W potarganej kopercie dwie pożółkłe, pozaginane kartki. Szczelnie zapełnione tym samym charakterem pisma. Żydówka pisze z przemyskiego getta do Polki. Dziękuje za pomoc, wymienia kogo ostatnio Niemcy zamordowali w getcie, opisuje jak jest ciężko i wspomina, że już niedługo może być koniec z nią i całą jej rodziną.
- Kilka dni temu sprzątałem domową bibliotekę. W naszej rodzinie był taki zwyczaj, że pamiątki po zmarłym zawijano w klepsydrę, czyli ogłoszenie o pogrzebie, i zawiązywano czarną wstążeczką. Znalazłem taki pakunek - opowiada Jan Hołówka, przemyślanin od wielu pokoleń. Znany i ceniony w mieście lekarz ginekolog i onkolog. Pasjonat regionalnej historii.
Odwiązał wstążeczkę, w środku było trochę dokumentów. Jego uwagę zwróciła jasnoniebieska koperta, na niej napis "List od Lotki".
- Kim była Lotka? W pierwszej chwili nie mogłem sobie przypomnieć. Zaraz, zaraz. Patrzę na te listy i zaczyna mi świtać. Mama nie raz opowiadała mi o żydowskiej rodzinie, którą wspierała podczas II wojny światowej - wspomina.
Przedwojenna przyjaźń
Rodzina Szpinerów. Żydzi. Przed II wojną światową i na jej początku mieszkali na ul. Kopernika. W budynku, który stoi do dzisiaj. Choć, oczywiście, od dawna ma już nowych właścicieli. Mąż pani Szpiner był rzeźnikiem. Mieli dwóch synów. Matka Jana Hołówki i pani Szpinerowa to koleżanki ze szkoły. Później również się przyjaźniły.
Niemcy wkroczyli do Przemyśla we wrześniu 1939 r. Na mocy porozumienia hitlerowców z Sowietami, miasto zostało podzielone pomiędzy tych dwóch okupantów. Niemcy zajęli zachodnią część, czyli Zasanie. Rosjanie wschodnią. Granicą była rzeka San. W 1940 r., przy ul. Dolińskiego, Niemcy utworzyli pierwsze getto. Trafili tam Żydzi z niemieckiej części miasta. Nie wszyscy, bo znaczna część przeszła do sowieckiej dzielnicy.
Szpinerowie mieli to szczęście w nieszczęściu, że mieszkali po stronie zajętej przez Rosjan. Ich żywot był trochę lżejszy niż Żydzi z Zasania. Nie byli zbyt majętni, rodzina robotnicza. Dzięki temu nie podpadli sowieckim komunistom. Ci, choć nie mordowali programowo Żydów, jak Niemcy, to jednak konsekwentnie realizowali swój plan wyniszczenia elity narodu polskiego. Ocenia się, że na Syberię zostało wywiezionych ok. 7 tys. Żydów przemyskich. Tych bogatych i z inteligencji.
Niezbyt długo jednak Szpinerowie cieszyli się tą względną wolnością.
Przepełnione getto do likwidacji
W 1941 r. Niemcy uderzyli na swojego sojusznika. Szybko zajęli całe miasto. Nowe getto powstało w prawobrzeżnej części Przemyśla, na Garbarzach. Od początku było przepełnione. Z tego powodu Niemcy od razu rozpoczęli realizować stopniowe akcje likwidacyjne.
Wstęp do getta z innych części miasta był zabroniony. Oczywiście, także wyjście z niego. Konieczne było specjalne pozwolenie. Złamanie zakazu groziło natychmiastową śmiercią.
- Było otoczone bardzo wysokim parkanem z drewnianymi sztachetami. Ludzie wyciągali gwoździe z dołu sztachet i w taki sposób robili korytarze. Tamtędy przekazywali żywność, pieniądze, odbywała się wymiana korespondencji. Czasami ktoś uciekał. Oczywiście wszystko to było zabronione a jedyną karą była śmierć - opowiada Leszek Włodek, historyk z Instytutu Kresów Wschodnich w Przemyślu. Od wielu lat zajmuje się historią przemyskich Żydów.
Jest zachwycony znalezionymi grypsami. - To dowód historii, tego, jak Polacy pomagali Żydom, jaka wtedy panowała sytuacja w mieście - mówi.
Pomagała, ryzykowała śmiercią
Z Hołówką i Włodkiem siedzimy w siedzibie instytutu. Panowie próbują odczytać, co napisała pani Szpinerowa.
- W tym miejscu dziękuje za pieniądze. W innym za jedzenie. Pisze, że jak coś dostanie od mojej mamy, to cała ich rodzina ma święto - odczytuje pan Jan.
Listy są świetnie zachowane, ale pismo jest niewyraźne.
- To były szybko pisane listy. Na byle jak wyrwanych kartkach - mówi.
- Ta jest z jakiegoś szkolnego zeszytu. A ta widać, że z jakiejś jakby dokumentacji księgowej. To były grypsy. Obie kartki były pozaginane w ten sam sposób. Chodziło o to, aby łatwiej je ukryć. Choćby w bucie czy w ubraniu. Może ktoś wychodzący do pracy to przeniósł - pan Leszek demonstruje sposób zaginania grypsu.
Pan Jan wspomina, jak po wojnie matka wielokrotnie opowiadała mu, jak pomagała Lotce Szpinerowej, swojej przedwojennej przyjaciółce. Traktowała to, jak swój honorowy obowiązek.
- Zawsze ja podziwiałem, teraz jeszcze bardziej. Miała przecież świadomość, że za takie działanie groziła kara śmierci. Nie tylko jej, ale również całej jej rodzinie - wspomina.
W Przemyślu straciła krewnego, który został powieszony przez Niemców za to, że pomagał Żydom.
Michał Kruk. 59 lat, kawaler. Życzliwy, pogodny, taka złota rączka, wszystko potrafił zrobić. Pomagał Żydom, ukrywał ich. Do czasu. Niemcy się o wszystkim dowiedzieli. Był 1943 r. Hitlerowcy postanowili urządzić pokazówkę. Na dziedzińcu szkolnym przy ul. Kopernika ustawili ogromną szubienicę. Następnie ściągnęli w to miejsce sporo ciekawskich mieszkańców. Oprawcy kpili sobie, najpierw powiesili psa. Dopiero później Kruka.
To była pierwsza publiczna egzekucja za pomoc Żydom w Przemyślu. Niemcy nie chcieli wydać zwłok. Trzeba było używać forteli. Zbrodnię na zdjęciu udokumentowało polskie podziemie. Podrzucili fotografię rodzinie zamordowanego.
Jak musiała się wtedy czuć mama pana Hołówki? Może była jeszcze silniejsza, bo nie przestała pomagać rodzinie swojej szkolnej przyjaciółki.
Nieznany los Szpinerów
- Jeden z listów musiał zostać napisany w połowie 1943 r., tuż przed ostateczną likwidacją getta. Pani Szpinerowa przeczuwa co nadchodzi. Żydzi w getcie musieli wiedzieć o planach Niemców. Od czasu ostatecznej likwidacji getta, kontakt z tą rodziną urwał się. Zapewne zostali zgładzeni w obozie albo getcie - mówi pan Jan.
We wrześniu 1943 r. przemyskie getto zostało zlikwidowane. W tym okresie mieszkało w nim już niewiele ponad 4 tys. Żydów. 3,5 tys. zostało wywiezionych do obozu koncentracyjnego Auschwitz, 500 do obozu w Szebniach, 115 do obozu pracy w Stalowej Woli. 115 rozstrzelano w Przemyślu, ciała spalono, a prochu wrzucono do Sanu. W której grupie byli Szpinerowie?
Norbert Ziętal
NOWINY