Rozmowa. O fenomenie Sky Oruni i latach 90. rozmawiamy z Grzegorzem Bryszewskim, autorem książki „Wróżka, biskup i kasety wideo”

Anna Szałkowska
Orunianin, dziennikarz, geograf, przewodnik lokalny, autor książki
Orunianin, dziennikarz, geograf, przewodnik lokalny, autor książki mat. prasowe B. Kociumbas-Kos
"(...) Było sobotnie przedpołudnie, oruńska stacja puściła bajki dla dzieci nagrane na VHS. Po ich zakończeniu na ekranach telewizorów pojawił się fragment niemieckiego i całkiem dosadnego… filmu pornograficznego. Do siedziby telewizji zaczęli wydzwaniać oburzeni rodzice. Telefony rozdzwoniły się jednak dopiero po zakończeniu niemieckiego filmu dla dorosłych (...)". To tylko fragment książki Grzegorza Bryszewskiego „Wróżka, biskup i kasety wideo” o popularnej w latach 90. telewizji Sky Orunia. Takich smaczków w tej lekturze nie zabraknie. Do czytelników trafia książka pełna wspomnień związanych z nią ludzi i niepowtarzalnych chwil z tamtych czasów. Tych ciekawych, zabawnych, a czasem niestety tragicznych, jak pożar Hali Stoczni Gdańskiej podczas koncertu Golden Life, do którego doszło w 1994 roku. Premiera książki już 14 listopada.

Skąd pomysł na wskrzeszenie historii Sky Orunia?
Ze spacerów. Pomysł pojawił się w 2021 roku, gdy zostałem przewodnikiem lokalnym w ramach inicjatywy prowadzonej przez Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku. Przewodnicy lokalni organizują bezpłatne spacery po swoich dzielnicach dla wszystkich zainteresowanych osób, natomiast tematyka spacerów jest subiektywna. Część osób pokazuje na przykład miejsca ulubionych dziecięcych zabaw albo ciekawe, ale pominięte przez książki historyczne budynki, czasem tematem są ciekawe osoby żyjące w dzielnicy. Ja postanowiłem zrobić trasę telewizji Sky Orunia i pokazać najważniejsze dla historii tej stacji miejsca. Proces szukania materiałów historycznych był wyjątkowo ciekawy, wiele wątków i wspomnień prowadziło do jeszcze ciekawszych materiałów, a cała historia okazała się chwilami intrygująca. Nawet podczas takiego wstępnego poszukiwania informacji o stacji udało mi się obalić kilka mitów i przekonań na temat Sky Oruni. Byłem zaskoczony, że nikt wcześniej nie podjął próby kompleksowego opisania historii stacji i zbadania jej fenomenu. Postanowiłem, że ja się tym zajmę. Kilka miesięcy później stworzyłem wniosek o stypendium kulturalne miasta Gdańska na napisanie książki o Sky Oruni i na początku 2022 roku udało mi się zdobyć finansowanie od miasta.

Jak wyglądała twoja praca nad książką? To było szperanie w papierach czy raczej rozmowy z ludźmi?
Telewizja to ludzie, skupiałem się więc głównie na spotkaniach i rozmowach z dawnymi pracownikami stacji. Udało mi się dotrzeć do wielu dawnych dziennikarzy, realizatorów i operatorów Sky Oruni. Po spisaniu i autoryzowaniu wspomnień jednej osoby umawiałem się na spotkanie z kolejną. Oczywiście wielu moich rozmówców przekazywało mi kontakty do innych pracowników stacji, podpowiadano mi osoby, które były ważne dla stacji albo takie, które mogą mieć archiwalne nagrania lub zdjęcia. Później szukałem też osób związanych ze stacją albo widzów Sky Oruni i uzupełniałem zdobyte materiały archiwalnymi artykułami prasowymi z lokalnych gazet. Udało mi się też zdobyć dwa programy dokumentalne TVP o Sky Oruni, które emitowano w latach 90. Wiele anegdot i ciekawostek zdobyłem przez specjalny fanpejdż na Facebooku, gdzie publikowałem wybrane materiały i czekałem na kontakt od osób, które chciały się podzielić swoimi wspomnieniami.

Sky Orunia działała w latach 90., wiele osób związanych z nią odeszło. Na jakie trudności napotkałeś podczas zbierania materiałów?
Problemem było z pewnością zdobycie materiałów i wspomnień z pierwszych lat działania stacji, bo część tych osób już nie żyje albo nie mieszka w Polsce, w kilku przypadkach nie chciano też ze mną rozmawiać. Inna trudność polegała na zdobyciu wspomnień osób z ostatnich lat stacji. W tych czasach Sky Orunia miała natomiast poważne problemy finansowe i wiele osób pracowało tam tylko miesiąc lub dwa miesiące i rezygnowało z pracy, gdy okazywało się, że na zaległe wynagrodzenie trzeba czekać nawet kilka miesięcy. W ciągu roku przez stację przewijało się więc nawet kilkadziesiąt osób, do których wyjątkowo trudno dotrzeć.

O Sky Oruni będzie można też usłyszeć podczas Narracji na Oruni, które odbywać się będą 17 i 18 listopada 2023. Nie przegapcie!

Miałeś jakieś ciekawe odkrycia podczas poszukiwań?
Całkiem sporo! Przed zbieraniem materiałów do książki gdzieś przeczytałem, że oruńska telewizja była piracką stacją z jakiegoś zaniedbania albo wygody, bo działalność legalna była trudna i kosztowna. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Już na początku lat 90. pojawiło się kilka prób zdobycia pozwolenia na działanie stacji, w tej sprawie wysyłano też pisma i rozmawiano w warszawskim ministerstwie. Nie udało się zdobyć zgody na działalność, stacja przez jakiś czas przestała więc działać, ale kilka miesięcy później telewidzowie namówili Zbigniewa Klewiadę, pomysłodawcę i założyciela telewizji na wznowienie nadawania. Udało mi się ustalić, że po upadku komunizmu istniejące uregulowania prawne nie przewidywały istnienia czegoś takiego, jak prywatna i komercyjna stacja telewizyjna (Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zaczęła działać dopiero w 1993 roku). Brak zgody ze strony urzędników można potraktować jako obawę przed precedensem i sytuacją, w której dostaną oni prośbę o działalność od kilkudziesięciu innych stacji. Jeszcze innym zaskoczeniem było m.in. to, że ze Sky Orunią było związanych kilku radiowców, którzy pracowali jednocześnie w Radiu Plus. Usłyszałem, że część tematów się powtarzało lub uzupełniało, czasem delikatna wzmianka w Sky Oruni była rozszerzana do dużego tematu w radiu, albo było odwrotnie. Wtedy to była jakaś akceptowana sytuacja przez telewizję i stację radiową, dzisiaj jest to nie do pomyślenia, żeby dziennikarz newsowy pracował jednocześnie w telewizji i w radiu.

Ta telewizja to historia Oruni, a Ty pochodzisz z tej dzielnicy Gdańska. Oglądałeś ją jako nastolatek?
Oczywiście, podobnie jak niemal cała Orunia. W 1992 albo 1993 roku dowiedziałem się o działaniu tej stacji od znajomych, załatwiłem więc antenę pokojową, postawiłem ją na parapecie, skierowałem w stronę ulicy Nowiny i przez kolejne miesiące niemal każdą wolną chwilę spędzałem właśnie na oglądaniu Sky Oruni. W tych latach telewizja była piracka i nie miała jeszcze własnych programów autorskich i ramówki, oglądanie stacji było więc taką „telewizyjną ruletką” - zdarzały się sytuacje, że przez całą sobotę emitowano jakieś ciekawe i nowe (czyli niedawno emitowane w kinach) filmy akcji, kino fantastyczne i horrory, innym razem puszczono natomiast filmy obyczajowe, romanse albo dramaty historyczne, które w tych czasach zupełnie mnie nie interesowały. Bywały też chwile prawdziwie irytujące - czyli, gdy jakiś film został przerwany w połowie i stacja puszczała inny, czasami na ekranie widziałem, jak przewijano kasety VHS albo gdy kończył się jeden film, to wszyscy widzowie oglądali na przykład teledyski, które na tej samej kasecie były nagrane wcześniej.

W dobie streamingu brzmi to co najmniej... oldskulowo. Dla kogo jest zatem ta książka: dla ludzi młodych, dla których lata 90. to historia, czy może osób starszych, które wrócą dzięki niej do czasów młodości?
Początkowo chciałem książkę skierować głównie do osób, które oglądały Sky Orunię, żeby uzupełnić wiedzę i kompleksowo pokazać cały fenomen telewizji. Później jednak udało mi się poprowadzić telewizyjny spacer po Oruni dla młodych studentów Politechniki Gdańskiej i z zaskoczeniem zauważyłem, że dla nich jest to trochę ciekawy, ale też i niezrozumiały temat. Spacerowicze nie mogli na przykład zrozumieć, co było takiego niesamowitego w oglądaniu pirackich filmów akcji - dopiero, gdy spróbowałem porównać Sky Orunię do sytuacji, gdy ktoś teraz podaruje im bez żadnych zobowiązań dostęp do kilku serwisów VOD, to taka wzmianka trafiła do wyob-raźni. Właśnie dla odbiorców, którzy nie pamiętają lat 90., rozszerzyłem treść książki o wyjaśnienie wybranych terminów i sytuacji, starałem się też wytłumaczyć kontekst i sytuację gospodarczą i społeczną w kraju, która miała przecież wyraźny wpływ na działania stacji.

Czego Ty dowiedziałeś się o latach 90., patrząc na nie już jako dorosły człowiek?
Zbieranie materiałów do książki pokazało mi, jak bardzo skomplikowane i pełen kontrastów były lata 90. Rozmowy z dawnymi pracownikami telewizji sprawiły też, że zrozumiałem ich tęsknotę i za pierwszymi latami działania stacji, gdzie rzeczywiście energia i chęć do działania ludzi była wręcz zaraźliwa, a stacja była prowadzona przez pasjonatów i bez komercyjnych celów, w praktycznym ujęciu można więc tam było robić niemal wszystko.

Czy Orunia różniła się od innych dzielnic Gdańska? A może wciąż się różni?
Nie ma co ukrywać, że kilkanaście lat temu albo jeszcze dawniej o Oruni mówiono głównie, jako o wyjątkowo zaniedbanej i niebezpiecznej dzielnicy. Teraz to jest już przeszłość, a historia tej dzielnicy pokazuje też, że właśnie w tym rejonie Gdańska było sporo pasjonatów, indywidualistów i idealistów, którzy zrobili naprawdę wiele dla mieszkańców i poświęcali takim działaniom sporo energii. Podoba mi się też pogląd, że „Oruniacy” to są bardzo uparci ludzie, można ich namówić do wielu działań, ale swoją siłę pokazują raczej, gdy robią coś u siebie, na swoich zasadach i po prostu po swojemu.

W swojej książce wspominasz historię tragicznego pożaru Hali Stoczni Gdańskiej. To bardzo osobiste wspomnienie. Możesz o tym opowiedzieć?
Tak. W listopadzie 1994 roku byłem uczniem VII Liceum z gdańskiej Oruni i namówiłem kolegę z klasy, Maćka Iglikowskiego do pójścia na koncert w Hali Stoczni. Pamiętam, że koncert Golden Life, który był częścią tego wydarzenia, bardzo mi się podobał, później jednak ruszyła emisja programu MTV na żywo, która mnie rozczarowała, bo miałem wtedy ten kanał w telewizji kablowej w domu i nie widziałem sensu, żeby oglądać w dużej hali czegoś, co mogę sobie zobaczyć na domowym telewizorze. Koncert organizowany był w czwartek, a następnego dnia mieliśmy pisać sprawdzian z biologii, do którego warto byłoby się pouczyć, namówiłem więc kolegę, żeby wrócić wcześniej do domu. Zgodził się, a jakiś czas po naszym wyjściu z Hali wybuchł pożar. Być może więc ten zwyczajny sprawdzian z biologii uratował nam zdrowie, albo nawet i życie.

14 listopada premiera Twojej książki, gdzie będzie można ją kupić?
Książka będzie dostępna w dobrych księgarniach, a także jako ebook np. na stronie wydawcy, czyli gdańskiego wydawnictwa Marpress. 14 listopada o 18.00 w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku odbędzie się spotkanie ze mną i Kamilem Bałukiem, który z kolei napisał książkę „Dawno temu w telewizji”. Spotkanie poprowadzi Dagna Kurdwanowska.

Napisałeś książkę, szukasz kolejnej historii do opowiedzenia?
Tak. I prawdopodobnie będzie to także historia albo historie związane z latami 90. Na razie to bardzo wstępne pomysły, nie chcę więc zdradzać szczegółów.

O książce

"Wróżka, biskup i kasety wideo" to podróż w czasie do lat 90., której paliwem jest pasja autora do odkrywania zakurzonych mitów, wymieszana z nostalgią lat młodości. Kiedy kapitalizm raczkował, przepisy nie nadążały za zmianami społecznymi, a przerażeni nadmiarem możliwości ludzie angażowali się w ezoterykę i słuchali bezkrytycznie słów Kaszpirowskiego, w gdańskiej dzielnicy powstała Sky Orunia – jedna z pierwszych pirackich telewizji w kraju. To tutaj prezenterzy-amatorzy czytali wiadomości w kapciach, pracownicy otrzymywali wynagrodzenie w telewizorach, a bohaterem programu został człowiek dzwoniący do studia z zaproszeniem: „Wpadnijcie, mam świetną papugę”. Książka Grzegorza Bryszewskiego pełna jest anegdot i wspomnień, w które czasem trudno uwierzyć, ale stanowi kalejdoskop wydarzeń z historii Gdańska lat 90.
Bryszewski pokazuje nam też dlaczego założenie tak popularnej, nielegalnej telewizji mogło się udać tylko w latach 90.
I tylko na Oruni.

O autorze

Grzegorz Bryszewski - orunianin, dziennikarz, geograf, przewodnik lokalny. Pracował w pomorskich gazetach lokalnych. W wydawnictwach branżowych zajmował się hotelarstwem i gospodarką morską, publikował w pismach literackich i biznesowych. W Teatrze Gdynia Główna opiekował się mediami społecznościowymi, a nawet zagrał samego siebie w jednym ze spektakli. Laureat konkursu na wiersz kulinarny, inspirowany twórczością Stanisława Lema, współautor antologii „Magia i cała reszta” (MBP w Rumi, 2019) i zbioru „Kaszubajki” (MBP w Rumi, 2020). Jeden z autorów trójmiejskiej antologii opowiadań Cymelium. Tom 1 (Gdańsk, 2022). Dumny członek grupy „Mafia literacka”. Pasjonat dobrych książek, złych filmów i średnich lodów pistacjowych.

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia