O związkach mistrza z Krakowem przeczytać możemy we wznowionej właśnie przez wydawnictwo Zysk i Ska książce Marii Szypowskiej „Jan Matejko wszystkim znany”. Autorka, biografistka, pisarka i publicystka, odtwarza życie artysty opierając się na licznych dokumentach, świadectwach i relacjach ludzi mu bliskich - jego krewnych, znajomych i współpracowników. Korzysta też z listów pisanych przez samego mistrza, a także prasy i opracowań. Wbrew tytułowi, w książce znajdziemy całe mnóstwo mało znanych szczegółów, informacji i ciekawostek z życia malarza. Czego nowego możemy więc dowiedzieć się o związkach Matejki z Krakowem?
Słaby i chorowity
Przyszły malarz urodził się w rodzinie Franciszka Matejki (a w zasadzie Matieyki), czeskiego nauczyciela muzyki, który przybył do Galicji i osiadł w Krakowie. Franciszek miał jedenaścioro dzieci, z których Jan był dziewiątym. Matka - Joanna z Rossbergów - zmarła, gdy Janek miał siedem lat. W domu się nie przelewało, a ojciec, surowy i nieprzystępny, zajmował się całymi dniami udzielaniem lekcji muzyki, by utrzymać rodzinę. Młody Matejko był dzieckiem słabym i chorowitym. „Biedne to było, blade, zmizerowane chłopiątko; często zziębnięty, miał skłonność do odmrażania rąk i nóg” - przytacza jedną z opinii Szypowska. Gdy miał pięć lat przewrócił się i uderzył w niesiony podnóżek, w wyniku czego złamał sobie nos. Nikt tego nie zauważył, więc nos zrósł się krzywo i taki już pozostał na resztę życia...
W wieku dziewięciu lat Jan poszedł do szkoły. Była to wydziałowa szkoła św. Barbary. Nie miała ona wtedy dobrej opinii. Chodziła do niej młodzież awanturnicza i skłonna bardziej do wybryków niż do nauki. „Matejko, wątły i blady chłopaczek, z ujmującą i miłą twarzyczką, wstąpiwszy do szkoły św. Barbary ocknął się od razu jakby w azjatyckim lesie. Doświadczał nieraz od swych współtowarzyszy pewnego znęcania się nawet, a w przystępie swawoli, spotkawszy na ulicy źle ubranego, spychali go do błota albo rynsztoku, co w owych czasach niskiego poziomu wychowania uchodziło za dowcipne żarty” - relacjonował sekretarz i biograf Matejki Marian Gorzkowski. Widząc to wszystko, starsi bracia Jana przenieśli go do lepszego Liceum św. Anny.
Jan od najmłodszych lat przejawiał talent rysowniczy, w dodatku uczył się słabo, więc oczywiste było, że zostanie malarzem. W trzeciej klasie liceum nie dostał promocji, przeniesiono go więc do krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, która była wówczas szkołą średnią. Tam dał się poznać jako uczeń obdarzony wyjątkowymi umiejętnościami, ale też własnym spojrzeniem na sztukę. To ostatnie skutkowało konfliktami z kadrą profesorską. Po ukończeniu Szkoły i krótkim pobycie studyjnym za granicą Matejko rozpoczął samodzielne życie jako malarz. Szybko okazało się, że jest to życie ciężkie i biedą podszyte.
By co nieco zarobić malował szyldy i portrety. By się okupić od poboru do wojska namalował portret żony komisarza wojskowego Kosińskiego. Stworzył też portret znanego krakowskiego cukiernika Maurizia i jego żony. Jak pisze Maria Szypowska, Matejko od dzieciństwa do starości wielbiciel kawy, jedno z pierwszych zamówień portretowych dostał od Maurizia, który w swojej cukierni stale powtarzał: „Dopóki ja żyję, kawy tu się podawać nie będzie”...
Kłopoty z pieniędzmi
Wróćmy jednak do biedy: gdy kolega Matejki Florian Cynk otrzymał zamówienie na namalowanie na szyldzie orła polskiego za pięć guldenów, Jan prosił go by mu to zamówienie odstąpił. Innym razem do pracowni Matejki w kamienicy Fischerów w Rynku przyszło dwóch jego znajomych - Izydor Jabłoński i Józef Siedlecki. Stojąc pod drzwiami wielokrotnie pukali, lecz bez skutku. Dopiero gdy zaczęli głośno wymieniać swoje nazwiska, Matejko otworzył i wpuścił ich do środka. Okazało się, że w obawie przed stolarzem, któremu był winny 60 krajcarów za blindram, udawał że go nie ma w domu... Brak pieniędzy, długi, kłopoty z dłużnikami i wierzycielami będą towarzyszyć Matejce przez całe życie.
Nawet jako uznany malarz będzie miał problemy ze sprzedaniem swoich obrazów, odzyskaniem pieniędzy od nabywców, wyegzekwowaniem honorariów za portrety. Wydatki rodziny, a zwłaszcza żony Teodory, będą zawsze zbyt wysokie, finansowe wpływy zawsze zbyt niskie. A propos żony Teodory: to drugi życiowy problem Matejki. Teodora pochodziła z zaprzyjaźnionej krakowskiej rodziny Giebułtowskich i była młodsza od Jana o osiem lat. Znali się od jej dzieciństwa.
Matejko był mocno w zakochany w dziewczynie, oświadczył się i został przyjęty, choć oboje różnili się charakterami, a ona podobno nie darzyła go uczuciem. Różnica usposobień dała o sobie niebawem znać. Teodora okazała się być humorzasta, zazdrosna, chciwa i jednocześnie rozrzutna, terroryzująca męża i utrudniająca mu pracę. Chorowała na cukrzycę, a po pewnym czasie ujawniła się u niej choroba psychiczna. Ten czarny obraz Teodory Matejkowej koryguje nieco w swojej książce Maria Szypowska.
Opierając się na listowej korespondencji między Matejką a jego narzeczoną, a później żoną, pokazuje że tych dwoje młodych ludzi naprawdę się kochało. Matejko był zaślepiony miłością, a Teodora nie pozostawała mu dłużna. Oboje bardzo się kochali, a Teosia wspomagała męża w jego pracy i zawodowych problemach. Dopiero z czasem, wraz z upływem lat, zmieniał się jej charakter (a i wygląd zewnętrzny). Dziwaczała, gorzkniała, robiła się coraz bardziej zazdrosna, aż wreszcie popadła w chorobę psychiczną, rzeczywiście stając się dla męża prawdziwą udręką. Pewną udręką był dla Matejki także sam Kraków.
Podczas lektury książki można odnieść wrażenie, że w mieście tym uznanie dla mistrza przeplatało się z nieustanną krytyką i niechęcią. Pierwsze obrazy młodego malarza zostały tu przyjęte z uznaniem, choć nie bezrefleksyjnie. Pierwszym sukcesem był „Stańczyk”. Furorę zrobiło „Kazanie Skargi”, po którym Matejko okrzyknięty został wybitnym artystą historycznym, a przed pokazywanym w pałacu Larischa obrazem gromadziły się zachwycone tłumy.
Uwielbienie i krytyka
Jednocześnie prawie każdemu nowemu obrazowi Matejki pokazywanemu w Krakowie towarzyszyły głosy krytyczne. Znawcy kręcili nosem na kompozycję, kolory, ujęcie tematu. Historycy zżymali się na błędy faktograficzne i kostiumologiczne. Szczególne oburzenie pojawiło się po prezentacji „Rejtana”. Spora część komentatorów oburzała się, że Matejko ośmielił się przedstawić ten wstydliwy moment naszej historii, który powinien raczej pozostać okryty zasłoną milczenia. „Czas” wydrukował recenzję Lucjana Siemieńskiego gwałtownie atakującą Matejkę za „eksploatację historycznego skandalu na rzecz popularności”.
Inny afront spotkał mistrza w 1885 r., kiedy odrzucono jego projekt pomnika Adama Mickiewicza, który miał stanąć na Rynku. Z drugiej strony malarz był otaczany w Krakowie szacunkiem i uwielbieniem. W 1878 r. otrzymał od Rady Miasta Krakowa symboliczne berło - znak panowania w sztuce polskiej. W 1882 r. został honorowym obywatelem. W 1882 r. jego imieniem został nazwany plac, przy którym wzniesiono nowy gmach Szkoły Sztuk Pięknych.
Był to grunt wcześniej ofiarowany Matejce przez władze, a przez niego przeznaczony pod budowę Szkoły. W 1883 r., z okazji dwudziestopięciolecia pracy twórczej na zamku na Wawelu urządzono jubileuszową wystawę blisko stu dzieł artysty. Na każdy pokaz jego nowego obrazu - a było to w Krakowie ważne wydarzenie - waliły tłumy publiczności. Paradoksalnie, być może to właśnie władze miasta przyczyniły się do przedwczesnej śmierci mistrza.
Otóż w 1892 r. rada miejska podjęła decyzję o rozbiórce starego kościoła św. Ducha stojącego koło nowego Teatru Miejskiego. Zaprotestował Matejko, który przedstawił radnym następującą propozycję: za własne pieniądze odnowi historyczny budynek, a następnie urządzi w nim swoją pracownię. Rada propozycję odrzuciła, a kościół rozebrano (częściowo go wysadzając). Matejko wystosował do prezydenta długi list, w którym oświadczył, że zwraca tytuł honorowego obywatela miasta.
Zapowiedział też, że nie będzie więcej wystawiał w Krakowie swoich obrazów. Rok później, 1 listopada 1893, zmarł po pęknięciu wrzodu żołądka. Miał 55 lat. Nie pozwolił pochować się na Skałce. Spoczął na cmentarzu Rakowickim w grobowcu na środku alei głównej. Według legendy kazał się bowiem pogrzebać na rozstaju dróg. A jako że w Krakowie największy kult i uznanie spotykają artystów po ich śmierci, dom mistrza w 1895 r. zamieniono w muzeum, a w 2013 r. wzniesiono mu na Plantach pomnik.