Propaganda PRL i daremne próby „zlustrowania” Józefa Piłsudskiego

Maciej Miezian
Józef Piłsudski
Józef Piłsudski ARC
Wiadome służby starały się dowieść, acz z marnym skutkiem, że Marszałek był agentem Austrii, Niemiec albo Japonii. Miała o tym świadczyć jego działalność w Galicji.

Na początku lat 60. ubiegłego wieku władza ludowa postanowiła „uczcić” nadchodzącą, setną rocznicę urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego, wydając zbiór dokumentów poświęconych jego współpracy z austriackim wywiadem wojskowym przed I wojną światową. Sprawa nie była nowa, bo już w 1953 r. ukazały się pamiętniki gen. Józefa Rybaka, który dla przyszłego marszałka był – jakbyśmy to dziś powiedzieli – kimś w rodzaju „oficera prowadzącego”. Po wojnie generał został w kraju i chciał się nawet zatrudnić w Ludowym Wojsku Polskim, ale zamiast tego wylądował w więzieniu, gdzie zapewne zasugerowano mu napisanie pamiętnika.

Gen. Rybak rzeczywiście to zadanie wykonał. Czasu miał sporo, bo będąc wysokiej klasy specjalistą w sprawach wojskowości oraz absolwentem Szkoły Wojennej Sztabu Generalnego w Wiedniu, mógł się zajmować w PRL tym, czym zajmowali się ludzie o podobnych kwalifikacjach i wykształceniu – został ślusarzem.

Póki żył, wstrzymywał publikację swoich notatek. Gdy zmarł, na księgarskie półki trafiła książka zatytułowana „Pamiętniki generała Rybaka”. Pracownicy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego poświęcili sporo czasu na redakcję tekstu i dzięki temu dzieło człowieka, którego Piłsudski lubił i któremu wybaczał nawet potknięcia na polu bitwy, mogło się ukazać z takimi rozdziałami, jak: „Pierwsze kontakty z »Konfidentem S«” czy „Moje nowe plany i przełamanie megalomanii Piłsudskiego”. Mimo ubeckiego „szlifu” zasadnicza treść pamiętników pozostała bez zmian.

W gruncie rzeczy odsłaniała tylko tę oczywistą prawdę, że gdy jakieś państwo zgadza się, by na jego terenie powstały obce siły zbrojne, to musi mieć nad nimi kontrolę, a przede wszystkim chce dostać coś w zamian. Jedynym zaś „towarem”, jaki mogli zaoferować Piłsudski i jego ludzie, były wiadomości wywiadowcze z terenów Rosji, czyli kraju, który od 1908 r. jawnie szykował się do wojny z naddunajską monarchią. Obie strony miały tutaj wspólny interes, a gdy wybuchła I wojna światowa, oddziały Strzelca, podobnie jak inne tego typu formacje, stały się po prostu częścią armii austro-węgierskiej i współpraca z wojskowym wywiadem wynikała z prostej zależności służbowej.

Mimo to władza ludowa postanowiła zrobić z pamiętników gen. Rybaka sensację. Być może po to, by przykryć fakt współpracy Włodzimierza Lenina z wywiadem niemieckim, bo choć skrzętnie to ukrywano, rzecz była tajemnicą poliszynela we wszystkich krajach demokracji ludowej. W tym celu wysupłano cenne dewizy i wysłano uczonych do wiedeńskiego Kriegsarchiv, żeby przeprowadzili kwerendy. Plonem przetrząsania archiwum była publikacja pt. „Galicyjska działalność wojskowa Józefa Piłsudskiego 1906-1914”, która ukazała się w 1967 r., akurat w setną rocznicę urodzin Piłsudskiego. Marszałek przyszedł na świat 5 grudnia 1867 r. w Zułowie, miejscowości w okręgu wileńskim (obecnie Litwa).

Jak wyczyszczono Kriegsarchiv

Władze PRL musiały być jednak zawiedzione, ponieważ misterny plan przybliżenia agenturalnej działalności Józefa P. nieoczekiwanie padł ofiarą trzech niesprzyjających czynników: austriackiej lojalności, polskiej zaradności i niemieckiej dokładności.

Po pierwsze, okazało się, że Austriacy – w momencie, gdy upadała habsburska monarchia, a jeszcze nie nastała republika – przystąpili do wielkiego niszczenia akt Urzędu Ewidencji, jak nazywali swoje dowództwo wywiadu. Zawiadujący nim gen. Maksymilian Ronge, kierując się poczuciem lojalności w stosunku do swoich współpracowników, polecił zniszczyć dokumentację dotyczącą osób, które zajęły wysokie stanowiska w krajach wyrosłych na gruzach austro-węgierskiej monarchii. Drzwi do gmachu Urzędu Ewidencji zamknięto i obstawiono strażą, a każdy wchodzący i wychodzący był szczegółowo rewidowany. Następnie, korzystając z ukrytego przejścia do sąsiedniego budynku, w którym znajdował się odpowiedni piec, przeniesiono tysiące dokumentów i puszczano je z dymem. W taki oto sposób zniknęły listy agentów, pokwitowania pieniężne i kartki wycięte żyletkami z dziennika podawczego. Akcja objęła nie tylko materiały dotyczące Polski, lecz także Czechosłowacji, Jugosławii oraz Włoch i była kontynuowana nawet po powstaniu w Austrii republiki. Resztki dokumentacji gen. Ronge zabrał do domu i umieścił w prywatnym archiwum.

Następnej czystki w wiedeńskich archiwach dokonali sami Polacy. Powołując się na niektóre klauzule traktatu z Saint-Germain, podpisanego przez Austrię w 1919 r., zażądali wydania dokumentów związanych z działalnością Piłsudskiego i jego ludzi na terenie Galicji przed I wojną światową. Żeby dodatkowo wzmocnić swoją argumentację, od wydania papierów strona polska uzależniła dostawy węgla, na których Austrii bardzo zależało. Z archiwów w Wiedniu zabrano zatem kolejną partię materiałów o współpracy Piłsudskiego i kierowanej przez niego Polskiej Partii Socjalistycznej Frakcja Rewolucyjna z austriackim wywiadem wojskowym.

Następną okazją do czyszczenia zbiorów okazał się Anschluss Austrii, czyli wcielenie jej do Tysiącletniej Rzeszy, 12-13 marca 1938 r. Przygotowując się do wojny z Polską naziści szczegółowo przejrzeli wiedeńskie archiwa w poszukiwaniu przydatnych dokumentów. Szef kontrwywiadu SS gen. Walter Schellenberg zajął nawet wspomniane prywatne archiwum gen. Ronge i wywiózł je do Berlina. Po wojnie alianci zwrócili je rodzinie, ale nadal pozostaje niedostępne dla naukowców (przynajmniej taka sytuacja panowała w 1998 r., gdy ukazała się kolejna książka o współpracy Piłsudskiego z austriackim wywiadem pt. „Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1914-1918”, autorstwa Ryszarda Świętka).

Co znaleziono w wiedeńskich archiwach

Z tych wszystkich powodów, gdy polscy badacze przystąpili po wojnie do kwerendy w wiedeńskich archiwach, nie odnaleźli tam wielu dokumentów. Nie znaczy to jednak, że nie natrafili na ciekawe pozycje. Wspomniana wcześniej, wydana w 1967 r., książka rozpoczyna się np. raportem przesłanym szefowi Sztabu Generalnego, gen. Friedrichowi von Beckowi, przez zwierzchnika ośrodka wywiadowczego 10. Korpusu w Przemyślu, płk. Franza Kanika. Informuje on, że 29 września 1906 r. zgłosiło się do niego dwóch przedstawicieli Polskiej Partii Socjalistycznej Frakcja Rewolucyjna: Józef Piłsudski i dr Witold Jodko, z propozycją współpracy przeciwko Rosjanom. Zobowiązali się do usług wywiadowczych wszelkiego rodzaju w zamian za ułatwienie nabywania broni, przymknięcie oka na tajne arsenały i działalność agentów partyjnych w Galicji. Prosili też o nierepresjonowanie austriackich rezerwistów, którzy brali udział w walkach z Rosją. Ponadto poinformowali, że posiadają w zaborze rosyjskim 70 000 uzbrojonych ludzi, a w razie konfliktu zbrojnego liczba ta może się zwiększyć nawet do 200 000, co w Wiedniu uznano za fantasmagorię. W tym okresie Austria nie chciała sobie jeszcze psuć stosunków z Rosją, toteż płk. Kanikowi polecono zerwać kontakty z polskimi bojowcami.

Ten ciekawy dokument ocalał tylko dlatego, że jego odpis włożono do niewłaściwej teczki, przez co przeoczono go podczas czystek w archiwum. Inne dokumenty przeniesiono na początku wojny do Ministerstwa Obrony Krajowej, któremu podlegały paramilitarne oddziały, jak Strzelec czy Drużyny Strzeleckie i zapewne nie zwrócono ich w 1918 roku. Kolejne materiały trafiły np. do działu związanego ze zwalczaniem rusofilskiej i panslawistycznej propagandy. Dla Austriaków działalność polskich oddziałów paramilitarnych, podobnie jak tworzenie formacji złożonych z Ukraińców, było próbą przeciwstawienia się prorosyjskiej propagandzie. Trzeba bowiem wiedzieć, że liczne organizacje społeczne i polityczne z Rosji szerzyły ją, nie bez powodzenia, na terenie Galicji, Rusi Zakarpackiej i Bukowiny.

Każdego, kto chciałby więcej poczytać o współpracy Piłsudskiego z wywiadem austriackim, odsyłam do wspomnianej „Lodowej ściany” Ryszarda Świętka. Warto też mieć w biblioteczce PRL-owską książkę z 1967 r., ponieważ zawiera fotografie 144 dokumentów oraz ich tłumaczenie na język polski. Wydana w nakładzie 4000 egzemplarzy trafiła w większości do osiedlowych bibliotek. Trzeba się spieszyć, bo może ona paść ofiarą tak popularnych dziś selekcji zbiorów, o czym mogłem się sam przekonać, poszukując egzemplarza do napisania tego tekstu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia