Milicja Obywatelska i święty Wojciech, a w tle schyłek PRL

Mariusz Grabowski
fot. Rafał Pijański / materiały prasowe TVP
24 marca do kin wejdzie „Święty”, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami kryminalna historia śledztwa w sprawie kradzieży figury świętego Wojciecha z katedry gnieźnieńskiej w latach 80.

To była jedna z najbardziej medialnych kradzieży końca PRL-u. Na dodatek łącząca różne wątki: kryminalne, polityczne, religijne i historyczne. Tytułowy „Święty” to przecież św. Wojciech, patron Polski, kanonizowany w 999 r., do grobu którego pielgrzymował cesarz Otton III.

Por. Baran na tropie

Sensacyjna fabuła idzie tak: wiosną 1986 r. skradziono z Katedry Gnieźnieńskiej odlaną ze srebra figurę świętego Wojciecha z barokowego relikwiarza. Wąsaty porucznik milicji, Andrzej Baran, w rolę którego wcielił się Mateusz Kościukiewicz, nawiązuje współpracę z gospodarzami katedry. Obie strony dążą do odzyskania rzeźby, ale współpraca jest trudna, bo stosunki Kościoła i państwa nigdy dotąd nie były tak napięte. Kradzieży dokonano bowiem niecałe dwa lata po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki… Przebieg śledztwa w „Świętym” jest fikcyjny i wymyślony na potrzeby filmu. Prowadzący je traci nawet w którymś momencie grunt pod nogami, gubi się w odróżnieniu rzeczywistości od przypuszczeń.

„Święty” nie jest bowiem filmem „o szlachetnych księżach i prymitywnych milicjantach, nie jest też filmem o dzielnych milicjantach i wystraszonych księżach. To subiektywny, fabularny obraz przebiegu sensacyjnego wydarzenia z przeszłości, ukazanego z poczuciem humoru i lekkością” - czytamy na stronie producenta. W rolach głównych występują: Mateusz Kościukiewicz, Lena Góra, Dobromir Dymecki, Michał Włodarczyk i Leszek Lichota. Scenariusz i reżyseria - Sebastian Buttny.

Producentem filmu jest Izabela Kiszka-Hoflik z IKH Pictures Production, koproducentami Telewizja Polska S.A., CeTA, Dolnośląski Fundusz Filmowy oraz węgierski Matrix Film. Partnerem realizacji filmu jest Samorząd Województwa Wielkopolskiego. Film współfinansowany jest przez Polski Instytut Sztuki Filmowej oraz Węgierski Instytut Filmowy.

Historia i ludzie

Tłem do opowieści jest Gniezno i Poznań - to tutaj przez blisko miesiąc wiosny 2022 r. nakręcono wszystkie zdjęcia. W „Świętym” widzimy m.in. katedrę gnieźnieńską, Pałac Prymasowski, a także tamtejsze seminarium i koszary. W Poznaniu hala Arena jest lotniskiem. Odnajdziemy też tkankę miejską stolicy Wielkopolski, m.in okolice ulicy Gwarnej, Okrąglak oraz biurowiec Alfa, będący siedzibą redakcji gazety, w której pracuje jedna z bohaterek - Jola Baran. Komenda milicji została zlokalizowana w Kiekrzu.

Zdjęcia do „Świętego” zasługują na szczególną uwagę. Zrobił je Łukasz Gutt - nagrodzony Złotym Lwem na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Niektóre, najbardziej przejmujące, realizowane były m.in. w gotyckich wnętrzach katedry gnieźnieńskiej. To pierwszy raz, gdy w tej świątyni został zaaranżowany plan zdjęciowy. Zgodę wyraził prymas Wojciech Polak, który zresztą „patronuje” filmowi.

„W naszym filmie skupialiśmy się nie tyle na historii, co na ludziach. Staraliśmy się oddać ich mentalność, emocje. To, w jaki sposób przystosowali się do pewnego stylu komunikacji ze sobą, wzajemnych podejrzeń i nieufności. W tej konkretnej sprawie jej uczestnicy nie mogli być z tego właśnie powodu pewni, kto po jakiej stronie stoi” - mówi w wywiadzie dla portalu Kulturaupodstaw.pl Mateusz Kościukiewicz, odtwórca roli por. Barana.

Zniszczony sarkofag

Włamanie odkrył rano 20 marca 1986 r. ówczesny proboszcz katedry ks. kan. Zenon Willa. Natychmiast zawiadomiono milicję, która niezwłocznie rozpoczęła dochodzenie. Sprawa miała podtekst polityczny, a oburzenie wiernych kierowało się w stronę władzy. Po Polsce krążyły podejrzenia, że kradzież zaaranżowały ówcześnie rządzący, by w kontekście niedawnego zabójstwa ks. Popiełuszki, sprawnie chwytając sprawców, poprawić stosunki z Kościołem. „To wyjątkowy wandalizm i brak poszanowania jakichkolwiek świętości” - pisały ówczesne gazety. „Brakuje słów zdolnych wyrazić nasze poruszenie” - mówił urzędujący prezydent Gniezna.

Szybko zrekonstruowano przebieg wydarzeń. W katedrze trwał remont. Sprawcy - bracia Krzysztof i Marek M. oraz towarzyszący im Waldemar B. - weszli do środka przez jedno z okien, wyłamując wcześniej kraty i wykorzystując stojące rusztowania. Byli dobrze przygotowani i mieli przygotowany wcześniej plan działania. Dość szybko dostali się do wykonanego w 1662 r., w gdańskim warsztacie złotnika Piotra van der Rennena, sarkofagu zwieńczonego półleżącą postacią Męczennika w stroju biskupim i z pastorałem. Następnie oderwali od srebrnej trumny pastorał, mitrę, ewangeliarz, który św. Wojciech trzymał w ręku i poduszkę, na której się wspierał.

Odłamali także skrzydła sześciu orłom stanowiącym podporę trumienki i oderwali zdobiącego ją anioła. Pozbawiony nóg tułów męczennika zabrali w całości. Okazał się ciężki i trudny do przewiezienia. Odrąbali więc siekierą głowę i rękę, a resztę zakopali w piasku w pobliżu katedry z zamiarem zabrania łupu w dogodniejszym momencie.

Korpus w piachu

Kilka dni po kradzieży „Dziennik Bałtycki” informował, że „na miejsce zdarzenia udali się prokuratorzy oraz grupy operacyjno-dochodzeniowe, które niezwłocznie podjęły czynności polegające na zabezpieczeniu śladów popełnionego przestępstwa oraz wszelkie inne zmierzające do ujęcia sprawców (...). Oprócz czynności zmierzających do ujawnienia i ujęcia sprawców przestępstwa i odzyskania skradzionych zabytków kultury narodowej podjęto też działania uniemożliwiające sprawcom ewentualny wywóz skradzionych przedmiotów za granicę”.

„Tydzień po włamaniu prasa opublikowała portret pamięciowy jednego z podejrzanych. Milicja prowadziła drobiazgowe śledztwo. Wyznaczono także wysokie nagrody pieniężne za pomoc w wykryciu sprawcy bądź sprawców. Kilka dni później doniesiono milicji, że w Gdańsku ktoś przetapiał srebro w garażu” - można z kolei przeczytać na stronie archidiecezji gnieźnieńskiej: archidiecezja.pl.

Mężczyznom udało się przetopić zdecydowaną większość zrabowanego łupu. Ocalał jedynie wspomniany korpus zakopany przez złodziei w hałdzie piachu w pobliżu katedry. Odnaleziono go dzięki chłopcu, który bawiąc się w tym miejscu, przypadkowo na niego trafił (za swoją postawę został nagrodzony kwotą 200 tys. zł. Była to 8-krotność ówczesnej średniej pensji, która wynosiła ok. 24 tys. zł).

Wyprzedźmy fakty: korpus ten, podobnie jak odzyskane po kradzieży przetopione srebro, wykorzystano do rekonstrukcji relikwiarza. Podjął się jej znany gdański rzeźbiarz Wawrzyniec Samp. Elementy zostały odlane w pracowni braci Kwiecińskich w Pleszewie, a srebrne blachy trafiły do obróbki w warsztacie Aleksandra Kosickiego. Sceny figuralne wykonał złotnik Stanisław Tyrała z Poznania. Prace zakończyły się ostatecznie w 1989 r.

Sprawcy skazani

Były szef CBŚ w Poznaniu Jerzy Jakubowski, który w 1986 r. jako oficer MO brał udział w ujęciu sprawców i odzyskaniu srebra, mówił w 2016 r. dla PAP, że sprawą dewastacji i kradzieży relikwiarza interesował się nie tylko polski Kościół, osoby wierzące, ale też ówczesna władza. Do rozwiązania sprawy skierowano najlepszych dochodzeniowców z całego województwa poznańskiego, działania miały ponadstandardowy rozmach.

„Władzy bardzo zależało na szybkim wykryciu sprawców - głównie po to, by nieco znormalizować stosunki między państwem a Kościołem. Dało się czuć pewną presję z góry. Należy pamiętać, że do zdarzenia w Gnieźnie doszło 1,5 roku po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki” - mówił Jakubowski.

Podejrzani konsekwentnie nie przyznawali się do winy. Pomógł zniszczony korpus figury św. Wojciecha - podczas przesłuchania, położono ją przed Krzysztofem M. Mężczyzna był przekonany, że któryś ze wspólników wszystko wyśpiewał, skoro znaleziono zakopany korpus i przyznał się do kradzieży. Podobny chwyt wykorzystano w przypadku drugiego brata. Reakcja była taka sama. Tylko Piotr N. do końca śledztwa nie przyznawał się do winy, mimo że koledzy zeznali, że to on ich do wszystkiego namówił.

Proces sprawców toczył się przed Sądem Wojewódzkim w Poznaniu. Trwał krótko. Dowody winy były nie do podważenia. Sędzia wydał surowy wyrok. Bracia Krzysztof i Marek M. zostali skazani na 15 lat więzienia. Waldemar B. dostał wyrok 12 lat pozbawienia wolności. Inspirator grabieży nie- biorący w niej bezpośredniego udziału Piotr N. - podobnie jak główni sprawcy - skazany został na 15 lat więzienia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia