Niewiarygodne losy Mano, który nie wiedział, kim jest. Historia Hermanna Hollenreinera

Redakcja
Obóz w Sachsenhausen
Obóz w Sachsenhausen Bundesarvhiv
Co niemiecki Cygan robił na ślubie siostrzenicy generała de Gaulle'a, jak poznał generała Eisenhowera i w jaki sposób z obozu w Auschwitz trafił na normandzkie wybrzeże?

Mano, a właściwie Hermann Hollenreiner urodził się w 1933 roku w niemieckim Hagen. Jego rodzice: ojciec Johannes i matka Margarete, byli Romami węgierskiego pochodzenia i pracowali w cyrku. Podobnie zresztą, jak jego dziadek, wujostwo i dalsza rodzina.

Na Hermanna w domu wołano Mano lub Manolo. Wychowywał się razem ze swoją młodszą siostrą Lilli. Rodzina Hollenreiner'ów mieszkała w Monachium, kiedy w życie weszły ustawy norymberskie. Rodzinne szczęście zakończyło się, kiedy nadszedł Porajmos (Holocaust wobec Romów). Eksterminacja tej nacji miała podobnie masowy i bezwzględny charakter, jak wobec Żydów.

Numer Z-3526

Mano i jego najbliższa rodzina trafili w 1942 roku do obozu KL Auschwitz. Chłopcu wytatuowano na ręce numer Z-3526. Mano i jego kuzyni prawdopodobnie byli ofiarami eksperymentów medycznych, jakie przeprowadzał w obozie doktor Josef Mengele.

W 1944 roku rodzina Hollenrainerów trafiła do obozu Ravensbruck. Tam została rozdzielona w 1945 roku: matka i siostra tam zostały, a Mano trafił razem z ojcem do obozu w Sachsenchausen. Niedługo byli razem: ojciec trafił do 36. Dywizji Grenadierów SS Dirlewanger (specjalna jednostka Wafen SS złożona z kryminalistów i więźniów obozów koncentracyjnych). Zostali wysłani jako "mięso armatnie" na pierwszy front walk z Armią Czerwoną.

Chłopiec przeżył obozowe piekło, miał przy sobie zdjęcie ojca w mundurze Wehrmachtu (zdarzało się, że powoływano też "obcych rasowo" do wojska w związku z brakami kadrowymi. Jednak nie mieli oni szansy awansować powyżej stopnia starszego szeregowego). Mano cały czas powtarzał, że jest Niemcem. Tak kazał mu ojciec.

Obóz w Sachsenhausen ewakuowano 1 lutego 1945 roku. Zaczął się tzw. "marsz śmierci", czyli wymarsz więźniów obozów koncentracyjnych, w ewakuacji przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Więźniowie przechodzili dziennie od 20 do 30 kilometrów, spali zazwyczaj pod gołym niebem. Jeśli nie dawali rady, byli rozstrzeliwani.

Mano udało się uciec z marszu razem z kuzynami. Byli starsi i silniejsi, a chłopiec nie zawsze za nimi nadążał. Chłopcy chcieli dotrzeć do domu, do Monachium. Kiedy Mano zasłabł kolejny już raz, obok przejeżdżał wóz transportujący uwolnionych francuskich jeńców wojennych. Jedna z kobiet, Elise Caree, zauważyła chłopca i wciągnęła go na wóz. Kobieta została wyzwolona z obozu Neustadt-Glewe. Podejrzewała, że chłopiec jest albo Żydem, albo Romem.

Przykazała Mano, że od teraz nie może mówić, że jest Niemcem, a francuskim Żydem. Kiedy zobaczyła zdjęcie ojca Mano, natychmiast je podarła i wyrzuciła. Mano nie wiedział już nic. Jechał, co jakiś czas odzyskując przytomność. Był w stanie skrajnego wyczerpania. Po długiej podróży dotarli do Paryża. Elise Caree przy rejestracji w punkcie pomocy skłamała, że chłopca znalazła, że stracił pamięć i zapomniał języka. Ona jednak znała go z czasów przedwojennych: miał być jej sąsiadem w Marsylii, gdzie wcześniej mieszkała. Elise zostawiła Mano w punkcie pomocy.

Mano siedział pod ścianą kilkanaście godzin. Nie wiedział czy może się odezwać. Tam zainteresowała się jego losem, francuska pracownica punktu Josephine Fouquet. Zaczęła z nim rozmawiać i szybko zorientowała się, że jedenastolatek jest Niemcem. Znała niemiecki z czasów okupacji. Zabrała chłopca do swojego domu w paryskiej dzielnicy Pantin. Josephine, zwana Fifine, mieszkała w małym mieszkaniu z nastoletnim synem Paulem i mężem Felixem.

"Trupy, wszędzie trupy"

Mano w 1946 roku
(fot. AJZ Dessau)

Pierwsze tygodnie w nowym domu były dla chłopca bardzo trudne. Nie potrafił spać w łóżku, nie potrafił używać sztućców. Przy stole zachowywał się jak zwierzę: rzucał się na jedzenie.

Jego stan zdrowia również nie był najlepszy. Na plecach miał wiele blizn, a jego nogi były spuchnięte na skutek niedożywienia.

Chłopca prześladowały koszmary. Budził się w nocy krzycząc: "Trupy, wszędzie trupy". Spał przez wiele godzin, budził się tylko na posiłki. Nie potrafił zostawać sam w domu, co sprawiało wiele kłopotu Fouquetom. Chłopiec musiał mieć również specjalną dietę, by jego organizm wrócił do normy.

Chłopiec pomału zaczął się uczyć francuskich słówek, jednak miał duży problem z koncentracją. Nie umiał się bawić. Rodzinie Fouqetów pomagała dyrektorka centrum pomocy Madeleine Marcheix-Thoumyre. By Mano nauczył się ponownego funkcjonowania w społeczeństwie, postanowiono wysłać go na kolonię z innymi dziećmi, które miały podobne wojenne doświadczenia.

Niestety chłopiec nie potrafił się zasymilować, przeszkadzała mu również nieznajomość języka. Koszmary wciąż powracały. Mano stał się agresywny, dostawał histerycznych ataków i niszczył wszystko, co się wokół niego znajdowało. Postanowiono umieścić go w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym. Niestety stan psychiczny chłopca jeszcze się pogorszył. Próbowano leczyć go przy pomocy terapii elektrowstrząsowej.

Rodzina Fouqet nie mogła się już nim dłużej zajmować. Mano trafił do domu dziecka w Saint - Mauer- des - Fosses. Dawni opiekunowie starali się go odwiedzać, jednak chłopiec poczuł się odrzucony.

Z nazistowskiego obozu na francuskie salony

W październiku 1945 roku do UNRR-y trafia zgłoszenie o wszczęciu poszukiwania Hermann'a Hollenreiner'a. UNNRA czyli United Nations Relief and Rehabilitation Administration, to organizacja utworzona w 1943 roku przez USA, Wielką Brytanię, ZSRR i Chiny w celu pomocy ludności po zakończeniu II wojny światowej. Poszukiwania Mano rozpoczął również Bawarski Czerwony Krzyż.

Madame Madeleine Marcheix-Thoumyre nie mogła się pogodzić z losem chłopca i postanowiła znaleźć mu opiekunów. Chłopiec został adoptowany przez bezdzietne małżeństwo Pierre'a i Paulette Chassagny. Paullete i Madeleine były najlepszymi przyjaciółkami, obie założyły organizację Francaises Libres (Wolne Francuzki), która pomagała deportowanym.

Zanim jednak Mano został adoptowany, zamieszkał w luksusowym pałacu madame Marcheix-Thoumyre. Chłopiec chodził z nią do opery, brał udział w wystawnych kolacjach, spędził wakacje nad Morzem Śródziemnym, nosił najdroższe garnitury. Tantine (franc. cioteczka) jak nazywał nową, chwilową opiekunkę Mano, obracała się wśród paryskich elit.

Podczas wojny była aktywistką ruchu oporu. W swojej kryjówce, która znajdowała się w podpiwniczeniu domu, ukrywali się m.in. siostra i szwagier generała de Gaulle'a. Mano dzięki temu miał szansę uczestniczyć w ślubie bratanicy generała, Genevieve de Gaulle z Bernardem Anthoniozem w 1946 roku.
Jego nowi opiekunowie, państwo Chassagny, chcieli zadbać o to, by chłopiec zdobył jak najlepsze wykształcenie. Dlatego postanowili go oddać na wychowanie do swoich znajomych, emerytowanych nauczycieli o nazwisku Chevrier. Problem w tym, że mieszkali oni w Hawrze, położonym 200 kilometrów od Paryża. I tak Mano trafił do Normandii.

Jego życie pomału zaczęło się układać. Chodził do szkoły, jednak musiał brać dodatkowe lekcje, by nadgonić materiał. Zaczął naukę gry na pianinie. Zawiązał pierwsze przyjaźnie: wolny czas spędzał nad morzem łapiąc kraby. Pisał pierwsze pocztówki i listy do Fouqet'ów i Madeleine Marcheix-Thoumyre.

Wakacje spędził z Fouqetami, u ich rodziny w Alzacji. Niestety w tragicznym wypadku zginęli jego prawni opiekunowie państwo Chassagny. Postanowiono, że Mano będzie nadal przebywał w Hawrze i zostanie adoptowany przez rodzinę Chevrier.

Powrót do domu

Madame Marcheix-Thoumyre nie mogła przestać myśleć o chłopcu i jego rodzinie. Rozpoczęła poszukiwania na własną rękę. Skontaktowała się m.in. ze Związkiem Byłych Więźniów Auschwitz, ze Służbą Pomocy Deportowanym, Służbą Bezpieczeństwa Narodowego, ambasadą Węgier, węgierskim stowarzyszeniem artystów w Budapeszcie, Stowarzyszeniem Cyrków Międzynarodowych oraz z UNRR-ą.

Jak się okazało - efektywnie. Cała rodzina Hollenreinerów przeżyła wojnę. Mano wrócił do domu w Monachium w grudniu 1946 roku. Z tej okazji amerykańska misja wojskowa zorganizowała wielkie przyjęcie. Przyszedł na nie sam generał Eisenhower. Gala była relacjonowana w mediach, w jednej z gazet ukazał się obszerny reportaż: "Wraca numer Z-3526".

Dopiero teraz, ponad osiemdziesięcioletni Mano potrafi otwarcie opowiadać o swoich przeżyciach wojennych. Wspiera go w tym żona Else. Jego historię, można przeczytać w książce Anji Tuckermann "Mano chłopiec, który nie wiedział gdzie jest", która niedawno ukazała się w polskich księgarniach.

Korzystałam z:
- Anja Tuckermann "Mano, chłopiec, który nie wiedział gdzie jest"
- E. Pasternak, J. Muller, "Polacy, Niemcy i Romowie w Domu Spotkań" [w:] "Oś-Oświęcim-Ludzie-Historia-Kultura" nr 64/ sierpień 2013

Zuzanna Gunia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia