- W sierpniu 1914 roku wyruszył pan na wojnę z garstką żołnierzy I Brygady. Wierzył pan, że uda się odrodzić Państwo Polskie?
- Rachunek tego rodzaju nazywa się romantyzmem, a u nas w Polsce nazywa się wariactwem. Na arenę wypadków rzucono miliony ludzi, gdzie "bóg wojny" przechodził ogromne przestrzenie niszcząc, paląc, nikt wtedy o Polsce nie myślał, nikt celem tych wysiłków Polski nie stawiał.
- Nawet pan? To dlaczego rzucił pan rękawicę zaborcom?
- Z garścią ludzi źle uzbrojonych i źle wyposażonych, rozpocząłem wojnę. Ale tylko dlatego, że nie chciałem pozwolić, by w czasie, gdy na żywym ciele naszej Ojczyzny miano wyrąbać mieczami nowe granice państw i narodów, samych tylko Polaków przy tym brakowało. Nie chciałem dopuścić, by na szalach losów ważących się nad naszymi głowami zabrakło szabli polskiej! Starałem się trafić do ludzi mówiąc, że wojna w naszym kraju nie idzie o Polskę, nikt o Polskę walczyć nie będzie.
- Nie zraziła pana postawa mieszkańców Kielc, którzy ze strachu zamykali drzwi przed żołnierzami I Brygady?
- Otwarcie powiadam: większa część moich rodaków wolała sądzić, że każde z państw zaborczych specjalne ma umiłowania do Polaków i chęci pomożenia Polakom. Dlatego tak łatwo było zaspokoić żądania Polaków za pomocą rzucenia trzech odezw trzech przedstawicieli mocarstw zaborczych, w których najrozmaitsze rzeczy mówiono o sympatii dla Polski i dla narodu.
- Nie chcieli wolnej Polski?
- Jeżeli mówię o tym, to nie dlatego, bym komukolwiek w Polsce wyrzut chciał robić. Ja tylko chcę, by na to, co Legiony zasłużyły, by ta naturalna duma ludzi, którzy wbrew światu, wbrew Polsce, wbrew wszystkiemu, poszli na próbę, by ta duma słusznie przyznana być mogła. Ale ta duma moja milknie, gdy pomyślę, iż nie my, nie Polacy, nie nasze wysiłki ten szalony przewrót uczyniły, że dziś w Krakowie, w Wilnie czy w Poznaniu, gdzie hymn polski się rozlega.
- Więc jakim cudem - mówiąc pańskimi słowami - "ni z tego ni z owego była Polskę na pierwszego"?
- Już w końcu roku 1914, zaledwie w trzy miesiące po rozpoczęciu przez nas tak zwanego czynu legionowego, zostaliśmy postawieni na równi z normalnemi oddziałami wojska. Próba co do jakości żołnierza udała się znakomicie. Pomimo że byliśmy samotni, że była nas garstka, okazać chcieliśmy się godnymi wielkiej przeszłości żołnierza polskiego. W końcu zatrzymałem się na powołaniu ochotników i nakazałem Polskiej Organizacji Wojskowej postawić pod broń wszystkich swoich zwolenników. Ta mobilizacja peowiacka dała do 50.000 żołnierzy, tak, że początek armii polskiej i początek jej organizacji opiera się nie na czym innym, jak właśnie na POW i jej zwolennikach.
- Cztery lata później, 10 listopada został pan przywódcą rodzącego się państwa. I już następnego dnia powiedział pan do współpracowników z rządu Daszyńskiego: "Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić". Było aż tak źle?
- Byłem przerażony tym, co zastałem, i chciałem - wyznam - najbardziej tchórzliwie uciec z Warszawy. Zastałem tam bowiem stan chaosu - półrewolucji, pół - nie wiem czego - chciałem nazajutrz wyjechać z Warszawy. Gdy wróciłem z Magdeburga i posiadłem władzę, jakiej nikt w Polsce nie piastował, wierząc w odrodzenie narodu. Ale nie chciałem rządzić batem i oddałem władzę w ręce zwołanego przez siebie Sejmu Ustawodawczego, którego wszak mogłem nie zwoływać. Naród się jednak nie odrodził. Szuje i łajdaki rozpanoszyły się. Naród odrodził się tylko pod względem odwagi osobistej i ofiarności względem państwa w czasie walki.
- Sięgnięcie po bat przewrotu majowego 1926 roku było jedynym wyjściem?
- Czyż to trzeba być dyktatorem? Może i była to dyktatura, ale nie cechowała się totalitaryzmem, nie była ani utrapieniem, ani niedolą społeczeństwa. Jestem człowiekiem silnym, lubię decydować sam. Ale gdy patrzę na historię Ojczyzny, nie wierzę naprawdę aby można było rządzić w niej batem. Nie lubię bata.
- Jednak do antykonstytucyjnego przewrotu pan doprowadził.
- Nie będę się wdawał w dyskusję nad wypadkami majowymi. Zdecydowałem się na nie sam, w zgodzie z własnym sumieniem i nie widzę potrzeby z tego się tłumaczyć. Głównymi powodami obecnego stanu rzeczy w Polsce - to jest nędzy, słabizny wewnętrznej i zewnętrznej - były złodziejstwa, pozostające bezkarne. Ponad wszystkim w Polsce zapanował interes jednostki i partii. Wydałem wojnę szujom, łajdakom, mordercom i złodziejom i w walce tej nie ulegnę.
- Szuje w parlamencie?
- Sejm i senat mają nadmiar przywilejów. Parlament winien odpocząć. W rozkazie moim do wojska powiedziałem, że wziąwszy państwo słabe i ledwie dyszące - oddaliśmy obywatelom odrodzone i zdolne do życia. Cóż z tym państwem uczynili? Uczynili zeń pośmiewisko! Swobody demokratyczne zostały nadużyte tak, że można było znienawidzieć całą demokrację. Interes partyjny przeważał ponad wszystko. Partie w Polsce rozmnożyły się tak licznie, iż stały się niezrozumiałe dla ogółu. Każdy z posłów ma prawo wrzeszczeć, krzyczeć, ma prawo rzucać obelgi, ma prawo oszczercze pisać interpelacje, dotykające honoru innych, ma prawo zachowywać się jak świnia i łajdak, natomiast ci, co ciężko pracują, jak to jest z ministrami, pobierając za szaloną pracę jakieś głupie grosze, muszą udawać nadzwyczajny dla nich szacunek.
- Jeśli nie demokracja parlamentarna, to co?
- Jeżeli pan przysłuchiwał się kiedykolwiek uważnie, co jest trudne, obradom panów posłów, to musiał pan dostrzec, że poseł chce być nadinżynierem, nadlekarzem, nadprawnikiem, nadrządem, nadprezydentem i szuka swojej chwały w bredzeniu tak, że uszy więdną.
Słowem - pierdel, serdel, burdel.
- Czy to powód do uwięzienia bez sądu w 1930 roku kilkunastu posłów opozycji?
- Nikogo w Brześciu nie rozstrzeliwałem, uniknąłem masowych więzień i aresztowań. Pozostawiłem wolną prasę, prawie całkowicie wolne wybory, opozycję złamałem dużo łagodniejszymi środkami niż Hitler czy Stalin. Przeszkodą w liberalizacji organizacji politycznych stały się czerwone frakcje związkowe i komunistyczne agentury partyjne. Musiałem zarządzić aresztowania, aby unieszkodliwić lewacką opozycję i poskromić tych z prawicy i centrum.
- To może Polacy w ogóle nie dorośli do własnego państwa?
- Jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to, żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali Polaków różnych gatunków, Polaków z trudnością się porozumiewających, Polaków tak przyzwyczajonych do życia według obcych szablonów, żeśmy prawie za swoje je uznali, że wyrzec się ich z trudnością możemy. Myślałem już nieraz, że umierając przeklnę Polskę. Dziś wiem, że tego nie zrobię. Lecz gdy po śmierci stanę przed Bogiem, będę go prosił, aby nie przysyłał Polsce wielkich ludzi.
Opracował Jacek Deptuła. Wypowiedzi Piłsudskiego pochodzą m.in. z Pism zbiorowych T. I - VII
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?