Mariusz Pilis kończy swój dokument o zbrodni na rodzinie Ulmów w Markowej [ZDJĘCIA]

Piotr Samolewicz
Mariusz Pilis (w środku) na planie swojego filmu w  marcu br. w skansenie w Markowej koło Łańcuta.
Mariusz Pilis (w środku) na planie swojego filmu w marcu br. w skansenie w Markowej koło Łańcuta. Materiały producenta
Dokumentalista Mariusz Pilis po dziewięciu latach prac zapowiada na przełom sierpnia i września 2022 roku premierę swojego filmu o rodzinie Ulmów z Markowej „Życie, które przynosi śmierć”. Film opowiada o zderzeniu się dwóch historycznych świadomości: polskiej i niemieckiej.

Pierwsze zdjęcia do filmu powstały w 2013 roku przy okazji otrzymania przez Muzeum-Zamku w Łańcucie listu od córki szefa niemieckiej żandarmerii w Łańcucie por. Eilerta Diekena, który kazał zabić rodzinę Ulmów w Markowej i ukrywanych przez nią Żydów i który dowodził tą zbrodnią. Z listu wynikało, że córka Diekena, Greta Wilbers, nie miała pojęcia o roli swojego ojca, pisała natomiast o tym, „że wyświadczył ludziom wiele dobra. Zresztą niczego innego bym się nie spodziewała”.

Ostanie zdjęcia do filmu powstaną jeszcze w Niemczech. Będzie to kolejna wizyta ekipy filmowej w Niemczech. Po tej wizycie zacznie się postprodukcja. Po odmowie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej na dofinansowanie projektu reżyser już nie aplikował więcej do tej instytucji i pieniądze na nią zdobył w Fundacji Stefczyka.

Trzy zbiory fotografii

Głównym tematem filmu nie jest sam mord na Ulmach dokonany 24 marca 1944 roku przez żandarmów i granatowych policjantów pod dowództwem Eilerta Diekena, ale polska i niemiecka pamięć o tym wydarzeniu, a jego główną linię narracyjną budują zdjęcia archiwalne.

- Dysponuję trzema bardzo obfitymi zbiorami fotografii, które łączy zbrodnia w Markowej. Są fotografie robione przez ofiarę, czyli Józefa Ulmę, zgromadzone m.in. w Muzeum w Markowej. Drugi zbiór stanowią zdjęcia zrobione przez kata, Eilerta Diekena, które w zeszłym roku zostały przekazane Instytutowi Pileckiego w Berlinie, co miałem okazję sfilmować. Te zdjęcia dokumentują życie Eilerta Diekena i jego rodziny na przestrzeni wielu lat. To jak był policjantem w Niemczech przedwojennych, to jak radził sobie jako komisarz na posterunku policji w Esens po wojnie. Generalnie ten zasób zdjęć pokazuje, jak ten człowiek funkcjonował po wojnie do śmierci w 1960 roku nigdy nieukarany za to co zrobił w Polsce. I jest trzeci zbiór fotografii reporterskich wytworzonych przez nas na bazie materiałów ze śledztwa w sprawie śmierci Ulmów prowadzonego w latach 50. Ten trzeci zasób jest spoiwem do zasobów zdjęć kata i ofiary - mówi Mariusz Pilis.

– Film jest o tym, jak w Polsce buduje się pamięć, jaką mamy potrzebę upamiętniania tamtych wydarzeń, rozmawiania o nich po latach milczenia nie tylko w okresie PRL, ale także w latach 90. i 2000, i atakach na wysiłek Polaków podejmowany podczas II wojny światowej dla ratowania Żydów – dodaje reżyser.

Mariusz Pilis podkreśla, że w Polsce pamięć historyczna się rozwija.

– Natomiast u Niemców jest odwrotnie. To wszystko co u nas rośnie, u nich zaczyna być chowane pod ziemię, zacierane – mówi dokumentalista.

Reżyser i scenarzysta na podstawie zarówno zdjęć, jak i wspomnień ludzi odtworzył minuta po minucie tamten krytyczny dzień (24 marca 1944 roku) w życiu rodziny Ulmów do następnego dnia rano.

– I to stało się przedmiotem inscenizacji, ale nie filmowej, tylko fotograficznej. Zbudowaliśmy na ten temat serię zdjęć – mówi reżyser nie zdradzając szczegółów.

Wizyta u Grety Wilbers

Reżyser kilka lat temu rozmawiał z sędziwą córką Eilerta Diekena, Gretą Wilbers, pensjonariuszką domu starców położonego kilkadziesiąt kilometrów od Esens.

– Ona nie miała zielonego pojęcia na temat przeszłości ojca, a jeśli miała, to grała znakomicie – mówi reżyser. – Myśmy byli świadkami przekazania przez Mateusza Szpytmę, wtedy pracownika IPN w Krakowie, dziś wiceprezesa IPN, koperty z materiałami dowodowymi zebranymi na temat Eilerta Diekena. Mam zapis zdjęciowy, gdy ta koperta wędruje do rąk jego córki. Mieliśmy nadzieję pobudzić ją do tego, że wyciągnie rękę w polską stronę, ale wydaje się, że tu nie tylko czysto ludzkie odruchy wzięły górę, że Greta Wilbers już nigdy potem z nami się nie spotkała. Aż w pewnym momencie pojawił się ten zasób zdjęć po jej ojcu Eilercie Diekenie – opowiada Mariusz Pilis.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia