Powód jest prosty: materia spraw jest niezwykle bogata, a przy tym co najmniej złożona. Naturalnie, że także oceny nie mogą być jednoznaczne.
W II RP żydowskie życie społeczne, kulturalne, polityczne, a także sportowe było niezwykle rozwinięte. Żadna inna mniejszość narodowa pod tym względem nie może się z nimi równać.
Zdaniem znawców na prowincji Żydzi polscy potrafili często zbudować świat, który był nawet bogatszy od tego, w jakim funkcjonowali rdzenni Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Niemcy czy inne mniejszości. Jednocześnie nie brakowało między Polakami i Żydami antagonizmów, a nawet nienawiści. Powody był różne, ale głównie natury ekonomicznej, religijnej. Ważnym czynnikiem była wzajemna obcość i nieznajomość siebie obu społeczeństw.
Antysemityzm w Polsce przedwojennej istniał, pogromy także się zdarzały. Jednak i w tym okresie dziejów, jak przez stulecia, Żydzi w Polsce byli lepiej traktowani niż w zdecydowanej większości państw. Gdyby było inaczej, to w międzywojennej Polsce nie mieszkałoby tylu Żydów. W Warszawie było ich więcej niż w Palestynie, w Łodzi - więcej niż we Francji, a w Krakowie - niż we Włoszech. W Tarnowie było ich tyle, ile w całej Szwajcarii.
Polacy i Żydzi: nieznani sobie sąsiedzi
Na relacje polsko-żydowskie w II Rzeczypospolitej patrzy się nazbyt często przez pryzmat II wojny światowej i Zagłady. Jej rozmiary, zwłaszcza w przypadku zamordowania przez Niemców około 3 mln Polaków żydowskiego pochodzenia, rzecz jasna narzucają taką perspektywę.
Warto jednak starać się przyjrzeć stosunkom obu nacji w międzywojniu, unikając myślenia ahistorycznego, sprzecznego z faktami i realiami z lat 1918-1939.
A ocen radykalnych nie brakuje. I tak np. dr Alicja Cała z Żydowskiego Instytutu Historycznego twierdzi, że pośrednio odpowiedzialność za śmierć wszystkich, ponad 3 mln polskich Żydów, ponoszą Polacy jako nacja przepełniona antysemityzmem. Przyznaje ona, że wina Niemców za Holocaust jest co prawda większa, lecz tylko dlatego, że "stworzyli warunki, w których to wszystko mogło się dziać".
Na drugim biegunie nie brakuje Polaków, w tym historyków, którzy ograniczają się do wytykania polskim Żydom współpracy ze Związkiem Sowieckim w latach 1939-1941, a potem ich nadaktywności w organach bezpieczeństwa tzw. Polski ludowej. Starają się też usprawiedliwiać lub niemal całkowicie bagatelizować pogromy, a do nich, niestety, dochodziło. Niektóre kończyły się śmiercią polskich Żydów.
Wilcze oczy kryzysu
Rzeczywistość była skomplikowana. Trzeba na nią patrzeć również w kontekście międzynarodowym, zwłaszcza na tle Niemiec, ale też innych państw i stosunku ich władz i obywateli do Żydów. W dodatku obie społeczności - polska i żydowska - nie znały się i nie rozumiały.
Miały też różne interesy ekonomiczne. Konflikt o takim podłożu przybrał na ostrości od schyłku lat 20., gdy Polskę szczególnie mocno dotknął światowy kryzys gospodarczy. W niektórych obszarach gospodarki zatrudnienie zmniejszyło się o ponad 50 proc. Szczególnie prowincja zubożała w sposób straszliwy, zwłaszcza wieś, główny rynek zbytu dla drobnych żydowskich firm, sklepików i warsztatów rzemieślniczych.
Zubożenie ogółu ludności spowodowało, że musiało dojść do swego rodzaju walki o przetrwanie między Polakami, ale też innymi nacjami zamieszkującymi II RP, a Żydami. Dlaczego?
Łatwiej zrozumieć ówczesną rzeczywistość i motywy niechęci do siebie na tle finansowym, gdy pamiętamy, że drobny handel w 80 proc. znajdował się w rękach Żydów. Oni też odgrywali główną rolę w rzemiośle. Taka sytuacja siłą rzeczy musiała wywoływać napięcia i dramaty między z jednej strony Polakami, Ukraińcami czy Białorusinami, a z drugiej - Żydami.
Z pewnością animozję między nacjami pogłębiał fakt, że Żydzi byli wyjątkowo licznie reprezentowani w grupie wolnych zawodów. Przeszło połowa lekarzy i adwokatów była pochodzenia żydowskiego, a na wschodzie odsetek ten przekraczał 70 proc. Sporą rolę odgrywali także w szeroko rozumianej kulturze. Wśród dziennikarzy do najbardziej znanych i najlepiej opłacanych należeli również Żydzi, m.in. Bernard Singer czy Konrad Wrzos. Na takim tle kwitła antysemicka propaganda obozu narodowego, do którego w latach 30. dołączyła się część sanacji i duchownych katolickich.
Powstał też pomysł tzw. getta ławkowego dla Żydów. Osobne ławki dla studentów żydowskich pojawiły się w większości uczelni w 1937 r. za nieformalną zgodą ministra oświecenia publicznego Wojciecha Świętosławskiego. Jednak narodowcom nie udało się w Sejmie przeforsować legalizacji zasady numerus clausus (by liczba studentów odpowiadała procentowemu udziałowi konkretnej nacji w państwie polskim).
Dziwny polski Żyd
Zdaniem prof. Andrzeja Żbikowskiego z Centrum Badań nad Zagładą Żydów należy przede wszystkim starać się zrozumieć, dlaczego zdecydowana większość polskich Żydów, w przeciwieństwie do francuskich czy niemieckich, pozostała wierna ortodoksyjnej tradycji religijnej, często bliższej wzorcom średniowiecznym niż nowoczesności? Odpowiedź, choć oczywiście pośrednią, daje esej wybitnego filozofa żydowskiego Abrahama Heschela.
Napisał on, że w Polsce ukształtował się odrębny typ Żyda. Traktował on życie z należną powagą, ale na sprawy doczesne patrzył z perspektywy życia wiecznego. Polski Żyd skupiał uwagę na wypełnianiu boskich przykazań, święte księgi przypominały mu o wyjątkowości losów pokoleń Izraela.
Przy takim myśleniu losy państwa polskiego, które powstało po przeszło stuletniej niewoli, były dla wielu Żydów czymś obcym, nieistotnym, a niekiedy wrogim.
Dwa bieguny
Należy pamiętać, że większość Polaków i Żydów żyła w całkowitej izolacji. Brakowało codziennych kontaktów, nawet jeśli mieszkali w tych samych domach. Żydzi inaczej się ubierali i zachowywali. Znajomość obyczajowości, religii i języka była znikoma.
Na kresach, zwłaszcza północno-wschodnich, ponad 90 proc. Żydów mówiło w języku jidysz, wywodzącym się ze średniowiecznych dialektów niemieckich. Niemała część Żydów nie znała polskiego. Protesty z ich strony wywołało wprowadzenie w latach 30. przepisu, że rzemieślnicy, obywatele polscy, muszą wykazać się znajomością języka polskiego.
Separowanie się obu nacji trwające przez wieki, odbiło się fatalnie w czasie niemieckiej i sowieckiej okupacji Polski, a i po zakończeniu wojny. To jednak odrębne zagadnienie.
Byli tacy i tacy
Oczywiście, że nie wszyscy polscy Żydzi byli tacy, jakich widział ich Heschel. Nie brakowało bezwyznaniowych, radykalnych socjalistów, komunistów, wyznawców idei syjonistycznych, ale też polskich patriotów najwyższej próby. Żydzi walczyli zarówno w Legionach, z bolszewikami w kampanii roku 1920, potem we Wrześniu'39.
Retoryczne jest pytanie o kształt kultury bez wspaniałych czy wręcz genialnych polskich Żydów, w tym tworzących w okresie międzywojnia, jak Bolesław Leśmian, Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Roman Brandtstaetter.
W II RP Żydzi byli tą mniejszością narodową, która dysponowała zdecydowanie najsilniejszą prasą. Jej rozwój datuje się od początków XX w. W połowie 1918 r. w Krakowie po polsku zaczął wychodzić "Nowy Dziennik". Jego założycielem był Ozjasz Thon, krakowski rabin z synagogi Tempel, twórca ruchu syjonistycznego w Galicji, polityk, poseł koła żydowskiego od 1919 do 1935 r.
W 1922 r. ukazywało się w Polsce 58 pism żydowskich, w tym 18 dzienników, o łącznym nakładzie 300 tys. egzemplarzy. 70 proc. z nich wychodziła w jidisz. Ten język nie przyjął się jednak w obiegu naukowym, choć pisali w nim wybitni naukowcy, np. Ignacy Schiper, Majer Bałaban, Emanuel Ringelblum czy Zaslan Reisen.
Ale również Polacy i inne nacje zamieszkujące II RP nie interesowali się na ogół życiem żydowskich sąsiadów. Wiedzieli o nich niewiele, stereotypy dominowały. Żydów inni widzieli na ogół jako jednolitą grupę, co było kompletnie nieprawdziwe. Isaac Bashevis Singer, noblista, który pisał głównie w jidisz, już po wyjeździe z Polski w 1935 r. napisał, że "Żyd litwak z okolic Wilna i galicyjski chasyd z okolic Bełza zupełnie nie mogli się porozumieć, nie mieli też o sobie najlepszego zdania".
Wyjątkowa Polska
Nie sposób zrozumieć dziejów polskich Żydów w okresie II RP, a także wcześniejszych relacji między obu społecznościami, bez uświadomienia sobie skali liczebności Żydów. Według spisu z 1931 r. do wyznania mojżeszowego, które utożsamiano z narodowością żydowską, przyznało się 3,1 mln osób. Stanowili oni 9,8 proc. ludności II RP. W przededniu II wojny światowej w Polsce mieszkało około 3,4 mln Żydów.
Choć w międzywojniu spadał w II RP odsetek Żydów, to jednak w Europie nie było kraju, w którym mieszkałoby ich tak wielu. W świecie tylko w USA diaspora żydowska była liczniejsza. W niejednym polskim mieście, a nawet miasteczku, Żydów było więcej niż w wielu państwach.
W Warszawie w latach 30. XX stulecia mieszkało ok. 355 tys. Żydów (ponad 30 proc. ogółu mieszkańców stolicy). To było więcej niż żyło ich wtedy w całej Palestynie. W Łodzi stanowili ok. 205-tysięczną populację (33 proc. ogółu mieszkańców): większą niż w całej Francji. W Krakowie przed wybuchem wojny Żydów było blisko 60 tys. (26 proc.): więcej niż we Włoszech. W 1939 r. Tarnów liczył 56 tys. mieszkańców, z czego około 25 tys. było Żydami (45 proc.). To oznacza, że żyło ich w tym mieście tyle, ile w całej Szwajcarii. W Nowym Sączu było ich 10 tys. (30 proc.): sporo więcej niż w Szwecji.
Jednocześnie ponad 3-milionowa społeczność żydowska bardzo nierównomiernie zasiedlała ziemie II RP. W województwach centralnych mieszkało ich 57 proc. W dawnej Galicji co czwarty, na wschodzie co szósty, a w Polsce północnej i zachodniej prawie ich nie było.
Ciekawe jest też, że struktura osiedlenia ludności żydowskiej była w zasadzie odwrotnością realiów ogólnopolskich. O ile bowiem 72 proc. obywateli II RP mieszkało na wsiach, to mniejszość żydowska stanowiła tam 23 proc., choć z pracy na roli utrzymywało się tylko 4 proc. z nich. To oznacza, że 77 proc. mieszkało w miastach. W największych z nich istniały, zresztą od dawna, swoiste żydowskie miasta w mieście, jak Kazimierz w Krakowie czy Nalewki w Warszawie.
Najliczniej jednak wyznawcy religii mojżeszowej zamieszkiwali w małych miastach i miasteczkach. W Bereźnie na Wołyniu (dzisiejsza Ukraina) stanowili 95 proc. W leżącym niedaleko Lubomlu 93 proc., w Dąbrowie Tarnowskiej - ponad 80 proc. W Brodach, Biłgoraju, Tomaszowie, Pińsku, Oświęcimiu i w wielu innych miastach i miasteczkach, stanowili co najmniej połowę ludności.
Na politycznej scenie
W odrodzonym państwie polskim, Żydzi zaczęli organizować się w partie polityczne. Po lewej stronie sceny politycznej toczył się spór pomiędzy PPS a żydowskim Bundem. To stronnictwo uznawało hasło emigracji do Palestyny za utopijne, walczyło o rozwiązanie kwestii żydowskiej przez socjalistyczną przebudowę społeczeństwa. Bund domagał się uznania języka jidysz za urzędowy.
Żydowska Partia Ludowa postulowała przyznanie Żydom autonomii kulturowo-narodowej, uznania jidysz za język narodowy i urzędowy w Polsce. Chciała też zagwarantowania procentowego obsadzania urzędów państwowych, czyli zapewnienia Żydom około 10-proc. puli.
Największą siłą polityczną byli syjoniści, rozproszeni jednak pomiędzy liczne ugrupowania. Syjonistów jednoczył cel pracy na rzecz nowego państwa żydowskiego w Palestynie oraz poprawy warunków życia w samej Polsce. Dzieliły ich jednak poglądy na temat sposobu zrealizowania celu. Grupa syjonistów Icchaka Grunbauma pragnęła zbudować silną pozycję Żydów w Polsce.
Natomiast wokół Leona Reicha i Ozjasza Thona skupili się tak zwani galicjanie. Wykazywali oni znaczną elastyczność i wychodzili naprzeciw polskiemu rządowi i polskim partiom politycznym. Nie chcieli prowokować antyżydowskich reakcji w polskim społeczeństwie.
Włodzimierz Knap