To, że Cesarstwo Niemieckie przegrywa I wojnę światową, przeczuwano w Opolu od dawna, ale dopiero jesienią 1918 roku sytuacja militarna stała się krytyczna. Klęski na froncie zachodnim, a także długotrwała blokada gospodarcza spowodowały, że ówczesne Niemcy były u kresu sił. Dominowały nastroje antywojenne czy wręcz rewolucyjne, a wiele osób z nadzieją patrzyło na rewolucję październikową w carskiej Rosji. Mało kto wiedział, co tak naprawdę ona oznacza i ile istnień ludzkich będzie kosztować.
W takiej atmosferze najpierw zbuntowali się niemieccy marynarze, którzy mieli wypłynąć na samobójczą misję przeciwko flocie angielskiej, potem rewolucja ogarnęła Bawarię i Berlin. Ostatecznym punktem zwrotnym stało się proklamowanie 9 listopada dwóch republik na schodach Reichstagu i już dzień później abdykował kanclerz. W niemieckich miastach w błyskawicznym tempie zaczęły powstawać rady żołniersko-robotnicze, a ich przedstawiciele zamierzali rządzić nową republiką.
Czerwony sztandar na ratuszu
Nie inaczej było w Opolu, ówczesnej stolicy Rejencji Opolskiej, które było miastem garnizonowym, gdzie żołnierze przebywali nie tylko w koszarach, ale i w licznych szpitalach wojskowych. Jak ustalił profesor Wiesław Lesiuk, informacje o wybuchu rewolucji dotarły do miasta już 9 listopada, a dzień później potwierdziła je lokalna prasa i sensacyjne wieści zelektryzowały mieszkańców na tyle, że tłumnie wylegli na ulice.W potężnych koszarach mieszczących się przy obecnej ul. Ozimskiej też było niespokojnie.Na placu apelowym 63. pułku piechoty zorganizowano wiec żołnierzy z oddziałów zapasowych. Pojawił się oddział zbuntowanych marynarzy, którzy prawdopodobnie przyjechali z Berlina, a za ich namową wypuszczono wszystkich więźniów z aresztu pułkowego i więzienia garnizonowego.