Fabryka śmierci

Brama obozu w Sławęcicach.
Brama obozu w Sławęcicach.
Syntetyczna benzyna potrzebna armii do podboju kolejnych krajów, materiały wybuchowe, cyklon B - wszystko to produkowano w zakładach pod Kędzierzynem.

III Rzesza miała trwać tysiąc lat i rozciągać się od Atlantyku aż po Ural. Do osiągnięcia tego celu trzeba było jednak nie tylko nowoczesnych czołgów oraz niezawodnych samolotów. Najlepszy nawet sprzęt staje się bowiem bezużyteczny, jeżeli zabraknie do niego paliwa.

Sęk w tym, że w latach 30. ubiegłego wieku pokłady ropy naftowej w Niemczech były bardzo ograniczone, a kupowanie jej od innych krajów w warunkach już prowadzonej wojny mogło być ryzykowne z punktu widzenia strategii prowadzenia walki. Wyjściem z sytuacji okazało się produkowanie syntetycznej benzyny, pozyskiwanej z węgla. Wiedzę na temat jej pozyskiwania sprzedali Niemcom... Amerykanie. To o tyle ciekawe, że musieli mieć oni świadomość, iż zwiększają w ten sposób prawdopodobieństwo wybuchu II wojny światowej.

Dla miłośników spiskowych teorii świata fakt ten jest dowodem na to, że największy zbrojny konflikt w historii świata miał nieco inne przyczyny niż te znane z oficjalnych podręczników do historii. Niektórzy twierdzą nawet, że Hitler mógł być tylko narzędziem w rękach innych, potężnych, ludzi związanych z biznesem.

Padło na nas, bo tutaj była bieda

Instalacje do produkcji owej syntetycznej benzyny zdecydowano się zbudować m.in. wokół miasta kolejowego Heydebreck, czyli współczesnego Kędzierzyna-Koźla.

Dlaczego akurat tu? Powodów było wiele, przede wszystkim ówczesna rejencja opolska należała do najbiedniejszych regionów Rzeszy. Po drugie, Niemcy szykowali się przede wszystkim do ekspansji na Wschód, więc takie umiejscowienie zakładów skracało czas transportu paliw dla armii. Ponadto tereny dzisiejszej Opolszczyzny względnie długo były poza zasięgiem lotnictwa aliantów. Do tego dochodziły jeszcze mniej istotne argumenty, między innymi takie, że ziemia w tych okolicach nie należała do żyznych.

Za budowę zakładów zabrał się kartel chemiczny I.G. Farben, zrzeszający najpotężniejsze niemieckie firmy, istniejące zresztą do dziś, jak Bayer, BASF czy Agfa Zaplanowano uruchomienie tzw. trójkombinatu, oprócz zakładów w Kędzierzynie - instalacje miały powstać także w pobliskiej Blachowni oraz przy istniejącej już od początku lat 30. koksowni Zdzieszowice. Tereny w Blachowni (wtedy Blechhammer) - konkretnie 830 hektarów zalesionej ziemi - sprzedał inwestorom książę Hohenlohe, właściciel Sławięcic i dóbr wokół nich.

Inwestycja kosztowała 1,3 miliarda marek. Najszybciej rozpoczęto prace w Zdzieszowicach (Odertall), później ruszyła budowa zakładów w Kędzierzynie, na terenie których znajduje się obecnie firma ZAK, zwana potocznie "Azotami".

Początkowo zakładano, że będzie tu pracować 4200 osób. Dla połowy załogi planowano wybudować w pobliżu fabryki mieszkania Wraz z postępem robót ówcześni planiści orientowali się, że dla utrzymania produkcji potrzebnych będzie coraz więcej lokali. Szacowano, że aby zapewnić niezbędną produkcję dla potrzeb niemieckiej armii Kędzierzyn będzie musiał zwiększyć liczebność z kilku do ponad 50 tysięcy mieszkańców, z których spora część miała pracować właśnie w tutejszych zakładach chemicznych.

Pojawiła się szansa "zatrudnić" więźniów

Rozpoczęcie II wojny światowej wiązało się z faktem, że tysiące zdrowych mężczyzn z każdego rejonu Niemiec otrzymało wezwania do Wehrmachtu. Także z rejencji opolskiej.

Szefowie I. G. Farben musieli to przewidzieć. Mało tego, sytuacja taka była dla nich szansą wypróbowania zupełnie nowego "modelu biznesowego", opartego na niewolniczej pracy tysięcy jeńców wojennych. Zdaniem części historyków to właśnie z nadzieją na takie korzyści koncern I.G. Farben w przeszłości pomógł finansowo nazistom w przejęciu władzy w 1933 roku. Z tą tezą rozprawimy się jednak nieco później.

Pierwsi robotnicy przymusowi pochodzili z Kraju Warty, czyli dzisiejszego woj. wielkopolskiego. Z czasem przywożono też osoby z Generalnego Gubernatorstwa, głównie ofiary łapanek. Obozy dla jeńców i robotników przymusowych były integralną częścią wszystkich trzech zakładów. Wkrótce zaczęli się tam pojawiać obywatele z całej Europy. 30 listopada 1940 w samym Kędzierzynie pracowało już 244 jeńców brytyjskich, 239 Włochów, 44 Francuzów, a nawet 3 Portugalczyków. Z miesiąca na miesiąc było ich coraz więcej.
W kędzierzyńskiej fabryce wytwarzano materiały wybuchowe, a także cyklon B. To handlowa nazwa śmiertelnie trującego związku.

Chodzi o granulowaną ziemię okrzemkową nasyconą cyjanowodorem. Ten związek uwalniany był po wyjęciu ze szczelnego opakowania Cyklon B był stosowany do trucia więźniów niemieckich obozów zagłady (głównie w KL Majdanek i Auschwitz-Birkenau) w specjalnych komorach gazowych. Ofiarami byli głównie Żydzi i Polacy, zaś sam środek stał się jednym z symboli Holokaustu. Wytwarzanie cyklonu B w Kędzierzynie było co prawda jedynie częścią tzw. produkcji ubocznej, główne partie tego śmiertelnego produktu przyjeżdżały bowiem do Auschwitz z fabryki w Dessau.

Najważniejsza dla Kędzierzyna była wspomniana benzyna syntetyczna Technologia polegała na zgazowaniu węgla w 18 generatorach. Z otrzymanego gazu syntezowego wytwarzano alkohol zwany tanolem. Wyodrębniano z niego tzw. izobutanol, z którego następnie powstawał docelowy produkt, tj. izo- oktan. Ów izooktan wlewano do baków samolotów niemieckiej Luftwaffe. Oprócz tego w "Azotach" produkowano paliwa rakietowe i smary potrzebne wojsku równie mocno, jak same paliwa.

Armia Krajowa nie spała

Budowa potężnych zakładów pracujących na potrzeby armii niemieckiej wzbudziła zainteresowanie wywiadu Armii Krajowej. Z tego też powodu już w 1941 roku w Kędzierzynie utworzono placówkę gestapo, czyli tajnej niemieckiej policji. Mimo to wywiad AK rozpracował nie tylko rodzaj i wielkość produkcji, ale także system zabezpieczeń przeciwlotniczych.

Informacje na ten temat polski ruch oporu przekazywał aliantom. Amerykańskie lotnictwo 3 marca 1944 roku przeprowadziło pierwszy zwiadowczy lot. 7 lipca tego samego roku niebo nad Kędzierzynem zaroiło się od bombowców 15. Armii Powietrznej USA. Zbombardowane zakłady gaszono przez dwa dni. Naloty zaczęły się systematycznie powtarzać. Załogi, w tym jeńców, zmuszano do odbudowy zniszczeń, ale była to Syzyfowa praca Niedługo potem uznano je za bezproduktywne z punktu widzenia potrzeb wojennych. 31 stycznia 1945 Kędzierzyn zajęli Rosjanie, którzy szybko wzięli się za demontaż wszystkich w miarę sprawnych jeszcze urządzeń. Los Trzeciej Rzeszy był już wtedy przesądzony.

Wreszcie dochodzimy do największej zagadki, czyli roli I.G. Farben w rozpętaniu drugiej wojny światowej. Ponad wszelką wątpliwość w latach 1933-34 niemiecki koncern przekazał nazistom 84 miliony marek, dzięki którym mieli wygrać wybory i ustanowić nową władzę. Pieniądze te zostały przekazane wprost do kasy Narodowo- Socjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, w skrócie NSDAP.

Zanim to się jednak stało, I.G. Farben nawiązało wiele kontaktów z amerykańskimi przedsiębiorcami, m.in. z najbogatszym człowiekiem w historii świata Davidem Rockeffelerem. To właśnie założona przez niego spółka Standard Oil (jej spadkobierczynią jest znana firma Exxon Mobile) sprzedała Niemcom niezbędne technologie do produkcji syntetycznych paliw. Umowy z innymi amerykańskimi koncernami pozwalały Niemcom zdobyć także szczegółową wiedzę na temat produkcji i obróbek metali, w tym aluminium i magnezu.

To były ich najlepsze interesy w historii

Już w czasie II drugiej wojny światowej I.G. Farben stał się największym dostawcą surowców, półproduktów, paliw i broni dla niemieckiej armii. Ten kartel zapewniał dostawy 95 procent wszystkich bojowych środków trujących, blisko 90 procent materiałów wybuchowych, wszystkich smarów. Ponad połowa syntetycznej benzyny wykorzystywanej przez niemiecką armię pochodziła od I.G. Farben. Jednym słowem, kiedy miliony ludzi umierało z powodu działań prowadzonych w ramach II wojny światowej - niemiecki koncern robił najlepsze interesy w historii.

To on był też współwłaścicielem firmy Degesch produkującej słynny cyklon B, wykorzystywany do masowej eksterminacji narodu żydowskiego. Zwolennicy spiskowych teorii dziejów twierdzą, że to właśnie właściciele m.in. kędzierzyńskich zakładów doprowadzili do wybuchu drugiej wojny światowej, widząc w tym szansę na pomnażanie olbrzymich zysków. Ich zdaniem Hitler miał być tylko narzędziem w rękach wszechpotężnej korporacji, a obozy koncentracyjne nie zostały wymyślone przez "szalonych esesmanów", jak powszechnie przyjęto. Twierdzą, że to część tajnego planu mającego zapewnić potężnej korporacji olbrzymie zyski kosztem śmierci i katorżniczej pracy milionów ludzi.

Czy to szalona i pozbawiona jakichkolwiek racjonalnych argumentów teoria? Okazuje się, że nie do końca Już po wojnie podczas tzw. procesów norymberskich na ławie oskarżonych zasiadło 24 dyrektorów I.G. Farben. Postawiono im pięć zarzutów, pierwszy dotyczył "planowania, wszczęcia, prowadzenia wojny najeźdźczej w innych krajach" a drugi - uczestnictwa w spisku. Z tych dwóch zarzutów, pomimo licznych zebranych dowodów, wszyscy oskarżeni zostali jednak uniewinnieni. Połowa z nich trafiła jednak za kraty za inne przestępstwa, m.in. za grabieże i zbrodnie wojenne. Zostali skazani maksymalnie na 8 lat więzienia, ale większość z nich wyszła dużo szybciej.

Co ciekawe, bardzo szybko wrócili do pracy. Carl Wurster, który był szefem firmy zajmującej się produkcją cyklonu B już w 1952 roku został szefem BASF. Skazany za ludobójstwo inny szef I.G. Farben Fritz Meer objął w 1956 roku stanowisko prezesa słynnego Bayeru. Samo I.G. Farben było notowane na giełdzie we Frankfurcie aż do 2003 roku.

TOMASZ KAPICA, Nowa Trybuna Opolska

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia