Stanisław Karaszewski jak wielu Polaków urodzonych w XIX wieku musiał odbyć służbę w wojsku rosyjskim. Na początku XX wieku został oddelegowany do służby w Harbinie, w dalekiej Mandżurii. Harbin założony w 1898 roku przez Polaka Adama Szydłowskiego od samego początku przyciągał wielu rodaków.
To tutaj budowano kolej transsyberyjską oraz eksploatowano Kolej Wschodniochińską. Jak pisze Kim Yong-Deog z Hankuk University w Seulu w "Życiu kulturalnym Polaków w Mandżurii w latach 1897-1947", wielu Polaków pełniło w Harbinie ważne funkcje urzędowe, wydawano polską prasę oraz budowano szkoły i kościoły, wokół których toczyło się życie. "W krótkim czasie kolonia osiągnęła liczbę 7 tys. osób. [...] Ograniczona była jednak możliwość realizowania aspiracji narodowych, a przebywanie w środowisku rosyjskim sprzyjało rusyfikacji" - pisze Kim Yong-Deog.
Stanisław Karaszewski od samego początku mocno zaangażował się w rozwój kolonii, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Annę. Razem wychowali dwójkę dzieci: urodzonego 14 kwietnia 1915 roku Stefana oraz Zosię - sierotę z Harbinu, której przedwcześnie zmarli rodzice. Tuż po zakończeniu I Wojny Światowej Karaszewscy przyjechali koleją do Polski, gdzie osiedlili się w Tomaszowie Mazowieckim przy ul. Głównej 36. Niedługo później trudna sytuacja Karaszewskich, spowodowana poważną chorobą ojca, zmusiła Stefana do przejęcia obowiązków głowy rodziny. Tuż po ukończeniu szkoły podstawowej zaczął pracę w fabryce włókienniczej.
Służba bez przymusu
Stefan Karaszewski marzył o przywdzianiu żołnierskiego munduru. Tż po przyjeździe do kraju wstąpił w szeregi Związku Strzeleckiego "Strzelec", a w Brzezinach przeszedł kurs przysposobienia obronnego, który ukończył z wyróżnieniem.
"Służbę wojskową Stefan Karaszewski odbywał w 85 Pułku Strzelców Wileńskich w Nowej Wilejce pod Wilnem, w II kompani szkolnej karabinów maszynowych. W trakcie odbywania służby, 9 czerwca 1939 r. zmarła Stefanowi kilkumiesięczna córka Alicja. Przybyły na pogrzeb córki Stefan, kiedy rozmowa zeszła na temat możliwości bliskiej wojny z Niemcami, powiedział: "żywy się w ich ręce nie oddam" - pisze Maciej Molsa, podharcmistrz z Piotrkowa Trybunalskiego, w monografii Karaszewskiego. Jak zapowiedział, tak zrobił.
Jest 4 września 1939 roku, godz. 14.30. 1. Dywizja Pancerna XVI Korpusu 10. Armii generała Waltera von Reichenau wkracza do miejscowości Kosów. Niemiecki oddział nadjechał po przerwaniu dzień wcześniej frontu pod Piotrkowem.
85. Pułk Strzelców Wileńskich z Armii "Prusy" został oblężony, a razem z nim Stefan Karaszewski. Według relacji świadków od szosy Piotrków - Łódź nadjeżdżało blisko 60 czołgów typu Panzerkampfwagen I Ausf. A i B. Lekkie niemieckie czołgi były pierwszymi seryjnie produkowanymi w III Rzeszy w latach 1934-1939. Wykorzystywano je na masową skalę w trakcie kampanii wrześniowej, gdzie wiele z nich zniszczono. Wielką wadą tego modelu był niezwykle cienki pancerz o grubości zaledwie 15 mm. Polskie oddziały regularnie eliminowały czołgi za sprawą armaty przeciwpancernej wz. 36 oraz karabinu przeciwpancernego wz. 35., który posiadał Karaszewski.
Zmasowany atak wojsk niemieckich zmusił podpułkownika Jana Kruka-Śmigla do wydania rozkazu odwrotu. Wcześniejsze naloty zdezorganizowały i zdziesiątkowały Pułk, który stracił łączność z 19 Dywizją Piechoty, którą wyznaczono do obrony Piotrkowa. Na posterunku pozostał jedynie plutonowy Stefan Karaszewski.
"Widziałem Stefana Karaszewskiego jak stał przy swoim stanowisku ckm kilkanaście metrów od toru kolejowego i strzelał do atakujących nas czołgów niemieckich" - zeznawał plutonowy Kazimierz Hejduk, służący razem z Karaszewskim w II batalionie. W podobnym tonie wypowiadał się Stanisław Janczak, który mieszkał w budynku kolejowym pod wsią Kosów. Karaszewski miał okopać się niecałe 80 metrów od torów i 100 m od budynków w Kosowie. Teren podnosił się, dzięki temu Karaszewski mógł w miarę bezpiecznie celować z ckm-u. Wcześniej obszar wokół zaminowano. Sam Janczak podkreślał, że po zakończeniu działań wojennych rozbrojono blisko 600 min. 60 czołgów z kolumny niemieckiej nie mogło ich wszystkich ominąć. Wtedy do walki przystąpił Karaszewski.
Spełnił obietnicę
"Kapralu, podejdźcie i zobaczcie, jak tam się przedstawia sytuacja" - usłyszał Karaszewski od jednego z poruczników. Urodzony w Harbinie żołnierz poszedł i nie wrócił.
Podczas dwugodzinnej potyczki plutonowy zabił 11 żołnierzy niemieckich w tym dwóch na motocyklu. Zniszczono również siedem czołgów. Zgodnie z relacją Janczaka i Mirosława Ciszewskiego, trzy z nich tuż obok stanowiska plutonowego, dwa w głębi Kosowa. Następne dwa uszkodzone pojazdy przewieziono do naprawy, o czym świadczą słowa Władysława Patały, który mieszkał w Moszczenicy przy ul. Fabrycznej 32.
Janczak z kolei służył w Wojsku Polskim tuż po zakończeniu I Wojny Światowej. Jego nieposzlakowaną opinię potwierdza zaświadczenie wydane w 1922 r. przez dowódcę II Batalionu 31. Pułku Strzelców Kaniowskich, który zaznacza, iż "Janczak to bardzo dobry podoficer tak pod względem znajomości służby jak i sumienności". Rodzina Karaszewskiego jest zgodna: taki człowiek nie ma powodów, żeby zakłamywać rzeczywistość.
Gdy Polakowi zabrakło amunicji, a w ręce został jeden granat, przypomniał sobie o złożonej wcześniej obietnicy. Pewny zbliżającej się śmierci plutonowy odbezpieczył granat, który rozszarpał mu dolną część twarzy. Karaszewski zginął na miejscu pozwalając swoją heroiczną walką na odwrót resztki Pułku do lasu, w kierunku wschodnim. Patała oraz jego sąsiad Roman Ciszewski (kuzyn Mirosława) pogrzebali ciało.
"Po zakończeniu walki do Romana Ciszewskiego przyszła sąsiadka Dudzina (z domu Żerek) z wiadomością, że "kapral nie żyje". Ciszewski zbliżył się do ciała i zauważył, m.in. rozszarpane gardło i prawe oko. Szukając czegoś, czym mógłby zabezpieczyć twarz, dla umożliwienia identyfikacji zwłok, zerwał materiał ze starego parasola wiszącego na płocie dróżnika i zawinął nim głowę Stefana, obowiązując koło szyi. Po tym, z pomocą Władysława Patały, pogrzebał ciało w dole strzeleckim Stefana, w pośpiechu nie sprawdzając zawartości kieszeni" - pisze Molsa.
Niedługo później pośpiesznie wykonaną mogiłę zalały jesienne deszcze, a ciało pływało. Zaalarmowany przez sąsiadkę Ciszewski udał się razem z Janczakiem w miejsce spoczynku żołnierza i nie bez trudu wyciągnęli zwłoki z wody stojącej po kolana. Jak opisuje Molsa, tym razem przetrząśnięto kieszenie, gdzie znaleziono legitymację z fotografią oraz dający się odczytać odcinek przekazu pieniężnego z adresem matki jako nadawczyni oraz naszywkę plutonowego, której nie zdołał przyszyć.
Anna Karaszewska zemdlała widząc fotografię swojego syna i dzień później przyjechała na wozie razem z trumną, w której pochowano plutonowego. Po ekshumacji okazało się, że Karaszewski odniósł 12 ran.
Samotny bohater?
Jak zginął Karaszewski? Historia o heroicznej walce plutonowego zakłada, że w wyniku bohaterskiego samobójstwa. Miłośnicy historii spierają się jednak w ocenie sytuacji. Karaszewski mógł zginąć w wyniku odniesionych ran czy strzału, który trafił w granat, co bezpośrednio doprowadziło do eksplozji. Znak zapytania stawia się również pod samym opisem walk.
Świadkowie potyczki z niemieckim oddziałem widzieli tylko Karaszewskiego, choć ogromny udział miała również 8. Kompania, która zajmowała miejsca pod Moszczenicą i miała wspierać Karaszewskiego ostrzałem z pięciu, a nawet sześciu CKM-ów.
Te słowa sprzeciwiają się oświadczeniu Mirosława Ciszewskiego z 4 grudnia 1991 roku. "Stwierdzam na podstawie relacji ustnej nieżyjącego już kuzyna Romana Ciszewskiego [...] oraz własnych spostrzeżeń, że [...] 50 m od poległego żołnierza stał rozbity granatami czołg niemiecki. Żołnierz miał postrzeloną szyję i ręce. Wokół stały wraki jeszcze sześciu czołgów, a wieś Kosów była kompletnie spalona. Wokół nie było żadnych poległych żołnierzy, co świadczy, o tym, że żołnierz ten podjął samotny bój z zagonem pancernym wroga. Zaminowane wokół pole, wraki czołgów i samotny poległy żołnierz, mówią wymownie o bohaterstwie i poświęceniu St. Karaszewskiego [...] Niemcy mieszkający w Moszczenicy sami mówili do nas, że to bohater".
Walkę Karaszewskiego z oddziałami wroga potwierdza także oświadczenie świadka napisane przez Kazimierza Hejduka 22 grudnia 1991 roku, który razem z oddziałem wycofał się obok wsi Polichno na drugą stronę Pilicy. "Po powrocie dowiedziałem się od miejscowej ludności cywilnej, że Stefan Karaszewski zginął w walce z niemieckimi czołgami".
Siedem trójkątów
Stefana Karaszewskiego pochowano na Cmentarzu Katolickim w Tomaszowie Mazowieckim przy ul. Smutnej. W 1976 roku Eugeniusz Miksa z Moszczenicy wyrył na granitowym głazie, upamiętniającym bohaterstwo plutonowego, siedem trójkątów odzwierciedlających zniszczone czołgi oraz kółko będące symbolem motocykla. "Pamięci Stefana Karaszewskiego poległego w samotnej walce z czołgami niemieckimi" - głosi napis.
Głaz ufundował były proboszcz parafii w Moszczenicy Mieczysław Paluszek. Pieczę nad pomnikiem sprawują harcerze z 86. Piotrkowskiej Drużyny Harcerskiej "Knieja", której patronem jest Karaszewski.
- Staramy się utrzymywać kontakt z rodziną, kuzynem i siostrzenicą Stefana Karaszewskiego. Drużyna powstała w 1992 r. i od tego momentu dbamy o pomnik bohatera okolicy - mówi były drużynowy Michał Niedzielski. - Nigdy nie podważaliśmy jego dokonań, w końcu naszym celem nie jest rozpatrywanie kwestii historycznych, ale wpajanie harcerzom wartości honoru i dumy z ojczyzny.
W położonym w Moszczenicy Skansenie Rzeki Pilicy w 2010 r. przeprowadzono inscenizację walki Karaszewskiego z Niemcami. "Prawdopodobnie żołnierze niemieccy podczas walki nie zdawali sobie sprawy, że tyle kłopotu przysparza im jeden polski żołnierz. Wielkie musiało być ich zaskoczenie, a pewnie i wstyd, kiedy odnaleźli przyczynę swoich strat i zniszczeń - samotnego, młodego polskiego żołnierza" - napisano w relacji.
- Co roku organizujemy inscenizacje przypominające o ważnych wydarzeniach naszego regionu. Karaszewski, to bohater, którego rodzina przez wiele lat walczyła o odpowiednie uhonorowanie. Wszystko, czego dokonał było możliwe z technicznego punktu widzenia. Wybrane przez niego miejsce pozwalało na przeprowadzenie akcji i dokonywanie ostrzału w kierunku czołgów - przyznaje Andrzej Kobalczyk, dyrektor skansenu.
Tuż po upadku komunizmu rodzina Karaszewskich walczyła o pośmiertne nadanie orderu Virtuti Militari. Przez wiele lat korespondowano z Kancelarią Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Ostatecznie 14 września 2010 r. Stefan Karaszewski został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
- Decyzję o nadaniu odznaczenia podjął Lech Kaczyński, który niedługo później zginął w Smoleńsku. Ostatecznie podpis złożył Bronisław Komorowski - przyznaje kuzyn Stanisław Karaszewski. - Został sam, a podległbym żołnierzom kazał się wycofać. Zatrzymał kolumnę idącą na Tomaszów, wiedzia,ł że Niemcy mogą przechodzić tylko i wyłącznie obok torów. Stefan zalazł Niemcom za skórę i dlatego przez wiele lat staraliśmy się o odznaczenie go orderem Virtuti Militari. Nie udało się, ale i tak jestem dumny.
Tak samo jak harcerze z 86. Piotrkowskiej drużyny harcerskiej "Knieja" śpiewający: "Kamień-pomnik niebogaty, tu harcerze kładą kwiaty/ Jak to na wojence ładnie, kiedy w boju strzelec padnie".
Piotr Bera
List Bogusława Lewickiego mieszkańca Moszczenicy - Wola z 23 października 1939 r. do Anny Karaszewskiej - zawiadamiający o śmierci syna.
"Szanowna Pani! Zawiadamim Panią iż mąż czy kuzyn lub brat jest zabity. Zgłosić się proszę jak najszybciej do Moszczenicy Wola k. Piotrkowa Tryb. Zabity miał przy sobie kartkę na który było przysyłane pieniądze z nazwiskiem Anna Karaszewska a on miał przy sobie też książeczkę też z tem nazwiskiem więc do Pani piszę bo myślę że to Pani bliski. Resztę się Pani dowie jak Pani przyjedzie. Zgłosić się proszę do Lewickiego Bogusława, Ciszewskiego Romana Wola - Moszczenica. Proszę o jak najszybszy przyjazd bo leży w polu i jest już w stanie rozkładu. Kartkę którą Pani pisała jest też w liście. Leżał zakopany w łące więc my go przekopali i jest teraz w suchym miejscu. Wart był tego bo im napsocił, rozbił kilkanaście czołgów".