Żołnierzy armii zaborców, którzy po I wojnie światowej wstąpili do Wojska Polskiego były tysiące. Zmieniali mundury i odznaczenia, przechodzili pod polską komendę. Był jednak w tej masie człowiek, którego życiowy wybór, mimo upływu lat, nieustannie frapuje. To Józef Unrug, oficer broni podwodnej w Kaiserliche Marine, współtwórca Polskiej Marynarki Wojennej i dowódca obrony Wybrzeża w 1939 r. W październiku, w rocznicę kapitulacji Helu, wspominamy go w sposób szczególny, jednak w tym roku pamięć o admirale łączy się z oczekiwaniem na jego powrót. Zapowiedziano bowiem, że jego prochy zostaną sprowadzone do Polski.
Na tę decyzję czekało wiele osób, zwłaszcza byli podwładni Józefa Unruga. Większość, niestety, odeszła już na wieczną wachtę, ale żyją rodziny żołnierzy, które - podobnie jak krewni Józefa Unruga i miłośnicy historii - mają nadzieję, że admirał spocznie w polskiej ziemi. Tu, gdzie jego miejsce.
W służbie kajzera
Marcin Westphal, historyk z Muzeum II Wojny Światowej, specjalizujący się w historii broni podwodnej, nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z postacią wyjątkową.
Admirał wiele w życiu poświęcił, żeby tylko służyć Polsce. Mógł wybrać zapewne wygodniejsze życie w Niemczech, a jednak, po pierwszej wojnie, zawsze odmawiał namowom do przejścia na służbę Rzeszy. Otwarcie przyznawał, że jego ojczyzną jest Polska
- wskazuje historyk.
Żeby zrozumieć, na czym polega niezwykłość sytuacji, trzeba cofnąć się do końca wieku XIX.
Józef Michał Hubert Unrug vel Joseph von Unruh urodził się 7 października 1884 r. w Brandenburgu nad Hawelą w arystokratycznej rodzinie generała-majora królewskiej pruskiej armii Tadeusza Gustawa Unruga i hrabianki Izydory von Bünau, Saksonki. Mimo różnicy wieku (17 lat!), małżeństwo uchodziło za zgodne. Na pewno porozumiało się ono w kwestii wychowania Józefa oraz jego rodzeństwa.
Mariusz Borowiak, autor biografii admirała, zwraca uwagę, że miał on nietuzinkowe dzieciństwo. Z matką rozmawiał po niemiecku, z obojgiem rodziców po francusku, a języka polskiego uczył się od ojca, który - co ważne - mimo bliskich kontaktów z dworem cesarskim, nie wyrzekł się swoich korzeni. Obawiał się natomiast, że germanizacji ulegnie syn, zwłaszcza że wybrał on karierę we flocie cesarskiej, gdzie znajdował się pod nieustanną presją niemieckiego otoczenia.
Józef Unrug okazał się człowiekiem odpornym na naciski. Ba! Pomimo polskiego pochodzenia piął się w wojskowej hierarchii. Jego drogę wyznaczały rozpoczęte w 1904 r. studia w Akademii Marynarki Wojennej w Kilonii, późniejsza o trzy lata promocja oficerska, wreszcie udział w I wojnie światowej. Jej wybuch zastał Józefa Unruga na pokładzie okrętu liniowego Friedrich der Grosse, jednostki flagowej Kaiserliche Marine.
W latach 1915-1919 był m.in. dowódcą okrętu podwodnego, komendantem szkoły okrętów podwodnych oraz dowódcą flotylli tego typu okrętów.
- Przebieg służby Józefa Unruga w czasie I wojny światowej nasuwa skojarzenia z biografią młodszego o kilka lat Karla Dönitza, późniejszego admirała i dowódcy Kriegsmarine - wskazuje Marcin Westphal. - On również zaczynał karierę na wielkich okrętach nawodnych, by w trakcie Wielkiej Wojny zostać dowódcą jednostek podwodnych. Jednak kiedy I wojna światowa dobiegła końca, to Józef Unrug miał większy dorobek w Marynarce Wojennej. Niewykluczone więc, że zrobiłby w Niemczech równie błyskotliwą karierę jak Dönitz, tyle że w 1919 roku wybrał on Polskę, kraj, który w owym czasie nie miał ani własnej floty, ani nawet dostępu do morza.
Jeden z sześciu
Jak zaskakująca była to decyzja, najlepiej wyjaśnia statystyka. Wedle Mariusza Borowiaka, Józef Unrug, ówcześnie kapitan, był jednym z zaledwie sześciu oficerów z floty niemieckiej, którzy wstąpili do Polskiej Marynarki Wojennej. Zdecydowana większość kadry oficerskiej (72 proc.) pochodziła z floty carskiej, a reszta (22 proc.) - z austro-węgierskiej.
Bodaj najbardziej spektakularnym osiągnięciem Józefa Unruga był zakup na jego nazwisko pierwszej jednostki morskiej dla Marynarki Wojennej, a mianowicie ORP Pomorzanin. Był to płaskodenny parowiec pocztowo-pasażersko-towarowy, który przebudowano na okręt hydrograficzny. Biało-czerwoną banderę podniesiono na nim 1 maja 1920 r.
Podczas wyjścia Pomorzanina z portu gdańskiego doszło do symbolicznego zdarzenia. Pierwszy polski okręt minął cumującą w porcie eskadrę brytyjskich krążowników, wśród których był HMS Danae. W 1944 roku okręt ten, jako ORP Conrad, został wcielony do Polskiej Marynarki Wojennej. Był to największy, a zarazem ostatni okręt pozyskany przez Polskę w czasie wojny
- opowiada Marcin Westphal.
Początek lat 20. był dla Józefa Unruga czasem intensywnej, nierzadko też frustrującej, pracy. Brakowało środków na rozbudowę floty, do tego iskrzyło w jego kontaktach z innymi oficerami. To m.in. sprawiło, że od jesieni 1923 do wiosny 1925 r. Józef Unrug przebywał poza Marynarką Wojenną - został przeniesiony w stan nieczynny. Nie znaczy to bynajmniej, że w owym czasie narzekał na brak zajęć.
Ślub, zgon, urodziny
Jeszcze przed odejściem ze służby w życiu Józefa Unruga zaszły bardzo istotne zmiany. W 1921 r. ożenił się z Zofią Unrużanką, zaś dwa lata później zmarła jego matka. W nekrologu, który ukazał się na łamach „Dziennika Poznańskiego” poinformowano, że: „W Halbendorf [pol. Półwieś] pod Opolem dnia 19-go kwietnia 1923 roku zasnęła w Bogu po długiej chorobie nasz ukochana matka ś.p. Izydora z hr. Bünau’ów Generałowa Unrużyna przeżywszy lat 73 o czem donoszą dzieci. Msza św. żałobna odbędzie się po sprowadzeniu zwłok do Sielca w kościele parafialnym w Juncewie, pow. Żnin”.
Hrabinę pochowano w Sielcu obok zmarłego w 1907 r. męża. To właśnie on był poprzednim właścicielem majątku, którego prowadzeniem, nie tylko w okresie „nieczynności” zajął się - z pomocą żony - Józef Unrug.
„Małżonkowie sprawnie zarządzali majątkiem, uzyskując coraz większą wydajność, a robotnicy dworscy szanowali nowych dziedziców za sprawiedliwość i uczciwość (…). Dzięki pobytowi w Sielcu Józef Unrug odzyskał siły i chęć do pracy. Choć dziedziczna choroba skóry [łuszczyca - dop. MA] nadal dawała o sobie znać, dzięki spokojnemu i uregulowanemu trybowi życia łatwiej było mu znosić związane z nią niedogodności” - pisze Mariusz Borowiak.
Dowódca floty
W 1925 r. komandor porucznik Józef Unrug powrócił do służby czynnej. Objął dowództwo floty. W owym czasie była ona nieliczna, ale od przełomu lat 20. i 30. jednostek zaczęło znacząco przybywać. Pojawił się m.in. żaglowiec szkolny ORP Iskra, kontrtorpedowce Wicher i Burza oraz okręty podwodne OORP Ryś, Żbik i Wilk. Oczywiście, potrzebowały one odpowiednio przygotowanych załóg.
Józef Unrug przywiązywał ogromną wagę do poziomu wyszkolenia i wychowania marynarzy. Służyły temu nie tylko nauka przedmiotów morskich i zajęcia praktyczne, ale też cały ceremoniał wojskowy. Marynarze musieli odpowiednio się prezentować. Admirał nie znosił niechlujstwa, co po części tłumaczono jego wychowaniem w pruskim drylu
- przyznaje Marcin Westphal.
Jak powinna wyglądać służba, wyjaśniał opracowany przez Józefa Unruga Regulamin Służby Okrętowej, który określał całokształt życia floty.
W nawale codziennych obowiązków admirał próbował znaleźć czas na życie rodzinne, które było tym radośniejsze, że w 1930 r. pojawił się na świecie syn Horacy. Chwil wspólnie spędzonych było jednak niewiele, bo oprócz służby w Marynarce Wojennej Józef Unrug musiał - jak już wspomniano - doglądać majątku w Sielcu, a także udzielać się w życiu społecznym, o czym np. donosił w styczniu 1937 r. „Nowy Kurjer”:
„Dla ułatwienia rozwoju żeglarstwa morskiego Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego powołał w roku ub. do życia specjalną Radę Jachtingu Morskiego, na czele której stanął kontradmirał Unrug. Ta rada zajmie się uporządkowaniem sprawy basenu żeglarskiego w Gdyni, budową Domu Żeglarza, budową ośrodków żeglarskich w Jastarni i na Helu opracowaniem regulaminu ruchu jachtowego na morzu”.
Godzina próby
Pod koniec lat 30. sytuacja międzynarodowa coraz wyraźniej wskazywała na groźbę wybuchu wojny, przy czym było jasne, że jeśli faktycznie do niej dojdzie, Wybrzeże odegra istotną rolę. Wolne Miasto Gdańsk postrzegano jako punkt zapalny, zaś Gdynia miała dla Polski znaczenie strategiczne. Była oknem na świat, poprzez które można było utrzymać łączność z sojusznikami na Zachodzie. Tyle tylko że w 1939 r. na ich pomoc nie można było liczyć. Józef Unrug miał tego świadomość, podobnie jak wiedział, że Polska Marynarka Wojenna nie jest w stanie oprzeć się potędze Kriegsmarine. Dysproporcja sił była zbyt wielka. Do tego tuż przed wybuchem wojny wysłano do Wielkiej Brytanii trzon polskiej floty - niszczyciele Grom, Błyskawica i Burza. Obawiano się, że pozostawienie ich na Bałtyku skończy się zatopieniem jednostek.
- W czasie kampanii wrześniowej Józef Unrug dowodził całością sił morskich i lądowych broniących Wybrzeża - przypomina Marcin Westphal. - Rozkazy wydawał z Helu, gdzie przeniósł się w sierpniu 1939 roku.
Oddalenie od linii frontu zapewniało względne bezpieczeństwo, ale jednocześnie utrudniało kontrolowanie sytuacji. Stąd na przykład duża samodzielność w podejmowaniu decyzji przez płk. Stanisława Dąbka, na którym spoczęła odpowiedzialność z Lądową Obronę Wybrzeża i działania prowadzone głównie w okolicach Gdyni i Wejherowa, a potem - aż do kapitulacji - na Kępie Oksywskiej.
Od momentu wygaszenia walk na Kępie, jedynym punktem polskiego oporu nad Bałtykiem był Półwysep Helski, tyle że i jego dni były policzone. Do kapitulacji skłaniało nie tylko zaprzestanie bojów w innych częściach kraju czy też przewaga sił niemieckich, ale też mnożące się bunty ludności cywilnej oraz przypadki dezercji.
„Wszyscy kapitulują we wrześniu, my wytrzymamy do października” - zaproponował komandor Włodzimierz Steyer, dowódca Rejonu Umocnionego Hel, i tak też się stało. Przejmowanie przez Niemców półwyspu rozpoczęło się 2 października 1939 r.
Życie w niewoli
Józef Unrug był traktowany w niewoli z atencją. Jego służba w Kaiserliche Marine i koneksje rodzinne zrobiły swoje. Niemcy łudzili się, że uda się im namówić admirała do przejścia na ich stronę. Nadaremnie. Zresztą jeniec ostentacyjnie pokazywał swoje nastawienie do zwycięzców - rozmawiał z nimi tylko poprzez tłumacza, choć język niemiecki znał przecież doskonale.
Ten upór w trwaniu przy polskości to charakterystyczny rys osobowości admirała Unruga. Dla niego najważniejszy był honor i wierność złożonej przysiędze
- wskazuje Marcin Westphal.
Admirał był przetrzymywany w oflagach, m.in. w Nienburgu, Spittal, Woldenbergu, Silberbergu, Colditz i Murnau. Wszędzie troszczył się o podwładnych, zalecając im dbanie o kondycję fizyczną i udział z zajęciach edukacyjnych, ale jednocześnie podtrzymywał etos polskiego oficera. Przypominał towarzyszom niedoli, że nawet w takich warunkach reprezentują oni Polskę.
Wolność Józef Unrug odzyskał w 1945 r. po wyzwoleniu obozu w Murnau przez żołnierzy amerykańskich.
Osiadł w Wielkiej Brytanii, gdzie działał w Kierownictwie Marynarki Wojennej Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W 1946 r. został awansowany na wiceadmirała. Do Polski już nie powrócił. Przez kilka lat pracował w Maroku, a w 1955 r. osiadł we Francji. Zmarł w nocy z 28 lutego na 1 marca 1973 r. Pochowano go na cmentarzu w Montresor, a na jego trumnie złożono garść ziemi z Oksywia, gdyż nie było mu dane spocząć na cmentarzu oksywskim, jak tego pragnął. Za puentę jego życia najlepiej jednak służą słowa wiersza Kazimierza Wierzyńskiego „Nocna ojczyzna”:
Wierność sumieniu
Sens ponad klęską
Tego nie wezmą
To było nasze
Jest i zostanie.
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego podjęło starania, aby w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, a także powstania Marynarki Wojennej RP, sprowadzić z Francji do Polski prochy ostatniego dowódcy floty i Obrony Wybrzeża z 1939 r. wiceadmirała Józefa Unruga. Przedsięwzięciu towarzyszyć ma szereg inicjatyw zmierzających do odnalezienia, przywrócenia pamięci i oddania hołdu podkomendnym wiceadmirała J. Unruga, oficerom Marynarki Wojennej RP straconym bądź represjonowanym przez komunistyczne władze po zakończeniu II wojny światowej. 4 lipca br. w BBN odbyło się pierwsze spotkanie komitetu odpowiedzialnego za sprowadzenie prochów oraz upamiętnienie. W jego skład weszli m.in.: wnuczka wiceadmirała Barbara Unrug, dr Witold Mieszkowski, ks. Piotr Staniewicz, sekretarz stanu w MSZ Jan Michał Dziedziczak, sekretarz stanu w MKiDN Jarosław Sellin, p. o. szef UdSKiOR Jan Józef Kasprzyk, prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, inspektor Marynarki Wojennej kadm. Mirosław Mordel, adm. floty Tomasz Mathea oraz przedstawiciel IPN. Przewodniczącym komitetu został szef BBN minister Paweł Soloch, a jego zastępcą minister Jarosław Brysiewicz. Zgodnie z intencją rodziny prochy wiceadmirała J. Unruga pochowane mają zostać na cmentarzu Marynarki Wojennej w Gdyni w 2018 r. |
Marek Adamkowicz
W tekście wykorzystano fragmenty książki Mariusza Borowiaka „Admirał. Biografia Józefa Unruga”, wyd. Finna, Gdańsk 2004.