Radary Luftwaffe na Górze Św. Anny

Radosław Dimitrow
Tak wyglądały maszty stacji radarowych. Były one zamontowane na polach pod Górą św. Anny, które dziś przecina autostrada A4.
Tak wyglądały maszty stacji radarowych. Były one zamontowane na polach pod Górą św. Anny, które dziś przecina autostrada A4. NTO/Archiwum
Niemieccy wojskowi na potrzeby wojenne wybudowali na Górze św. Anny sieć 11 radarów o zasięgu 250 kilometrów.

To była jedna z większych stacji radarowych działających w tej części III Rzeszy. Specjaliści z Luftwaffe zdecydowali się wybudować ją na Górze św. Anny, ze względu na specyficzne ukształtowanie terenu i bliskość zakładów w Zdzieszowicach i Blachowni, gdzie produkowana była benzyna syntetyczna.

Radary działające w bliskim sąsiedztwie miały pomóc w nawigacji własnych samolotów i w wychwytywaniu maszyn aliantów. Ta nowoczesna - jak na tamte czasy - technologia została odkryta przez nazistów już w czasie trwania II wojny światowej i była częścią taktyki Adolfa Hitlera wymierzonej w przeciwnika.

Stacja na Górze św. Anny nosiła kryptonim "Ananas-y", który prawdopodobnie nawiązywał do niemieckiej nazwy miejscowości Annaberg. W skład systemu radarów "FuSAn" (od niem. Funksendeanlage - system transmisji radiowej) wchodziło 11 masztów, na których pracowały urządzenia typu: Freya Egon, Heinrich Peiler i Hans E-Mess. Pomagały one nie tylko w wychwytywaniu samolotów przeciwnika, ale przede wszystkim umożliwiały loty niemieckich myśliwców w kompletnych ciemnościach.

Radary określały kierunek i odległość samolotów. System działał w ten sposób, że wysyłał do maszyn sygnał z częstotliwością 180 impulsów na minutę. Trafiał on do specjalnych transponderów zamontowanych na pokładzie samolotów i był natychmiast odsyłany z powrotem, by kontrolerzy mogli określić lokalizację. W kabinie samolotu impulsy były dodatkowo zamieniane na cichy gwizd, co pomagało pilotowi zorientować się, czy leci we właściwym kierunku.

Stacja radarowa na Górze św. Anny była częścią niemieckiej taktyki zwanej Himmelbett (Łóżko z Baldachimem), wymierzonej w naloty aliantów, których samoloty bombardowały nocą strategiczne cele na terenie III Rzeszy. Niemieckie samoloty, naprowadzane z ziemi, miały wychwytywać i niszczyć cele. Ponieważ nie wszystkie maszyny Luftwaffe były wyposażone w transpondery, łączono je w niewielkie grupy, w którym jeden z samolotów był liderem.

Mimo zaawansowanej technologii, Niemcy byli w stanie zniszczyć jednorazowo maksymalnie kilka procent maszyn przeciwnika. Dlatego system nie przeszkodził aliantom w nalotach dywanowych. Dla przykładu firmy produkujące benzynę syntetyczną były bombardowane w 1944 roku aż 8 razy. Amerykańskie Fortece (B-17) i Liberatory (B-24) zrzuciły wtedy na okolicę ponad 2 tys. ton bomb, co doprowadziło zakłady do ruiny.

Ślady po niemieckich radarach do dziś znaleźć można na polach pod Górą św. Anny - betonowe elementy porośnięte krzakami. Są one rozlokowane w promieniu jednego kilometra na polach, które przecina autostrada A4. W bliskim sąsiedztwie znajdują się Miejsca Obsługi Podróżnych.

Co ciekawe, lokalizacja obrana przez Niemców, wybierana jest współcześnie jako dobre miejsce dla pracy urządzeń nadawczo-odbiorczych. Dziś można tam natrafić np. na nadajniki telefonii komórkowej. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej planuje natomiast w tym samym miejscu budowę radaru meteorologicznego, który ma pomagać w przepowiadaniu pogody.

Radosław Dimitrow

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia