Wróciła na ziemie swoich przodków

Andrzej Gurba
Hrabina wróciła do Niemiec w wieku 91 lat
Hrabina wróciła do Niemiec w wieku 91 lat Głos Dziennik Pomorza
15 lat spędziła w podmiasteckiej Wołczy Wielkiej niemiecka hrabina Ehrengard von Massow

Mieszkała w małym drewnianym domku, który zbudowała na wzgórzu niedaleko majątku, jaki mieli kiedyś jej rodzice i teściowie.

Osiedlenie się hrabiny w Wołczy w 1993 roku wstrząsnęło jej rodziną i zdziwiło mieszkańców Wołczy i Miastka. Hrabina miała wtedy 76 lat. Decyzja o wyjeździe do Polski nie było szybka. Była przemyślana. Nad minusami przeważyła tęsknota za rodzinną ziemią. Na początku ze strony miejscowych była duża nieufność.

Niektórzy nawet krzyczeli, że von Massow chce odebrać swoją dawną ziemię. Z czasem stosunki hrabiny i okolicznych mieszkańców poprawiły się. Ehrengard zawsze ciepło wypowiadała się o tutejszych. Nigdy nie skarżyła się, że dwa razy padła ofiarą napaści. Bandyci związali ją i splądrowali mieszkanie. Zawsze machała ręką, kiedy się jej o tym przypominało.

Przed drugą wojną światową ziemię należącą do niemieckiego rodu von Massow liczono w tysiącach hektarów. Ich siedzibą była podmiastecka Wołcza Wielka. Po wojnie musieli wszystko zostawić i uciekać.

Ehrengard von Massow urodziła się w rodzinie ziemiańskiej w 1916 roku we Wrocławiu, należącym wówczas do Niemiec. Po ukończeniu szkoły wyszła za mąż za Rudigera von Massow. Razem zamieszkali w jego majątku w Wołczy Wielkiej. Potem przyszło na świat czworo dzieci - trzy dziewczynki i jeden chłopiec. Życie płynęło im spokojnie i bez większych problemów. Mieli gospodarstwo rolne, przetwórnię ziemniaków i hodowlę koni. Ich majątek był jednym z największych w okolicy.

Przyszedł rok 1939. Rudiger poszedł na wojnę, ona przez sześć lat sama zarządzała majątkiem. Kiedy wojna zbliżała się ku końcowi, pospiesznie razem z czwórką dzieci i dwiema walizkami opuściła Wołczę Wielką uciekając przed Rosjanami. Z Miastka udało się jej dotrzeć do Słupska, a stamtąd do Berlina.

W Berlinie całą noc przesiedziała w jakiejś piwnicy. Później pojechała do Szlezwiku-Holsztynu na wieś do teściów brata. W Wołczy została część jej rodziny. Przeganiani przez Rosjan osiedlili się w końcu w pobliżu Bobolic. Tam zmarł Wilhelm von Massow - teść. Po jego śmierci teściowa Ehrengard wróciła do Wołczy, oczywiście, nie do swojego dworu. Razem z córką zamieszkała u jednego z polskich gospodarzy.

Po wojnie rodzinie von Massow żyło się bardzo ciężko. Rudiger znalazł pracę w gospodarstwie rolnym, ona opiekowała się dziećmi i uprawiała ogródek. Na początku gorąco wierzyli, że będą mogli wrócić do rodzinnego domu. Okazało się to jednak niemożliwe. Ehrengard bardzo często wspominała przedwojenne czasy.

Z tej tęsknoty zrodził się pomysł przyjazdu do Polski. Działała wtedy w organizacjach charytatywnych. Objeździła całe Pomorze Środkowe i oczywiście odwiedziła "swój majątek" w Wołczy Wielkiej. Choć nie było już jej domu, to z jeszcze większą siłą odżyły wspomnienia z dawnych lat. Po stanie wojennym, przynajmniej dwa razy do roku odwiedzała Polskę. Kiedy umarł mąż, a dzieci dorosły i usamodzielniły się, postanowiła osiedlić się w Polsce.

Był rok 1993. W ciągu czterech letnich tygodni na wzgórzu stanął mały drewniany domek. W miejscu, gdzie kiedyś stał ich rodzinny dom. Domek miał dwa pokoje i kuchnię. - W środku dużo pamiątkowych i oprawionych zdjęć z przedwojennych czasów. Na jednym z nich jest dawny dom Ehrengard, który został zburzony. Zachował się za to dom teściów. Kiedyś była w nim siedziba PGR-u. Dzisiaj stoi pusty - pisaliśmy w 1997 toku, kiedy odwiedziliśmy hrabinę.

Na początku mieszkańcy Wołczy Wielkiej przyjęli Niemkę z dystansem. Później się to zmieniło. Nikt nie odmawiał jej sąsiedzkiej pomocy. Zdarzały się jednak i nieprzyjemne sytuacje, jak wspominany już napad trzech mężczyzn, którzy przywiązali ją do krzesła i splądrowali mieszkanie.

Ehrengard von Massow zawsze podkreślała, że nie jest bogatą osobą. - Serce mi się jednak kraje, kiedy widzę, jak na moich oczach zarastają pola, niszczeją budynki gospodarcze. Bardzo chciałabym, aby to wszystko żyło, ziemia rodziła, aby obiekty nie niszczały - mówiła na naszych łamach. Zaraz po przyjeździe do Wołczy postanowiła, że zajmie się hodowlą bydła rasy highland Cattle.

Są to krzyżówki kanadyjsko-szkockie. Zadanie miała o tyle ułatwione, że taką hodowlą od wielu lat zajmował się w Niemczech jej brat. Na początek sprowadziła trzy sztuki - dwa byki i jedną krowę. Dogadała się ze spółką - która powstała na bazie dawnego PGR-u, że będzie krzyżowała highlandy z polskim bydłem.

Niestety, spółka splajtowała. - Po dwóch latach udało mi się sprowadzić kolejne sztuki bydła, mogłam sama rozpocząć hodowlę na trochę większą skalę. Dzisiaj mam dziewiętnaście sztuk. Każdego roku przybywać będzie osiem cielaczków. Bydło również sprzedaję. Dwie sztuki niedawno pojechały do hodowli w Tuchomiu. Mam nadzieję, że w ten sposób rozwinie się populacja highlandów na Pomorzu - mówiła hrabina.

Choć mieszkała sama, tylko czasami czuła się samotna. Często odwiedzała ją rodzina i znajomi. Nie omijała jej żadna zorganizowana wycieczka. Pani von Massow zawsze śmiała się, że w Niemczech przez dziesięć lat nie było u niej tylu ludzi, co przez rok tutaj.

We wrześniu 2007 roku Ehrengard von Massow postanowiła jednak wyjechać z Polski na stałe. - Kocham moją rodzinną ziemię, ale jestem już wiekowa i nie daję rady sama żyć. Poza tym tęsknię za dziećmi - mówiła 91-letnia Ehrengard von Massow, kiedy pakowała swoje rzeczy. Hrabina nie nauczyła się języka polskiego, choć próbowała.

Twierdzi, że nasz język jest trudny. - Ehrengard von Massow to miła, starsza pani. Będę dobrze ją wspominał - mówił jej sąsiad, Marian Musialik. Ehrengard von Massow zapewniła, że będzie wracać do Wołczy. - Jeszcze wam się znudzę - żartowała. Hrabinę oficjalnie pożegnały władze Miastka. - Pani von Massow ma ogromny wkład w rozwój dobrych wzajemnych kontaktów polsko-niemieckich w lokalnym wydaniu. Podziwiam ją za odwagę, niezłomność i hart ducha. Wrosła w naszą społeczność. Będzie nam jej brakowało - mówił w 2007 toku Roman Ramion, burmistrz Miastka.

ANDRZEJ GURBA, Głos Dziennik Pomorza

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia