– Przeczytałam artykuł w waszej gazecie na temat tego lotniska. Wynika z niego, że nadal niewiele o nim wiadomo. Wspomnienia w znacznym stopniu uzupełnią lukę – podkreśla Anna Madej, córka Modesta Gontarza.[/cyt]
Zapomniane lotnisko niemieckie w Łabuniach skrywa tajemnice
To niezwykła historia. O niemieckim lotnisku w Łabuniach (pow. zamojski) krążyły dotychczas legendy. Oprócz ustnych, zdawkowych informacji, niewiele było jednak tak naprawdę wiadomo. To się właśnie zm...
– Jakiś czas temu wydaliśmy wspomnienia dziadka w 60 egzemplarzach – dodaje Paulina Sagan, wnuczka pana Modesta. – Trafiły one do członków rodziny, ale są dostępne także w bibliotece w Krynicach. Dziadek niestety od kilku lat już nie żyje. Kiedyś jednak wiele o łabuńskim lotnisku opowiadał.
Zezowate szczęście
O tej historii pisaliśmy w styczniu. Zaczęło się od 250 zdjęć (w starym albumie), które jakiś czas temu pozyskał w drodze wymiany Waldemar Klimaszewski z Zamościa. Część z tych fotografii została wykonana w Łabuniach. Ich autorem był anonimowy Niemiec, członek organizacji Służba Pracy Rzeszy. Owe archiwalne fotografie zostały opracowane i wydane ostatnio przez miejscową Bibliotekę Publiczną w albumie pt. „Lotnisko w Łabuniach 1940-1946”. Całość opracowali Hubert Chwedyk oraz Grzegorz Antoszek.
Jednak nadal wiele szczegółów owianych jest tajemnicą. Także dlatego biblioteka w Łabuniach zaczęła gromadzić wspomnienia okolicznych mieszkańców na temat zapomnianego lotniska. Opisaliśmy to wszystko na łamach „Kuriera Lubelskiego”. Wówczas zgłosiły się do nas Anna Madej i Paulina Sagan, a potem udostępniły wspomnienia Modesta Gontarza opatrzone tytułem „Moje zezowate szczęście”. Autor był jednym z budowniczych lotniska. W jakich okolicznościach?
„Przyszła wiosna 1941 roku, bardzo wcześnie, i już na początku marca Niemcy rozpoczęli budowę lotniska wojskowego w Łabuniach (...)” – pisał Modest Gontarz. – „Został nałożony na każdą wieś kontyngent ludzi, których musiał wyznaczyć sołtys. Ponieważ w naszej rodzinie było trzech chłopców i jeszcze niestary ojciec, sołtys wyznaczył jednego do pracy na lotnisku”.
Modest Gontarz zgłosił się na ochotnika, bo chciał odciążyć braci prowadzących własny warsztat krawiecki. „Chociaż w lutym skończyłem dopiero 16 lat, a do pracy przyjmowali tylko tych, którzy mieli ukończone 18 lat i więcej, jednak dostałem z gminy wezwanie do stawienia się (…) na lotnisku, opieczętowane pieczęcią „arbajtzantu” z niemiecką wroną” – czytamy we wspomnieniach „Kukułki”. – „Jeszcze za nocy musiałem być w Krynicach, gdzie podjeżdżały samochody niemieckie i zawoziły nas do Łabuń”.
Były to ciężarówki, w których przymusowych pracowników wożono „jak śledzie w beczce”. Jak ocenił Modest Gontarz, na lotnisko przybywało wówczas w taki sposób blisko 1 tys. osób. Byli to głównie mieszkańcy wsi na Zamojszczyźnie, ale także Żydzi z Zamościa i Komarowa Osady.
O świcie uderzyli na Rosję
„Pracowałem przy budowie pasa startowego, który ciągnął się około dwóch kilometrów o szerokości dwieście metrów, może niecałe, trudno mi określić” – wspominał pan Modest. – „Najpierw kładliśmy szyny w poprzek tego pasa, po których kolibami wywoziliśmy wykopaną ziemię na pobocze. Potem była glinka i głębiej biały kamień. Wszystko to było sypane na osobne pryzmy na poboczu tego pasa. Powstawało koryto głębokie chyba na metr. Tak posuwaliśmy się odcinkami, aż do końca dwukilometrowego pasa, by później znowu po szynach zwozić z powrotem, tyle, że teraz już równymi warstwami, najpierw kamień, potem glina i na wierzchu ziemia (borowina)”.
Robotnicy pracowali na lotnisku przez 12 godzin dziennie. Niemcy próbowali okolicznych mieszkańców zmusić do pracy także w niedzielę, ale - jak się okazało, nie było to takie proste.
„My w niedzielę nie przychodziliśmy na przystanek, chociaż straszyli, że będą nas karać. Nie karali – przywoływał w pamięci autor. – „Aż którejś niedzieli rozwścieczeni Niemcy otoczyli nasz kościół w Krynicach i po rannym nabożeństwie zabrali wszystkich mężczyzn na samochody, zawożąc ich w świątecznych ubraniach na lotnisko. Niektórzy klęli na nas, że przez nas ich zabrano, ale my w dalszym ciągu w niedzielę do pracy nie przychodziliśmy. A oni trochę się powałęsali po lotnisku i jeszcze przed obiadem wszyscy uciekli”.
Pan Modest opisywał także m.in. sylwetki niemieckich nadzorców robót, maszyny budowlane (np. niemiecki „wał samojezdny”) oraz wiele innych, ważnych szczegółów. Te zapiski są dzisiaj bezcenne. „Ostatni raz byłem przy pracy na lotnisku w sobotę 21 czerwca (1941 r.)” – czytamy we wspomnieniach Modesta Gontarza. „O świcie na drugi dzień (Niemcy) uderzyli na Rosję”.
- Zachwycająca Lubelszczyzna w zimowej odsłonie. Zobacz zdjęcia
- Studniówka maturzystów z V LO w Lublinie. Zobacz fotorelacje
- Studniówka Zespołu Szkół Plastycznych w Lublinie. Zobacz zdjęcia
- Finał WOŚP w Lublinie. Grają do końca świata i jeden dzień dłużej
- W Świdniku pobiegli dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zobacz zdjęcia
- Byliście na meczu siatkarzy? Znajdźcie się na zdjęciach