Pogromca Enigmy urodził się w Bydgoszczy

Hanka Sowińska
W 2005 r. z okazji 100. rocznicy urodzin Marian Rejewski "usiadł na ławeczce" przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy
W 2005 r. z okazji 100. rocznicy urodzin Marian Rejewski "usiadł na ławeczce" przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy Wojciech Wieszok/Archiwum Gazety Pomorskiej
Jest 16 sierpnia 1905 roku. Matylda Rejewska, z domu Thoms, żona Józefa, kupca branży tytoniowej rodzi syna. Chłopcu na chrzcie nadane zostają imiona - Marian Adam.

Sto osiem lat temu, w kamienicy przy ulicy Wileńskiej 6 w Bydgoszczy urodził się przyszły genialny matematyk i kryptolog, pogromca Enigmy. Człowiek, któremu Europa zawdzięcza skrócenie - co najmniej o dwa, trzy lata - wojennego koszmaru i uratowanie kilku milionów ludzi.

Janina Sylwestrzak, córka Mariana Rejewskiego: - Dziadkowie Rejewscy mieli czterech synów i trzy córki. Tato był siódmym i ostatnim dzieckiem. Najstarszy - Wacław - umarł w wieku niemowlęcym. Janek i Tadeusz też odeszli przedwcześnie; mieli po dwadzieścia parę lat, zdążyli się wykształcić. To nie była nagła śmierć. Obaj chorowali na płuca. Janek nabawił się gruźlicy będąc na studiach w Gdańsku. Pamiętam jak moja mama mówiła, że pewnie nie dojadał, palił papierosy i nie wyleczył jakiegoś przeziębienia. Dlatego wywiązało się takie choróbsko, a wtedy nie było antybiotyków. Wiem, że leczył się w Smukale. Matylda, wówczas już wdowa, chcąc ratować syna, wywiozła go do Obersdorfu. Było jednak za późno na uratowanie życia. Myślę, że strata braci odcisnęła również piętno na moim ojcu. W rodzinie mówiło się, że Janek był wyjątkowo zdolny.

- Po śmierci swojego ojca Józefa i braci pani tato był jedynym mężczyzną w rodzinie.

- Wtedy był za młody, by tak to odbierać. Poczuł się głową rodziny dopiero po powrocie z Anglii (listopad 1946 rok - przyp. H.S). Oprócz żony, dzieci i teściów, w Bydgoszczy czekała na niego również matka i trzy siostry - Łucja, Zofia i Aniela. Uważał, że musi im pomagać. To była jego najbliższa rodzina. Czuł się z nią bardzo związany i za nią odpowiedzialny.

- Matylda Rejewska owdowiała w 1921 r., wtedy Marian miał 16 lat. Dobrze się uczył, więc matka musiała się liczyć z tym, że będzie chciał się dalej kształcić.

- Znając inteligencką atmosferę panującą w domu ojca, myślę, że raczej oczywiste było, iż pójdzie na studia. Po śmierci Józefa babka prowadziła kolekturę Loterii Państwowej. Punkt mieścił się przy ul. Dworcowej 17. W 1923 r. tato zdał maturę i rozpoczął studia na Uniwersytecie Poznańskim. Wiele lat później słyszałam, że gdy kiedyś przyjechał na wakacje do domu, nie był zadowolony z tego, co zobaczył. Źle ocenił wystawę w kolekturze, mówiąc, że jest mocno zaniedbana. Sam zabrał się do pracy i powprowadzał jakieś zmiany. Zależało mu na tym, aby punkt przyciągał klientów. Wiem również, że w którymś roku padła w nim główna wygrana. Podobno wpłynęło to znacznie na wzrost zainteresowania kolekturą i zwiększyło jej obroty.

- Studia na wydziale matematyczno-przyrodnicznym trwały sześć lat. I zapewne sporo kosztowały...

- Nieraz pytano mnie, za co Marian Rejewski studiował? Przypuszczano, że rodzina musiała mieć jakiś majątek, bo inaczej nie mógłby się wykształcić. Nie sądzę, żeby posiadała jakieś większe zasoby. Józef Rejewski pochodził ze zubożałego wielkopolskiego ziemiaństwa, Matylda - córka właściciela browaru w Podgórzu koło Torunia - wniosła pewnie do małżeństwa posag, który stopniał w związku z chorobami synów i prowadzeniem domu dla ośmiorga osób. Wydaje mi się jednak, że jak ktoś bardzo chciał się uczyć, to mógł. Przykładem może być mój dziadek ze strony matki, Stanisław Lewandowski. Pochodził z Wągrowca w Wielkopolsce. Postanowił zostać dentystą i udało mu się, choć rodzina nie była majętna. Jego rodzice, posiadający trójkę dzieci, prowadzili - z różnym powodzeniem - sklep kolonialny. Studiując we Wrocławiu, dziadek utrzymywał się ze stypendium im. Emila Warmińskiego dla ubogiej młodzieży. Po studiach wyjechał na trzy lata do Pragi na praktykę, odłożył trochę pieniędzy i stypendium zwrócił. Wracając do taty... Gdy rozpoczynał studia, kolektura Loterii Państwowej dobrze prosperowała, wszystkie jego siostry już pracowały. Rodzina była zdecydowanie inteligencka i do wykształcenia przywiązywała wielką wagę. Sądzę, że akurat wtedy rodzinie Rejewskich zaczęło się powodzić nie najgorzej. Z pewnością nie skąpiono grosza na studia najmłodszemu i jedynemu mężczyźnie.

- Od września 1932 r. Marian Rejewski mieszkał i pracował w Warszawie. W czerwcu 1934 r. ożenił się z bydgoszczanką, Ireną Lewandowską, jedyną córką Jadwigi i Stanisława. Pani matka nie była koleżanką ze studiów, Rejewski przyszłej żony nie poznał w stoli

- (śmiech) Można powiedzieć, że znali się od zawsze, bo obie rodziny - Rejewskich i Lewandowskich - utrzymywały ze sobą bliskie kontakty. Pamiętam, jak mama mówiła, że to było naturalne, iż w pozostającej pod pruskim panowaniem Bydgoszczy polskie rodziny znały się i przyjaźniły. Wiem, że spędzali ze sobą dużo czasu. Zachowały się zdjęcia z różnych spotkań z okazji świąt, z wycieczek do podmiejskich lasów, na których są obie babki - Matylda i Jadwiga. Są na nich również moi rodzice, jeszcze jako dzieci.

- Ślub zapewne odbył się w Bydgoszczy.

- Tak, ale nie wiem, w którym kościele. Po uroczystym śniadaniu w gronie najbliższej rodziny młoda para wyjechała w podróż poślubną na Półwysep Helski, do Juraty. Tato, jeszcze jako kawaler, wynajmował w Warszawie pokój niedaleko Placu Inwalidów, u niejakiej pani Hippowej. Rodzice odwiedzali ją już po ślubie, gdy zamieszkali w większym, również wynajmowanym lokalu, w willi przy ul. Sułkowskiego. Podczas tych spotkań moja mama dowiedziała się, jak Rejewski spędzał czas po pracy, gdy tam mieszkał. W tym właśnie okresie intensywnie zajmował się rozszyfrowywaniem Enigmy. Światło w jego pokoju nierzadko gasło dopiero nad ranem. Po latach, gdy sprawa niemieckiej maszyny szyfrującej przestała być tajemnicą, rodzice śmiali się nieraz, mówiąc, że gdyby Irena Lewandowska wcześniej zgodziła się na ślub - a trochę z tym zwlekała - złamanie Enigmy nie nastąpiłoby tak prędko. Było sprawą oczywistą, że rodzice chcieli mieć własny kąt. Kupili w spółdzielni mieszkaniowej lokal przy ul. gen. Zajączka 7. Tego adresu nigdy nie zapomnę. W czasie wojny nosiłam zawieszony na szyi kawałek materiału, na którym był on wyhaftowany na wypadek, gdybym została oderwana od rodziny. To z tego mieszkania wyszłam razem z mamą i bratem po upadku Powstania Warszawskiego.

Od autorki:

Na początku 1929 r. polski wywiad zorganizował w Poznaniu kurs kryptologiczny dla studentów starszych lat matematyki. Wśród wybranej dwudziestki znalazł się Marian Rejewski. W tym czasie kończył już pisać pracę magisterską, której temat brzmiał: "Opracować teorię funkcji podwójnie periodycznych drugiego i trzeciego rodzaju oraz wskazać jej zastosowanie" (została oceniona na piątkę). Jesienią pojechał do Getyngi na dwuletnie studia w zakresie matematyki ubezpieczeniowej. Skończył je po roku, bo otrzymał propozycję objęcia asystentury w Instytucie Matematyki. Wrócił więc do Poznania i do... kryptologii.

Latem 1932 r. podjął decyzję, która zaważyła na jego dalszym życiu. Zrezygnował z kariery naukowej i 1 września rozpoczął pracę w Biurze Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego w Warszawie. Pod koniec tego roku, dzięki wybitnym zdolnościom matematycznym i nieprzeciętnej inteligencji dokonał tego, z czym nie potrafili się uporać kryptolodzy brytyjscy i francuscy. Wykorzystując matematyczną teorię permutacji odtworzył zasadę działania niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Odkrycie to pozwoliło na skonstruowanie polskich replik Enigmy. Wiele lat później Marian Rejewski napisał, że "rekonstrukcja maszyny była warunkiem koniecznym, lecz niewystarczającym do opanowania szyfru i wieloletniego dekryptażu depesz". Nieodzowne było poznanie sposobu szyfrowania czyli tzw. klucza. I w tym przypadku matematyczny geniusz Rejewskiego wydał owoce.

Kolejne sukcesy w rozszyfrowywaniu Enigmy były już dziełem trójki kryptologów. Z początkiem 1933 r., Rejewski - razem z Jerzym Różyckim i Henrykiem Zygalskim - opracował metodę odtwarzania tzw. kluczy dziennych depesz. Odtąd polski wywiad, aż do wybuchu wojny, mógł czytać maszynowo utajniane niemieckie depesze wojskowe, nadawane drogą radiową. W lipcu 1939 r., na kilka tygodni przed wybuchem II wojny światowej, polski wywiad podzielił się swoją największą tajemnicą z Francuzami i Anglikami.

Podczas wojny Rejewski przebywał we Francji i w Wielkiej Brytanii. Do Polski wrócił w 1946 r. Przez następne 20 lat mieszkał w Bydgoszczy. Swojego matematycznego geniuszu w żaden sposób nie mógł jednak wykorzystać. O tym, że jest współtwórcą jednego z najwybitniejszych osiągnięć polskiego wywiadu świat dowiedział się dopiero w 1974 r. Wtedy Rejewski mieszkał już w Warszawie. Zmarł 13 lutego 1980 r. Spoczywa na Wojskowych Powązkach.

Podczas międzynarodowej konferencji, która odbyła się w Bydgoszczy w 2004 r. amerykański historyk David Kahn mówił, że gdyby alianci nie czytali niemieckich depesz, szyfrowanych "Enigmą" (polski wywiad podzielił się z Francuzami i Anglikami tajemnicą "Enigmy" w lipcu 1939 r.), wojna trwałaby dłużej i pochłonęłaby jeszcze parę milionów ofiar.

HANKA SOWIŃSKA, Gazeta Pomorska

Cytaty pochodzą z wywiadu-rzeki z Janiną Sylwestrzak, córką Mariana Rejewskiego, który ukazał się w książce pt. "Marian Rejewski 1905-1980. Życie Enigmą pisane", Bydgoszcz 2005. Publikacja została wydana w 100. rocznicę urodzin genialnego kryptologa i matematyka przez Urząd Miasta Bydgoszczy.

Polscy kryptolodzy we francuskim ośrodku "Cadix". Marian Rejewski pierwszy z prawej
(fot. Archiwum Dokumentacji Mechanicznej)

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia