Armia "Łódź" w kampanii wrześniowej. Czy w 1939 roku można było bronić się dłużej i skuteczniej?

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Jedną z największych słabości polskiej piechoty był brak transportu. Piechurom najczęściej pozostawały do dyspozycji własne nogi.
Jedną z największych słabości polskiej piechoty był brak transportu. Piechurom najczęściej pozostawały do dyspozycji własne nogi. Fot. Wikimedia
Do wojny trzeba być gotowym na długo zanim wróg stanie u bram. Budować armię, odpowiednio ją wyposażyć, przewidzieć zamiary przeciwnika. Jeśli wszystko robi się na ostatnią chwilę, nawet największe poświęcenie i bohaterstwo żołnierzy nie odwróci skutków dysproporcji sił i uzbrojenia. A to właśnie stało się udziałem Armii „Łódź” we wrześniu 1939 roku.

Armia „Łódź” miała bronić Łodzi i Piotrkowa. W Piotrkowie Niemcy byli 5 września, w Łodzi trzy dni później. Z liczącej ponad 80 tysięcy żołnierzy armii zostały rozproszone oddziały. Jak to się stało? Czy można było bronić się skuteczniej i dłużej? Czy dowódca armii gen. Juliusz Rómmel na pewno stanął na wysokości zadania?

Armię „Łódź”, tak jak pozostałe armie, zaczęto tworzyć dopiero wiosną 1939 roku, kiedy Niemcy zajęli już resztkę Czech oraz litewską Kłajpedę. 24 marca przybył do Łodzi gen. Juliusz Rómmel wraz ze swoim sztabem i w ciągu tygodnia wytyczył główną linie obronną dla swojej armii. Wielkiego wyboru nie miał. Jedyną poważną przeszkodą terenową między granicą niemiecką a Łodzią, z kierunku południowo-zachodniego były rzeki Warta, Widawka, a dalej w kierunku Piotrkowa Rakówka i Prudka. Linia obrony wytyczona przez Rómmla sięgała od Glinna koło miasteczka Warta przez okolice Szczercowa i Bełchatowa do Rozprzy pod Piotrkowem. Oznaczało to konieczność obrony na odcinku ponad 100 kilometrów czterema dywizjami piechoty i dwoma brygadami kawalerii. Żeby myśleć o skutecznej obronie, Rómmel powinien mieć przynajmniej trzy razy tyle wojska. Linia obrony zamiast grubego sznura przypominała cienką nitkę, którą wróg mógł łatwo przeciąć i bez przeszkód popędzić w kierunku Łodzi i Warszawy.

W takiej samej sytuacji były pozostałe polskie armie. Do tego lotniczą osłonę zapewniały zaledwie 22 samoloty myśliwskie PZL P-11c i PZL P-7, które mogły zaczaić się na niemieckie bombowce, ale nie miały szans w pojedynku z myśliwskimi messerschmittami. A jak się okazało w trakcie kampanii, to panowanie w powietrzu było kluczem do zwycięstwa.

Rzut oka, czym dysponował gen. Rómmel i nacierający na odcinku Armii „Łódź” Niemcy: 80 tysięcy żołnierzy przeciwko 190 tysiącom, 49 czołgów przeciwko 600, 288 dział przeciwko ponad 1500. Lotnictwa nie ma nawet co porównywać, za to warto zauważyć, że niemiecką piechotę transportowały ciężarówki, natomiast polską jej własne nogi. To skutkowało nie tylko różnicą w szybkości posuwania się naprzód i manewru, ale i wycieńczeniem polskich żołnierzy.

Same rzeki to nie przeszkoda, dlatego wiosną 1939 roku na gwałt rozpoczęto budowę umocnień. Czas naglił, więc budowano przede wszystkim żelbetowe bunkry dla cekaemów, których powstało zaledwie 36. Do chwili niemieckiego uderzenia nie udało się dokończyć ponad 50 kolejnych. Co gorsza, ani jeden taki schron nie powstał na odcinku między Borową Górą a Sulejowem, gdzie poszło najcięższe niemieckie uderzenie.

Czy mogło jednak być inaczej, skoro w Polsce fortyfikacje budowano na wschodzie, a umocnienia na zachodzie zaczęto wznosić właściwie w ostatniej chwili? Budowane schrony miały też tę wadę, że strzelnice w nich były skierowane tylko w kierunku spodziewanego ataku wroga. W trakcie walk niemieccy żołnierze, którzy przedarli się przez linie okopów i bunkrów, bez problemów wybijali załogi, zachodząc schrony od tyłu.

Skrzydła były najsłabsze

1 września zastał Armię „Łódź” rozciągniętą wzdłuż granicy z Niemcami. Takie zresztą było założenie: w walkach granicznych maksymalnie wykrwawić Niemców, opóźnić ich marsz i wycofać się na przygotowaną wcześniej główną linię obronną między miasteczkiem Warta a Piotrkowem.

Największy sukces odniosła w tych walkach Wołyńska Brygada Kawalerii, która w bitwie pod Mokrą zniszczyła lub uszkodziła około 50 niemieckich czołgów. 28 dywizja piechoty przez dwa dni broniła podejść do Wielunia, by w końcu po ciężkich walkach wycofać się za Wartę. 30. dywizja piechoty po walkach pod Działoszynem oderwała się od Niemców i spokojnie obsadziła pozycje na linii Widawki koło Szczercowa.

4 września Niemcy uderzyli na główną pozycję obronną Armii „Łódź”. Niemieckie kolumny, przemieszczające się w kierunku pozycji Armii „Łódź” , zostały skutecznie zbombardowane przez bombowce „Łoś”, ale to nie mogło zatrzymać natarcia, tym bardziej że siedem „Łosi” od razu zostało zestrzelonych.

Do wyliczonej wcześniej ogromnej dysproporcji sił trzeba doliczyć jeszcze jeden czynnik: to Niemcy wybierali, w którym miejscu skoncentrują swoje siły. I wybrali jak najgorzej dla Armii „Łódź” i jej dowódcy. Najsilniejszym związkiem gen. Rómmla była 30. dywizja piechoty. Obsadził nią środkową część linii obrony w okolicy Szczercowa, osłaniając w ten sposób kierunek na Łódź, tymczasem Niemcy głównymi siłami uderzyli na znacznie słabsze skrzydła.

Najłatwiej poszło Niemcom w okolicach miasteczka Warta. Polacy nie zdążyli nawet wysadzić mostu. Dochodziło do sytuacji kuriozalnych. 31. Pułk Strzelców Kaniowskich, który zmierzał na swoje pozycje nad Wartę koło Mnichowa... zastał tam już Niemców.

Piotrkowskie Termopile

Na domiar złego między Armią „Łódź” a znajdującą się po sąsiedzku na prawym skrzydle Armią „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby wytworzyła się luka szerokości 3o kilometrów, której nikt nie bronił. Poszczególne armie podlegały bezpośrednio Naczelnemu Wodzowi Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu, a współdziałanie między samymi armiami nie istniało.

Wyjątkowo krwawe boje toczyły się w tym samym czasie na lewym skrzydle Armii „Łódź”, na 20-kilometrowym odcinku od Księżego Młyna koło Bełchatowa do Rozprzy koto Piotrkowa, którego centralnym punktem obrony była Borowa Góra. Bronił go oddział wydzielony pułkownika Ludwika Czyżewskiego, który podlegał gen. Wiktorowi Thommee, dowódcy Grupy Operacyjnej „Piotrków” (część Armii „Łódź”). Zażarta obrona Borowej Góry przez 2. Pułk Piechoty Legionów, kontratak poprowadzony tam osobiście przez płk. Czyżewskiego - to wszystko sprawiło, że obrona przeszła do historii jako Piotrkowskie Termopile.

Na lewo od pozycji pułkownika Czyżewskiego, koło Rozprzy i Jeżowa, na słabiutki polski batalion uderzyła niemiecka dywizja pancerna. 5 września, w dramatycznej sytuacji do akcji wkroczył polski batalion pancerny. Technicznie polskie czołgi 7TP były w stanie sprostać niemieckim, ale 49 czołgów przeciwko 180 nie miało szans. Trzeba było się wycofać. Po południu tego samego dnia Niemcy byli już w Piotrkowie.

Generał Wiktor Thommee, dowódca Grupy Operacyjnej „Piotrków”, zwrócił się do gen. Rómmla o zgodę na użycie Wołyńskiej Brygady Kawalerii, ale Rómmel powiedział „nie”. Czy jednostka, która kilka dni wcześniej tak przetrzebiła niemieckie czołgi w bitwie pod Mokrą, uratowałaby sytuację pod Piotrkowem? Na jakiś czas na pewno tak.

Generał zostawia armię

Niemieckie uderzenia na skrzydłach sprawiły, że centrum Armii „Łódź”, szczególnie najsilniejsza 30. dywizja piechoty, zostało zagrożone otoczeniem. Wieczorem 5 września, po zaledwie dwóch dniach walk na głównej linii obrony, oddziały Armii „Łódź” na rozkaz gen. Rómmla zaczęły się wycofywać, kryjąc się po lasach, wycieńczone, bez czasu na sen i odpoczynek.

A co w tym czasie zrobił generał Rómmel? Wydał rozkaz odwrotu i zostawił swoją armię. Rankiem 6 września spakował sztab mieszczący się w pałacu Heinzla w parku Julianowskim w Łodzi i wyruszył w kierunku Mszczonowa, gdzie od marszałka Rydza-Śmigłego otrzymał rozkaz stawienia się do Warszawy. Oznaczało to w praktyce, że na własne życzenie stracił możliwość dowodzenia armią, nie mówiąc już o tym, że zostawianie walczących żołnierzy to mało chwalebny czyn.

Tym większy szacunek musi budzić postawa podlegającego dowódcy Armii „Łódź” gen. Wiktora Thommee, dowódcy Grupy Operacyjnej „Piotrków”. Nie mając pojęcia, gdzie znajduje się jego zwierzchnik wraz ze sztabem, gen. Thommee samorzutnie podporządkował sobie część dostępnych oddziałów Armii „Łódź”, de facto stając się jej dowódcą. Podczas ciężkich walk odwrotowych Thommee przeprowadził część ocalałych oddziałów do twierdzy Modlin, obejmując dowodzenie jej obroną.
Armia „Łódź” podzieliła los innych polskich armii, słabo wyekwipowanych, pozbawionych lotniczego wsparcia i osłony, nadmiernie rozciągniętych na długiej linii obrony. Nie obroniła ani Piotrkowa, ani Łodzi, bo obronić nie mogła. Jedyną szansą ratunku było szybkie natarcie armii francuskiej i brytyjskiej z zachodu, które nigdy nie nastąpiło.

Korzystałem m. in. z książek: Tadeusz Bogalecki „Żołnierze Armii Łódź” i „Główna pozycja obrony Armii Łódź we wrześniu 1939 r.”, Jerzy Kirchmayer ,,Uwagi i polemiki. Na marginesie wspomnień dowódcy Armii „Łódź” gen. Rómmla”.

Huk myśliwców wielozadaniowych F-22 Raptor i F-16 z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego Łask, w Bełchatowie słychać często, natomiast samych maszyn w pełnej okazałości z dołu nie widać.

Zdjęcia myśliwców nad elektrownią Bełchatów. F-22 Raptor i F...

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Armia "Łódź" w kampanii wrześniowej. Czy w 1939 roku można było bronić się dłużej i skuteczniej? - Dziennik Łódzki

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia