Ernstem Röhmem), z drugiej - z oponentami i przywódcami opozycji. Około czwartej nad ranem aresztowano członków SA w Monachium i rozstrzelano dowódcę. Zamordowani zostali również bliscy współpracownicy Papena, w tym m.in. konserwatywny przeciwnik reżimu nazistowskiego, szef wydziału prasowego w kancelarii wicekanclerza Herbert von Bose. Zginął też były kanclerz Kurt von Schleicher. Do dziś nie wiadomo, ile osób pożegnało się wówczas z życiem. Na pewno wiadomo o 77 zabójstwach politycznych, historycy dostali się do dokumentów, z których wynika, że zginęło 89 osób. Ostatnie badania sugerują jednak, że ofiar mogło być nawet 400.
Wkrótce odmienił się również los von Papena. Jeszcze w 1933 r. cieszył się dużym zaufaniem Hitlera (m.in. to on był głównym negocjatorem konkordatu z Watykanem), jednak z czasem kanclerz zaczął dążyć do osłabienia jego pozycji. Von Papen próbował się bronić. 17 czerwca 1934 r. wygłosił na uniwersytecie w Marburgu mowę, w której wezwał do obrony praworządności w kraju, zaprotestował także przeciwko cenzurze. Na niewiele się to zdało. Hitler zablokował rozpowszechnianie treści jego przemówienia. Po nocy długich noży von Papen został internowany, 1 lipca zrezygnował ze sprawowania stanowiska wicekanclerza.
To był moment, w którym Hitler był chyba najbliżej utraty władzy. Rezygnacja von Papena była wyraźnym sygnałem dla von Hindenburga, że sprawy przybrały bardzo zły obrót. Wezwał do siebie Hitlera i postawił przed nim ultimatum - jeśli nie przywróci reguł państwa prawa w Niemczech, odwoła go ze stanowiska. Ale jego słowa były puste, gdyż prezydent leżał już właściwie na łożu śmierci. Zmarł 1 sierpnia 1934 r., nie mając możliwości spełnienia zapowiedzianej przez siebie groźby. Ostatni bezpiecznik, który miał ochronić Niemcy przed pogrążeniem się w odmętach faszystowskiej dyktatury, właśnie się przepalił.
Hitler takiej okazji do konsolidacji władzy nie przepuścił. Objął stanowisko prezydenta kraju, łącząc je z funkcją kanclerza. Zlikwidował jednocześnie formalnie stanowisko wicekanclerza. Ale o von Papenie nie zapomniał. Odesłał go do Austrii najpierw w charakterze posła, następnie zaś jako ambasadora. I stopniowo przeciągał go na swoją stronę. Von Papen formalnie miał dbać o przyjazne stosunki między Berlinem a Wiedniem, ale po cichu wywiązywał się z nieformalnych poleceń Hitlera - przygotowań do Anschlussu Austrii.
Von Papen brał udział w okazjonalnych nazistowskich demonstracjach politycznych, zajmował się działaniami propagandowymi, składał szczegółowe sprawozdania z działalności partii i przygotowywał rutynowe raporty odnoszące się do austriackich umocnień wojskowych. Jego polityka doprowadziła do umowy z dnia 11 lipca 1936 r., dzięki której stosunki Niemiec i Austrii „z powrotem nabrały normalnej, przyjaznej formy”. Ta sama umowa miała jednak tajny dodatek przewidujący amnestię dla austriackich nazistów, zniesienie cenzury w dokumentach nazistowskich, wznowienie działalności politycznej przez hitlerowców i powołanie ludzi z otoczenia nazistów w gabinecie dyktatora Kurta von Schuschnigga.
Jego działalność w Wiedniu opisał Winston Churchill w swoich pamiętnikach „Druga wojna światowa”, w których określa go jako człowieka zachowującego się w możliwie jak najbardziej cyniczny sposób. Ale też skutecznym, gdyż Austria została dołączona do Niemiec w 1938 r. Później von Papen trafił do Turcji, gdzie sprawował funkcję niemieckiego ambasadora.
Jako najbardziej doświadczony dyplomata von Papen dostał najtrudniejsze zadanie. Miał zrównoważyć wpływy brytyjskie w Turcji i nie dopuścić do tego, aby kraj dołączył do aliantów. Chodziło również o to, by utrzymać przyjazne stosunki handlowe z krajem. Pełnił tę funkcję do 1944 r., kiedy Turcja zerwała stosunki dyplomatyczne z Niemcami. Von Papen wrócił do Berlina, gdzie Hitler nagrodził go Krzyżem Kawalerskim za zasługi wojenne. Symboliczne zwieńczenie politycznej kariery człowieka, który miał za zadanie dopilnować, żeby Hitler nie pchnął Niemiec w odmęty wojny.
„Według mnie Hitler na samym początku rządów chciał jak najlepiej dla Niemiec, ale zgubiły go pochlebstwa jego zwolenników i ich okrucieństwo. Mam tu na myśli Himmlera, Göringa, Ribbentropa. Przez długi czas próbowałem go przekonać, że myli się co do swojej polityki antyżydowskiej, ale najpierw nie chciał mnie słuchać, a później już nie miałem na niego żadnego wpływu”
- tłumaczył sam siebie zbrodniarz.
Sylwia Arlak