"Sprawa połaniecka" - najgłośniejsza zbrodnia kryminalna PRL-u?

Kalendarium
NAC
Do tej tragedii doszło w Boże Narodzenie, w nocy z 24 na 25 grudnia 1975 roku w miejscowości Zrębin śmierć poniosły 3 osoby. Poszło o weselne przygotowania

25 grudnia po wywabieniu z kościoła w Połańcu 18-letniej Krystyny i Stanisława Łukaszków oraz 12-letniego Mieczysława Kality (brata Krystyny), wspólnie ze swym szwagrem Józefem Adasiem i zięciami Jerzym Sochą oraz Stanisławem Kulpińskim pojechali za przyszłymi ofiarami.

Mieczysław Kalita został przez sprawców potrącony na szosie samochodem, a Krystyna i Stanisław zostali pobici kluczem do kół autobusowych, a potem przejechani samochodami. Wszystkie trzy ofiary zginęły na miejscu. Następnie ciała przewieziono półtora kilometra dalej i ułożono w rowie, nieudolnie pozorując wypadek drogowy.

Całe zdarzenie obserwowało około 30 świadków, którzy zostali dowiezieni na miejsce przestępstwa autobusem kierowanym przez jednego ze sprawców.

Nie chodziło o zapewnienie sobie publiczności, lecz autobus był jednym z pojazdów, którym goniono ofiary. Świadkowie ci byli w większości mocno pijani, jednak żaden z nich nie próbował przeciwstawić się zbrodni oglądanej przez okna autobusu. Krystyna Łukaszek była w widocznej ciąży, a jej brat dzieckiem.

Motywy zbrodni były rażąco błahe w świetle czynu: nieporozumienia na tle przygotowań do wesela. Zarzuty stawiane przez rodzinę ofiar żonie jednego ze sprawców o kradzież wędlin i zastawy stołowej wypożyczonej z Koła Gospodyń.

Jan Sojda poczuł się szczególnie urażony, że zarzuty te padły ze strony stosunkowo biednych i mało znaczących we wsi gospodarzy.

Cechą szczególną procesu była duża liczba zarzutów postawionych świadkom zbrodni za fałszywe zeznania. Świadkowie ci zostali w ceremonii (świece, krucyfiks, nakłuwanie palców i przysięga na własną krew) zaprzysiężeni zaraz po zabójstwie przez Jana Sojdę, że będą milczeć.

Dodatkowo za milczenie każdy otrzymał po medaliku i od 2 do 10 tys. zł. Łącznie rodzina Sojdy wydała na łapówki ponad 200 tys. zł. I tych kilkadziesiąt osób faktycznie aż do momentu, kiedy sąd zaczął aresztować ich na sali sądowej, zachowywało milczenie.

Także w czasie procesu miało miejsce zastraszanie lub przekupywanie świadków przez rodziny oskarżonych. Ostatecznie 18 świadków spędziło w więzieniu po kilka lat, za fałszywe zeznania i zatajanie zbrodni.

Podczas śledztwa popełnione zostały liczne błędy polegające m.in. na sekcji zwłok przeprowadzonej w nieudolny sposób przez lekarza bez uprawnień, oddaniu do kasacji sprawnego autobusu zanim zabezpieczono na nim ślady zdarzenia, niezabezpieczeniu miejsca zdarzenia.

Bagatelizowaniu dowodów sprzyjało bezpodstawne przekonanie prowadzących sprawę w pierwszym jej okresie, że miał miejsce wypadek drogowy, nie zaś zabójstwo, w którym samochody były jednym z narzędzi. Błędy te z trudem naprawiano w postępowaniu w prokuraturze i przed sądem.

Wszystko to, a także opór świadków, których solidarność złamano dopiero na sali sądowej, wydłużyło zarówno śledztwo, jak i proces.

Prokuratorzy Jacek Świercz i Franciszek Bełczowski dla Sojdy, Sochy, Adasia i Kulpińskiego zażądali łącznej kary śmierci.

Sąd Wojewódzki w Tarnobrzegu z siedzibą w Sandomierzu skazał po ponad rocznym procesie (od 7 listopada 1978 do 10 listopada 1979) Jana Sojdę na karę śmierci. Na taką samą karę skazano Józefa Adasia, Jerzego Sochę i Stanisława Kulpińskiego.

Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok Sądu Wojewódzkiego. Wyrok ten, choć już prawomocny, nie utrzymał się jednak, gdyż Rada Państwa skorzystała z przysługującego jej prawa łaski, zamieniając karę śmierci orzeczoną wobec Jerzego Sochy i Stanisława Kulpińskiego na kary 25 lat pozbawienia wolności.

Karę śmierci wobec Jana Sojdy i Józefa Adasia utrzymano i wykonano. Na Janie Sojdzie wyrok śmierci przez powieszenie wykonano 23 listopada 1982 roku w krakowskim Areszcie Śledczym przy ulicy Montelupich. Socha został zwolniony warunkowo przedterminowo z zakładu karnego po odsiedzeniu 14 lat i sześciu miesięcy, Stanisław Kulpiński spędził w więzieniu 11 lat i sześć miesięcy.

W oparciu o tę sprawę, powstała książka Wiesława Łuki, "Nie oświadczam się". Autor przez półtora roku trwania procesu sądowego publikował na łamach tygodnika "Prawo i zycie" serię reportaży z sali sądowej i kilku wsi pod Połańcem, z których pochodzili świadkowie zbrodni.

Powstał także film "Zmowa" na podstawie scenariusza Wiesława Łuki, powieść Romana Bratnego "Wśród nocnej ciszy", a także przedstawienie teatralne. O sprawie pisali też inni dziennikarze, m.in. Hanna Krall.

Oprac. na podstawie artykułu z Wikipedii

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia